Marzy mi się już lato. Znam takie miejsce w Puszczy Kampinoskiej (mieszkam na jej skraju) gdzie wysokie topole szumem niebosiężnych wierzchołków i liściatych ramion koją myśli łagodniej niż subtelna muzyka. Szkoda tylko, że nie każdy szum, jak w kampinoskich kniejach, bywa balsamem dla umysłu i ciała. Jest bowiem i inny, mniej rozpoetyzowany, za to bardzo nachalny. Doznajemy go nie tylko na zatłoczonej ulicy – ale i w domu, w samochodzie (słuchając radia) i, na nieszczęście nawet w pracy. Paskudztwem tym jest istna zmora naszych czasów – szum informacyjny.
Czym różni się ów wszędobylski natręt od innych ? Otóż według teorii informacji – jeżeli dane lub wiadomości nie przynoszą odbiorcy żadnych korzyści, to nie są informacją, a szumem informacyjnym. Szum ten jest zatem jak śmietnik, który w odróżnieniu od kontenera z podwórkowego naroża, nie gromadzi a rozsypuje niechciane produkty gdzie tylko może i bez pożytku. Jest bardzo groźny dla efektywnych systemów komunikacji. Dlaczego? – bo główną wartością informacji (nie tylko biznesowej) powinna być użyteczność, a jeśli cokolwiek odwodzi od niej, to działa jak dezinformacja. Szum informacyjny jest zatem dezinformacją stricte: rozprasza, odciąga od użytecznych informacji, zniechęca do komunikacji, neguje sens otwartości. Zrozumiałym jest zatem fakt, że w celu eliminowania „szumu” we współczesnych przedsiębiorstwach informacje są filtrowane. Na przykład w profesjonalnych sieciach intranetowych nie rozpraszają użytkowników natrętne banery reklam i bezimienny spam. Na próżno szukać tam ogólnodostępnych czatów, irców i gier on-line. Z punktu widzenia pracodawców – nie służą ich interesom, dlatego są usuwane.
Nikt jednak nie znalazł metody skutecznego eliminowania „szumu”, który za sprawą źle pojętej efektywności i braku wyobraźni, albo raczej za sprawą zwykłego lenistwa generujemy sami. Oto znowu czytam w zakładowym intranecie, że ktoś przeniósł się do innego pokoju, że w budynku „A” „odbędzie się odczyt podzielników ciepła”(?), że innemu zmienił się numer „komurki”(przepraszam za pisownię – przytaczam oryginalną!) i tak dalej, i temu podobne. Oczywiście – z pozoru każda z tych informacji jest cenna, niesie ważną informację dla określonych odbiorców. Szkoda tylko, że często liczba tych naprawdę zainteresowanych jest pomijalna w stosunku do tych, którym się serwuje, i którym, powiedzmy uczciwie – nie posłuży, pozostanie „szumem” i dezinformacją.
Toniemy więc w szumie bez ustanku, zniechęcani do reagowania na jakiekolwiek sygnały, omijamy beznamiętnie plakaty, nie dziwimy się nawet nonsensom. Ta przysłowiowa „chitynowa skorupka”, pod którą chowamy resztki naszej wrażliwości musi chronić nasz system percepcji, dzięki któremu wciąż funkcjonujemy – pomimo szumów. Dlatego powiadam Wam: basta! Miast chować się przed szumami – zróbmy z nimi porządek i wyplewmy jak chwasty. Spróbujmy! Bez pancerzyka życie będzie łatwiejsze!
Gdy powstanie kiedyś muzeum zjawisk współczesnych „szum informacyjny” umieściłbym w dźwiękoszczelnej sali. Tak, żeby nie uciekł. A póki co, uciekajmy od niego sami, przynajmniej w naszych domach – aby uzbierać energię do walki z nim i do dalszej pracy. O, jak cicho będzie i przyjemnie – będzie czas, żeby posłuchać śpiewu ptaków, porozmawiać z rodziną.. Nie zawsze w naszych domach musi być włączone radio czy telewizor – czasem dobrze jest popatrzeć za okno i posłuchać, co mówią drzewa…
30 stycznia 2004