Z innym

wannaPóźne godziny. Odświeżywszy w ekskluzywnej wannie całe ciało owinęła się puszystym szlafrokiem w kolorze liliowego bzu i od niechcenia spojrzała w lustro.

– No proszę! – z uznaniem stwierdziła – lekki rumieniec, leniwie i kusicielsko połyskujące oczy… Wiesz co? Ty jesteś jeszcze całkiem, całkiem… moja droga… Niejeden miałby pokusę…

– Co z tego? – zaraz odpowiedziała samej sobie – A kto mnie tu teraz widzi?”

I odchodząc od lustra mimowolnie wzięła głęboki oddech, zrzuciła szlafrok, włożyła koronkową nocną koszulę i poczłapała w kierunku szerokiego łóżka w sypialni. „Wreszcie mogę się odprężyć, wreszcie mogę dać upust myślom. A i ciału po całym dniu i długim wieczorze należy się odpoczynek” – rozmyślała, beztrosko pogrążając się w półdrzemce w wygodnym łóżku, ignorując obecność leżącego obok męża…

Obraz „tamtego” zawisł w jej myślach jak płótno na głównej ścianie salonu. Nie wiedzieć czemu zdawało się jej, że w ten wieczór „tamten” siedział przy otwartym oknie sycąc w samotności oczy wieczornym, miejskim pejzażem… i myślał tylko o niej. Kieliszek wina, który sukcesywnie siąpił, koił zapewne wszystkie jego niepokoje i wątpliwości… Może chciał nawet do niej napisać SMS-a, że „tęsknie dźwięczy saksofon, a mu tak szkoda, że nie siedzi przy jego stoliku?” Ale jak miał napisać, skoro nie znał numeru komórki?

Tej nocy myślami więc była przy Nim. Oczywiście, wszystkiemu winien był piątek –trzynastego, jakżeby inaczej? Inaczej wyjaśnić panoszenia się w myślach obcego mężczyzny nie da się. A ona nawet nie wie, jak ma na imię, ale jest jej to teraz obojętne, i tak go czuje już przy sobie i nie chce, by znikło tak przyjemne poczucie nierealnej rzeczywistości”.Nie chciała czekać, aż „tamten” zauważy jej obecność. Mamiła ją jego sylwetka przy oknie. Ona dobrze wie, co powinna czynić, by zainteresować sobą tamtego i zniewolić: trzeba podejść i otrzeć się mimochodem o jego plecy. Niech poczuje, jak pulsują biotoki, a od razu wyrwie się z rozmyślań i przystąpi do działań. Jeśli idzie o nią – ona jest pewna, że chciałaby z nim zaznać wszystkiego, co tylko możliwe do przeżycia dla kobiety z upragnionym mężczyzną.

I oto próbuje sztuczki… Ale nim otarła się – on nagle odsuwa korpus, wstaje, nie dając odporu swymi plecami. Już stoi naprzeciwko, ściska jej ramiona: „sprawdzasz mnie?” Pochyla ją nieco do tyłu a ona bezwolnie poddaje się sile jego rąk. Ich wargi pali gorący oddech, więc studzą je w głębokim namiętnym pocałunku. Przestrzeń wypełnia się melodią, szumem fal albo deszczem. Saksofon „płacze”, a oni płynąc na wysokich rejestrach dźwięku poznają się wzajemnie i oswobadzają wściekle od odzieży, i robią wszystko, żeby bezzwłocznie poczuć najbardziej tajemne, żądne dotyków miejsca ich obnażonych ciał… Potem niech saksofon dusi się od fal zalegającej pasji. Ona, jak Maria Magdalena, przepełniona grzesznymi pragnieniami, będzie napawać się szczęściem z faktu bycia pożądaną i, nie sprzeciwiając się jego pragnieniom, będzie cieszyć się ich wspólną grą miłości.

Nie znając jego uczuć i doznań, ale i nie podejrzewając o obecność uczuć głębszych – zanurzy się w nim jak w jacuzzi. „Jesteś mój! Obcy… ale mój!” Jego usta i palce pozostawią po sobie niezapomniane poczucie obecności, które jej własne ciało długo będzie chronić w sobie, jak najcenniejszy talizman. Nienasycony skarb i wigor męskiego pożądania zaraz rozedrze ją na najmniejsze cząsteczki, ale ona zatopiona w słodkiej zmysłowości niewoli, tak bardzo będzie tego łaknąć, że wszystkie myśli skupi na tym, aby „bliskość” zadziała się do samego końca.

Muzyka miłości!… Ostatecznie zachrypnięty saksofon od namiętnych jęków, pasji i entuzjastycznych okrzyków – ucichnie „spalony” ze wstydu, w obecności tego trzeciego (męża!), zupełnie tu nie na miejscu… I jeszcze ten głośny oddech po wodospadzie przyjemności, jak symfonia poświęcony nieokiełznanej pasji, i to „dziękuję i przepraszam” – apoteozą obrazu-spotkania…

Wyczerpana wizją pozwoliła swemu drogiemu „mężowi-pomocnikowi” doprowadzić i jego pożądanie do końca. Nie trzeba było się zmuszać: słodkie wrota były całe wilgotne.

Reszta trwała kilkadziesiąt sekund… Przypomniała, że rano trzeba do pracy, że zostały tylko trzy godziny snu… Po kolejnych sekundach usnęła jak nieżywa.

 

Krótkie opowiadania o miłości

  1. Bardzo sprawnie i niezwykle obrazowo napisane to króciutkie opowiadanko. Mam jedynie drobne zastrzeżenia do poprawności językowej, a szczególnie do interpunkcji. Brakuje przecinków przed: owinęła się, mimowolnie, sycząc, i nie, a ona, namiętnym, płynąc,poznają; zbędne przecinki przed: i tak, jak najcenniejszy, tak bardzo. Ponadto powinno być napisane: „moja”, a nie „noja”; „obojętne”, a nie „obojetne”.
    Natomiast zupełnie rozumiem maniery nadużywania cudzysłowów. I to nie tylko przy całych fragmentach, ale również przy pojedynczych słowach. To samo dotyczy kursywy.

    • Janko…
      Bardzo dziękuję za wiele słusznych uwag.
      To prawda, interpunkcja nie jest tu najlepsza, a na obronę mam tylko to, że jak zwykle zbrakło czasu na autokorektę. Cóż… Taki już u mnie styl pracy: miast doprowadzać tekst do porządku – chwytam się za pisanie następnego 🙂
      Pozdrawiam serdecznie!
      JN

Skomentuj Janko Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *