To nieprawda, że totalitaryzm to rodzaj dyktatury, która z nastaniem demokracji odeszła w niepamięć. To wciąż nasza codzienność. W systemie totalitarnym prawa jednostki do prywatności (czytaj: nasze prawa) nie są respektowane za grosz! Więcej – one po prostu nie istnieją: przecież każdy z nas, choćby podczas niewinnego spaceru po parku, może być w każdej chwili sfotografowany (nawet z kosmosu!), albo uwieczniony w toalecie przez dowcipnisia, albo przyłapany okiem obiektywu w sypialni przez zazdrosnego męża.
Takie czasy! Wszyscy mogą być kontrolowani, zatrzymani, nagrani na dyktafon (uwaga szefowie i prezesi!), zarejestrowani aparatem z komórki (uwaga małolaty!), zdemaskowani i okradzieni z zaszyfrowanych informacji przez hackera (uwaga niewierne żony, malwersanci i mafiosi!). Na każdym kroku totalna inwigilacja i kontrola. Przed nią, nie łudź się naiwny człowieczku – tobie też umknąć się nie uda. Dlatego jadąc z polotem swoim zwinnym autkiem nie zdziw się, gdy uwiecznią ci facjatę a potem z bilecikiem prześlą pocztą do domu. Nie irytuj, gdy idąc po chodniku wyśledzą czujnym okiem kamery i sprawdzą, czy nie jesteś nazbyt wesoły. Wchodząc do banku, jubilera a nawet do zwykłego marketu nie zniesmaczaj się, że zmierzą z góry do dołu obiektywem i skrzętnie zapiszą w swoim archiwum. Mało tego, w sklepach wścibiają się w twoje karty płatnicze, analizują podpisy na paragonach, dzwonią na ciebie bramkami elektronicznymi, straszą elegancko ubranymi facetami w ciemnych uniformach i w ogóle są tak cholernie eleganccy i pełni manier, że bez słowa poddajesz się ich coraz bardziej wyrafinowanym kontrolom. Nawet osobistym. Przyjacielu! Niech nie konsternują cię takie praktyki. Wielki Brat z powieści Orwella robi swoje i czuwa. W końcu od „Roku 1984” minęło prawie ćwierć wieku, a to całkiem niemało, by jego duch rozpanoszył się i stał twym Panem, królem, władcą. Ciesz się, bo to dla twego dobra, byś nigdy nie czuł się opuszczony, osamotniony i bezradny, biedaczyno…
Zupełnie, więc nie dziwię się i ja, że Wielki Brat ostatnimi laty gości z powodzeniem nawet w szkołach, w fabrykach i w biurach. Robi to z niestrudzonym poświęceniem. Przegląda nasze korespondencje elektroniczne, śledzi „wycieczki” po zaułkach Internetu, skrzętnie notuje wydzwaniane minuty a czasami nawet „przysłuchuje” się naszym rozmowom. Ale i tego mu mało. Ostatnio podnieca go doglądanie aktywności „podopiecznych”, w czym znakomicie wspomagają jego wścibskie oko – szklane, przezroczyste drzwi, coraz częściej i coraz chętniej montowane przez naszych wodzów, gospodarzy i pryncypałów. Ale i drzwi – to wciąż mało! Teraz bierze się za nasze umysły, serca i dusze. Chce wiedzieć: o czym myślimy? Jakie są nasze odczucia? Czemu nie wygłaszamy peanów pochwalnych, nie zachwalamy tego, co mu i bliskie i miłe? Dlaczego?…
Jak tego dokonuje? – Nihil novi: poprzez lekturę wszędobylskich ankiet! Spisywane w nich wypowiedzi, nasze oceny, nasze opinie – to jego pokarm i afrodyzjak. Ankiety na temat produktu, ankiety na okoliczność, ankiety do tematów szkolenia, ankiety na temat szkolących, ankiety na temat przełożonych, podwładnych… Dziś ta, jutro kolejna, pojutrze jeszcze inna. Jest jednak w tym szaleństwie i dla nas metoda: Wielki Brat zapomina, ze mnożąc pytania równocześnie dzieli włos na czworo, potęguje znużenie, wyzwala zniechęcenie, wzbudza naszą wrogość. Otumaniony kolejną i znowu kolejną ankietą pracownik odpowiada jak bezwolny człowieczek – nomen omen: tuman. A że nie każdy lubuje się w byciu tumanem – dlatego coraz częściej ów każdy nie odpowiada wcale, albo na przekór, albo zupełnie puszcza wodze fantazji i na końcu – sprzedaje Wielkiemu Bratu rzeczywistość, coraz bardziej przepoczwarkowaną w kolorowego motylka.
Dlatego, Wielki Bracie, odpocznij! Wyluzuj. Prosimy…Albo wskakuj z powrotem do Orwellowego worka. Tam twoje pielesze. Tu mamy ciebie dość i coraz częściej z chęcią i dla zabawy będziemy grywać ci na nosie…
Gorzej, jeśli nasz braciszek zupełnie nie zna się na żartach. Cóż! Trzeba będzie go wtedy pokochać.
30 kwietnia 2008