Alina

Rozdział 14

Mroczna, niewybudzalna ciemność, która towarzyszyła Alinie przez tak długi czas, już nie była dla niej tak straszna. Wreszcie czuła ręce. Usta. Odczuwała czyjąś obecność i w końcu nie mogła uwierzyć, że znów widzi obok siebie doskonałego Noela. Jego pocałunki zmuszały ją do uległości. Jego ręce powodowały, że jej skóra płonęła i 12122742_976394699093557_8090101943488770677_nzamieniała się w popiół.

– Co ty ze mną zrobiłaś? – szeptał i dźwiękiem każdego słowa czynił rozkosz, od której serce jej biło w szaleńczym tempie.

– Kocham… – odpowiedziała krótko głaszcząc po jego doskonałych włosach i mając wielką nadzieję, że już nie śpi…

To prawda. Aż do ostatniej litery. Kochała Noela. Upajała się nim i jeśli nie chciała umierać – to przede wszystkim, by nie zostawić go w tym padole ziemskim samego. Tymczasem Noel patrzył na nią zamglonym i przepełnionym wdzięcznością spojrzeniem, a jego ciemnobrązowe oczy leniwie połyskiwały uczuciem zadowolenia. Wydawało się, że żniwiarz nie wierzy w to, co słyszy, nie wierzy, że jego miłość jest odwzajemniana, ale mimo to raduje się.

Szczerze i nie wstydząc się uczuć. Ledwo uśmiechnąwszy się znów przywarł do niej pocałunkiem. Pożądliwym, stanowczym, namiętnym. Roztapiał ją, jak gorące słońce roztapia kruchy lód, który w starciu z upalną gwiazdą nie ma żadnych szans. Pod muśnięciami jego palców, które delikatnie gładziły jej ramiona i opuszczały się coraz niższej, jej myśli drżały przysposabiając się do rychłego nadejścia prawdziwej burzy. Gdzieś pod żebrami rozpływało się spięte i lepkie uczucie miłości, mieszające się z podnieceniem. Nie chciała powstrzymywać Noela w niczym. Mimo że nawet nie wiedziała, gdzie jest. Mimo że nie była świadoma swego magicznego zmartwychwstania. Tu i teraz – wszystko jest zupełnie proste: jego usta są miękkie, kuszące, zmysłowe… Jego skóra – taka gorąca i rozpalona pożądaniem. Jej bariery – zbyt  słabe, jej wewnętrzny sprzeciw – zbyt bezużyteczny…Nie czuła zimna, nawet wciąż doświadczając lodowaty wiatru we włosach. Nie mogła myśleć o nikim, a tylko o tym tulącym ją do siebie facecie i rytmicznie poruszającym się w takt jej kolejnych łask. Nie słyszała niczego, oprócz dzikiego wycia wewnętrznego głosu, od którego cierpły uszy.

„Come on! Pozwól mu na więcej … „- błagał głos. „Śmiało …” – podsycał przeciągającym się jękiem.

– O, Boże! Ty poważnie? – Słyszy urwisty, piekący oddech przy uchu i rozumie, że ostatni wniosek swego wewnętrznego „ja” wypowiedziała na głos, – czyżbyś pozwalała mi na jeszcze bliżej?

Jego głos przeszedł w przyjemny pomruk i nie czekał, bynajmniej, odpowiedzi. Ciepła dłoń  wsunęła się pod jej koszulę, tą samą, do włożenia której zachęcił ją w ów tragiczny dzień, koszulę, która była przesiąknięta jego odurzającym zapachem. Jej zmysł węchu przeniósł się na nowy poziom, pozwalając odczuwać każdą okrążającą ją nutkę zapachu.

Pachniało od niego cynamonem i ciepłym mlekiem. Pachniało czymś smacznym i cierpkim. Zapachy te wirowały w jej głowie niekończącym się walcem. Wyzbywały wszelkich zahamowań i przeganiały zakłopotanie. Sprawiały, że można było zapomnieć o tym, gdzie się jest, z jakiego powodu, że wieje chłodny wiatr, i że jest się ledwie pod cienkim kocem. Czuła ciepło jego rąk, i to wystarczało. Teraz, nie było potrzebne jej nic. Nic więcej.

