Rozdział 1

Dziewczyna w wannie

 

Jesienny świt. Pierwsze leniwe promienie słońca ledwie co pojawiały się nad miastem świt nad ulicą  połyskując nieśmiało i z rzadka nad pomponikami budynków. Po szerokiej, acz kompletnie opustoszałej ulicy samotnie idzie młoda kobieta – jak sie zaraz okaże – osoba nietuzinkowa, rzec by można: oryginalna i ekstrawagancka,  nawet jak na dzisiejsze czasy. Prawdopodobnie każdy przypadkowy przechodzień, który mijałby tę dziewczynę nie mógłby nie rzucić na nią choćby krótkiego spojrzenia. Odziana była w długi, przeciwdeszczowy płaszcz, zapięty jedynie na górny guzik. Podczas ruchu poły okrycia szeroko rozchylały się na boki i wówczas mimo woli można było zobaczyć, że pod płaszczem żadnej więcej odzieży nie było. Półbuciki „z dołkiem” na jej bosych stopach, też najwyraźniej nie były przypasowane do sezonu: chodniki o tej porze często pokrywały szerokie kałuże, te – nie zawsze dało się mijać i czy chce się, czy nie – zimną wodą z kałuży moczyły się i pięty, i palce. Ten sam przechodzień o omijanej przez siebie kobiecie z pewnością stwierdziłby, że jest młoda, by nie powiedzieć bardzo młoda, że porusza się bez jakichkolwiek oznak pośpiechu, jakby w hipnotycznym transie, może i lunatycznym śnie. W istocie: krocząc z wystawionym podbródkiem do przodu sprawiała wrażenie osoby nawiedzonej, patrzącej przed siebie beznamiętnie, bezmyślnie, a w jej obliczu było coś takiego, co mogłoby sugerować, że dziewczyna może być po silnym, emocjonalnym szoku i że nie tyle idzie, ile porusza się siłą bezwładności, bez określonego kierunku i celu. Na jej pięknej i bez wyrazu twarzy nie uzewnętrzniały sie żadne uczucia.

Wszystko to na pewno odnotowałby nasz przypadkowy przechodzień, jakoż – że było wciąż jeszcze bardzo wcześnie, żadnych przypadkowych przechodniów nie było. Ale oto, jednak! – zza zaułka wyłania się nieoczekiwana postać mężczyzny. Nie wiadomo, czy mężczyzna usłyszał kroki naszej bohaterki, a nawet – czy odwrócił się do niej w ogóle z jakiegoś określonego powodu? Nie wiemy, i już. Ważne, kiedy zobaczył dziewczynę, zatrzymał się i, oczywiście, nie potrafił oderwać od niej wzroku, prawdopodobnie również omamiony jej niezwykłym, nietuzinkowym wyglądem.

A dziewczyna zrównując się z nim i już niemal mijając (niemal zostawiając go z tyłu) – nagle zatrzymała się, słowem: jakby się o coś potknęła. Przez moment stała jeszcze w tej swej mistycznej pozie, z którą się poruszała (z uporczywie wysuniętym podbródkiem do przodu). Po chwili jednak mechanicznie i powoli odwróciła głowę i zobaczyła owego człowieka – tego samego, którym okazał się nasz nieoczekiwany, poranny przechodzień.

Jej oczy zdawały się intensywnie wracać ze śniętej podświadomości i gwałtownie ożywać, dziewczyna zaczęła szybko dochodzić do siebie nie odrywając wzroku od napotkanego człowieka. Ten – patrzył na nią ciekawie ale i uważnie. Nagle „nasza spacerowiczka” obiema rękoma rozchyliła poły płaszcza, jakby rozsuwając kurtynę, raczac go nieoczekiwanie widokiem swej całej, jak Pan Bóg stworzył, postury!

– Podoba się? – Zapytała ostro i nieprzyjaźnie.

Młodego człowieka, jakby nagle odurzono łopuchem. Otworzył szeroko usta, zaczął ciężko dyszeć, a jego oczy rozszerzyły się. Lico z normalnego przemutowało mu w …głupie. Był oszołomiony i zastygł, jak skamilina. Ale naprawdę miał powód! Błysk ulicznej latarni wyświetlił w połach płaszczu młode, ponętne, żółto-złociste kobiece ciało. Dwa matowo-białe kopczyki piersi z ciemnobrązowymi krążkami (wokół niedużych sutków) jakby nieśmiało odchylały się od siebie w różnych kierunkach czym urokliwie kokietowały. Płaski, zupełnie jeszcze dziecięcy brzuch lśniący połyskiem uwieszonego w pępku srebrnego kolczyka (tzw. „peep dreiw” u współczesnego pokolenia „pepsi”) i to podbrzusze przyozdobione falującą strzałką wskazującą drogę do ciemnego trójkącika – pozbawiły chłopaka tchu. Wszystko co ujrzał, jak silny magnes przyciągało wzrok i zniewalało zmysły. Trwało to, na szczęście tylko chwilę, po której, nagle – z tym samym głupim wyrazem twarzy – padł przed dziewczyną na kolana i z westchnieniem, z okrzykiem radości, jak nowocześni współcześni poganie czczą bożka, i jak w dawnych czasach, gdy prawdziwi wierzący czcili relikwie Świętego – przycisnął policzek do jej nagiego łona.

– Joj!! O-joj! – Od czasu do czasu słychać było między nielicznymi jękami spontaniczne zachwyty.

-No i?… – Dziewczyna obiema rękoma odsunęła od siebie głowę obcego faceta patrząc pytająco na niego z góry. – Może być?…

– ?? – spojrzał na nią błędnym wzrokiem…

– Muszę iść prosto, potem zawrócić, potem znów zawrócić i znów, i znów, i tak dalej, aż do końca życia … wszystkie zakręty … ale nadal iść prosto i zawrócić i znów prosto… czyż nie? – Odsunęła się, oswobadzając od uścisku i innych oznak oszołomionego i niekontrolującego się chłopaka.

Następnie sięgnęła do kieszeni palta i wyciągnąwszy opakowaną jasnym laminowanym sreberkiem prezerwatywę, zaczęła wyzywająco obracać nią w dłoni przyglądając się pakunkowi w skupieniu z każdej strony…

– Nie wiesz przypadkiem, co się  nią robi? – Spojrzała na nieznajomego – ten mimowolnie oblizał spierzchnięte wargi spieczonym językiem.

– Prawdopodobnie używa zgodnie z przeznaczeniem…

– Tutaj, na ulicy… jest mi zimno! – zadrżała, a przez jej twarz przemknęły naturalne symptomy rozwiązłości. – Mam nadzieję, że masz w pobliżu jakieś lokum?

– Mam na imię Stasiek, – przemówił w końcu młody mężczyzna dzielnie podnosząc się z kolan. Gdy już wstał zaczął zapinać na dziewczynie płaszcz, jakby ją czule obejmując. Potem uniósł i wziął ją na ręce i jak cenne znalezisko delikatnie przeniósł na drugą stronę ulicy, pod swoje mieszkanie.

Dziecięca ufność, z którą przytuliła się do niego, z którą uchwyciła go za szyję wypełniła duszę chłopaka takim niezwykłym ciepłem, że po raz pierwszy w życiu poczuł się nie tylko mężczyzną, ale i przede wszystkim rycerzem.

– I jak się czujesz? – Ostrożnie postawił w końcu dziewczynę w pobliżu drzwi od mieszkania, aby otworzyć zamek. – Powiesz, jak masz na imię?

– Później. Nie w takich okolicznościach powinnam się przedstawiać…

– Okay! – Zaakceptował ze zrozumieniem, po czym, gdy już otworzył drzwi odsunął się na bok, aby pozwolić dziewczynie wejść przodem. – Proszę! Tu jest wieszak. – I przerwał w pół słowa, – zaraz dam ci coś do ubrania, tylko postawię czajnik i przygotuję kąpiel.

Dziewczyna machinalnie zdjęła palto, zawiesiła je na wieszak i naga, jak gdyby nigdy nic, sin552weszła „na pokoje”. Widząc siebie w wielkim lustrze stwierdziła, że nie zdjęła jeszcze butów i że musi usunąć kolorową wstążkę, która zawieruszyła się jej we włosach. Poszurała nogami o dywan, powierzchała, aż jeden but za drugim wylądowały docelowo w korytarzu; przewiązała na szyi odzyskaną z włosów tasiemkę i znów spojrzała w lustro.

Tymczasem Stachu przygotowując dla dziewczyny kąpiel radośnie świstał sobie coś tam pod nosem i podspiewywał. Woda wlewając się do wanny pod standardowym ciśnieniem w połączeniu z pianą wesoło bulgotała. Kontrolował pęcherzyki, dopóki ciecz nie wypełniła wanny do połowy, a gdy kryska dopięła – zakręcił kurek, wziął głęboki oddech i odwrócił głowę w stronę lustra. Jego napalone ciało coraz bardziej traciło kontrolę nad oczyma. Te biegały po odbiciu zwierciadła wzdłuż i wszerz i nijak nie mogły skupić sie na jakimś konkretnym punkcie. Przedstawicielka lepszej połowy ludzkości mamiła i zawładnęła jego zmysłami bez reszty. Na sekundę wspomnienie o tym, dokąd się spieszył o tak wczesnej godzinie i gdzie nie poszedł z powodu tej dziewczyny, wywołało w nim symptomy pewnego zmieszania: żona jego kolegi zachorowała. Trudno, kolega z żoną zaczeka… Obraz roznegliżowanej dziewczyny – tam w pokoju – zbyt mocno już rozbudził zmysły, a głęboka nieposkromiona żądza uczyniły nogi zbyt ciężkie, by taszczyć je gdzieś-tam na zewnątrz. Zaczął zdejmować z siebie ubranie. Jego całe ciało przepełnione wigorem i energią domagało się uwolnienia witalności. Teraz i natychmiast!

