Alina

Rozdział 1

– Alinko, kochanie, tutaj jestem, tutaj! – młoda blondynka o olśniewającym uśmiechu energicznie machała ręką na powitanie, w hali przylotów lotniska Chopina w Warszawie, – jakże się cieszę znów cię widzieć!

Arleta Makowska wzięła ją pod ramię i zabrała z jej rąk małą podróżną torbę. Coś tam jeszcze w pośpiechu terkotała, ale Alina właściwie nie odbierała jej słów, jakby wpadła w jakąś głuchą czeluść. Jej siostra zdecydowanie nie była z tych, z którą chciałoby się przeprowadzać miłe rozmowy przy filiżance herbaty. W zasadzie takich ludzi 11034198_790693947712725_6928676109059417084_npraktycznie w ogóle na jej liście nie było, z wyjątkiem ojca.

Swe relacje z siostrą najchętniej opisałaby jednym krótkim stwierdzeniem: „dwoje obcych ludzi przypisanych do rodziny.” Wie, że świat z każdym dniem się zmienia, i bynajmniej nie w tę najlepszą stronę, co oznacza, że trzeba pielęgnować to, co się ma i cenić tego, kto obok i z tobą. Ale nic nie poradzi, że jest, jak jest. Ilekroć myślała o zacieśnieniu rodzinnych więzi z siostrą, tak za każdym razem w jej wnętrzu zaczynała spowijać się lodowa przegroda odgradzająca serce od rozumu.

– Witaj, Arleto, – odpowiedziała oschle, starając się naciągnąć na twarz choćby sztuczny uśmiech. (Zdaje się, chyba nawet skutecznie).

Gdy wyszyły za duże szklane drzwi Alina zaczerpnęła kilka głębokich oddechów ciepłego jesiennego powietrza. Słońce swymi przyjemnie rozgrzewającymi promieniami przebijało się przez odzież aż do skóry, uzmysławiając, że nawet w październiku, tu – w Warszawie można doświadczyć łask dobrej pogody. Po raz pierwszy od wielu lat była w nadwiślańskim grodzie i, w porównaniu z pochmurnym i zimnym Sztokholmem, jesień w tym mieście wydawała się jej dość ciepłą. Niebo pokazywało cały swój lazur piękna i na sekundę chciała po prostu cieszyć się tą chwilą, zapominając o problemach. Podniosła głowę i zamknęła z rozkoszy oczy, łowiąc na siebie zdziwione spojrzenia przechodniów i nawet swej siostry. Nie są w stanie jej zrozumieć. Nie będzie się nawet tłumaczyć. „Szkoda fatygi!”

– Trzeba ci było wziąć jakąś czapkę, – powiedziała Arleta nie rozumiejąc jej radości, wkładała do bagażnika eleganckiego Audi jej nieliczne pakunki, podczas gdy ta wciąż dogrzewała się słońcem. – Dzisiaj był całkiem gorący dzień.

– Nie, to nie było konieczne, – Pokręciła głową, uśmiechając się szczerze po raz pierwszy od dłuższego czasu. Prawdopodobnie ciepła słoneczna pogoda nadtopiła lód od dawna skuwający serce.

Droga z lotniska Chopina do podstołecznych Starych Babic zajęła około trzydziestu minut. Gdy przyjechały do przytulnej i niewielkiej podstołecznej mieściny, pierwszy raz ucieszyła się ze swej eskapady. Pewno dlatego, że dom, który zjawił się przed jej oczyma był naprawdę ładny. Wysokie metalowe ogrodzenie, wzdłuż którego wiły się gęste pnącza rozpachnionej róży obdarzały wszystkich przechodniów swym przepięknym aromatem. Nieduże drzewa rosnące w ogrodzie z umalowanymi o tej porze roku fioletowo-pomarańczowymi liśćmi tworzyły, w połączeniu z niezmiennie zielonym świerkiem, piękny florystyczny zespół .

Dom na pierwszy rzut oka zdawał się być dość dużym. Dwie kondygnacje, poddasze i balkon z widokiem na ogród, a wszystko to w dyskretnych beżowych odcieniach. Zupełnie jakby wyśniony domek przeniesiony w rzeczywistość. W Sztokholmie miała, wprawdzie duże, ale tylko jednak mieszkanie. Z jego okna rozchodził się widok nie na tak wspaniały ogród, jak tutaj, a na ruchliwą ulicę i na cały czas spieszących się po niej dokądś ludzi. Jeśli w czyimś wnętrzu coś szybko łamie się, wytraca z równowagi i nie można uchronić światła swej duszy, chcę się je zobaczyć przynajmniej w swym otoczeniu. Ot – aby nie zapomnieć o takim świetle.

Już przez uchyloną bramę dostrzegła mężczyznę, który z szerokim uśmiechem na twarzy szybkim krokiem podążał w jej stronę. Bez koszuli, jedynie w sportowych szortach, sprawiał wrażenie samolubnego samca, tych z gatunku alfa, za którymi uwijają się tłumy rozmarzonych panienek. Niedbale potargane włosy (cienkimi kosmykami spadające na oczy), pulchne wargi i elegancko przystrzyżona broda – to najkrótszy wizerunek ciacha. Zatem rodem z tego typu facetów, którzy najczęściej niefortunnym kobietom łamią serca. Słyszała o nim kilka dni wcześniej, jeszcze przed odlotem zraz po pogrzebie ojca; Arleta powiedziała jej, aby bezwzględnie przeniosła się przynajmniej na jakiś czas do ich Starych Babic, napomykając mimochodem o szwagrze, który zajął jeden z pokoi w ich przestronnym domu, ale… ale zapominając dodać, że jest wysokim, atrakcyjnym i bardzo sexy mężczyzną.

– Miała rację Arleta, ty naprawdę jesteś milutka; – facet szeroko obrzucił ją wzrokiem i poszedł po walizki stojące obok samochodu; – idziemy, dziś będziesz pod moimi służebnymi ramionami. Jeśli, oczywiście, nie masz nic przeciw.

„Milutka? Mój Boże, nie przesłyszałam się? Jeśli facet nie wyluzuje nasze relacje od razu szlag trafi.” – Oceniła na gorąco w myślach.

– Nie powątpiewam w twe służebne ramiona, – odparła sucho, – ale nie sądzę, aby były potrzebne. Wystarczy, że zaprowadzisz mnie do mojego pokoju. I tyle.

Jej siostra znów usadowiła się na siedzeniu kierowcy i krzyknąwszy przez otwarte okno „Andrzej zatroszczy się o ciebie” odjechała z powrotem na lotnisko, aby dograć szczegóły transportu kilku niedużych mebli, które razem z Aliną przyleciały ze Szwecji. Jeszcze przez kilka sekund wodziła wzrokiem jej śladem, nie mając najmniejszej ochoty aby wejść do środka. „Skąd to wzięła, że potrzebna mi czyjakolwiek troska?” – zastanawiała sie przez chwilę.

Od dawna była przyzwyczajona polegać tylko na sobie i nie potrzebna jej była troska żadnych kuzynów. Arleta, mimo że była jej siostrą, tak naprawdę absolutnie jej nie znała, i w niczym tamtej nie przeszkadzało, aby kształtować odnawiające się relacje z Aliną jedynie wedle własnej modły. Tak samo jak i wedle własnego uznania i potrzeb rozstała się już dawno temu (po śmierci matki) z rodziną utrzymując potem szczątkowe kontakty jedynie za pośrednictwem Internetu. Tak więc Alina czy chciała tego, czy nie – przywykła do swej samotności. Przywykła do słuchania rozmów sąsiadów za ścianami, przywykła do plotek o chorobie psychicznej ich matki, która w obawie przed umieszczeniem w psychuszce targnęła się na swe życie. Przywykła – i dlatego większość wieczorów spędzała na spożywaniu kolacji w kompanii samej ze sobą.

W ostatnich trzech latach potrzebował jej tylko ojciec, ale i od niedawna jego codziennych trosk jej zabrakło. Prawdziwych trosk, które nie dopraszały się o wdzięczność i rewanż. „Firmowa” gorąca ojcowa czekolada z czterema kuseczkami spienionej śmietanki zawsze czekała na nią na poobiednim stole, nawet wtedy, gdy na złamanie karku musiał potem pędzić spóźniając się na swe przedłużające się konferencje i badania. Ta robota zgubiła go. Pewnego w końcu dnia pilny telefon z laboratorium o jedenastej wieczorem zabrał na zawsze Stena Kowalskiego. Atak serca ukochanego ojca uczynił z niej całkowitą sierotę.

– Naparzyłem pysznej kawy, – usłyszała za sobą głos. Opierając dłoń na otwartych drzwiach, Andrzej uśmiechał się słodko, – ta kawa to jedyna rzecz, jaką kiedykolwiek zrobiłem na prośbę twej siostry… Dlatego nie chcę nawet słyszeć o twej odmowie.

– Wolałbym gorącą czekoladę, jeśli już… – odpowiedziała przechodząc obok niego przez drzwi.

W ogrodzie było jeszcze bardziej sympatycznie, niż oceniła podglądając przez ogrodzenie. Wiele krzewów zmieniło swe ubarwienie pod nastrój jesieni, wciąż kwitnące róże i pięknie zadaszona altanka z grillem i ławeczkami zachwycały estetyką.

W kuchni czekała na nią aromatyczna kawa z mlekiem i cynamonem. Andrzej zajęty był szperaniem po szafkach w poszukiwaniu gorącej czekolady, gdy tymczasem ona delektowała się spektakularnym widokiem rozpościerającym się za oknem. Starania przystojniaka, oczywiście, podkupiły nieco uwagę dziewczyny, ale nie do końca skutecznie, bo zapewne konsultował się wcześniej z Arletą, która przecież od lat nie ma już najmniejszego pojęcia o preferencjach swej siostry. Słońce delikatnie przygrzewało twarz Aliny, ostrożnie grając promykami po jej długich ciemnobrązowych włosach. Szczerze chciało jej się wierzyć, że i kolejne dni będą wzorować się na tej chwili, ale doświadczenie uczy, że los jeszcze nigdy nie uczynił jej takich zbiorowych prezentów. Jeśli wszystko jest teraz „w porzo”, to znaczy, że już wkrótce wdepnie w jakieś błoto.

– Sorry! Nie mamy gorącej czekolady, – Andrzej bezradnie rozłożył ręce i spojrzał na nią z lekka marszcząc krzaczastymi brwiami. Jego zmartwione oblicze prezentowało się z autentyczną powagą. – Nie chcesz pić kawy, dlatego że osobiście naparzyłem?

W jego głosie pobrzmiała prawdziwa nutka żalu, która sprawiła, że i w sobie poczuła jakąś irracjonalną zadrę. Sama nie rozumie, dlaczego? Jak można objaśnić w kilku słowach to, że od kofeiny jej ciśnienie skacze, niczym słoneczny zajączek po pokoju? A czegoś takiego wolałaby teraz unikać.

– To nie twoja wina, – powiedziała przepraszającym głosem, – od kilku lat już nie przyjaźnię się z kawą. A tobie, tak przy okazji, proponuję mniej słuchać mej siostry. W sprawach mnie dotyczących Arleta nie jest najlepszym doradcą…

Po wypowiedzianych słowach poczuła się trochę nieswojo. To prawda, że już od wielu lat bardzo się z siostrą od siebie oddaliły, to prawda, że ostatnimi czasy Alina czuła się osobą kompletnie samotną, ale Arleta była jedyną dla niej osobą, która ostała się spośród najbliższych i w ogóle bliskich.

Andrzej zagotował wodę na herbatę, zaparzył i usiadł na krześle na lewo od Aliny. Jego wybór miejsca przyziemienia trochę ją zdezorientował i wydał się dziwnym, biorąc pod uwagę, że przecież naprzeciw znajdowały się trzy puste krzesła.

– Nie boisz się przebywać sam na sam z obcym mężczyzną w zupełnie pustym domu? – Wolno popijał swój gorący napój, chytrze uśmiechając się i mierząc ją szelmowskim spojrzeniem, – Arleta nie powiedziała ci, że jestem miłośnikiem pięknych kobiet? Zwłaszcza tych pełnoletnich?

Jej szczęka prawie stuknęła o drewniany blat. Takiej bezczelności i takiego samczego nachalstwa nie słyszała przez całe swoje skromne dziewiętnaście lat. I ma nadzieję, że więcej nie usłyszy nigdy. Samozadowolenie Andrzeja podrażniło ją do głębi ale błękitno-lazurowe oczy natychmiast skompensowały wzburzenie. „To nie fair, – pomyślała, – za łatwo odpuszczam…”

– Widzę, że kompletnie nie potrafisz mówić kobietom komplementów, – I odgarnęła kosmyk włosów za ucho, nieustannie spadający na twarz, – i nawet boję się wyobrazić, co za typ dziewczyn ugania się za takimi ciachami, jak ty.

– Nie ma wśród nich żadnej dostającej ci do pięt, – zaskakująco łagodnie odpowiedział, jakby znał Alinę od wielu lat, – myślę, że nadszedł czas, aby naprawić ten defekt. Nie na darmo, bo czekałem na ciebie już prawie dwa tygodnie.

Chłopak wstał z krzesła i wziął dwie walizki, kierując się w stronę schodów. Zatrzymał się pred pierwszym stopniem i spoglądając na nią dał jej wyrazem twarzy do zrozumienia, aby szła za nim. I ruszyła jego śladem, jakby płynęła z prądem.

Zrozumiała, ze facet potrafił mamić kobiety słowami wykorzystując znajomość  fundamentalnej wiedzy: ona, jak każda kobieta – kocha uszami. Nie poddadzą się takiej nachalnej, zuchwałej, narcystycznej pokusie tylko bogobojne mniszki. I nie wierzy, że nawet one n jej miejscu mogłyby nawet nie zadrżeć w takt każdego ruchu jego mięśni i nie pofantazjować w marzeniach o kontakcie z jego ciałem. A co dopiero taka młoda kobieta, jak ona, która nie czuła męskiego dotyku już prawie od sześciu miesięcy? Może tylko żałować, że znajdując się w niebezpiecznym otoczeniu będzie musiała trzymać się w ryzach jakby w jakimś awaryjnym trybie przyziemiania.

Do długiego korytarza na piętrze, do którego zaprowadziły schody przenikało niemało naturalnego światła, które odbijało się od jasnych połaci ścian. Na podłodze stało kilka wysokich waz ze sztucznymi storczykami, piwoniami, różami. Trochę to dziwne zważywszy, że cały ogród usłany był klombami z żywych roślin. Jej pokój usytuowany był jako drugi z rzędu i jak dla jej potrzeb był wystarczająco przestronnym. Na ścianach – fioletowa tapeta, naprzeciwko drzwi – duże podwójne okno a z boku w zupełności wysoka i szeroka szafa z uchwytami w kształcie serca. Dwoma słowy opisując: miło i wygodnie.

Wciągnęła nosem odurzający zapach lawendy, której skromny bukiet stał na nocnym stoliku. „Wow! Arleta wciąż pamięta, że to me ulubione kwiaty. Być może nie wszystko, co ich kiedyś łączyło już stracone?” – pomyślała. Z lekka się uśmiechając za sprawą przyjemnie doznanego zaskoczenia, spojrzała za siebie na stojące cierpliwie wpół nagie ciało mężczyzny o pytającym, wiele wyjaśniającym spojrzeniu.

– No dobra, milutka, odpocznij sobie, – mrugnął z przekomarzaniem zrozumiawszy jej podpowiedź i zamknął za sobą drzwi. No po prostu nie mogła uwierzyć, że znowu ją tak nazwał: „milutka” Jeśli to się powtórzy, to rozwali tę jego piękną, bezczelną łepetynę, dokładnie tak i  nie bacząc na nic.

Zostawszy sam na sam z otaczającymi ją ścianami, wszystko w jej środku zaczęło zżymać się z powodu znów napływającej melancholii i smutku. Na jej słabe, kobiece barki momentalnie zwaliły się wszystkie problemy, o których udało jej się na jakiś czas zapomnieć. Utrata ojca pozostawiała jednak na sercu wciąż świeżą ranę i ponownie otwiera stare blizny. Ona – Alina, nie na długo zatrzyma krwawienie, to tylko kwestia minut. Ból wróci z nowym impetem, paląc potem bez reszty całą duszę. Jej życie nigdy już nie będzie takie samo i nie ma przed tym ucieczki. A najgorsze, że nie ma siły aby uciec od swego najważniejszego problemu – od samej siebie.

– Ile można, Noelu? Będziesz tak prześladować mnie zawsze?! – Spojrzała przez ramię na ciemną postać stojącą w drzwiach. Nie wywoływał w niej strachu, znała go precież na wskroś; wszystko, co teraz czuła – to rozczarowanie z powodu niespełnionych nadziei.

– Alino! – niski, ochrypły głos wypowiedział jej imię, jakby degustując każdą sylabę jej miana. Sekundę później już palił jej szyję swym gorącym oddechem; – tylko ty jedna nie udałaś mi się, pora wreszcie, abyś się do tego przyznała. Będę czekał choćby całą wieczność, dopóki nie przyjmiesz mojej propozycji. I uwierz mi: cierpliwość to mój najgłówniejszy atut.

 

Alina – lista rozdziałów

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *