Chopin – a B.B. King. Czyli refleksje po śmierci króla.

English version

Gdy się słucha bluesa, nie można życzyć nikomu nic złego.

*

bb kingJest taka muzyka, którą powinno się słuchać w odosobnieniu. Żywym swoim obnażonym uchem, bez pomocy licznych cudów elektroniki i zabawek przeznaczonych dla radości leniuchów. W każdym razie, w bardzo dobrym nagraniu.

Blues jest dokładnie tym rodzajem muzyki.

Jego nazwę można by przetłumaczyć jako „smutny”… Ale to nie jest smutek byłych niewolników po zniesionym niewolnictwie. Może nam to wydawać się dziwne, ale są ludzie, którzy smucą się czymś odmiennym, niż my – i ten ich cichy smutek sprawia, że stają się silniejsi.

Bo to inny smutek, zupełnie inny. Oni nie walczą ze smutkiem, oni zachwycają się nim.

Oni nurkują w nim,  jak burzliwej rzece, w otchłani…

Aby narodzić się ponownie.

To smutek o rozległym świecie i śmiertelnej ludzkiej samotności. Samotności, którą czujemy nawet w tłumie bliskich. To smutek odwiecznych pytań, odpowiedzi na które nigdy nie było i nie będzie dane nam znaleźć. Smutek życia i nieuchronnej śmierci.

Smutek miłości, której każdy szuka, znajduje, a potem bez sensu zatraca. Smutek o marności świata i chęci nadania mu sensu.

Smutek o tym, czego nie da się ująć w słowa, a co można tylko wyśpiewać.

I w tym smutku jest wielka radość.

 

Blues – to symfonia. Symfoniczna głębia i duch muzyki wyrażanej przy użyciu narzędzi dwudziestego wieku.

Gdyby żył dzisiaj Chopin – grałby bluesa. Bo za swego życia grał muzykę podobną. Czyż na imię jej nie było: żal? „Żal” – jedne, jedyne takie we wszystkich języków świata słowo, nieprzetłumaczalne na żaden inny język…słowo, w którego głębi chowa się cała jego muzyka.

Niestety, Chopin już nie żyje, i nigdy się o tym nie przekonamy, jak dziś zagrałby bluesa.

A wczoraj zmarł jeden z najwybitniejszych muzyków bluesowych współczesnego świata. Jeden z tych, z którym Chopin mógłby podać sobie donie. Bo najwięksi twórcy podają sobie dłonie poprzez kontynenty i wieki.

Tak jak Chopin był królem fortepianu – tak B.B. King był prawdziwym królem bluesa. I tak jak po Chopinie nie było nikogo, kto zdołałby zająć opuszczony po nim tron, tak i nie ma i nie będzie nikogo, kto ośmieliłby się siąść na tronie po B.B. Kingu, królu – urodzonym jeszcze w zupełnie innym świecie, w połowie lat dwudziestych ubiegłego wieku, w samym sercu dawnego niewolniczego Południa, stanu Missisipi.

Chopin za swego życia znał tych, którzy w młodości nie byli niewolnikami mocarstw, B.B. King znał tych, którzy w młodości byli niewolnikami mocarzy. Czyż życiowa świadomość i historyczne przeciwieństwa geniuszy wzajemnie się nie uzupełniają?

B.B. King wychowywał się w świecie, w którym człowiek z czarną skórą, nie mógł wejść do kawiarni, z wyjątkiem jako sprzątaczka lub muzykant. I wybrał to drugie. Ale czyż podobnego wyboru nie dokonał Chopin udając się na wieczną emigrację, wybierając swą muzykę jako schronienie od zła ciemiężcy?

Świat króla fortepianu i świat króla bluesa rodził się ze światów, w których wieszano ludzi za domaganie się prawa do wolności. Obaj poprzez swoją muzykę próbowali z takim światem walczyć. To, co rozpoczął Chopin – zakończył B.B. King. Król bluesa wstał, wzniósł się na szczyt sławy i ujrzał jak w takt jego muzyki rozlatywał się cały wszechświat. Widział, jak jego ludzie stawali się ministrami i prezydentami. Widział, jak wnuki niewolników stawali się pisarzami i bankierami, sędziami i dowódcami armii.

Widział, jak niemożliwe stało się możliwe.

Widział, i jak Chopin, co widzi – „obgadywał” swoją muzyką. Własną i niepowtarzalną.

 

Nie wiem, co nas czeka, co zobaczymy, jeśli będziemy żyli długo? Nie wiem – bo świat posiada swoistość zmian i pod jej taktem zmienia się niesamowicie szybko.

Może nadejdzie czas, w którym zobaczymy jak dzisiejsi władcy zaczną grać bluesa?

Kto wie?

Nie wiem, jaki byłby wtedy ten świat. Wiem jednak, że lepszy…

 

lista felietonów

Skomentuj Janusz N Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *