Babicki otworzył drzwi i wszedł do pokoju. Przy stole siedziała młoda, sympatyczna dziewczyna, z bardzo fikuśną fryzurą i stukała palcami po klawiaturze.
– Dzień dobry! – natychmiast oderwała się od monitora i spojrzała na petenta, – imię, nazwisko, obywatelstwo, data urodzenia?…
Babicki posłusznie odpowiedział i rozejrzał się wokół. Oprócz drzwi, przez które tu wszedł, na przeciwległej ścianie były jeszcze inne, sztuki dwie, bez żadnych znaków i tabliczek.
– A zatem Janusz Ba… – dziewczyna zmrużyła oczy i spojrzała na monitor, – Tak, tak! Można tu usiąść, proszę się nie krępować. Zaraz wszystko szybko podsumujemy i będzie mógł pan przejść dalej.
– Podsumujemy? Ale co? – Babicki siadł na krześle stojącym przy stole.
– Podsumujemy wysokość odpowiednio skumulowanej pana pozytywnej i negatywnej energii. Przekalkulujemy na procenty i na podstawie rezultatu zdefiniujemy dalsze miejsce pana pobytu, strefa, kwadryl, sekcja…
– Mogłaby pani w normalnym języku? – przerwał jej Babicki, – dziwiąc się, że wciąż jeszcze żyje?
– Tak… Zaraz…
– I teraz będzie pani decydować gdzie mam iść: do nieba, czy piekła?
– No cóż, jeśli używać takiej terminologii, to – owszem, tak!, – odparła obojętnie.
– Jasne, – westchnął Babicki, – dobrze, proszę podsumowywać. A, nawiasem mówiąc, gdzie tu są aniołowie?
– W pracy, zgodnie z rozkładem swych obowiązków… No, dobrze. Zacznijmy wreszcie.
Dziewczyna stuknęła w klawiaturę i rozpoczęła czytaniem tekstu z monitora.
– Janusz Babicki… Urodził się… tra-ta-ta, pomińmy to. Pana życiorys, myślę, dobrze jest panu znany. Acha! początek tabeli. Teraz szybko tylko powbijam do programu dane i wszystko…
– Rozumiem.
– A zatem… Hmm… Ocalonych ludzkich żyć: zero. Uratowanie innych stworzeń: trzy sztuki. Zepsucie nastroju: 15467… Hmm… To o 5,6% wyżej niż średnia wartość, więc idzie na minus. Dalej… Złamanie komuś życia: 1, urządzone happeningi: 516. To dobry wskaźnik, powyżej średniej. Nieznacznie przez to obniżył współczynnik złamanych komuś żyć… Stwierdzone kłamstwa … Cóż, to bardzo długa lista, nie będą odczytywane. Ale proszę się nie martwić, są w granicach normy.
– A proszę mi powiedzieć, to złamane życie… Można się dowiedzieć o kogo chodzi?
– Tak, oczywiście, sekundę, – dziewczyna kliknęła myszką, – pana pierwsza żona. Po rozwodzie wyszła za mąż za…
– Okay! Proszę nie kontynuować, wszystko jasne, – Babicki zmarszczył brwi, – znaczy: prawdę mówili.
– Kontynuować?
– Tak, proszę.
– Pomoc potrzebującym: 1560. Bardzo dobry wynik, panie Babicki, prawie 50% powyżej normy… Zdrady: hmm… sześć, ale wszystkie przebaczone… dobrze… Zabitych ludzi: zero, zabitych innych stworzeń: 10436.
– Protestuję! To jest kłamstwo! Ja nikogo nie zabijałem!
– Ta liczba obejmuje także komary, karaluchy i inne…
– No jeśli tak, to tak. To jest możliwe, – uspokoił się trochę. – Idzie w minus?
– Cóż… – uśmiechnęła się dziewczyna, – Idźmy dalej. Niedotrzymane obietnice: 16700.
– A tam! połowa z nich, to obietnice, że ustatkuję się albo przestanę być kochliwym!
– Niemniej jednak. Ja operuję tylko liczbami, więc proszę mi nie przerywać. Przypadki bezprzyczynowego gniewu: 38980.
– To wszystko z powodu kobiecych dąsów, telewizji i oper mydlanych – mruknął Babicki.
– Przypadki szczerej sympatii: 1798, wyrzuty sumienia: 1405, przypadki nienawiści: 715 włamań: 16.
– I niby, że co jeszcze, kradzieże?
– Owszem. W 1968-04-18: dwa jabłka na rynku. W tym samym roku, 22 lipca…
– Och, daj pani spokój, przecież byłem wtedy jeszcze dzieckiem, to taka szczeniacka zabawa! Raz nawet dałem się złapać!
– Niestety, w spisie pokajań i skruchy ten przypadek nie jest odnotowany.
– Czego mi było żałować? Wielka rzecz! – Babicki machnął dłonią.
– Panie Januszu, ciągle mi pan przerywa. Zróbmy tak. Ja zaraz powbijam wszystkie dane, program podsumuje, a potem będzie pan mógł mi zadawać wszystkie interesujące pana pytania. Ok?
– To proszę wbijać, cóż niby mogę?
– Doskonale, – po tych słowach dziewczyna zamilkła i zaczęła stukać w klawisze.
Dziesięć minut później po raz ostatni kliknęła myszką i uśmiechnęła się. – To wszystko, proszę pana. Liczenie potrwa nie dłużej, niż trzydzieści sekund…
– Fajnie!
– Denerwuje się pan?
– No cóż, szczerze mówiąc…
– Proszę się nie denerwować, – nie dosłuchawszy weszła mu w słowo.
Przez pewien czas oboje milczeli.
– Wszystko! – Z radością wykrzyknęła gospodyni gabinetu. – Pana wynik…
– No… no co ze mną?
– O, nie! Nie może być! – Oczy dziewczyny ze zdziwienia kłaknęły rzęsami.
– Co jest?
– Sekundę, mały problem techniczny.
Dziewczyna podniosła słuchawkę stojącego na blacie telefonu i przyłożyła do ucha.
– Mógłbyś do mnie wpaść? Mam… Generalnie mały problem… Tak. OK. czekam.
– Co tam u pani się stało? – Zaniepokoił się Babicki.
– Nic, nic… Proszę się nie niecierpliwić.
Kilka minut później wszedł do gabinetu wysoki, silny mężczyzna. Nawet nie spojrzał na Babickiego i od razu podszedł do dziewczyny.
– Co jest? – Niski basem zapytał.
– Ot i co…, – dziewczyna wskazała na monitor, – wszystko wbiłam, uruchomiłam licznik i oto, co mamy…
– Hmm… No i co teraz z nim zrobisz?
– Dlatego prosiłam, abyś do mnie zaszedł.
– Co tam się stało? – Poważnie podekscytował się Babicki.
– Sprawa w tym, że… – ze zdziwieniem odezwał się mężczyzna, – że licznik wskazał nie całkiem normalny wynik procentowy. Dokładnie 50 procent na 50, ze wszystkimi zerami po przecinku. Okazuje się, że formalnie nie można pana wyekwipować w żadną z obu stref.
– I co mi teraz, do śmierci tu siedzieć? Mam na myśli, zanim… No, co teraz mnie… tu czeka?
– Proszę się nie niepokoić i zachować cierpliwość, bo przeszkadza nam pan!
Przez jakiś czas mężczyzna z dziewczyną cicho, acz energicznie coś uzgadniali.
– Proszę państwa, mam pomysł! – Babicki żywiołowo podniósł się z krzesła, – dawajcie! Zaraz jakimś komplementem uraczę szanowną panią, i wtedy zapisze mi się na plus, i będę mógł sobie już pójść, prawda?!
– Niestety, linie „komplementów” nasz program nie może już skorygować. Ale jest kolumna: „Przypadki pochlebstwa.” Może pan popróbować…
– A, nie, wolałbym nie… – i znów usiadł na krześle Babicki.
– To się nie uda, – powiedział mężczyzna, – program zlicza tylko dane z działań życiowych. Teraz – nawet gdyby pan zaczął biegać tu na golasa – to i tak nigdzie to nie zapunktuje.
Minęło jeszcze kilka minut dyskusji.
– …I dlatego nie widzę innego wyjścia, zgodzisz się z mną? – Babicki dosłyszał tylko ostatni kawałek frazy wypowiedzianej nieco głośniej przez mężczyznę.
– Zgadzam się. Przecież nie będzie tu tak siedzieć wiecznie. Skoro nie ma innego wyjścia to nic więcej nie zaradzimy, – powiedziała z przekonaniem dziewczyna.
Mężczyzna podszedł do Babickiego i zatrzymał się przed nim dwa metry.
– Wstań, młody człowieku.
– Co Jest? A dlaczego? Co ty na mnie tak patrzysz?
– Wstań, masz problemy ze słuchem?
Babicki wstał rozglądając się nerwowo.
– Co pan zdecydował? Czemu pan milczy? No proszę powiedzieć, że…
Mężczyzna wyjął z kieszeni mały pojemnik ze sprayem o nazwie, bodajże, „Czyśćcowe Zefiry” – i dmuchnął Babickiemu prosto w twarz. Przed oczami Babickiego wszystko zaczęło płynąć i po kilku sekundach utracił przytomność.
*
– Panie doktorze Trazom! Puls jest! Jest puls!
– Wyłączyć defibrylator! Natychmiast! Co z oddechem? – podbiegł do pacjenta doktor.
– Jest, ale bardzo słaby.
– Przygotować zastrzyk adrenaliny. Na wszelki wypadek…
– Jak pan myśli, panie doktorze, będzie żył?
– Nie wiadomo. 50 na 50. Proszę się nie rozpraszać!…