– Alinka… – szepcze jej imię, ledwie odrywając się od pocałunku i smakując każdą głoskę jej imienia, jakby kosztował słodki gryczany miód. Brązowe oczy pociemniały jeszcze bardziej, nie ukrywając błogości.

Żniwiarz sprawnie pozbył się fragmentów zbyt ciasnej dla pobudzonego ciała odzieży odsłaniając doskonały tułów i kilka znamion tuż pod obojczykiem. Do głowy Aliny znów napłynęły myśli o zmarnowanych ostatnich latach. Teraz i ją, i Noela nie dzieli już nic. Ani odzież, ani zakłopotanie, ani uprzedzenia. Są tylko dwa rozgrzane płomienie, które chcą cieszyć się jedno drugim nawzajem.

Wszystko było tak, jak w jej gorących fantazjach, który atakowały ją wcześniej, i nie raz. Powolne drżenia, stłumione oddechy i głośne wydechy. Ruch we wzajemnym rytmie i złączenie ciał. Rozpalone pocałunki i mocne przeplatające się ze sobą palce. Wszystko było tak, jak i powinno być: czule, słodko i przed samym delirium… wściekle.

Raz. Fala przyjemności i oczekiwania zachłystuje potężną nawałnicą. Dwa… I serce zrywa się do biegu. Trzy… cztery… pięć… Prędkość nabiera tempa, silne ręce niemal do bólu ściskają biodra i głosy ujednolicają się we wspólnym ochrypłym jęku… Najpiękniejszy poranek. Najpiękniejszy początek nowego życia. Najpiękniejszy Noel, który w całości przynależy do niej. Dosłownie…

***

Palce u nóg wciąż jeszcze drżą po niedawnej katapulcie uczuć i myśli. Noel delikatnie przytula ją, przyciskając tak blisko, jak tylko to możliwe. Patrzy na nią spod długich, lekko zmrużonych rzęs. Kocha ją, to dla niej oczywiste. Czuje to nawet jej skóra. Każda komórka. Każda komórka czuje każdy jego dotyk… Mocniej owinęła się kocem, z lekka wygładzając podwinięta koszulę i ukrywając twarz w jego szyi. Chciała zapieczętować ten moment w swej pamięci na zawsze. Wydrukować te chwile w swym serce i uwiecznić. Nie odrywać od niego ni na krztynę resztek swego życia i zapomnieć o wszystkich problemach, które wciąż majaczą gdzieś w pobliżu. Serce już nie bolało na przywoływanie wspomnień. Nie będzie boleć, jeśli tylko wypowie imię na cztery litery. Obsesja Aliny rozproszyła się w porannym smogu i uszła w siną dal. „Do diabła z dziękczynieniem! Pieprzyć to paskudne poczucie obowiązku. Jeśli Andrzej nie zaakceptuje mej decyzji, przyjdzie mu udowodnić, że innej z mej strony decyzji nie ma i nie będzie… Dostanie krótki liścik: Nie czekaj. I koniec… Ależ jestem wyczerpana” – rozmyślała Alina.

Na dworze było już jasno jak z zewnątrz namiotu zaczęły dochodzić czyjeś głosy, zakłócając tak przyjemną ciszę. Im nie potrzebne były żadne słowa. Chcieli po prostu zatopić się w tym własnym „wykończeniu”. Poczuć do końca rozprzestrzeniający się, jak lawa, ogień po całym ciele.

– Spotkamy się z bardzo zdziwionymi spojrzeniami, – Noel uśmiechnął się lekko, podnosząc na łokciu. Swobodną ręką objął ją za szyję głaszcząc skórę kciukiem i powodując, jak zawsze, przyjemny dreszcz, – dlatego, bo nie będę potrafił zakamuflować tego mego głupkowatego uśmiechu na twarzy. Będę się starał, ale kiepski ze mnie fałszywiec.

– Jeśli szczęście jest tak oczywiste, czemu się z nim ukrywać? – Pogłaskała ręką po jego policzku i utkwiła wzrokiem w niewiarygodnie atrakcyjnych ustach. Musi to sobie przyznać, że mogłaby je całować nieskończoną ilość razy, – niech wiedzą, że jest nam ze sobą dobrze. Reszta nie ma znaczenia. Dla mnie teraz, w ogóle nie ma niczego ważniejszego od Ciebie.

– Od takich słów, po prostu wariuję, – żniwiarz wpił się w nią niecierpliwym i nawet trochę dzikim pocałunkiem, – jeśli ty nadal w tym duchu, to ja nie zamierzam przejmować się wampirami, które już od dłuższego czasu niecierpliwią się na zewnątrz.

Alina ciężko westchnęła, rozumiejąc, że przyjdzie jej teraz wiele się nauczyć nowego i wiele pojąć. Usłyszeć mnóstwo wyjaśnień i perswazji. Na przykład – miłosiernych perswazji od czerwonookiej dziewczyny. I natychmiast skrzywiła się na myśl, że zaliczyła Tildę do grona takich bliskich osób, a przecież najchętniej wyrzuciła by ją z tego grona jak najdalej. Była zbyt przebiegła, aby jej zaufać, i zbyt inteligentna, aby zaprzyjaźnić się z taką istotą jak Alina. Nazywać siebie człowiekiem, po tym wszystkim, co zaszło, nie przechodziło jej przez język. „Przecież naprawdę zmartwychwstałam, cholera! I ożyłam jak w bajce o Śpiącej Królewnie, i zdaje się, że absolutnie to nikomu nie przeszkadza”. Co najdziwniejsze, to nawet nie przeszkadzało jej samej. Czuła się inaczej. Słyszała, jak szmerze niedaleka woda. Jak nuci swe pieśni wiatr, gdzieś daleko w chmurach. Słyszała nawet oddychanie drzew kilkadziesiat metrów od siebie. I, co najważniejsze, wiedziała kim jest.

Dusza jakby oświetliła się jasnym światłem, chociaż włosy i oczy jak wcześniej były czarne i połyskiwały krystalicznym blaskiem. Jakoś szybko przyszła świadomość tego, ze jest teraz czymś innym niż Ciemność. Przyszła natychmiast jak tylko otworzyła oczy. Jak tylko wzięła pierwszy oddech. Teraz, jak nigdy dotąd, przypomniała sobie słowa swego odbicia w głębokim śnie.

„Nawet w ciemności, można mieć światło” – powiedziało do niej. Przyszło umierać, aby zrozumieć ich sens. Żeby więcej nie czuć się jak monstrum.

– Jak długo byłam martwa? – Jej głos zabrzmiał niezbyt pewnie, bała się, że Noel nie zechce odpowiadać na takie pytanie.

– Trzydzieści trzy godziny, – odpowiedział jednak bez certolenia, wygramoliwszy się z posłania. Zamilkł na chwilę, usiadł na skraju materaca i dokończył: – bardzo długie i bolesne trzydzieści trzy godziny. Wiesz… ja nawet, czort to weźmie, płakałem, – dopowiedział cicho, – ty po prostu wywróciłaś cały mój świat do góry nogami. Najpierw – swym pojawieniem, a potem śmiercią.

Usiadła za nim utknąwszy nosem w tyle głowy i wsunęła ręce pod t-shirt, dotykając jego falującej klatki piersiowej. Włosy miło pachniały świeżością i gałką muszkatołową, mieszając się z zapachem opadłych liści. Niesamowity zapach, który przynależał tylko do niego. Jakże ją radowały nowe doświadczenie i możliwości, a przede wszystkim sam fakt, że może poznać Noela jeszcze bliżej i jeszcze głębiej zanurzyć się w jego metafizycznej przestrzeni.

– Kocham cię, – cicho wyszeptała, starając się zapanować nad całym huraganem uczuć, – Jestem tak bardzo w tobie zakochana, że aż dusza mnie boli od rozrywających ją emocji, – Pocałowała go w płatek ucha i usłyszała ciche jęknięcie, – przywróciłeś mi życie, świat i dlatego nigdy cię nie opuszczę, obiecuję, nigdy!

– Trzymam cię za słowo, Alino Kowalski, – żniwiarz objął ją obiema rękoma, przyciągając do siebie i usadawiając na swych kolanach, – dlatego, bo po raz drugi już chyba tego bym nie przeżył. Mogę sobie dla innych być żałosnym lub sentymentalnym, nie obchodzi mnie to. Zbyt długo walczyłem o twą wzajemność.

– Po takich słowach czuję się trochę winną, – Uśmiechnęła się, dotykając ustami jego ust.

Z okolic wejścia dał się słyszeć nieśmiały kaszel. Do namiotu wszedł Andrzej. Wszedł i widząc ją żywą – zamarł, a ona Alina słyszała, jak jego serce zaczyna bić narastająco mocnym rytmem, zupełnie, jakby chciało wyskoczyć. Być może ta oto krótka chwila porozstawiała wszystko na swe miejsca, jakoż Makowski zamknąwszy na chwilę oczy wziął tylko głęboki oddech i ścisnął swe pięści. Był zły, ale nawet nie drgnął. Jakby cieszył się z faktu, że Alina żyje, ale jednocześnie wściekał się, na widok tulących ją rąk. Nie jego.

– Uratował ci życie, tak przy okazji, – powiedział Noel nachalnie plaskając w jej udo i uśmiechając się chytrze, – Rada Najwyższa była tutaj kilka godzin temu, wysłuchała świadka i wyraziła zmartwienie, że nie usłyszysz jej wyroku. Uniewinniono cię, a wszystko dzięki niemu, – skinął głową w stronę Makowskiego, który zdążył już wyrównać swój oddech i mierzył ich rozdrażnionym wzrokiem.

– Nie ma za co, – krótko i z zauważalnym jadem w głosie odpowiedział Makowski teatralnie składając ukłon.

Można było się spodziewać, że jej wybór nie będzie w smak mimowolnemu zbawcy ale to wątpliwy dla niej problem. Raczej niefortunna okoliczność. Wstała na nogi i wolno podszedłszy do Andrzeja delikatnie pocałowała go w policzek. Ledwie zauważalnie drgnął i ekscytująco zamrugał, nie spodziewając się nawet takiego podziękowania. Na oczach Noela. Nawet tak skromnie. Nawet tak niepewnie. Ale dla niej ten niewinny pocałunek oznaczał zakończenie ich krótkiej historii. Ten pocałunek oznaczał, że zawdzięcza mu życie, ale nic poza tym. Żadnych deklaracji uczuć.

– Dziękuję, że dotrzymałeś danego mi słowa. Doceniam to i pozostanę twyą dłużniczką na zawsze. Nie dlatego, że mnie ocaliłeś, ale dlatego, że uwierzyłeś mi. – Uśmiechnęła się i poczuła, jak gdzieś-tam, głęboko schowane, zamajaczyły w niej uczucia ledwie podszczypując skórę. Nie było ich na tyle dużo, by odczuć za ich sprawą winę z powodu dokonanego wyboru, ale wystarczająco, aby patrzeć na Makowskiego miękkim, obojętnym wzrokiem. – To po prostu niesamowite, że wszystko się tak szczęśliwie potoczyło. Z wyjątkiem mojej śmierci, oczywiście, która nie była w planach, ale wszystko skończyło się pomyślnie, w czym niepoślednia twoja zasługa.

– Zabili cię też przy mojej zasłudze, tak więc: jeden-jeden, milutka, – uśmiechnął się krzywo, i jakoś tak nazbyt poufale potargał jej włosy, – jeśli nie wygadałbym się na temat naszego pocałunku, wszystko mogło być inaczej. Mniej przepuszczonych ciosów i więcej ocalonych żyć.

– Nie wierzę swym uszom, ty mimo wszystko zrobiłeś to?! Zakładałam, że starczy ci męstwa i rozsądku, aby nie opowiadać o tym, co i tak nie miało przed sobą żadnej przyszłości, – po jej ciele przebiegł dreszczyk o świadomości tego, że Noel od dawna zdawał sobie sprawę z zaistniałego incydentu, ale jej nawet nie napomknął.

– Mówisz to z takim przekonaniem, jakbym przymuszał cię do czegokolwiek, w tym do odwzajemnienia mego pocałunku, – Andrzej chytrze zmrużył oczy, ledwie zerkając na żniwiarza, który wciąż pozostawał zadziwiająco spokojnym i bez emocji przysłuchiwał się rozmowie.

– Mówię to z takim przekonaniem, bo pamiętam, co powiedziałam ci po pocałunku – wściekłość zalewała ją falą obrzydliwie niepohamowanej, rozlewającej się po żyłach złości, – zapamiętałeś moje słowa? Wydaje się, że wyraźnie powiedziałam o drugiej osobie, prawda? I powiem ci dlaczego odpowiedziałam na twój pocałunek, wszystko jest banalnie proste. Ty – jesteś człowiekiem. Potrzebne i mi było przypomnienie, że we mnie też jest coś ludzkiego. I dopiero teraz rozumiem, że to nie była żadna miłość. Szybciej – zwyczajne opętanie, przyprawione pociągiem seksualnym do faceta i podlane słodkogłosym sosem.

Głośno westchnęła, zacisnęła pięści i zamknęła oczy z bolesnym uczuciem w klatce piersiowej. Uczuciem niechęci. Nie niechęci do niego. Niechęci do siebie…

Zapłata za wszystko: za szczerość, za złość, za niesprawiedliwość. Odpłaciła mu prawdą, która mogła zaczekać, albo, której w ogóle nie należało ujawniać. Widziała efekt swych słów w jego oczach. Patrzył tępo, bez emocji i rozpaczy. Patrzył, jakby nie patrzył nigdzie. To był cios w brzuch, który poszybował do samego jego mózgu. „Ale jestem głupia, głupia kretynka, która właśnie skrzywdziła człowieka, który uratował mi życie. To z mej strony nie fair” – odzywały się w niej rozżalone wyrzuty sumienia.

– Przepraszam, nie chciałam cię urazić, – głos jej załamał się i usłyszała jak oddech żniwiarza stał się nagle cięższym, – ta rozmowa odbywa się zupełnie nie na czasie.

– Spoko. Zasłużyłem sobie. Nie przepraszaj. Nie ma potrzeby…

Makowski niezręcznie potarł szyję i odszedł. Nie oglądając się. Nie zatrzymując się. Szedł dokądś w dal, hen za drewnianą bramę, osadzoną na kolczastym ogrodzeniu. Szedł szybko poruszając ramionami, jakby zmagając się z własną porażką. Mimo że jakby miał rację. Jakby i zawinił. Jakby był głupim. A może jednak, nie? I tylko jej – Alinie, do bani na duszy po jego słowach: „zasłużyłem sobie…”. Cholerny wstyd. Przeklęte przekleństwo.

***

– Nie powinnaś go tak dołować. Ten facet już dawno uznał, że nie ma szans, – Noel przytulił ją od tyłu i łapczywie wdychał zapach jej włosów, – aż i mnie zatkało po twych słowach, a jego to w ogóle raziło na miejscu. Nie to, żebym mu współczuł, po prostu rozumiem go, jak samego siebie. Gdy skąpi się komuś uczuć to tak, jakby uderzyć  poniżej pasa.

Łzy same pojawiły się w jej oczach. Nieśmiało zakryła twarz dłońmi, starając się nie płakać, jak mała dziewczynka. Boleśnie przegryzając wargę głęboko oddychała i przywracała na miejsce zdezerterowane emocje.

– Ja go nie kocham, Noelu. Naprawdę, go nie kocham, – wyszeptała prawie bezgłośnie.

– Zastanawiam się, kogo teraz starasz się przekonać? Mnie, czy siebie?

– Nie kocham go, – po raz kolejny powtórzyła ściskając dłoń Noela.

Ten – pocałował ją w szyję i przytulił mocno.

– Mogę uwierzyć w to, że go nie kochasz. Ale w to, że nie jest ci kimś nieobojętnym – nie uwierzy nikt. To normalne, przecież ty w pierwszej kolejności jesteś człowiekiem.

– Tylko nie mów mi, że wciąż myślisz o mnie jak o człowieku, – I odwróciła się, aby spojrzeć mu w oczy, – Jak w ogóle, po tym wszystkim, co się wydarzyło, możesz uważać mnie za człowieka? Jeśli powiem ci, jak zmieniło się moje postrzeganie, jakie pojawiły się możliwości, to na zawsze zmienisz swe mniemanie o tym, jak zmieniałam się ja.

Noel uśmiechnął się.

– Należało się spodziewać, że po twym odrodzeniu i moc twoja się zmieni.

– Nie rozumiesz, one się nie zmieniły, – podekscytowana pokręciła głową, – ja, cała ja jestem teraz jedyną wielką oazą siły. Czuję związek z przyrodą, czuje go całym mym jestestwem, rozumiem wszystkie swe możliwości. I staram się być czymś więcej niż ciemność.

– Na przykład, ucieleśnieniem życia, – krótko wyjaśnił żniwiarz, podsumowując jej kwestie.

– To brzmi zbyt fajnie, żeby być prawdą, – obydwoje zaśmiali się głośno ściągając na siebie uwagę i bez tego ciekawskich wampirów.

Dopiero teraz zauważyła, że większość z nich stała tłumnie nieco z dala i z uwagą przysłuchiwała się ich rozmowie. Czerwonookie drapieżniki przypatrywali się Alinie z nadzwyczajnym zainteresowaniem, z pełnym zachwytu uśmiechem na twarzy. Jej policzki od zażenowania natychmiast pokrył szkarłatny rumieniec, a słowa utknęły w gardle, odmawiając posłuszeństwa. Nieporadność podniesiona do dziesiątej potęgi, zawładnęła ciałem, przemieniając je w głupi posąg. Dobrze, ze chociaż pamięta, jak się oddycha. Bo to cholernie przydatna funkcja.

– Długo oczekiwane spotkanie oblubieńców. Jestem gotów zderzyć się ze ścianą, ze wzruszenia, – Lucas majestatycznie kroczył powolnym krokiem, wytrzeszczając złośliwy uśmiech i klaszcząc w dłonie.

– A ja jestem gotów ci w tym pomóc, choćby i teraz, – Noel rzucił się do niego z nienawiścią, a jego oczy natychmiast zamieniły się w dwa snopy ognia.

Złapała go za rękę, przytrzymując za nadgarstek i potrząsnęła głową. Nie chciała zabijać wszystkich jego patronów; a będzie ich niemało. Wampiry nie pozwolą na obrażanie członka ich klanu, pomimo faktu, że zawinił. Jeśli Lucas wciąż żyje i spokojnie przechadza się  po ziemi pokrytej śniegiem, to znaczy, że jego wina mało kogo obchodzi. Serce Aliny nieznacznie zakłuło, bo zdała sobie sprawę, że Noel gotowy jest do zabijania. Bez wahania i żalu. Była gotowa do wyczyniania dziwnych rzeczy, byleby tylko nie wypuścić jego ręki. W tym nie ma niczego dobrego. Absolutnie. Dla jego dobra, ona może zawojować cały świat, depcząc każdego, kto tylko mógłby mu zaszkodzić. Ale wątpliwe to perspektywy. Bardzo wątpliwe.

– Najpierw wykorzystamy jego siłę w walce z Arielem, a potem sama się z nim porachuję. Uwierz mi, sprawię tak, ze będziesz usatysfakcjonowany, – nie puszczała jego nadgarstka, czujnie obserwując zdziwione oczy kochanka.

– Myślałem, że teraz już odpuściłaś ten pomysł z Azrielem, – rozczarowany powiedział, – jego plan z kaźnią nie powiódł się i możemy przekazać tę wojnę w inne ręce. Ma wielu wrogów, którzy poradzą sobie z nim i bez twojego udziału. Daj spokój, po prostu znikniemy?

– I zostawić śmierć Arlety bez pomszczenia? – Zaprotestowała, zerkając na Lucasa, który wciąż stał w miejscu z rękoma złożonymi na piersi, – niedoczekanie! Nie otrzyma takiej łaski. Poza tym, Azriel zawsze będzie czuł zagrożenie za plecami i, póki żyję, nie zazna spokoju. Chcesz kolejnej kaźni?

Żniwiarz bezradnie potrząsnął głową przyznając jej rację. Nie było wyboru. Wszystko co tu było powiedziane – miło sens i przyszłość. Wyrwawszy rękę wciąż jeszcze z rozdrażnieniem patrzył na zadowolonego z siebie Lucasa, ciężko dysząc i wciąż paląc się do ukręcenia karku jednemu z wielu adwersarzy Aliny.

– Noelu, nie mogę uwierzyć. Chyba zwodzi mnie słuch, albo faktycznie – włada twymi poczynaniami dziewczyna?! – Wzdłuż ulicy echem rozniósł się głośny wampirowi śmiech.

Ostatnia kropla przelała puchar. Ostatnia bariera zostaje złamana. Rozwścieczony żniwiarz pierwszym ciosem zwala z nóg oniemiałego drapieżnika. Jeśli drażnisz swego wroga – musisz być gotowym na atak. Lucas szybko podniósłszy się na nogi obnaża ostrze. W ślad za nim Noel. Ostrożnie chodzą po kręgu gotując się do ataku. Wampiry z tłumu patrzą w milczeniu, z rzadka szczerząc kły w oczekiwaniu na szlachetną zabawę.

Alina nie pozostawała na uboczu. Podszedłszy bliżej wzięła głęboki oddech, koncertując się na energii spływającej po rękach gdzieś w trzewia ziemi. Czuje, że jej pomagała, dając pewność siebie i odwagę. Czuła się coraz bardziej wściekła i zdeterminowana. Zabije ich wszystkich, jeśli tylko Noelowi spadnie choćby włos z głowy.

– Lucas, chałowy z ciebie strateg, – rozległ się głos Thourio od czego natychmiast w jej klatce piersiowej rozpłynęło się miłe uczucie ciepła. Ucieszyła się słysząc tego żarliwego chłopca, ucieszyła się, że on w ogóle żyje. Blondyn wyszedł z tłumu, rozpychając wszystkich na boki i uniósł brwi z nieukrywaną kpiną, – czy chociaż widzisz, co tworzy się za twymi plecami?

Gdy żniwiarz skinął na Alinę wszystkie wampiry skierowały oczy w jej kierunku. W ich oczach czaił się strach. Szczerze mówiąc, zwierzęcy strach. Jakby ujrzeli drapieżnika znacznie silniejszego niż oni. Wyższego w hierarchii. Wyżej znaczącego. Pokręciła głową, starając się skupić i uspokoić myśli.

Pod stopami rozścielała się świeża, zielona trawa, przebijająca młode pędy przez zamarznięty żwir. Korzenie drzew, które znajdowały się w pobliżu wyciągały do niej swe brunatne żyły tworząc ochronny pierścień. Przyroda osłaniała ją. Poprosiła wszak przyrodę o pomoc i ochronę. I otrzymuje ją. To i była ta niewidoczna więź, którą od niedawna ogarniała dodając sobie nowych sił.

– Przyczynisz się do jego ran i zabiję cię, Lucasie. Wcześniej, niż zabłagasz mnie o przebaczenie, – zły uśmieszek rozpłynął się po twarzy Aliny, ostrzegając o powadze słów.

Predator wstał i z powrotem umieścił swą broń w pochwie. Nie w mniejszym stopniu bał się i reakcji swych krewnych, ponieważ nie wiedzieli, z kim ma teraz do czynienia. Ponieważ i on Lucas nie spodziewał się, ze jego przeciwnikiem będzie orędownik – kobieta. Tak myśli każda istota bez serca. I tak myśląc robi swój główny błąd.

– Szanowna młodzieży, proszę kończyć ten bezmyślny cyrk, – nieznany Alinie wampir wyszedł z szeregu uważnie badając ją od stóp do głów. Miał wiele tatuaży, którymi wyróżniał się z tłumu. Sprawiał wrażenie lidera. – Cieszę się, że znowu oddychasz, Dark Flirey. Czasami aż poraża mnie moja pomysłowość. Mój plan był dobry, prawda? Zabić cię, aby zapewnić dodatkową szansę na przeżycie.

– Isiil, oczywiście? – Zapytała retorycznie.

– Miło słyszeć, że znasz moje imię, – uniósł brwi i imponująco przeniósł wzrok w jej stronę. Spojrzała na Noela, który cichym krokiem skierował się za nim, – mamy wiele do omówienia, Flirey. Rozdzielić role, pokazać ci świat Zmierzchu i przygotować się do ataku. Nie zapominaj, że twoje życie nie będzie bezpieczne, dopóki wciąż żyje Anioł Śmierci. Tak jak i nie będzie bezpiecznego życie Noela, Thourio i moich ludzi. Proszę, nie czyń katastrofy tam, gdzie jeszcze warto żyć.

Isiil wskazał palcem na pierścień korzeni drzew i nie zdecydował się podejść bliżej. Tymczasem ona zebrawszy myśli zamknęła oczy, dając cichy rozkaz. To było dla niej tak łatwe, jakby jeden, jedyny oddech, który uspokajając ziemię przywraca jej dawny wygląd. Zdecydowanie polubiła swe nowe umiejętności, które przyprawiają o jeszcze większy dla niej respekt. Cieszy się, że może uderzyć i zemścić się za swą siostrą. I, co najważniejsze, nie żałuje, że wróciła cztery lata temu…

– Nie zostaniemy tu, – pewnie powiedziała łapiąc na sobie zaskoczony wzrok wampira. Noel, zresztą, również był zaskoczony i stojąc za drapieżnikiem, nieco wyglądał zza jego pleców, – jest bardziej komfortowe miejsce dla naszej dyskusji na temat dalszych działań. Fakt – potrzebujemy siebie nawzajem. Nie wiem jak wam, ale dla mnie las wydaje się bardziej przyjaznym miejscem, niż góry.

– To dokąd mielibyśmy się przenieść? Zawiedziesz nas w gęste zarośla, żeby wydawać się silniejszą? – Szyderczo zapytał wampir, krzyżując ręce na piersiach.

– Nie potrzebuję wydawać się silniejszą, bo w samej rzeczy jestem silniejsza od ciebie. Głupotą jest myśleć inaczej, – Uśmiechnęła się, – chcesz mojej pomocy? Przyjmij me warunki. Znajdujemy się na granicy światów. Myślę, że nie będzie koniecznym dwa razy wyjaśniać Lucasowi, gdzie jest to miejsce, prawda?

I przechyliwszy głowę na bok, kierując w stronę swego mordercy, dostrzegła na jego obliczu lekkie szyderstwo. Jeśli otaczać Alinę będzie prawie setka drapieżników, powinna mieć fory. Powinna mieć dodatkowy atut w swym planie obrony. I do tego zmierza.

– Przygotujcie się do swego pierwszego skoku i mamiącego zapachu krwi, moi przyjaciele, – i znalazłszy oczyma Thourio kiwnęła mu głową, – bo wracam do miejsca swej śmierci…

 

Alina – lista rozdziałów

 

..

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *