Była czerwcowa niedziela. Rok 1934. Los Angeles.
W samo południe, w małej knajpce na rogu Santa Monica i Vermont Avenu dwóch dżentelmenów popija kawę. Pierwszy, o szpakowatym wyrazie twarzy, elegancko przystrzyżonych na krótko czarnych włosach – to kultowy polski kompozytor Jerzy Petersburski, autor Tanga Milonga i wielu, wielu innych przebojów. Naprzeciwko niego – Irving Berlin: amerykańska muzyczna supergwiazda, kompozytor-samouk, twórca m.in. pieśni patriotycznej uważanej za nieoficjalny hymn USA: „God Bless America”. Panowie siedzą i dyskutują o muzyce.
– Dżordż, przyjacielu – zwraca się do Petersburskiego Berlin – popełniłem wobec was, Polaków świętokradztwo. Przywłaszczyłem sobie temat z pewnego utworu Chopina dla potrzeb mojej najnowszej piosenki, i teraz nie wiem, czy Wy, Polacy wybaczycie mi takie zbezczeszczenie…?
– A co to za utwór, przyjacielu? – spytał Petersburski,
– My friend… Nie pamiętam… No ten, taki wasz polski…
– A możesz mi zagrać choćby jego kawałek tu, na tym obok klezmerskim piano?
– Dżordż… Wiesz dobrze, paskudny ze mnie muzykant. Na piano gram ledwie trzema palcami… I to najchętniej po czarnych klawiszach.
– Nie przejmuj się. Śmiało, przyjacielu, wal! – Nikt nas nie słucha, o tej porze jesteśmy na szczęście tutaj sami.
– To ja lepiej zanucę.
– O! Dobry pomysł – uśmiechnął się przez zęby, przygryzając cygaro Petersburski.
Wielki amerykański Maestro autentycznie stroniący od jakichkolwiek instrumentów(!) przepłukał gardziołko wystygniętą do cna już kawą i po chwili zmutowane, „zbezczeszczone” dźwięki Chopina rozkołysały się w sympatycznie zanuconym tańcu.
– I jak, Dżordż, to brzmi? Nie oskubią mnie Polacy za plagiat?
– No, przyjacielu… rewelacja. Jeszcze tylko postaraj się o dobry aranż i sukces. Musowo niechybny!
– A ci twoi nie oskubią za plagiat? – powtórzył wciąż skonsternowany.
– Bądź spokojny. Dobry aranż sprawi, że nikt nie skojarzy. Zobaczysz.
I… zobaczył. I nikt nie skojarzył… Przez długie lata. Dopiero po wojnie Jerzy Petersburski opowiedział tę dykteryjkę ojcu pana Marcina Domonika Głucha – polskiego pianisty od lat mieszkającego w Goeteborgu, który z kolei, podczas jednego z muzycznych festiwali w Dwór Kombornia Hotel & SPA ****, przekazał ją mi, bo dostąpiłem zaszczytu osobistego poznania maestra. A ja teraz tę historyjkę opowiadam i przekazuję Wam.
Jak myślicie, z którego poloneza Chopina pochodzi motyw jednej z najbardziej znanych piosenek Irvinga Berlina i jaki jest jej tytuł? Dla ułatwienia dodam, że przebój ten na stale gościł w repertuarze Franka Sinatry, Binga Crosby, Louisa Armstronga, Elli Fitzgerald, Billie Holiday… i wielu, wielu innych herosów estrady.
No dobrze, nie będę dręczył tych, którzy natychmiast nie odgadli. Od razu spieszę więc z odpowiedzią.
Tym utworem była piosenka rozpoczynająca się od słów: „Heaven, I’m in heaven, and my heart beats so that I can hardly speak…” pochodząca z filmu „Panowie w cylindrach” Jej tytuł: „Cheek to Cheek”
Zaś polonezem, z którego Berlin ściągnął temat, był polonez As-dur op. 53.
Piękna więc i prawdziwie „niedzielna” okazja, aby wysłuchać obu tych utworów. Najpierw niech zabrzmi zatem polonez w mistrzowskim wykonaniu Piotr Paleczny (nagranie z koncertu Laureatów VIII Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina, podczas którego, dla formalności przypomnę: nasz Maestro zdobył III nagrodę oraz nagrodę Specjalną za najlepsze wykonanie Poloneza) https://www.youtube.com/watch?v=zc_WFCrk3X0
A potem znakomite Cheek to cheek w wykonaniu absolutnie zjawiskowych: Elli Fitzgerald & Louisa Armstronga
Kochani! Wspaniałej muzycznej uczty!