– Kąpiel gotowa! – Zawołał jakimś cudzym, nieznanym sobie głosem, i w tym samym momencie stali już obok siebie.

Dwiema rękoma delikatnie dotknął jej ramion i mocno przycisnął się do tylnej, dolnej krągłości jej ciała. Ten nieoczekiwany gest prawdopodobnie przywrócił dziewczynie jakiś koszmar z minionej nocy, gdyż krzyknęła z przerażeniem i  odwróciła raptownie głowę do chłopaka, chowając całą twarz w dłoniach. Starała się kryć oblicze przed wszystkim, co się z nią działo. „Ja, ty, on, ona – rodzina wyśniona!” – donośnie rozbrziewwał w uszach głos jej ojca. Nadal chowając twarz w dłoniach kiwała się na boki, w końcu oderwawszy ręce od twarzy zaczęła nimi machać – również w takt wewnętrznie słyszanej piosenki: – Ja, ty, on, ona…, – by po krótkiej chwili opuścić ręce i zatrzymać je na przyrodzenie chłopaka. Zamykając oczy zawołała:

– Ty też… jesteś gotowy!… Co za „wyśniona” rodzina!

– Jaka jesteś piękna! – szepnął, nie bardzo rozumiejac jej słowa i mimowolnie wszczynając swe inicjujące ruchy. – Chcę cię! Czy mogę?

– Nie teraz! – zupełnie, jakby po krótkim namyśle, przerwała mu i odepchnęła go. – Potem! …Wnieś mnie. Chcę być malutka. Ostatni raz tata kąpał mnie gdy miałam sześć latek. Tak, po raz ostatni…

Wzdychając w oczekiwaniu podniósł ją i poczuł, jak jego męska chuć zanika.

– Widzisz, co zrobiłaś?!dziewczyna-w-wannie-likely-pl-f9659c2e

– Myślę, że jesteś przyzwyczajony do wszystkiego od razu! Ze mną tak nie można. Nawet się jeszcze nie znamy. – dość racjonalnie zreplikowała.

– Jak mam na imię, wiesz – mruknął z irytacją dolewając płynu do kąpieli. – Chcesz, mogę cię nazywać Naną, może być?

Dziewczyna spojrzała na swój wymalowany wskaźnik na brzuchu, i marszcząc czoło odepchnęła głowę chłopaka za wannę i zasunęła zasłonkę.

Znalazłszy się na zewnątrz łazienki i uzmysławiając sobie komizm całej zaistniałej sytuacji spojrzał na zegarek i nagle otrząsnąwszy się szybko zaczął wciągnąć spodnie.

Ubrany znów podszedł do drzwi łazienki:

– Słuchaj, muszę wyjść, ale wkrótce wrócę. Nie zaśnij w wannie. Rzeczy masz na kanapie. Tylko proszę, nie wychodź. Będę migiem. Wszystko, czego potrzebujesz do jedzenia, znajdziesz w lodówce, okay? Ach, zapomniałbym – zamek w drzwiach: angielski. Nie wychodź niechcący, bo się zatrzaśnie. Wrócę szybko. Zostaniesz? Proszę cię, zostań!

– Nie wyjdę. Ja nawet nie mam spodni.

– Jaki masz rozmiar?

– Czterdzieści cztery.

– Okay, kupię, tylko jeszcze raz proszę, nie wychodź.

Upraszające nutki Stacha sprowokowały jej ciche westchnięcie.

Gdy zatrzasnęły się za nim drzwi przez twarz dziewczyny mimowolnie przemknął grymas przerażenia. „a właśnie że wyjdę, wyjdęęęę…” – w nieznanym mieszkaniu rozległ się z wanny, cichy, namiętny kobiecy głos.

 

do spisu rozdziałów

1 komentarz do “Rozdział 1

  1. Historia chwyta … Oczywiste jest, że bohater trafił. I chyba nie kulą w płot, raczej na prezent od losu. Chłopak stracił głowę natychmiast, teraz będzie można nim manipulować. I nawet nie w dziewczynie tu zwieńczenie losu, ona jest tylko narzędziem do odkrycia bohaterowego szaleństwa… Nana bardziej jest podobna do sukkuba. Nie całkiem z niej ludzka istota.
    Początek mi się spodobał. Wciąga. Wkrótce poczytam następne rozdziały

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *