Gdy wwiercam się języczkiem w twego wzgórka dziurkę
By błogo spijać soczek naciekły już ciurkiem
Ty rozpuszczasz się słodko jak od słońca żaru
I czekasz, aż cię zliżę chciwie, bez umiaru.
A przysięgam: nie przestanę, póki nie skończę
Wciąż będę cię wylizywać jak słodką ponczę
Aż zliżę wszystko, co jeszcze z ciebie zostało
Aż poczujesz, że wreszcie posiadłem cię całą.
W końcu – nie od początku chciałaś tego i ty?
By przydać błogiej rozkoszy i sobie, i mi?
Więc gracje! że się dałaś wylizać do spodu
Moja ty boska gałko waniliowych lodów…