Formuła wieczności

– 1 –

– Dzień dobry państwu! Dzień dobry, drodzy telewidzowie! W imieniu Domu Medialnego „From Paris to Berlin” a także w imieniu jego kultowej redakcji „Kurier Szamański” serdecznie witam Państwa ja – Caterina Fille, wasza wieloletnia prezenterka, sługa i redaktor…

Już w sekundę po rozpoczęciu audycji i wejściu na scenę Cateriny widownia przywitała swą ulubienicę rzęsistymi oklaskami. Od czasu wykupienia Kuriera przez dom medialny FPTB wszystkie audycje i wszystkie wywiady ze znakomitymi gośćmi transmitowane są z kurierowej estrady przekazem na żywo.

– Brawo Caterina Fille! – ktoś z dala Sali spontanicznie krzyknął, – Kochamy cię!… Brawo Kurier Szamański! – ktoś inny zawtórował. Sala rozgorzała owacyjnymi, żywiołowymi wiwatami.

– Drodzy państwo, dziękuję, dziękuję! – próbowała przyciszyć wzmagający się aplauz.

Gdy po około minucie nieustających oklasków emocje nie słabły – doświadczana w poskramianiu ludzkiego żywiołu Fille – jednym krótkim gestem dłoni ale i z szerokim uśmiechem na twarzy, zdecydowanie zaprosiła na estradę swego pierwszego gościa. Wówczas aplauz  wolno, acz posłusznie sekunda po sekundzie zaczął przycichać, by w końcu sala zamilkła w hipnotycznym oczekiwaniu.

– Drodzy państwo!, – doczekawszy się ciszy, wznowiła przywitania Fille, – dziś mam zaszczyt i przyjemność przedstawić wam naszą najmłodsza redakcyjną latorośl, zjawiskową Clavię – miłośniczkę Miles’a Davisa i kultury kolumbijskiej. Clavio, zapraszamy na scenę!

Po jej słowach na estradę wbiegła niczym młoda gazela dwudziestoparoletnia kobieta z kusym warkoczykiem, w krótkiej muślinowej sukience ozdobionej ilustracjami motyli, i skórzanymi kozaczkami po kolana. Na jej widok sala niezwłocznie zareagowała kolejnym, gorącym aplauzem.

– Witam państwa i ja bardzo serdecznie! – z niemałym tupetem, ale i estradową ogładą skłoniła się publiczności, do pasa. – Moja starsza, znakomita koleżanko i jednocześnie największa idolko estrady: Caterino Fille – witam ciebie, przyjaciółko, witam ciebie, Kasiu!…

– Witaj, Clavio – z uśmiechem, ale i z subtelnie postrzeganym dystansem odwzajemniła powitanie Caterina Fille.

Obie panie wymieniły się ze sobą kurtuazyjnymi uściskami.

– Clavio, publiczność jest twoja. Oddaję ci głos i pałeczkę prezenterki, – oznajmiła protekcyjnie, acz z wyrafinowanym humorem Fille.

– Dziękuję Kasiu. Postaram się, aby był to dla państwa wieczór i niezwykły w ciekawe wydarzenia, i niezapomniany. A to wszytko z uwagi na osobowość naszego przewspaniałego gościa!

– Clavio, prosimy zatem…

– Drodzy państwo, przed chwilą moja wspaniała koleżanka Caterina – zdradziła już państwu mój pierwszy, wielki sekret: tak! Pasjonuje mnie Kolumbia. A wiecie, państwo, dlaczego? – i zwracając się do widowni zawiesiła w oczekiwaniu głos… – Bo to co od nas dalekie, co kojarzy się z ludzkimi używkami, namiętnościami, pragnieniami… jest tym, za czym tęsknimy. Prawda? A ja – jako wciąż dla państwa nowa i być może jeszcze tajemnicza prezenterka – te najbardziej tajemnicze tajemnice chciałabym choć częściowo dla państwa poodkrywać!

– Jak na początek nieźle sobie poczyna, – stojąca za kulisami sceny producentka programu Monika Aleksandryjska-Kozioł pokiwała z aprobatą głową do Łukasza Niebowzrocznego – reżysera. – Będziemy z niej jeszcze mieli wiele pożytku. – z wyraźną satysfakcją podsumowała.

Na Sali ponownie odezwały się wesołe wiwaty i oklaski.

– Clavia! – kochamy cię. – Jakiś młody człowiek deklarując prawdopodobnie swe własne najskrytsze uczucia  wrzucił na estradę bukiet czerwonych róż. Podnosząc go – w podziękowaniu uśmiechnęła się do chłopaka a dla całej publiczności przesłała znad dłoni zwiewny, słodki pocałunek.

– Clavio, – zwróciła się do niej Caterina Fille, – Dzisiaj twój pierwszy z nami wieczór. Ufamy, że będzie wspaniały….

– I ja tak się spodziewam, Kasiu…

– Kogo zatem chciałabyś nam przedstawić? – a uśmiechając się do niej i kokieteryjnie puszczając oko, dopowiedziała: – Kogo, Clavio, zamierzasz dziś oskubywać dla nas z nimbu tajemnicy?

Clavia odłożyła róże na pobliski stolik. Wyprostowała się i stojąc ostentacyjnie na baczność jednym tchem oznajmiła:

– Szanowni państwo… i droga Caterino… Zaprośmy na estradę wybitnego kolumbijskiego uczonego, znakomitego znawcę filozofii wszechbytu, matematyka i propagatora formuły wieczności i, co najważniejsze, z pochodzenia i z emocjonalnego wyboru Polaka(!) – Piotra Kulawika! – a po krótkiej chwili, już zupełnie na luzie wykrzyknęła; – Drodzy państwo! Przywitajmy gorąco pana Piotra! – i szerokim wymachem ręki skierowała uwagę publiczności na schodki prowadzące do estrady.

