Stiepan Stiepanowicz uważał kontrabas za instrument wredny a nawet szkodliwy. A i ostatnimi czasy choćby jedna wzmianka na temat kontrabasu przyprawiała go o irytację i rozdrażnienie.
– Wroga powinno się poznać osobiście! – Stiepan Stiepanowicz pomyślał i zaszedł do sklepu muzycznego.
Ale kontrabasów tam, no niestety, nie było. W ogóle nie było w nim żadnych instrumentów muzycznych. W pomieszczeniu, gdzie wcześniej perłowym blaskiem lśniły hawajskie gitary, rosyjskie bałałajki i rodzime pianina Legnica – teraz równiutko w szeregu poustawiane były nowiuteńkie chińskie rowery.
Na stanowcze zapytanie Stiepana Stiepanowicza:
– A gdzie są kontrabasy?
Ekspedient odpowiedział, że z muzyką zakończono tu raz na zawsze.
– Po pierwsze, – dodał pan sprzedawca, – bardzo niewiele osób było zainteresowanych kupnem instrumentów muzycznych, a po drugie: dwukołowa technika, w przeciwieństwie do strunowej, rozchodzi się na pniu!
Do domu Stiepan Stiepanowicz Iwan powrócił triumfalnie na „chińczyku” z czterema strunowymi przerzutkami w diapazonie od E1 (mi kontrabasu) do G1 (sol pierwszej oktawy).
– Mądry wybór, – podsumował. – Miast nosić to wielgachne szkaradztwo, teraz sam będę wieziony elegancką dwukołówką.
Jednego mu tylko było żal: nie będzie miał na czym porzępolić żonie.
Stiepana Stiepanowicza przypadki