77 Międzynarodowy Festiwal Chopinowski Duszniki-Zdrój 2022 – dobiegł końca. Pora na kilka słów symbolicznego podsumowania.
Dla wyznawców numerologii – był na pewno Festiwalem wyjątkowym. Festiwalowy plakat efektownie i dumnie naznaczyły przecież aż dwie siódemki. A że siódemka to cyfra mistyczna i mocno uwikłana w magię – festiwal zanim się zaczął, już był skazany na niezwyczajność. I takim w istocie pozostanie w mojej pamięci na zawsze: niepowtarzalnym, niezwykłym, od początku do samego końca bogatym nie tylko w wydarzenia estradowo-koncertowe.
Pod względem artystycznym – był absolutnym hitem. Oto w jednym miejscu i na przestrzeni pierwszych, ledwie czterech dni zagrało na nim recitale aż trzech zwycięzców Konkursów Chopinowskich: Bruce Liu, Rafał Blechacz (w duecie z Bom-sori Kim) oraz Dang Thai Son. Nie pamiętam, by kiedykolwiek wcześniej w Festiwalowych annałach podobne zapisano wydarzenie. Nie pamiętam też, żeby wszystkie karnety i bilety na długo przed rozpoczęciem Festiwalu zostały wyprzedane. Dla melomanów, którzy w ostatniej chwili próbowali na miejscu zaopatrzyć się w karty wstępu, pozostawały jedynie miejscówki na kolorowych leżakach rozstawionych w parku przed telebimem. Oczywiście, zdarzali się szczęśliwcy, którzy nabyli nieliczne bilety ze zwrotów. Zdecydowana jednak z nich większość korzystała z „sali pod chmurką”, łącząc tym samym walory parku zdrojowego z retransmisją recitali.
Festiwal pod pewnym względem trochę mnie zaskoczył: muzyka Chopina nie dominowała na nim. Tylko jeden pianista – Jan Lisiecki – zdecydował się wystąpić z recitalem złożonym w całości z utworów Chopina. Wszyscy pozostali albo dzielili repertuar na chopinowski i innych kompozytorów, albo w ogóle nie uwzględniali Chopina w recitalu. Nawet podczas bisów. I znamienne: na Festiwalu nieobecna była muzyka rosyjskich kompozytorów. Nie wiem, jak dalece zadecydował o tym przypadek, a w jakiej mierze były to świadome, nieformalne decyzje pianistów nawiązujące do światowego bojkotu kultury rosyjskiej, po agresji Rosji na Ukrainę. Przypuszczam natomiast, że Organizatorzy Festiwalu nie stawiali żadnych twardych wymogów uczestnikom. Jeden przecież z nich – Yunchan Lim (południowy Koreańczyk – skądinąd najmłodszy uczestnik Festiwalu, a mimo to już absolutnie doskonały pianista) i w zaplanowanym programie, i podczas bisowania zagrał utwory Skriabina. I zagrał wspaniale, po czym został nagrodzony owacją na stojąco.
Widownia festiwalowa była niezwykła. Ani razu nie zdarzyło się, aby którykolwiek koncert zakłócony został niefortunnymi oklaskami (na przykład między częściami sonaty bądź innego cyklicznego dzieła). I mimo fatalnych krzesełek, od których podczas koncertu wielu niemiłosiernie bolały plecy, to było to nic wobec ogromu wspaniałych muzycznych wrażeń, których dostarczali pianiści. A warto powiedzieć to otwarciie: na tym Festiwalu nie było słabych recitali. Produkcje wszystkich pianistów wybrzmiewały albo bardzo dobrze, albo były wręcz wybitne. I nawet jeśli czasem zdarzył się artyście gorszy moment w recitalu, to i tak po koncercie zawsze i każdy nagradzany był żywiołowymi oklaskami, a jego interpretacje długo i namiętnie bywały komentowane podczas przerw (i między festiwalowymi koncertami), przez różne nieformalne sympatyczne grupki melomanów. Sam przynależałem do kilku. I w każdej grupce spotykałem i dyskutowałem ze wspaniałymi miłośnikami muzyki, z wieloma nawiązałem serdeczne więzi, z innymi je pogłębiłem, a jeszcze z innymi już umówiłem się na kolejny Festiwal. „Serce roście”, że w czasach trudnych i skomplikowanych ludzie wciąż chcą cieszyć się pięknem muzyki i jej pięknem ze sobą się dzielić.
77 Międzynarodowy Festiwal Chopinowski w Dusznikach-Zdrój symbolicznie zakończył się zagranym przez Jana Lisieckiego na bis nokturnem B-dur op. 16 nr 4 Paderewskiego. Czysty błękit nieba, który nobliwie wybrzmiał spod palców pianisty i zajaśniał w naszych muzycznych sercach, wybrzmiał nadzieją na nie tylko kolejny wspaniały Festiwal, ale w ogóle na pogodną pozbawioną wojen przyszłość. W Ukrainie, w Polsce i na całym świecie.