Pusta ciemnawa oficyna z częściowo pobiałkowanymi ścianami, z odpadającą zaprawą z sufitu, naprzeciwko – komnata rodziców z dziurawym dachem, współdzielona z pomieszczeniem dla trzody chlewnej: świń, kur, krowy. Na zewnątrz: zwyczajne wiejskie podwórko, bez podjazdu, bez krzewów ani (poza kilkoma kasztanowcami) drzew, za to z piaszczystą niebrukowaną drogą uchodzącą koleinami wzdłuż porostów, mokradeł i polnych kamieni. Wokół, po horyzont – szczere pole, pustka, nic. Nieco już dalej: mazowiecka równina, lasy…
Zastanawiacie się, z jakiego pejzażu, z jakiego historycznego miejsca to migawka? Niektórzy już pewno skojarzyli, innym ukrócę spekulacje: to bardzo zdawkowy opis domu rodzinnego Fryderyka Chopina w Żelazowej Woli. Prawda: nie tego, który znamy dziś! Nie tego współczesnego, a z początków ubiegłego stulecia (lata dwudzieste).
Czy podobnie wyglądało otoczenie domu w czasach dzieciństwa i młodości Chopina? Tego nie wiemy. Choć całkiem jest to możliwe. Z całą za to pewnością wiadomo, że i dom, i otoczenie nie wyglądały jak dzisiejsze. Rodzina Chopinów przeniosła się z Żelazowej Woli do Warszawy, gdy mały Fryderyk nie miał nawet roczku. Prawdopodobnie niedługo potem (podczas napoleońskich wojen i pożóg), dom spłonął. Ostała się po nim lewa oficyna – tzw. „dworska”, której bryła i fasada zapewne niewiele się zmieniła przez kolejne stulecie i przetrwała do stanu, jak tego z lat dwudziestych, opisanego wyżej.
Na szczęście, wraz z narodzinami II RP, nadeszły nowe i lepsze czasy dla historycznego miejsca. Z wiejskiego zapuszczonego folwarku, staraniem Towarzystwa Przyjaciół Domu Chopina i Komitetu Dni Chopinowskich, w latach trzydziestych zamieniło się w urokliwy dworek. Dworek otoczono parkiem, nad którego wizją i kształtem lata życia poświecił architekt zieleni – Franciszek Krzywda-Polkowski. Parkiem – dla wielu miłośników Chopina – urzekającym, ujmujących serce swym niezwyczajnym pięknem, dla wielu innych – nieszczęsnym nieporozumieniem, takim jakimś jakby w stylu zrealizowanego kaprysu zmanierowanej amerykańskiej miliarderki: liczne pergole, alejki z kolorowym brukiem, romantyczne mostki, drzewa i krzewy naprzywożone z całego świata…
A zatem, i tak oto, od czasów II RP rozpoczęło się nowe życie Domu urodzenia Chopina i otaczającego parku (jednego z najpiękniejszych w Europie). Życie – niewiele mające wspólnego z historycznym przekazem i prawdą o czasach, w których mieszkała na tej ziemi rodzina poety fortepianu. No, może poza współrzędnymi geograficznymi utrwalonymi na mapie…
Pamiętajmy o tym, przybywając do Żelazowej Woli.
Ale, przybywając, nie pozostawajmy bezduszni, nie umniejszajmy i rangi, i niezwykłego kolorytu tego miejsca. Dom Chopina i Park w Żelazowej Woli to przecież nie w głównej mierze zmaterializowane świadectwo i przekaz historii. To wyraz naszego narodowego szacunku dla życia i dzieła Wielkiego Polaka – „obywatela świata”.
Ps.
Dziś po raz kolejny odwiedziłem Żelazową Wolę. Słuchałem koncertu, uczestniczyłem w wykładzie dra Michała Ceglarka: „Historia Parku w Żelazowej Woli w okresie II RP”. Powyżej – moje powykładowe refleksje.