Światło na scenie, podobnie jak i na widowni, ściemniało do półmroku. Korzystając z okazji pani redaktor Fille ze stosowną elegancją, ale i z profesjonalną dyskrecją, niepostrzeżenie przemknęła za kulisy. A tymczasem sala ponownie wybuchła oklaskami. Po niewysokich stopniach zbliżał się w stronę sceny nobliwy, postawny mężczyzna. Punktowy reflektor odprowadzał jego sylwetkę aż do czekającej z rozpostartymi ramionami Clavii. Zanim podszedł do niej i podał jej dłoń – położył rękę na sercu i dystyngowanie skłonił się w stronę publiczności.

Sala po raz kolejny zareagowała rzęsistymi brawami.

– Dzień dobry, Panie Piotrze!

– Dzień dobry, Clavio!

– Szybko pan do nas, z tej pana Kolumbii, dojechał. A jeszcze dziś rano rozmawialiśmy przez telefon…

– No cóż, wyciągnęła mnie nim pani spod prysznica. W tutejszym hotelu Hilton są przewyborne toalety: całe w kryształach i złocie… Trochę wiec żałowałem. – Wesoło zażartował.

– Rozumiem. Specjalnie pan przyleciał z Bogoty do Warszawy trochę wcześniej, aby podelektować się złotem i kryształami. A czy relaksując się pod prysznicem rozmyślał pan może także o formule wieczności?

– O niej, droga pani Clavio, nie zapominam nigdy. To tak, jak o pięknej kobiecie: można z czasem zapomnieć poodtrącane przez nią zaloty, jeden, drugi otrzymany od niej kosz, ale nigdy nie da się nie pamiętać jej seksapilu, powabu i urody…

„Brawo profesorze Kulawik, równy z pana gość!” – zawołał jakiś widz z głębi Sali.

– Z tego, co mi wiadomo, – kontynuowała rozmowę Clavia udając, ze nie dochodzą do niej żadne zaczepki z Sali, – czystej „Formuły Wieczności”, jako wzoru do zastosowania w naszym potocznym życiu nie udało się dotychczas rozwiązać nikomu…

– Tak, ma pani rację…

– O tej formule kilka lat temu głośno było przy okazji medialnych show z udziałem Janusza Babickiego. Również tu, na estradzie naszego kuriera. Pamięta pan może?

– Trudno nie pamiętać. Janusz, o którym pani wspomniała, zawsze był i, jak mniemam, wciąż jest moim przyjacielem i, proszę mi pozwolić na szczyptę auto pochlebstwa – nawet w jakimś sensie moim wieloletnim uczniem…

– O! Nie znałam tego faktu. Gratuluję podopiecznego!

– Możliwe, że zdradziłem pani nasz drobny z Babickim „branżowy” sekrecik. Janusz, przyjacielu, wybacz!

– Podejrzewano go wówczas, – kontynuowała Clavia, – o stosowanie nikomu nie znanych mikstur i reguł, dzięki którym mimo dojrzałego wieku wciąż zachowywał młodość i sprawność dwudziestolatka i potrafił każdego niepokornego rozmówcę owijać sobie wokół palca. A wie pan dlaczego, panie profesorze?

– No, bardzo jestem ciekaw, pani redaktor?

– B podobno jako pierwszy człowiek na świecie wszedł w posiadanie „Formuły wieczności”.

– Co też pani powie? A jak tego dokonał?

– Według jego przekazów stało się to podczas proroczego snu, w który zapadł pod wpływem rzekomych kontaktów z mistyczną Calipso. Pewne jest, że od jakiegoś czasu coś, lub ktoś – przydaje mu magicznej mocy…

– Przepraszam, że przerywam, pani Clavio, ale to niezupełnie tak…

– Nie? No to proszę powiedzieć, jak pana zdaniem?…

– Nie jest prawdą, że Janusz Babicki jako pierwszy doznał tej, jak mówi pani, magicznej mocy. Wiadomo bowiem, że kilku naukowców z całego świata – a w Polsce, warto tu wspomnieć na przykład o badaniach i mistycznych doznaniach doktora Trazoma –  w jednym i w tym samym czasie doświadczyli jednakiego, niepojętego olśnienia. Wszyscy ci zacni ludzie pod wpływem niezgłębionego przeżycia, fakt: jak zgodnie oznajmiali – po kontaktach z rzekomo „innoplanetanką” –  doznali niewytłumaczalnych naukowo, okultystycznych przejawów działania Formuły, która stała się odtąd znana, jako „Formuła Wieczności.” A Janusz Babicki, mój przyjaciel Janusz, korzystając z medialnych koneksji, po prostu rozreklamował ideę Formuły, nikomu jednak jej szczegółowo nie prezentując, a jedynie nakreślając luźne szkice wywodów i naukowych tez. Jak być może pani wiadomo, opublikował również kilka książek popularno-naukowych o tym, jakie korzyści przyniosłoby ludzkości powszechne ujawnienie możliwości Formuły, a przede wszystkim na czym miałoby polegać naukowe rozwiązanie jej mistycznego wzoru. I tyle. Nic więcej…

– Szkoda więc, że nie ma razem z nami dzisiaj pana Babickiego. Mogliby panowie wymienić się przed publicznością swoimi opiniami i wiedzą.

– Proszę mi wierzyć, żałuję tego nie mniej niż pani. Prawdę mówiąc, żałuję tego znacznie bardziej, niż bardzo, cokolwiek to nie miałoby w tym momencie znaczyć…

– No cóż, asystent pana Babickiego poinformował nas, że z żoną wyjechali na jakieś egzotyczne wakacje…

– Nie wątpię, ze tak właśnie jest. – odpowiedział z ewidentną emfazą i sztucznym zapewnieniem profesor.

– A wracając do rozmowy… Dziękuję za wyjaśnienie, mistrzu! Rozumiem, że zarówno pan, jak i Babicki zamierzacie podjąć się tego zadania?

– Mówi pani o popularyzacji?

– Nie, profesorze, o literalnym wyprowadzeniu wzoru na Formułę wieczności, tak aby dało się z niej korzystać w praktycznych zastosowaniach.

