XII Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny im. Ignacego Jana Paderewskiego zakończył się, pora na kilka refleksji…
To był dobry i ciekawy Konkurs, ale jak każdy inny nie uniknął wpadek. Za największą uznaję blamaż organizatorów i zaakceptowanie regulaminu, w efekcie którego żaden z finalistów nie wykonał (bo nie musiał) koncertu Patrona konkursu. Szkoda też, że w pierwszym etapie, gdy dano uczestnikom pełną dowolność w doborze repertuaru, nie pokuszono się o rozwiązanie, aby chociaż 30% czasu estradowego stanowiły dowolnie wybrane przez uczestnika utwory Patrona. Tym samym twórczość Paderewskiego była w tym Konkursie ledwie symbolicznym i skromnym dodatkiem, ponieważ gdyby nie obowiązkowe w drugim etapie wybrane utwory (pośród innych kompozytorów) – nie byłoby jej wcale.
W jakimś stopniu można byłoby część tej „porażki” przerzucić na uczestników – bo mieli możliwość wyboru… Jednak, ja osobiście nie dziwię się im: promowanie twórczości Patrona nie musiało być ich głównym priorytetem w doborze repertuaru – każdy chciał zaprezentować to, co miał najlepiej ograne.
Do kategorii porażek zaliczyłbym też słabiutką promocję Konkursu w mass i social mediach. Zero informacji w programach TV i radiowych. Sądząc po oklaskach, na sali podczas przesłuchań I etapu gromadziła się ledwie garstka słuchaczy. Ilu? – trudno ocenić, ponieważ kamery pokazywały tylko scenę. Gorzej, że nie obejmowały postaci konferansjerki, więc do końca internautom nie wiadomo, czy w ogóle wychodziła na scenę. Nieeleganckim było także to, że ani razu w jej obiektywnie nie pojawiali się jurorzy (szczególnie podczas ich prezentowania podczas kolejnych sesji!). Słaba była też obsługa Konkursu na jego witrynie: najnowsze informacje (np. wyniki kwalifikacji z etapu na etap) publikowane były z dużym opóźnieniem. Zabrakło mi też na głównej stronie Konkursu linku do transmisji on-line, przez co wielu użytkowników mogło mieć problemy z odnalezieniem transmisji. (Z tego powodu prawdopodobnie wielu z nas korzystało jedynie z wyszukiwarki YouTube’a).
Konferansjerka w dwóch pierwszych etapach była mizerna. I o ile język angielski u zapowiadających pań (pani?) prezentował się na profesjonalnym poziomie, to radzenie sobie z francuskimi tytułami utworów i nazwiskami kompozytorów niekiedy wołało o pomstę do nieba. Na szczęście konferansjer, który prowadził Konkurs od półfinałów, (mimo drobnych wpadek „przeoczenia”) radził sobie już dobrze i z przyjemnością słuchało się jego zapowiedzi. (Poza wszystkim: wreszcie prezenter pojawiał się w oku kamery!)
Jednak najważniejsze, że Konkurs (w moim przekonaniu) spełnił po części(?) swoje zadanie: wyłonił garstkę świetnych pianistów, udowodnił, że jego europejscy uczestnicy w niczym nie ustępowali azjatyckim. Więcej: zgarnęli wszystkie trzy główne nagrody(!). Dzięki Konkursowi niemało z nas – melomanów, poznało także wiele ciekawych utworów (dzięki formule dowolności programu w I etapie). I poza wszystkim, i mimo wszystko: Konkurs wspomógł propagowanie postaci Ignacego Jana Paderewskiego i jego muzyki w środowisku nie tylko melomanów.
Mam nadzieję, że za trzy lata znowu z zaciekawieniem będę śledził jego zmagania.