„A… to pan! Panie piękny! Wcale pan się nie zmienił” – zagaduje mnie ruda Kryśka, obsługująca miejski szalet, której ukłoniłem się, niespodziewanie rozpoznając w starszej pani znajomą z dzieciństwa . „Panie piękny! To były czasy. Pamiętasz pan ten bazarek przy Radiowej? Oj, panie piękny, jak mi się wtedy dobrze powodziło. Słuchaj pan, starczało ino krzyknąć: jajka, świeżuteńkie jajka dla teściowej i synalka! – a migiem ustawiały się do mnie w kolejce wszytkie paniusie i absztyfikanty z okolicy. I krecił się interes śmigiem, kręcił, jak ta ryba w strumieniu!…” Ruda Kryśka wie, co mówi: przed laty – najpierwsza przekupka przyblokowego bazaru, szanowana handlarka, zawsze z najlepszym i sprawdzonym towarem. To u niej w każdy czwartek kupowałem ser biały i prawdziwe masło. Nigdy nie sądziłem, że gdy w miejscu bazarku wybudowali w końcu osiedlowy market – jeszcze kiedykolwiek ją spotkam… „A w tej kolejce, panie piękny, te same każdej wiosny klienty stawały: ta krawcowa, wie pan, której szwagierka była zagranicą i ta jej zezowata sąsiadka, która co roku chodziła na pielgrzymki, albo ten śliczny absztyfikant spod trzynastki, (pamiętasz pan? – codziennie wkładał ryżą apaszkę i kapelusz w kratę), i żona pana dozorcy co po raz szósty z brzuchem, i nawet pan hydraulik – z dwoma złotymi zębmi, i ta, pamiętasz pan, ta kulawa, jak je tam było? – Marta!.. Tak, Marta Szyba, która najlepiej stawiała bańki w całym mieście. Tak, tak, panie, gites to były czasy! – Tera ino można wspominać…” Przytaknąłem babci i na odchodne z przekonaniem rzuciłem na tackę całego piątaka. Nie za to, że lubię czyste, schludne toalety. Za to, że ruda Kryśka przypomniała mi dzieciństwo.
Rude Kryśki to już „”zabytek klasy zero””..Teraz, zanim wejdzie się do toalety,[przynajmniej na dworcach większych miast] trzeba w automacie „‚wykupić” bilecik…
Dyć prawda, Aneto…
Mi, szczęśliwie, dane jeszcze było zabytku klasy zero doświadczyć, a przy tym cofnać sie do dzieciństwa. Łezka w oku się kręci…