– Jeśli idzie o mnie, to nie tylko zamierzam, ale w zasadzie już tego dokonałem! Najważniejsze, żeby teraz nikt nie przeszkodził w zakończeniu moich badań. Nie pozwolę na to! Jestem zdeterminowany i gotów na wszystko…

Znów rozległy się głośne oklaski.

Stojąca za kulisami Caterina Fille słysząc ostatnie słowa Kulawika oniemiała ze strachu. O problemach okiełznania Formuły wiedziała całkiem dużo, jakoż będąc zażyle zaprzyjaźniona z Babickim asystowała jego bieżącym pracom i dokonaniom. Będąc osobą, której całkowicie we wszystkim zaufał: była ich, w jakimś sensie, pierwszą powierniczką i recenzentką. (Notabene, o istnieniu profesora Kulawika dowiedziała się bezpośrednio od Babickiego. Inicjatywy zaproszenia do programu Kulawika, niestety, nie skonsultowała z Babickim. Teraz, oczywiście, bardzo tego żałuje). Wiedziała na przykład, że aktywacja Formuły nie będzie możliwa, jeśli w ostatniej fazie pracować nad nią będą dwie różne osoby. A przecież Babicki przestrzegał ją, ze Kulawik mający potężnych sponsorów  wśród korsykańskiej Cosa Nostra nie cofnie się przed niczym, jeśli tylko uzna, ze ktoś mu w czymkolwiek może przeszkodzić. Oznacza to, ni mniej ni więcej, że życie Babickiego jest zagrożone. Kulawik na pewno przecież wie, co jest prawdziwą przyczyną nieobecności Babickiego w mediach: oczywiście – końcowe badania nad rozpracowaniem Formuły… Krótko mówiąc: w tych dniach – On – Babicki – jest dla niego – Kulawika – śmiertelnym wrogiem!

Caterina Fille drżącymi rękoma pospiesznie wyjęła telefon. Nerwowymi stuknięciami wybiła na klawiaturze treść SMS-a: „Janusz, koniecznie szybko się odezwij. Twoje życie w niebezpieczeństwie”. Nacisnęła Enter. Po sekundzie rozległ się krótki buczek i przyszedł komunikat: ‘Wiadomość nie została wysłana. Adresat nieznany.’

– …Jakże to tak? Naprawdę?! Czy dobrze zrozumiałam? – prowadząca rozmowę prezenterka Clavia okazała swe  autentyczne zaskoczenie.

W rzeczywistości – cały dialog był, oczywiście, pieczołowicie wcześniej uzgodniony pomiędzy naukowcem a Redakcją Kuriera. Nie było w nim, jednak, mowy o rozwiązaniu „formuły”! Mało tego: z ust profesora Kulawika miało paść stwierdzanie, że w najbliższym czasie, a może nawet i nigdy, równanie to nie zostanie przez naukę rozszyfrowane, więcej: nawet nie podjęte zostaną wiarygodne próby „złamania”, z uwagi na jakikolwiek punkt zaczepienia. Dlatego też wszyscy w redakcji, ale także cała zgromadzona na Sali publiczność zamarła zdumiona z wrażenia. Prowadząca rozmowę Clavia nagle poczuła, jak opuszcza ją zawodowy tupet i pewność siebie. Patrzyła szerokimi oczyma na profesora i była wściekła, za jego niefrasobliwość, za jego nielojalność wobec redakcji i w jakieś mierze – za jego  zwyczajną arogancję. A tu trzeba było pod obstrzałem kamer i czujnym okiem publiczności wytrzymać jeszcze 30 minut, a na dodatek pięknie się uśmiechać i nadal prowadzić ożywioną, interesującą dla publiczności rozmowę.

Ledwie wytrzymała. W pewnym momencie zamierzała wprawdzie prosić o estradowe wsparcie swą szefową Fille, ale… i tu z zaskoczeniem spostrzegła – Cateriny Fille nie było za kulisami! Widocznie jakaś bardzo ważna sprawa musiała ją stamtąd odciągnąć. Aż nawet nie potrafi sobie wyobrazić, jaka? Trudno! Będzie na scenie radzić sobie sama. Może, zresztą, celowo da niej wyreżyserowano taki zawodowy sprawdzian, taki estradowy chrzest?? Jeśli tak, zda go z nawiązką. Niedawno obroniła na uczelni dyplom z wyróżnieniem. Bo zawsze była ambitna. Tutaj i dziś też będzie.

– Panie profesorze, lubi pan, gdy podczas dyskusji ze słuchaczkami któraś z nich cały czas patrzy na pana maślanymi oczyma? – dla nieco rozluźnienia atmosfery ni stąd ni zowąd z uśmieszkiem zapytała.

– Czy mówi pani o sobie, pani Clavio? – Zażartował sześćdziesięcioletni profesor. – Jeśli tak, nie musi się pani krępować. Do czasu, gdy nie zaaplikuję na sobie Formuły – nic pani z mej strony nie grozi.

– Szkoda! Odpowiedziała z profesjonalnie odegranym „humorem”, po raz kolejny gotując się wewnątrz z wciekłości nie trawiącej najwidoczniej poziomu arogancji swego nieprzewidywalnego rozmówcy.

Tymczasem zgromadzona w studiu publiczność zaśmiała się żywiołowo i wynagrodziła żart profesora brawami.

Uff!… Dobrnęła wreszcie  do wyznaczonej dla niej czasówki. Na zakończenie Kulawik przedstawił i podarował Clavii autorski egzemplarz swej książki, w której „zaprezentowana jest teoria wieczystej formuły, jak również dotychczasowe badania na ten temat.” Ani książką, ani badaniami nie była, rzecz jasna, zainteresowana, a już szczególnie po afroncie i niecnych żartach których dopuszczał się podczas wywiadu profesor. Jako debiutująca żurnalistka robiła jednak usilne starania, by sprawiać wrażenie osoby bardzo uszczęśliwionej podarunkiem. Najważniejsze teraz, aby schodząc ze sceny być żegnana frenetycznymi oklaskami. Na szczęście – plan ten zrealizowała co do joty.

 

– 2 –

„Janusz, odezwij się. Co z Tobą? mam pilną wiadomość  !” – po raz kolejny wypisywała w poczcie elektronicznej Caterina.  Żaden jednak z dotychczas funkcjonujących i znanych jej adresów Babickiego nie był adresem poprawnym. Nawet telefon i adres do jego żony replikował identycznymi komunikatami: „Delivery to the following recipient failed permanently…” Polikwidował wszystkie konta, czy już stało się najgorsze? – ze zdenerwowaniem dociekała.

Pewne dla niej jest jedno: musi znaleźć sposób, aby nawiązać z przyjacielem kontakt. Skoro jednak ani SMS-y, ani emaile nie umożliwiają tego, to pozostaje już tylko jedna możliwość: opublikować wiadomość w formie komentarza bezpośrednio na oficjalnej internetowej witrynie Babickiego. Dobrze zna Janusza. Wie, że bez względu na to, w którym i jak odległym zakątku świata przebywa – każdy nadsyłany i publikowany na swej witrynie komentarz czyta skrupulatnie i natychmiast.

No, ale niestety, nie tylko on. Osoby mu nieżyczliwe i cała jego konkurencka także. Musi więc tak sformułować treść, aby nikt inny poza Babickim nie odczytał prawdziwego przekazu. A ten – ona zapisze bez najmniejszego kłopotu. W końcu od dzieciństwa lubiła rozwiązywać ale i co ważniejsze układać łamigłówki a dodatkowo ze sprawnością, jak twierdzą jej znajomi, wcale nie mniejsza niż filmowy bohater James Bond.

Siadła do komputera, krótką chwilę zastanowiła się, otworzyła Worda, weszła na witrynę Babickiego i po kilku minutach komunikat był gotowy. Jeszcze tylko Ctr C i Ctr V – i już. Uśmiechnęła się do siebie a następnie z godnym podziwu opanowaniem i determinacją nacisnęła klawisz Enter.

Wie Pan, Panie Babicki, nawet się cieszę, że mój macierzysty dom medialny FPTB

(FROM PARIS TO BERLIN) zatrudnił nową prezenterkę Clavię  (Nie traktujemy

się w żadnym wypadku jako konkurentki – ostatnio byłyśmy nawet razem na

„Uprowadzeniu z Seraju”.” w Covent Garden ;)). Wyznam Panu szczerze, że już się

nachapałam i sławy, i pieniędzy, i prezentów od topowych projektantów (nie dalej jak

wczoraj na mój korsykański adres nadeszła paczka z 5 parami szpilek od spodu fioletowych

Louboutina ;)), a teraz wreszcie będę miała więcej czasu dla rodziny (i kota) 

Pozdrawiam serdecznie, życzę dalszych literackich i medialnych sukcesów i do

zobaczenia na Targach Książki we Frankfurcie nad Menem, dokąd Niemiecka Izba

Książki oddelegowuje mnie do przeprowadzenia wywiadu z Panem 

Madame Red. C. F.”

 

– 3 –

Clavia po  skończonym ciężkim dniu pracy na planie – gdy wróciła do domu czuła się do granic wykończona i wyżęta emocjonalnie, jak cytryna. Natychmiast rzuciła torebkę na stojący obok drzwi stolik i pospiesznie zdjąwszy wierzchnie odzienie skierowała się do łazienki pod prysznic. Zmywszy wreszcie z siebie resztki telewizyjnego makijażu, przetarłszy oczy i policzki – dziennikarka Clavia – najnowszy nabytek redakcji Kuriera Szamańskiego – rozkoszowała swe młodzieńcze ciało strumieniem orzeźwiającej, ozdrowieńczej dla organizmu wody. Za drzwiami pomiaukiwał mały kotek dopraszający się od swej pani dopuszczenia do toalety.

– Pocierp troszkę! – krzyknęła do niego Clavia i roześmiała się głośno. Stres minionego dnia pomału przemijał.

Naprędce pichcąc dla siebie kolację podzieliła się z kotem mlekiem, serem i kiełbasą. Clavia była fanatycznym przeciwnikiem suchych kocich karm. Na własne  gotowanie, a tym bardziej na gotowanie dla kota nie zawsze starczało jednak czasu. Zawsze wtedy marzyła o prywatnej kucharce, która wszystko przygotuje za nią, poda do stołu, nakarmi… No, ale cóż, na razie jest, jak jest: ona – Clavia – jest obiecującą żurnalistką i wciąż jeszcze bardzo, bardzo młodą w tym trudnym biznesie adeptką. Na kucharkę, póki co, jej nie stać, za to To jej świetlana dziennikarska przyszłość, tego jest akurat pewna, już majaczy przed nią gdzieś nad osobistym zawodowym horyzontem.

„Może by tak włączyć TV i posłuchać co tam nowego na świecie? Nie, może jednak nie!” I tak zmęczona już dzisiaj była telewizją jako taką. Pogrzebała w torebce w poszukiwaniu papierosów mentolowych i natknęła się na drażniący ją prezent – ten, rzecz jasna, podarowany podczas programu przez profesora. Nachalny naukowiec z szerokim uśmiechem, któremu jakże daleko do hollywoodzkich, spoglądał na nią z profesorską ciekawością z fioletowej okładki publikacji. „Nie, nie ma mowy, na pewno nie będę jej dzisiaj czytać!” – pomyślała Clavia i wcisnąwszy książkę najdalej jak można było w szereg tomów na półce z woluminami udała się dość wcześnie do łózka na zasłużony, nocny odpoczynek. Jednak, czy chciała tego, czy nie – wszystkie jej myśli wciąż i wciąż wracały do aroganckiego geniusza.

„Istnieje kilka teorii, w myśl których Formuła da się zdiagnozować formalnie” – rozpoczął nadawanie jej wewnętrzny glos parodiując słowa wypowiadane podczas programu przez Kulawika „ale w oparciu o żadną z nich, jak postuluje mój przyjaciel Babicki, nie istnieje możliwość wyznaczenia dokładnego terminu końca świata. Otóż nic bardziej mylnego! Sam przecież w jednej ze swych książek mój zacny przyjaciel Babicki wspominał, że można pozyskać wzór na zadania czekające na  spełnienie przez samego Boga. A rozwiązując ten wzór – w konsekwencji da się przecież zrozumieć i przewidzieć istotę rządzącej światem boskości…”

„Chryste Panie, co za bzdury” – myślała ze zniesmaczeniem przewracając się na drugą stronę łózka. „Czy to możliwe, aby człowiek stal się podobnym do Boga?…”

– UUU!… to jest nie do zniesienia… – skołowacona wstała z łóżka. Wsunęła stopy w miękkie kapciuszki, przerzuciła szlafrok przez szyję i skierowała się do łazienki. Na ogół aby zasnąć nie potrzebowała niczym się wspomagać. Tego wieczora wiedziała, ze bez środka nasennego nie zaśnie, dlatego nie zastanawiając się dłużej sięgnęła do szafki z lekarstwami, wyjęła tabletkę, popiła wodą z kranu i wróciła do łózka. Pół godziny później spała jak niemowlak.

 

– 4 –

Ostanie tygodnie nad rozpracowaniem Formuły Wieczności Janusz Babicki postanowił spędzić w całkowitym odosobnieniu. Był świadom depczącej mu po piętach konkurencji. Wiedział też, że korsykańska Cosa Nostra nie cofnie się przed niczym, co w jakimkolwiek stopniu mogłoby zagrozić badaniom, ich cichego kolumbijskiego współpracownika i stypendysty Piotra Kulawika. Polikwidował więc wszystkie  swe konta pocztowe, unieaktywnił karty SIM w komórkach i wyjechał nie informując nawet osobistego sekretarza – dokąd. Wiedział, że tylko w ten sposób zapewni sobie pełną anonimowość i spokój w pracy. Oczywiście, wziął ze sobą swoją żonę Natalkę. Jej tez przecie musiał zagwarantować absolutne bezpieczeństwo..

Miejsce na odosobnienie wybrał bardzo starannie; jego wybór padł na niewielką miejscowość pod zachodnią granicą Polski – Lubniewice. W tutejszym czterogwiazdkowym hotelu zameldował się z żoną pod przybranym nazwiskiem. Rozmiar hotelu (obszerny pałac malowniczo rozłożony nad jeziorem) zapewniał mu dodatkową anonimowość. Cisza, spokój, piękne widoki z okna, gęste i niezaludnione lasy zachęcały po codziennej ciężkiej pracy do romantycznych wędrówek i refleksyjnego wypoczynku.

W Lubniewicach było jeszcze coś, bez czego jego praca nad Formułą wieczności pozbawiona  byłaby naturalnego dopingu: Park Miłości (park skąd inąd nazwany tak przez władze miasta na pamiątkę doznanej w nim wielkiej miłości przez Michalinę Wisłocką – jego, Babickiego, kultową nauczycielkę i mentorkę od sztuki kochania). Symbolika tego parku doskonale wpisywała się w elementy teorii Formuły; ta bowiem udowadniała, że mechanizmy wieczności w największej części napędzają tryby i pierwiastki najpiękniejszego ludzkiego uczucia, jakim jest miłość. Rolą odkrywcy Formuły było poukładać je w stosownej kolejności, pokojarzyć wzajemnie w pary i skatalizować oddziaływania. Praca Babickiego dobiegała końca. Łańcuch oddziaływań ułożony w samo wirujący, generujący boskie emocje okrąg przygotowany był do zamknięcia się i aktywowania.

Musiał zadbać, aby świat nauki natychmiast dowiedział się o rozwiązaniu równania formuły. Tylko wtedy zagwarantować będzie mógł nie przejęcia równania formuły przez masonerię, polityków, a co gorsza ojców chrzestnych mafii i innych społecznych szumowin i męt. Postanowił zatem ogłosić i zademonstrować efekt swej pracy w wywiadzie na żywo, który z pewnością jak zwykle perfekcyjnie poprowadzi jego ulubiona, wieloletnia partnerka biznesowa i przyjaciółka Caterina Fille z Domu Medialnego „From Paris to Berlin”

– Tak, tak. Muszę się skontaktować z Kasią. – pomyślał. – A może, jak sądzisz, Natalko? – od razu i już dziś wrócić do Warszawy? – zwrócił się do swej żony, bo zwykł tak czynić zawsze, gdy sprawy nabierały tempa.

– Ja tam wciąż czekam, kiedy mnie weźmiesz na obiecane kajaki…Ale rób jak uważasz. – odpowiedziała, – zostaw mi tylko kluczyki od samochodu.

– A co to jest?! – Ze zdumieniem zaczął czytać najnowszy komentarz na swej oficjalnej witrynie. – Kasia pisząca mi o pięciu parach szpilek od Louboutina?? Hmm – bardzo dziwne. Natalko, kochanie, zobacz! Przeczytaj, jak myślisz, o co w tym wszystkim chodzi?

Żona Babickiego Natalka rzuciła od niechcenia spojrzenie na najnowszy komentarz witryny.

– Charakterystyczną cechą jest to, że mają czerwone spody.

– O czym ty mówisz, kochanie?

– No, jak to o czym? – Szpilki od Louboutina! Twoja przyjaciółka nie wie chyba , co pisze, albo taka tam z niej celebrytka…

„Nie wie, co pisze? Niemożliwe, Natalko” powiedział do siebie w myślach. – „Kasia mogłaby nie wiedzieć, no nie pamiętać kiedy, na przykład, po raz pierwszy ze mną degustowała szampana przy świecach opijając sukces wspólnego projektu, ale żeby nie znać się na szpilkach i publicznie opowiadać bajki? O co to, to nie!”

– No chyba, że… – odezwał się głośno

– Coś mówiłeś Jaśku?

– Nie, nie… Nic, kochanie

„No chyba że te szpilki” i ponownie zaczął czytać komentarz od początku do końca. Było w nim według niego coś nie tak. Nie coś, a nawet całkiem wiele. Po pierwsze: nieprawdą jest, że zatrudnienie Clavii przez FPTB sprawiło jej przyjemność. On Babicki doskonale wie, że Caterina niespecjalnie ucieszyła się z nowo zatrudnionej asystentki, tym bardziej że całkiem jeszcze nieopierzonej, bo ledwie co upieczonej magister. Owszem, ona Caterina od dawna starała się o asystentkę. Ale myślała raczej o Oli83 z Kuriera Szamańskiego, a tu co? – ktoś jej najwyraźniej zagrał na nosie i ona się z tego cieszy? To nie w stylu Kasi. Po drugie: O jakim w wywiadzie berlińskim wspomina? Nonsens! On, Babicki, wielokrotnie uprzedzał Caterinę, że do czasu zakończenia prac nad Formułą nie będzie udzielał żadnych wywiadów. Caterina jest zbyt mądrą i odpowiedzialną redaktorką, aby słowa Babickiego lekce sobie traktować. No i wreszcie, te cholerne szpilki, pięć par…

No chyba że… powtórzył, No chyba że ten cały komentarz napisany został tylko po to, aby przekazać mu jakąś ważną wiadomość. Notabene – jak w końcu miałaby to uczynić, skoro wszystkie kanały kontaktowe unieaktywnił?

„Zaraz, zaraz… jak się nazywał ten obraz wystawiony w paryskim Centrum Pompidou, przed którym umówili się na swe pierwsze w zżyciu biznesowe spotkanie? Czy nie przypadkiem ‘Pięć par fioletowych szpilek’? A jakże! Na pewno tak. Zapamiętał go doskonale z uwagi na nietypową treść: bardzo abstrakcyjną, jak wszystkie zresztą eksponaty muzeum Pompidou, przedstawiającą tajemniczy ciąg liczb pogrupowanych w tajemniczych trzech rzędach. Chodzą legendy, ze współczesnym kochankom obraz ten służy jako matryca do szyfrowania miłosnych liścików. On, Babicki, wprawdzie nie liczy, żeby Caterina pisała mu tego typu bilecik, ale…”

Na szczęści w swej komputerowej bibliotece odnalazł fotokopię „Pięciu par fioletowych szpilek” i natychmiast  kliknął na ikonkę. Ekstrawagancki obraz ukazał się w pełnej, tajemniczej krasie:

cinq talons violets

 

– No tak… – chrząknął. – Jak to pisywali tajemni kochankowie?: pierwsza cyfra – numer wiersza, druga – numer słowa.

Wziął kartkę papieru i ołówek. Po chwili sezam otworzył podwoje:

„Mój Babicki, korsykański konkurent nachapał się. W żadnym wypadku nie oddelegowuj się z Seraju. Serdecznie, szczerze i z panem

CF

 

– 5 –

Rano obudził Clavię telefon komórkowy, ale nie jak zwykle – budzik, lecz telefon z pracy.

– Dzień dobry, Clavio. Kasia z tej strony!

– Witaj! – odpowiedziała zaspanym głosem, i odwróciwszy się od telefonu bezgłośnie ziewnęła.

– Wejdź do Internetu. Na stronę aktualności naszego Domu Medialnego. Myślę, że mogą cię zainteresować.

„Nasze firmowe plotki mnie nie interesują” – pomyślała, ale, oczywiście, odpowiedziała szefowej, że zaraz zajrzy.

Przeglądarka… podejrzanie ładowała się długo, przez co ciekawość prezenterki nieco wyostrzyła się.

„Ciekawe, co się takiego stało, że Caterina postanowiła do mnie zadzwonić osobiście?” – zagłębiała się w domysłach. „Ok, jesteśmy koleżankami, a nawet kiedyś z inicjatywy Kaśki byłyśmy razem na Uprowadzeniu z Seraju w Covent Garden, no ale do tej pory w sprawach służbowych zawsze wydzwaniał do mnie jej sekretarz!”. Z okiennego lufcika zawiewało zimne powietrze, a Clavia obiecała sobie, że jak tylko nadejdą chłodne poranki zacznie się ubierać cieplej. Stronica z informacjami w końcu otworzyła się. Skupiła wzrok na głównej kolumnie, i już po 2-3 sekundach doznała szoku.

„Znany uczony ginie w dziwnych okolicznościach” – informował nieszczególnie oryginalny nagłówek. I nie byłoby nadal nic w tym szokującego, gdyby nie fotka naukowca, która umieszczona była dalej. Naukowcem, który zmarł w dziwnych okolicznościach był Piotr Kulawik.

Otrząsnąwszy się ze wstrząsu zaczęła pochłaniać artykuł.

„… Według świadków, Kulawik miał szansę ucieczki, ponieważ ogień zaczął rozprzestrzeniać się na parterze, a naukowiec był na pierwszym. Okna pomieszczenia, w którym znaleziono ciało Kulawika były uchylone, a więc nie powinien natychmiast zostać uduszony dymem. W zasadzie mogl też bez problemu próbować przez nie wyskoczyć, ponieważ pierwsze piętro dawało taką możliwość. Wszystko wskazuje, ze słynny matematyk nie podjął żadnej próby ucieczki. Strażacy znaleźli zwęglone ciało pod biurkiem. Lekarze uważają, że być może Kulawik był pod wpływem jakiś narkotyków, które stępiły jego instynkt samozachowawczy. Będą, oczywiście, podjęte stosowne ekspertyzy i badania na potwierdzenie tego faktu. Innych ofiar pożaru, poza Piotrem Kulawikiem nie było, ponieważ reszta lokatorów bez trudu ewakuowała się z budynku na ulicę. Kto lub co spowodowało pożar – jeszcze nie wiadomo. Dochodzenie trwa…”

 

– 6 –

– Natalko!

– Tak, Jaśku?

– Idziemy na kajaki, czy może dzisiaj wolisz spacer po urokliwych ulicach miasteczka?

– To odechciało ci się już jechać do wawy?

– Nie spieszy się. Już mi się z niczym nie spieszy, no chyba że aby zamówić butelkę wina do naszej romantycznej kolacji.

– Jaśku, miło mi…

– Pozwól że wcześniej załatwię pewną drobną sprawę, – i nie czekając na odpowiedź wyszedł z pokoju i zbiegł w stronę recepcji

– Tak, słucham pana? Ma pan jakieś życzenia? – spytała recepcjonistka.

– Tak proszę pani. Poproszę o bukiet czerwonych róż do mojego stolika podczas spożywania przeze mnie i moją żonę kolacji.

– Oczywiście, według życzenia!

– I poproszę drugi bukiet róż, tym razem fioletowych, fioletowych pięciu róż, – poprawił się, –  wysłać na adres Domu Medialnego „From Paris to Berlin” w Warszawie z przykazaniem osobistego doręczenia do Cateriny Fille.

– Oczywiście. Czy ma być jakaś dedykacja na bileciku?

– Tylko dwa słowa: „Dziękuję. JB”

 

– 7 –

Strawiwszy szokująca informacje, Clavia poszła zaparzyć sobie kawy. Przez cały poranek wszystkiej jej myśli krążyły wokół poznanego wczoraj naukowca, a dziś już nieboszczyka. Jednak w żaden sposób nie pozwoliła, aby zakłóciły jej rutynowe przygotowania do pracy. Zamówiwszy taksówkę wzięła się za sznurowanie butów. „Jak miło kiedyś będzie mieć swego osobistego kierowcę” – marzyła. I poprawiwszy przed samym wyjściem fryzurę ruszyła schodami na dół.

Uzgodniwszy z taksówkarzem kurs wygodnie rozsiadła się na tylnym siedzeniu.

I wtedy… jaskrawe światło ogarnęło jej umysł.

Stała w środku bardzo jasnej, białej przestrzeni. Białe światło jest wszędzie. Wydawało się, że nawet w niej. Nie! – Światło jej nie drażni. Jest ciepłe, miłe, przytulne. Lśni w jej włosach, płynie po palcach. Niemal namacalnie je czuje. Tak! Jest z jego powodu, tego światła, bardzo zadowolona.

Nagle, jakby piorun przeszył jej myśli – Clavia zapomniała kim była, kim jest i gdzie teraz jest, bo to w czym jest w żaden sposób nie przypomina taxi.

– Gdzie ja jestem? – Powiedziała głośno.

– Sądzę, że w raju, – rozległ się z tyłu znajomy głos.

Odwróciła się – przed nią stał Piotr Kulawik.

– D-d-dlaczego w raju? – Zapytała z niepokojem.

– Och, nie martw się – moja droga. Nie umarłaś, to ja po prostu pozwałem ciebie tutaj.

– P-p-po co?

– Porozmawiać…

– Po co?

Naukowiec uśmiechnął się.

– Aby pożegnać się ze swym ludzkim „ja”, tak myślę.

Clavia zamrugała oczyma ze zdziwienia.

– Chciałem abyś wiedziała, że jesteś jedynym człowiekiem, który jest mi w jakimś sensie drogi. Spodobałaś mi się od pierwszej chwili. Gdybym był tochę mlodszym, może nawet starałbym się o twą rękę, Clavio?

– Hmm… Dziękuję, na razie nie planuję wychodzić za mąż. A przyjaciele, krewni nie liczą się? – Powiedziała i zdumiała się sama irracjonalnością sytuacji.

– Nie mam nikogo. Moją jedyną kobietą i miłością zawsze była nauka, – uczony znów się uśmiechnął, ale bardziej miękko i cieplej. Teraz jego uśmiech Clavii nie wydał się obrzydliwy.

– Yyy… Jasne. I o czym chce pan rozmawiać?

– Opowiedzieć o tym, co osiągnąłem.

– Czyli?

– Rozwiązałem wzór Formuły. Stałem się Bogiem.

– Kim???!

– Bogiem. Nie dziw się, błagam cię, Clavio. Bóg – to nie jest całkiem to, co większość ludzi sobie nawyobrażala. Nie mogę kierować losem ludzi, ani pomagać im w biedzie. Ale widzę integralność świata – jego pełny obraz. Teraz mogę się wam przyglądać bezpośrednio.

– Jasne. Tylko przyglądać, jako nadzorca, podglądacz, naczelnik?

– Jak niegrzecznie! Nie, oczywiście, że nie… Jako dozorca ogrodu… Tak, to dość wierna analogia, ogród… Nie, nie moja oryginalna, ale dobra.

– A gdzie jest zatem „Pan ogrodu?”

– No tak, sprytna z ciebie dziewczyna, choć starasz się to ukryć. Bogowie nie są wieczni.  Dotychczasowy „Właściciel ogrodu” zmarł na dniach. Choć być może umarł jako kolejny jego kurator. To naprawdę nie ma znaczenia. Rozwiązując formułę – stajesz się odbiornikiem. To coś w rodzaju testu. Nie mogę, niestety, wytłumaczyć jaśniej. Formuła w jakimś sensie przygotowuje i transponuje nadzorcę…

– Skoro mówi pan, że być może był wcześniej inny „Nadzorca”, to jak to możliwe, skoro „Formuła Wieczności” jako taka nigdy dotąd nie była przez człowieka rozwiązana?

– „Formuła” to tylko jedna z dróg prowadzących do „Ogrodu”. Tak…  Tak właśnie sądzę: nie jedyna.

– Aaa, – jedyne, co była w stanie w tym momencie odpowiedzieć, Clavia.

– Miło mi było cię widzieć, Clavio. Nie mogę ci obiecać wszelkich ziemskich darów, zresztą byłbym wtedy nieuczciwy w stosunku do innych. Bóg musi być bezstronny. Przepraszam za wzniecony pożar. Był on jednak konieczny. Było jeszcze zbyt wcześnie, aby uruchomić odbiornik.

… – Jaki pożar? – zapytała, otwierając oczy. Rozglądając się, zdała sobie sprawę, że jest w szpitalu. Pielęgniarka weszła do pokoju. Spojrzawszy na pacjentkę  krzyknęła na korytarz:

– Panie doktorze, obudziła się!

Jak się okazało, Clavia leżała nieprzytomną przez dwa dni. Jak się okazało, mieszkanie prezenterki telewizyjnej zostało doszczętnie strawione przez pożar. Oprócz lokatorki strażacy uratowali wprawdzie również jej kota, ale nie zdołali ocalić niczego z osobistych jej rzeczy. Również w tym samym dniu strawiony został pożarem dom wydawniczy, który, nawiasem mówiąc, zamierzał wydrukować wielki nakład najnowszej książki Piotra Kulawika, książki, której sygnalny egzemplarz podarował prezenterce podczas na żywo przeprowadzanego z nim wywiadu. Zbieg okoliczności?

„Nie” – odpowiedziała Clavia samej sobie. Była pewna, że ta rozmowa z „nieżyjącym” Piotrem Kulawikiem odbyła się naprawdę. Jako ateistka teraz zaczęła wierzyć w Boga, który nie podaje wprawdzie swej zbawczej dłoni potrzebującym, za to który ich obserwuje i im towarzyszy. Uwierzyła w Boga, który ją… kocha… W boską miłość Piotra Kulawika. I odtąd już za każdym razem myślała tylko o nim, o panu Piotrze, patrząc na błękitne niebo…

 

 suplement: Rozmowa Diabła z Bogiem

lista cyberprzestrzennych

15 odpowiedzi na Formuła wieczności

  1. Caterina pisze:

    Pan Babicki jak zawsze w topowej formie 🙂 , a redaktor C. F. jak zwykle omniprezentna (swoją drogą: ma lansiara tupet, ale ostrzegałam już kiedyś Pana, że to kobieta-bluszcz, która uwielbia błyszczeć u boku mężczyzn sukcesu; ostatnimi czasy – u Pańskiego boku). Milusiński nowej Gwiazdy FPTB nie powinien jednak jeść kiełbasy – sól i przyprawy szkodzą czworołapnym z gatunku Felis silvestris catus (nie mówiąc o czosnku, który bywa do niej dodawany, a dla kotów jest bardzo szkodliwy, podobnie zresztą jak cebula) – jeśli Pan może, proszę jej to przekazać 😉

    Serdeczne pozdrowienia ślę do pięknych Lubniewic! 🙂
    Donna Caterina

    • Janusz N pisze:

      Pozdrowienia zatem z pięknych Lubniewic, w których Babicki wciąż wieczorami podziwia powab bluszczu połyskujacego światłem księżyca w Parku Milośici.

  2. Caterina pisze:

    Şi încă ceva: Januszu, literalnie spłakałam się ze śmiechu z tego szpilkowego kodu i jego treści po „odszyfrowaniu”. M i s t r z o s t w o! 🙂

    K.

    • Janusz N pisze:

      Ależ, droga Przyjaciółko, ja tylko zdeskrypciłem Twe avertissements.
      Zawsze byłem szczęśliwy mieć w Tobie bratnią duszę, teraz, jako widać, mam i bratni rozum 😉

      Ps
      Czy róże z moim bilecikiem doszły?

  3. clavia pisze:

    Panie Januszu dziękuję. Ta nowelka to mistrzostwo. Przyjemnie się ją czytało. Zamierzam śledzić pana blog i czytać wszystko co do tej pory było i co będzie napisane. Na razie przeczytałam tylko tą nowelkę, ale już czuję, że jest pan jednym z mpich ulubionych pisarzy. 🙂

    • Janusz N pisze:

      …Jeśli tak, Clavio, to już wpisuję Cię do grona moich ulubionych Czytelniczek! Być może wkrótce moje nowelkowe ogrody na powrót Cię zagoszczą?
      Serdecznie pozdrawiam!

  4. Trazom pisze:

    Szyfr godny potomkow łamaczy Enigmy. Wydawałoby sie wręcz, ze podszepniety przez wzmiankowanego ongis doktora, który pewnego wieczoru, odbywszy jedno z ciekawszych konsyliow w swej karierze neurochirurga i w konsekwencji spozniwszy sie na londynskie „Uprowadzenie”, po odczekaniu spektaklu (z ktorego zna przeciez kazda nute i pauze ;)) sam uprowadzil dwie blyskotliwe redaktorki na whisky przy Trafalgar Square (gdzie, jak dostrzegl bystry lekarz, kupic mozna rowniez wino wytwarzane z LUBUSKICH winorosli) 😉

    • Janusz N pisze:

      Coś z tymi potomkami, panie doktorze, widocznie jest na rzeczy 😉

      Co do win z LUBUSKICH winorośli, pewnikiem przyjdzie mi pofatygować się na Trafalgar Square, tu bowiem w te marki posucha 🙁

  5. Caterina pisze:

    Da, buchetul dumneavoastră compus din 5 trandafiri violeţi legaţi cu o panglică de mătase a ajuns ieri la destinatară 😉 Vă mulţumesc frumos, Domnule Babicki! 🙂

  6. Caterina pisze:

    Iar eu sunt extrem de impresionată de cât de bine stăpâniţi limba lui Henri Coandă 😉 Bravo vouă! 🙂

  7. Caterina pisze:

    ¡Buen viaje, señor Babicki! 🙂

  8. Janusz N pisze:

    😎 Pupici! 😉
    JB

  9. Caterina pisze:

    Domnule Babicki, văd că vă perfectionaţi în limba română! 😉 (Am impresia că frecventaţi un curs seral pentru avansaţi). Jos pălăria încă o dată (să ştiţi că m-aţi copleşit de tot).
    Pupici dulci şi vouă & distracţie plăcută în Spania! 🙂

    CF

  10. Caterina pisze:

    * perfecŢionaţi; îmi cer mii de scuze! 😉

Skomentuj Janusz N Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *