Spadające małpy

Naukowcy z brytyjskiego Plymouth University sprawdzali ostatnio odważny pogląd, że jeśliby dać małpom maszynę do pisania, w końcu któraś z nich napisze sztukę na miarę Szekspira. Jak się na szczęście okazało weryfikowana teoria legła w gruzach: „małpy były bardziej zainteresowane oddawaniem kału i moczu na klawiaturę”, niż kreowaniem arcydzieł. Ale czy wraz z doświadczeniem raz na zawsze pogrzebano wątpliwości? Tutaj – ja z kolei powątpiewam…

Dziwne są te nasze czasy.  Artystycznych geniuszów mamy więcej niż kiedykolwiek, ale jednocześnie ich dorobek jest coraz bardziej nijaki. Z czego to wynika? Publicysta Los Angeles Times Patrick Kiger nie pozostawia złudzeń: „to dlatego, że żyjemy w samym środku złotego wieku przeciętności”. A jeszcze przecież nie tak dawno, bo w połowie XX wieku, zaliczanie do geniuszów było tożsame z nominacją do najbardziej ekskluzywnej elity, której prestiż wykuwali Picasso, Strawiński, Hemingway, Miles Davis i inni. Były to postaci, które  zmieniały i zmieniły sposób myślenia ludzi na całym świecie i o całym świecie.

Dzisiaj, w czasach wszechobecnego medialnego szumu i wyniesionej do granic nieprzyzwoitości popkultury, tego rodzaju charyzmy i życiorysy nie są ani potrzebne, ani w cenie. Dzisiaj wystarczy dobra agencja, wzięty wizażysta, sprawny PR i każdy może być geniuszem. Już dawno odkryto najważniejsze dogmat sterujący sukcesem: nie treść najważniejsza, a jej otoczka, forma treści, reklama i szum, dużo szumu wokół. Obojętne co o tobie mówią – byle mówili. „Zagraj w kasowym filmie, nagraj przebój lansowany przez MTV, przyjmij zaproszenie na sesję zdjęciową kolorowego magazynu – a będziesz w czołówce wyścigu po koronę” – doradza przyszłym geniuszom Kiger.

Doskonale wpisują się w takie myślenie współczesne gwiazdki show biznesu (jedyna ich droga do zaistnienia) i ubodzy w charyzmę politycy (czytaj, jak obok). Ale coraz częściej także menedżerowie.

Zbigniew Niemczycki, Sonia Olszewska, Solange Wędrychowicz w swoich kalendarzach rozpisują minuty na lata naprzód. Jednak czas na wielogodzinne nagrania telewizyjnych brewerii znajdą zawsze. Są bogaci. I co z tego? – korona nęci od bogactwa bardziej i wciąż czeka. Może na nich?

Dlatego gdy po raz kolejny na nieboskłonie sławy pojawia się nowa gwiazda showmana, sportsmena, myśliciela a nawet pianisty – coraz rzadziej sięgam po lunetę.

I tak nie rozpoznam, czy to zwykła małpa, czy człowiek. Czekam aż spadnie. Albo najczęściej chowam głowę pod kaptur i wracam do domu.

Szkoda? – Spoko! A niby czego?

30 grudnia 2008

2 odpowiedzi na Spadające małpy

  1. bartus pisze:

    Januszu.
    Podoba mi sie Twoj tekst „Spadajace Malpy” (swietny tytul)
    Chcialbym wzbogacic (zubozyc) go o swoja teorie…

    TWORCZOSC (kreatywnosc) w Sztuce zawsze byla podporzadkowana KASIE.

    W dawnych czasach na Sztuke mogli pozwolilc sobie tylko ludzie bogaci, a zatem wyksztalceni.
    W zwiazku z tym, zeby moc dobrze sprzedac muzyke, kreacje musialy byc bardziej zlozone, podporzadkowane scislym regulom, o ktorych
    uczono w szkolach.
    Lekcje gry na instrumentach (lutnia, fortepian itd.) byly obowiazkowe.
    Publika byla bardziej „wysmakowana”,nauczona, jak nalezy sluchac muzyki, znajaca np. zasady
    laczenia akordow (polonez Kilarego by sie nie obronil).
    Konkluzja jest taka, ze muzyka „masowa” w owych czasach (menuety Mozarta, Haydna) miala wysoki poziom artystyczny.

    Ten sam mechanizm (SZTUKA = KASA) obowiazuje dzisiaj.
    Roznica polega tylko na tym ze Sztuka jest dostepna dla wszystkich: wyksztalconych, analfabetow, kryminalistow bez szkol,
    choloty wiejskiej (nie mylic z rolnikami) lubujacej sie w dysko polo zabawiajacej sie w remizie strazackiej.
    Jednym slowem obecny tworca, by moc egzystowac musi dotrzec do prostych mas ludzi.
    Musi zapomniec o wyrafinowaniu, wysublimowaniu, delikatnosci i zlozonosci.
    Obecna muzyka musi byc prostawa z mala iloscia regul, lub bez nich, glosna by dotrzec do „niemytych” uszu.

    Obserwuje z dala swoich zamoznych kolegow, ktorzy, dysponujac duzymi finansami na promocje, majac slabe predyspozycje
    wciskaja swoj watpliwy artyzm publicznosc. I wiecie co? Udaje im sie to doskonale.
    Pieniadz potrafi.

    PS
    Oczywiscie temat jest bardziej zlozony.

    • Janusz N pisze:

      Bartusie, w zasadzie mógłbym się pod Twą teorią podpisać. Co najwyżej dodałbym, że szczególnie dzisiaj „robienie sztuki” jeszcze mniej się rózni się od robienia każdego innego biznesu. I dziś, i wczoraj potrzebny był „pomysł” (czytaj: biznesplan), sponsor/finanse. Roznica w odniesieniu do przeszłości jest jednak taka, że trudniej było kiedyś lansowac miernoty, bo sama zasobnośc sponsorowego portfela mogła nie wystarczyć. Potrzebna była skuteczność i PR-owa wiedza, którą dziś, dzięki rozwojowi nauk socjologicznych, psychologicznych, logistycznych itp., – sponsor ma na wyciągnięcie dłoni. I dlatego szczególnie dziś, jesli sponsor ma kaprys – łatwiej wciśnie odbiorcy każdy ładnie opakowany towar (bez względu, co jest opakowane).
      Ale, jeszcze raz powrtórzę, zgadzam się: czy wczoraj, czy dziś – o kreowaniu Sztuki decydowała i decyduje, jak to się dziś popularnie określa: kasa. W takim więc ujęciu nie ma sie co łudzić: za pomocą kieszonkowej lunety w spadajacej gwieździe nie odróżnimy małpy od człowieka.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *