„Pytasz mnie, jak grał ów pianista? – w jego grze było coś ludzkiego, pomylił się…”
To popularne powiedzenie Stanisława Leca niesie w sobie uniwersalną prawdę o człowieku, który nie jest doskonałym cyborgiem, bezdusznym komputerem albo pianolą – a za to jest „kreaturą moralnie słabą” a więc, w swej naturze, omylny i Niedoskonały! Oznacza to, że nasze ułomności i przywary są zwyczajnie ludzkie, tak jak i ludzka jest istota porażek, wahania się i niepewności… Dlatego, gdy dowiaduję się, że kolejna sztandarowa firma biznesu – Philips – za kluczową wartość dla biznesowej kultury uznaje „Doskonałość” – popadam w konsternację. Czy nie jest to raz kolejny obraza majestatu i zamach na godność pracownika? na wymiar jego człowieczeństwa? Czy kreowanie doskonałości nie jest zamachem na ludzkie prawo do błędu? A gdzie tu miejsce na wątpliwość, sceptycyzm, chwiejność, niezdecydowanie? – Nigdzie! Koniec w Philipsie z tłumaczeniem się, że cokolwiek było nieprzewidywalne. Koniec z błędami! Doskonałość musi być dewizą każdego. Dlatego wszystko, załogo, musisz czynić tu perfekcyjnie, idealnie, doskonale! Nawet niedorzeczności i głupoty – muszą być doskonałe!…
Przepraszam! Chyba się jednak zagalopowałem. Zacznę, więc jeszcze raz. Kiedyś uczono mnie, że doskonała jest tylko istota Najwyższa. Na jej podobieństwo dziedziczymy to, co dobre, a to gorsze – podrzuca nam nasza przekorna, ziemska powłoka. Dobrze rozumieli tę prawdę klasycy, gdy w swych kanonach piękna odwiecznie poszukiwali doskonałości. Robert Schumann do ostatnich chwil życia szóstym zmysłem wsłuchiwał się w cudownie doskonały dźwięk, którego jednak nigdy nie potrafił zapisać nutami na swojej pięciolinii. Wielki Leonardo da Vinci całe życie zgłębiał tajemnice natury, studiował lot i anatomię ptaków, ale i jemu nie dane było skonstruować chociażby prymitywnej li tylko ich namiastki. Być może, dlatego Izaak Newton przytłoczony doskonałością przyrody obok swych doskonałych (nie tylko na miarę epoki!) praw dynamiki ogłasza system filozoficzny sprowadzający się do stwierdzenia: „przyroda jest doskonała. Musi więc pochodzić od istoty doskonałej, to znaczy od Boga. Bóg zatem istnieje!” I jakby nie interpretować teoiztycznych wywodów Newtona po raz kolejny przekonujemy się, że doskonałość nie człowieka jest atrybutem a Najwyższego.
Pytanie powraca: skąd więc pomysł współczesnego biznesu by „boskie” przypisywać ludziom i z drugiej strony – co boskie – oddawać „cesarzowi”? Prawda, jak to czasami bywa, pokrętnymi chadza ścieżkami. Należy się więc sprostowanie, że tak naprawdę nie „doskonałość” a dążenie do niej jest według korporacyjnej kultury Philipsa wartością samą w sobie. Widzę tu podobieństwo do metod praktykowanych w nauce i odwoływania się przez nią do modeli doskonałych po to, by opisywać zbyt skomplikowaną rzeczywistość prostymi relacjami. Tworzono więc modele gazu doskonałego, zderzeń doskonale sprężystych, było ciało doskonale czarne, była próżnia doskonała i inne modelowe pojęcia. Wszystkie one spajał wspólny mianownik: doskonałość. Dla twórców modeli – doskonałość była wzorcem, ku któremu odnosiły się rzeczywiste atrybuty. Na ich podstawie można było wyjaśniać teorie. Dlatego więc, jak rozumiem, Doskonałość w pojmowaniu Philipsa jest wzorcem identycznym, tyle, że wzorcem postępowania i sposobu wywiązywania się ze służbowych obowiązków. W takim więc ujęciu Doskonałość jest wartością, nomen omen, doskonałą, bo wartość – ex definitione – to najbardziej ogólny wzorzec postępowania…
Żadnego pianisty grającego doskonale – nie da się tak naprawdę słuchać. Może więc dobrze, że praktykowana u Philipsa Doskonałość – nie jest, bo nie może być doskonale konsekwentna. To rzeczywiście dobrze! Oznacza bowiem, że może nie komputerom będzie służyć – a naprawdę ludziom.