Znów piszesz w liście, że czekasz zimy bez końca,
Że na poddaszu aż dusisz się od gorąca.
Tedy z moich Babic patrząc w gwiazdy na niebie,
Proszę je cichuteńko, niech utulą Ciebie…
Znów piszesz jak ranek co sen twój przerywa
Przynosi duszność, w oknie znów rozgrzana szyba…
Z moich Babic tedy patrzę hardo w żar nieba
I zaklinam je: mej Justysi śniegu trzeba!
Znów piszesz, że czasu i sił na wszystko Ci brak,
Że wytchnienia nie doświadczasz nawet w swoich snach…
Tedy śląc dobre fluidy z Babic do Łodzi,
Marzę… Może jakaś piękna więź z nich się zrodzi?!