Dwa teatry

– Czyli kilka refleksji z początkowych przesłuchań XVI MKPFC

 

Dwa teatry. Pierwszy – na estradzie, przy fortepianie, w świetle fleszy i pod orężem mikrofonów. Jego spektakl – bacznie śledzony uchem, okiem i szkiełkiem jurorów, a nade wszystko – duszą i sercem gromadzących się tłumnie w sali Filharmonii Narodowej melomanów… I teatr drugi: kameralny, w przedsionku wielkiej Sali – teatr ze spektaklem osamotnionego aktora i kilku w tle statystów. Tu królowała cisza i skupienie. Tu rozgrywał się spektakl wyczekiwania na powitalne oklaski, na zapowiedź prezentera, oczekiwania na światła wielkiej Sali, na wielki początek… Obie sceny teatrów obok siebie. Obie pod wszędobylskim okiem kamery. W obu – kolejna odsłona Święta miłośników Chopina, misterium wielkiego międzynarodowego Konkursu pianistów. II etap, po półmetku.

Do drugiego etapu jury dopuściło czterdziestu pianistów. Średni wiek uczestnika II etapu: 23 lata pięć miesięcy. O kilka miesięcy mniej, niż średni wiek tych, którzy na I etapie skończyli. Niewiele, ale konkursowy barometr wskazuje na młodość. Symptomy jej w tym etapie widać było coraz bardziej. Dlatego w kameralnym teatrze uśmiech na twarzach pianistów był normą, a w wielkiej Sali – coraz częściej radosną interpretacją, nieobciążoną rutyną i akademicką modłą.
Podobnie jak w etapie pierwszym nadal są ludźmi z różnych kultur i krajów świata. Zmieniła się jednak proporcja narodowościowa. Już nie jest tak, jak na starcie, że co drugi uczestnik to z pochodzenia azjata. Teraz tych ostatnich została szesnastka. Znaczy to, że w odniesieniu do pozostałych są mniejszością. Na tle azjatów piętnastka słowiańskich pianistów wyraźnie zwyżkuje. To bardzo cieszy, bo brak kulturowej hegemonii dobrze służy percepcji Chopina nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie.

Tymczasem zakończony przed kilkoma dniami (8 X) pierwszy etap – był czymś więcej, niż zapowiedzią dalszego porównywania estetyki i stylów wykonawczych Chopina. Po etapie pierwszym, w którym podały sobie dłonie młodość i doświadczenie, w etapie drugim nadeszła pora konfrontowania istoty ich rozumienia muzyki Chopina. Obok klasycznych form, teraz trzeba było wykazać się umiejętnością zinterpretowania najbardziej polskich z polskich tańców: mazurków i polonezów. Dla wszystkich uczestników stały się one nie tylko wyzwaniem, ale i autentycznym probierzem rozumienia szopenowskiego dzieła, afirmacją jego ducha polskości, miernikiem dogłębnego odczytania wirtuozerii fraz, heroizmu i subtelności nuty. Nie każdy młody uczestnik podołał zadaniu. Każdy jednak, dzielnie i ambitnie stawiał czoła.
„Grając mazurki nie wolno zapominać o ich specyficznym rytmie i świetności. Nie wolno stawiać akcentu byle gdzie, trzeba się kierować intuicją” – przestrzegał młodych pianistów chiński juror Fou Ts’ong, ongiś – sam zdobywca nagrody za najlepsze ich konkursowe wykonanie (1955 rok). „Uważać nie tylko na specyficzny przytup na trzy…” – dodawali komentatorzy ze studia TVP Kultura – „…czasem na dwa, czasem nawet na jeden, ważne, aby mazurki nie stawały się karykaturą, nie mogą stawać się też walcem…” Często jednak, podczas konkursowej prezentacji, takimi właśnie pseudo-mazurkami, niby-walcami, niby-polonezami w interpretacji niejednego pianisty stawały się szopenowskie mazurki. To dowód, że zrozumienie różnicy między prawdziwym szopenowskim mazurkiem, a szopenowskim walcem, a nawet szopenowskim polonezem nie jest definiowane szkolnymi regułkami – a intuicją artystyczną i tradycją wykonawczą. Ci, którzy oprócz nienagannego warsztatu pianistycznego posiedli dar takiej intuicji – pozostaną w Konkursie, którzy nie – zapewne będą musieli ponownie pochylić się nad partyturami Chopina, by z nowym doświadczeniem, umiejętnościami i wiarą powrócić do Warszawy za pięć lat i jeszcze raz popróbować (tak, jak uczyniło to kilkunastu aktualnych uczestników konkursu, w tym: niektórzy laureaci). Być może już z sukcesem.

Kto zagra w kolejnych etapach? Kto zostanie laureatem? Na pewno będą to uczestnicy, którzy mając szopenowską intuicję, rozumieją dzieło Chopina i posiadają perfekcyjny, pianistyczny warsztat. Ale muszą mieć jeszcze coś więcej: zaszczepioną miłość do jego muzyki. Rosyjski pianista Nikolay Trifonov wyjawił, że „kocha mazurki”, Ukrainka Anna Fedorova, że wielbi Chopina i „śniła o konkursie od lat”. Nie są w swych deklaracjach odosobnieni. Ufam, że nie tylko wyniki tego etapu, ale i całego Konkursu – potwierdzą aspiracje najlepszych.

29 października 2010

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *