Koncert Bruce’a Liu, którym zainagurowany został 77 Festiwal Chopinowski w Dusznikach-Zdrój, jak można się było spodziewać, okazał się dla nas – licznie zgromadzonych melomanów i w Sali Dworku Chopina, i w plenerze – wspaniałą niezapomnianą ucztą muzyczną. Choć, jak przystało na prawdziwą ucztę – nie wszystko od razu podane było biesiadnikom na tacy; apetyt rósł ich powoli, i jak zapewnia porzekadło – w miarę jedzenia.
![](https://janusz.nizynski.pl/wp-content/uploads/2023/02/Bruce.jpg)
I tak, po grzecznych, acz tylko chwilami zadziornych i oryginalnych w interpretacji bachowskich tańcach, składających się w całości na suitę nr 5 G-dur, przyszła pora na Chopina. Mój wyraźnie złakniony apetyt po skromnie okraszonym przyprawami Bachu, nastawił się więc na soczystą strawę. Miały mu to zapewnić dwie ballady: F-dur i As-dur. I o ile interpretacja tej drugiej, dzięki niekonwencjonalnym uwypukleniom i podkreślaniem linii melodycznej, chwilami wzbudzała we mnie ciarki (jakże dobrze nie tylko mi znane z konkursowych interpretacji Bruce’a), o tyle „efdurka” przemknęła niczym muzyczna efemeryda: pobrzmiała, wybrzmiała i czmychnęła w niepamięć. Gdy więc nastała przerwa przedzielająca części koncertu – mój długo kumulowany (bo jeszcze przed koncertem) nastrój „niezwykłości” nie napawał w najlepsze. Mówiąc krótko: „Brusuś” nie zaczarował mnie bez reszty, nie rzucił na kolana. Z tym większym zniecierpliwieniem czekałem na Ravela i Liszta, licząc, że odmienność muzycznego kolorytu i estetyki, liryzm i uwodzicielski czar kompozycji czołowych muzycznych koryfeuszy sąsiadujących ze sobą epok (Impresjonizm, Romantyzm) przywrócą biesiadnikom (w tym i mi) prawdziwą frajdę z uczty.
Tak się też i stało. Okazało się: naprawdę było na co czekać! Pięć impresji składających się na cykl „Miroir” wybrzmiewały chwilami jak natchnione pieśni nimf i syren, wyłaniających się z pienistej topieli, a chwilami jak noworoczne wystrzelające po krańce horyzontu fajerwerki. Pod palcami mistrza Liu mieniły się blaskami, barwami i polorem godnym sztuki najbardziej niezwykłego muzycznego czarodzieja. To była czysta poezja i niczym niekrępowany artystyczny polot, gra pełna ekspresji i słodyczy! Nie inaczej wybrzmiewały Reminiscencje Franciszka Liszta z opery Don Giovani Mozarta. Muzykujący poeta chwilami zamieniał się w diabolicznego czorta, chwilami w rozmarzonego romantyka, a jeszcze kiedy indziej – w zawistnego muzycznego wizjonera-despotę. Rzec by można: istne tutti frutti – ale wszystko w najlepszym muzycznym guście i smaku. Pewno nie tylko dla mnie, skoro owacje po koncercie były frenetyczne. Artysta, nie zawsze wszak skory do bisów – tym razem ich nie poszczędził: cztery razy zasiadał do instrumentu, najpierw przywracając nokturnowy spokój Chopinowskim Lento con gran espressione, potem dwoma tańcami Rameau i na koniec prześlicznie odegranym młodzieńczym walczykiem Chopina. Koncert – zgodnie więc z oczekiwaniami – okazał się wspaniałym niezapomnianym wydarzeniem. Potwierdził, że ubiegłoroczny laur zwycięzcy Konkursu pianistycznego Chopina przypadł wspaniałemu artyście, godnemu następcy największych z największych muzycznych gladiatorów, poetów, tryumfatorów Konkursu.
Dworek Chopina w Dusznikach-Zdrój, 5 VIII 2022 godz. 20:00