„Maestro” Bradleya Coopera – recenzja filmu.

Kończący się czas Bożenarodzeniowych Świąt to dobra okazja podzielenia się z Wami moją refleksją po obejrzeniu jednej z ostatnich głośniejszych premier Netflixa z połowy grudnia br. – filmu pt. „Maestro”.

Zapraszam do lektury! ☺️

. . .

Lata 30. XX wieku. Przyszły geniusz batuty Leonard Bernstein studiuje kompozycję na Harvard University w Cambridge. Mimo że w środowisku akademickim powszechnie jest uznawany za wybitnego muzyka, to jednak przed przyjaciółmi nie kryje swej krytycznej samooceny i lęku przed zawodową porażką. Na szczęście pomyślny przypadek sprawia, że trafia mu się koncert w zastępstwie wybitnego artysty. W rezultacie – z dnia na dzień staje się jednym z najsłynniejszych dyrygentów Ameryki. Wkrótce dyryguje najbardziej renomowanymi orkiestrami świata, komponuje muzykę klasyczną i popularną, a także angażuje się w działalność społeczną.

Tyle pokrótce o fabule najnowszego obrazu Bradleya Coopera pod polskim tytułem: „Maestro”. W rolę głównego bohatera – wybitnego amerykańskiego dyrygenta i kompozytora – wcielił się sam reżyser.

Życie prywatne Bernsteina ukazane w obrazie Coopera – to pasmo skomplikowanych relacji między „pół mężczyzną a pół kobietą” – jak mawiał o sobie sam Bernstein, a poślubioną młodą aktorka Felicją Montealegre. Zaprezentowany w filmie związek tych dwojga artystów od pierwszych dni ekstrawaganckiego małżeństwa był niezwykle burzliwy, ale także pełny pasji i miłości.

Tym bardziej więc „Maestro” okazał się dla mnie – tuzinkowego widza – fascynującym portretem jednego z najwybitniejszych artystów XX wieku. Bradley Cooper dał wg mnie przekonującą kreację Bernsteina, ukazując jego talent, ambicję, ale także ludzkie słabostki geniusza. Równie dobrze w roli Felicji zaprezentowała się Carey Mulligan. Zarówno ona jak i Bradley Cooper dzięki znakomitym kreacjom, kto wie, czy nie stanowić będą silnej „pary” w rozdaniach najbliższych amerykańskich Oscarów.

Podsumowując: „Maestro” to film zrealizowany z myślą zaprezentowania widzom sylwetki nietuzinkowego artysty, jednego z największych amerykańskich muzyków. Scenariusz jest dobrze napisany, a reżyseria sprawna. Obraz wprawdzie nie jest szczególnie bogaty w popularne i powszechnie kojarzone wątki muzyczne, a nawet choćby w jeden charakterystyczny motyw z najbardziej rozpoznawalnego dzieła muzycznego Bernsteina – musicalu „West Side Story”, tym niemniej w kulminacyjnych momentach fabuły umiejętnie podkładane różne tła z nagraniami nadają filmowi specyficznego „muzycznego” kolorytu i artystycznych walorów.

„Maestro” to obraz, który powinien zainteresować nie tylko miłośników muzyki klasycznej. Jest to również dobrze poukładany biograficzny film, który przybliża postać Leonarda Bernsteina, wybitnego amerykańskiego kompozytora, dyrygenta, muzyka.

Film polecam, choć jednocześnie osobiście czuję niedosyt z powodu bardzo słabo zaprezentowanej w nim twórczości kompozytorskiej Bernsteina. Z drugiej strony nie jest to film o kompozytorze, a o wybitnym dyrygencie i popularyzatorze muzyki klasycznej. Takim, jakim przede wszystkim był ten charyzmatyczny, o niezwykłej ekspresji i nietuzinkowej osobowości artysta i człowiek.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *