O Paulinie Viardot – dozgonnej muzie Iwana Turgieniewa

Paulina Viardot z domu Garcia… – przyjaciółka i uczennica Chopina. To jej przypisuje się sarkastyczną uwagę, że każda kobieta, która odwiedzała Chopina w ostatnich tygodniach życia muzyka za punkt honoru stawiała sobie zemdleć w jego obecności… Poza wszystkim – wybitna śpiewaczka, pianistka, kompozytorka, jedna z najbardziej błyskotliwych kobiet XIX wiecznej Europy, muza i zdaniem niektórych dozgonna kochanka… wielkiego rosyjskiego pisarza Iwana Turgieniewa.

Co było w niej – ikonie epoki – takiego niezwykłego, godnego przyjaźni wielkich artystów i nieziemskiej miłości rosyjskiego geniusza? I jaki był ten kobiecy ideał, który on – fenomenalny rosyjski prozaik – z salonów przeniósł na karty swych licznych powieści i sprawił, że fikcyjne postaci bohaterek stały się dla współczesnych mu czytelników tak bardzo realne?… Poznajmy ją bliżej.

Lubiła śpiewać mazurki swojego przyjaciela. Gdy wpływowy angielski krytyk po występie w Londynie zarzucił jej, że wybrała do recitalu „ohydne i pretensjonalne utwory niejakiego Chopina, o którym mało kto słyszał” – ta, miast wyrazić oburzenie, od następnego koncertu śpiewane miniatury postanowiła zapowiadać jako swoje własne. Poinformowany o jej zachowaniu Chopin zirytował się i natychmiast określił praktyki przyjaciółki za małostkowe. Na szczęście „małostkowość” Pauliny Viardot – bohaterki mojego dzisiejszego eseju – nie wpłynęła na dalszą przyjaźń dwojga ikon epoki: jego – wielkiego romantyka, poety fortepianu i jej – wybitnej śpiewaczki, przyjaciółki wielu europejskich artystów i luminarzy.

Tę anegdotę, czy raczej historyjkę o rzekomej nielojalności Viardot wobec Chopina przytoczyłem za Orlando Figesem – brytyjskim historykiem, autorem książki pt. „Europejczycy – początki kosmopolitycznej Europy” – w przekładzie Łukasza Błaszczyka. Piszę „rzekomej”, ponieważ nigdy wcześniej nie natknąłem się w literaturze poświęconej Chopinowi tak jednoznacznie udokumentowanej nielojalności Viardot wobec Chopina. Autor w swej książce na pierwszy plan nie wysuwa jednak nikogo z artystycznej zachodnioeuropejskiej bohemy. Za centralną postać swej pracy obiera rosyjskiego prozaika Iwana Turgieniewa, dla którego Viardot przez wiele lat życia była muzą, a nawet zdaniem Figesa kochanką. Poprzez historię tych dwojga poznajemy Europę w okresie postępu technologicznego: powstawania kolei, latarni gazowych, telegrafu, samochodów… Na tle przełomowych wydarzeń kultura europejska stawała się zdaniem autora kosmopolityczna, a wszystkie wielkie na jej szachownicy postaci, używając terminu Norwida przeobrażały się w „obywateli świata”.

Wracając do Viardot i Turgieniewa… ale przede wszystkim do należącej do najbliższego grona przyjaciół Chopina i George Sand Pauliny Viardot, wielokrotnie goszczącej w posiadłości rodzinnej Sand w Nohant, naocznego świadka definitywnego rozstania Chopina i George Sand w roku 1846.

Urodziła się w 1821 r. w Paryżu, w muzycznej rodzinie. Ojciec – śpiewak operowy, matka – aktorka.

Dla małej Pauliny droga do świata muzyki wiodła niemal od kołyski. Przezorni rodzice zadbali nie tylko o muzyczny rozwój córki. Już bowiem w wieku lat sześciu mówiła po francusku, hiszpańsku, włosku, niemiecku. Z czasem poznała także rosyjski i angielski. Wcześniej, to jest od czwartego roku życia wraz z lekcjami śpiewu uczyła się gry na fortepianie, i już jako dziecko akompaniowała ojcu.

Swoją pierwszą trasę koncertową w roli śpiewaczki odbyła mając siedemnaście lat. Krytycy muzyczni natychmiast zachwycili się jej niezwykłym głosem, swobodnie przechodzącym od sopranu do, przypominającego brzmienie wiolonczeli, mezzosopranu.

iardot i Chopin. Szkic syna George Sand – Maurycego.

Sukces trasy natychmiast zaowocował zaproszeniami na najbardziej prestiżowe sceny. W ich kuluarach poznawała bożyszcza świata kultury, m.in.: Chopina, Liszta, Schumanna, pisarkę George Sand. To właśnie ta słynna ikona epoki przedstawiła 19-letniej śpiewaczce przyszłego męża, dwa razy starszego od Pauli dyrektora Opery w Paryżu, miłośnika polowań i literatury. Po ślubie pan Viardot porzucił posadę dyrektora, podejmując się funkcji menedżera małżonki. Jako zamożny człowiek bez trudu zapewnił jej oczywiście finansowe bezpieczeństwo.

Nie przypuszczam, iż tylko z powodu materialnego komfortu, ona – Paulina, aż do śmierci męża, który zresztą zmarł w tym samym roku co Turgieniew: 1883, pozostała mu wierną (w co, nawiasem mówiąc, powątpiewał wspomniany przeze mnie we wstępie Figes – brytyjski historyk). Prawdopodobnie ów szczęśliwy adwersarz rosyjskiego pisarza miał i inne przymioty, którymi zaskarbił sobie dozgonny szacunek żony. Może była nią dobroduszność? Sama Paulina mawiała o mężu: „…Szlachetny człowiek. Jego jedyną wadą jest to, że brakuje mu dziecięcej spontaniczności, lecz czy to nie cudne, że ma tylko jedną wadę!…”

Co najważniejsze – Louis Viardot w każdy możliwy sposób wspierał i zachęcał żonę do artystycznego rozwoju. W rezultacie bez trudu mogła łączyć karierę śpiewaczki z małżeństwem. Jej sława artystyczna szybko więc zaczęła zataczać coraz szersze kręgi. I tak, w latach 1843-45 została zaproszona na dwa sezony artystyczne do Petersburga. Była tam pierwszą zagraniczną śpiewaczką, która w języku rosyjskim wykonała partię z opery Glinki „Rusłan i Ludmiła”.

To właśnie w Petersburgu poznała Turgieniewa. Jego, podobnie jak i wielu innych melomanów, wręcz zahipnotyzowała swym głosem. – „Brzmi jak cudowny instrument –zanotował w sztambuchu po jej recitalu – jej wokal zasługuje na największy podziw. Moje serce należy do niej!”

Od lewej: Paulina Viardot, jej mąż Luis, Iwan Turgieniew.

Podjął decyzję, że odtąd nie opuści żadnego jej występu i, mimo że jest mężatką, zawsze będzie ją adorował. Na szczęście nie musiał się obawiać zazdrości męża Pauli, bowiem obaj panowie od razu przypadli sobie do gustu. Połączyła ich pasja do polowań. Gdy więc w 1845 roku umowa Pauliny z Operą w Petersburgu dobiegła końca, państwu Viardot nie trzeba było długo napraszać pisarza, by wraz z nimi udał się do Francji.

I teraz pozwolę sobie postawić tezę, że ktoś, kto ma talent do czegokolwiek, ma prawdopodobnie talent do wszystkiego. Tak w każdym razie było z Pauliną Viardot. Na salonach swego paryskiego domu nie tylko wykazała się niezwykłym darem do skupiania wokół siebie całej rzeszy ludzi sztuki, polityki i wszelakich koryfeuszy epoki, ale każdemu z nich oferowała udział w intrygujących dyskusjach i koncertach… Bywało, że sama występowała przed gośćmi, śpiewając im na przykład zaaranżowane przez siebie mazurki Chopina, lub towarzyszyła innym artystom przy fortepianie. Co więcej, często wykonywała własne utwory: pieśni, romanse, które komponowała do wierszy znanych poetów. Tak w owym czasie o jej twórczości zanotował sobie Turgieniew: Wiele z jej dzieł jest przeuroczych. Są dużo piękniejsze niż utwory innych.

W 1863 roku, mając 42 lata, wraz z mężem i trójką dzieci przeprowadziła się do Baden-Baden. Na obrzeżach kurortu, w malowniczej dolinie wzniosła piękną willę w stylu szwajcarskim. Z czasem dobudowała do niej galerię i mały teatr. Turgieniew także rozpoczął stawianie rezydencji obok ich domu, ale inwestycja przerosła finansowe możliwości pisarza. Ostatecznie odsprzedał niedokończoną willę mężowi Pauliny.

Osiedlenie się rodziny Madame Viardot szybko zostało zauważone przez lokalną społeczność. Jak tylko zadomowiła się w kurorcie na stałe, nie potrafiąc trwać w bezczynności, wznowiła wieczorki muzyczne. Kontynuowała je aż do zakończenia kariery śpiewaczki (1863). Potem z wielkim entuzjazmem rzuciła się w wir działalności dydaktycznej, która odtąd stała się źródłem jej nieustającej radości i satysfakcji.

Spędzając czas ze studentami, prowadząc wieczorki towarzyskie lub jadając obiady w wąskim kręgu przyjaciół, do których należał oczywiście Turgieniew, nigdy nie wyglądała na zmęczoną ani spiętą. Przeciwnie – zawsze była pełna wigoru, zawsze przyjaźnie nastawiona do ludzi, uważna, niezmiennie obdarzająca rozmówców blaskiem swego głębokiego umysłu, fascynując i przyciągając ich do siebie jak magnes. Jej ręce zdawały się nigdy nie spoczywać. Sporządzała konspekty ze swych prac, redagowała nuty, grała na pianinie, aranżowała liczne zabawy. Viardot-House stał się w końcu centrum sztuki i kultury w Baden-Baden, co znacznie zwiększyło atrakcyjność i sławę małego kurortu. I znowu jej gośćmi były znamienite osobistości: poeci, artyści, a nawet koronowane głowy. Po wybuchu wojny niemiecko-francuskiej (1870–71) rodzina Viardot wróciła do Francji.

Zmarła w Paryżu w 1910 roku, przeżywając o 27 lat zarówno męża, jak i Turgieniewa. Pozostawiła po sobie, oprócz spisanych wspomnień, mnóstwo utworów, plejadę studentów (wielu z nich zrobiło wielką karierę), a także czworo dzieci, które zresztą poszły w ślady matki.

Clara Schumann pisała o Paulinie, że była najbardziej błyskotliwą kobietą, jaką kiedykolwiek spotkała. Tę opinię podzielało wielu innych. Według Liszta była Europejką o hiszpańskiej naturze, francuskim wychowaniu i niemieckich sympatiach. Saint-Saens zadedykował jej swą operę Samson i Dalila.

Chopin bardzo cenił jej kunszt artystyczny i zwyczajnie lubił, jak lubi się swych najwierniejszych przyjaciół. Oczywiście – z jej strony ze wzajemnością. (Choć ona – na swój sposób była zazdrosna o kontakty innych kobiet z Chopinem. Znana jest na przykład z sarkastycznej uwagi, że każda kobieta, która odwiedzała Chopina w ostatnich tygodniach jego życia zdawała się uważać za punkt honoru zemdleć w jego obecności).

Rozliczne talenty Pauliny Viardot, jej intelekt, jej niesamowita aktywność życiowa dla tych, którzy ja znali, zdawały się nie mieć granic.

I taka właśnie była, ta muza, ten kobiecy ideał Turgieniewa, której cechy osobowościowe ożywały w wielu jego fikcyjnych bohaterkach: w Lizie, Asi, Zinaidzie, w innych…

Czasem myślę, jaka szkoda, że ziemska miłość tego rosyjskiego prozaika nigdy nie zaznała pełni fortuny, że serce Turgieniewa nie odnalazło przy Paulinie spełnienia i że nigdy nie związał się w życiu z żadną inną kobietą. Może z inną byłby szczęśliwszy? Dobrze chociaż, że miał w jej osobie przyjaciółkę. Dzięki temu na kartach swych powieści unieśmiertelnił tę niezwykłą postać epoki i przekazał nam – czytelnikom, liczne realistyczne obrazy miłowanej przez siebie kobiety i muzy.

. . .

W majowe dni 2024 mija kolejna rocznica pierwszego spotkania Pauliny i Iwana. Miało ono miejsce w Petersburgu w roku 1843 podczas wieczoru operowego. Pamięci tych dwojga niezwyczajnie połączonych ze sobą węzłem dozgonnej przyjaźni artystów poświęcam swój okazjonalny esejo-felieton.

Suplement.

A czy Turgieniew i Chopin, których niczym misterną niewidzialną więzią spina postać Pauliny Viardot, poznali się kiedykolwiek? Czy kiedykolwiek podali sobie dłonie…? Niestety, nie wiemy tego. W każdym razie nie mamy na to żadnych przekonywujących dowodów. Wiemy za to, że genialny rosyjski prozaik był koneserem muzyki, że bardzo chętnie bywał „na salonach”, w których z pewnością wielokrotnie słuchał, podziwiał i gdzie miał możliwość poznać i pokochać wiele dzieł Chopina. Z pewnością niejednokrotnie słuchał interpretacji szopenowskich mazurków w wykonaniu swej muzy. Viardot zawsze chętnie je śpiewała (często przy własnym akompaniamencie od fortepianu) dla najwierniejszych przyjaciół. On – Turgieniew – do takich przecież się zaliczał…

Turgieniew i Viardot (obraz wygenerowany przy użyciu narzędzi AI)

Muzyka Chopina, znana ze swojej emocjonalnej głębi i liryzmu, doskonale więc rezonowała z jego lirycznym stylem pisania, który on – rosyjski prozaik nim został ugruntowanym pisarzem-realistą – nierzadko uwypuklał w powieściach nastrojowymi emocjami i romantycznymi doświadczeniami postaci.

Dlatego, powtórzę, choć nie ma bezpośrednich dowodów na osobiste spotkania Turgieniewa z Chopinem, to jednak pokuszę się o stwierdzenie, że wpływ muzyki polskiego kompozytora na rosyjskiego pisarza był niezaprzeczalny. Muzyka Chopina jak mało która mogła go inspirować do pisania, przydając jego powieściom warstwę romantycznego wyrazu, jakże dla Turgieniewa charakterystycznego w czasach Chopina. Jakże w ogóle charakterystycznego dla Romantyzmu – epoki, w której obaj żyli i tworzyli wiekopomne dzieła.