Oszukiwał ją pocałunkami – myślała, że całuje jej ciało, a on… pieścił jej duszę.
Powoli napełniała się jego ciepłem. Każde słowo, każdy jego dotyk był piękny i wyczekiwany. Każdy – jak akord w zaimprowizowanej kadencji wirtuoza – dopełniał brzmieniem słodkość poprzedniego.
Była niezwykle wrażliwa, całą sobą chłonęła każde jego tchnienie, każdy ruch. Przy nim czuła się jak prawdziwa bogini. Gdy on – pachnący nieziemskimi woniami – muskał aksamit początku świata, zmieniał się skład chemiczny w każdej komórce jej skóry, a całe ciało ogarniało lekkie drżenie.
I to drżenie, ten bezsłowny znak przyzwolenia, przyprawiał go o szaleństwo.
Nie. Nie władał nią, on się nią sycił. Z pasją, z obsesją, a nawet z bezwzględnym poświęceniem, i jak koncertmistrz ogrywał wysublimowanymi pieszczotami kolejną toccatę.
I wreszcie poczuła, jak szybując ku szczytom Himalajów, on oddał jej swe skrzydła. Och! Jak było cudownie! Z tym mężczyzną wchłaniała w siebie tyle feerii barw, tyle nieznanego dotąd nektaru, że mogłaby w tych niebotycznych szczytach pozostawać wieki.
Jakże drogim mu było każde mgnienie jej rozkoszy! Nie mogła tego nie poczuć, a to – unosiło ich obojga jeszcze wyżej, jeszcze bardziej wydłużając lot.
A kiedy już wycieńczona i szczęśliwa zasypiała, on nie przestawał dotykać jej spierzchniętych z wyczerpania ust…
Uwielbiał tę jej z opóźnieniem przybywającą z nieba duszę. Ale i tę ukojoną, tę usypiającą teraz jej duszę w swych ramionach uwielbiał równie mocno…
Chciał, żeby była szczęśliwa. Chciał, żeby zawsze była szczęśliwa: i wtedy, gdy wracają znad niebotycznych szczytów, i wtedy gdy przynosi jej poranną kawę, i gdy wychodzi, widząc, jak spętana pościelą nurza się w sennym, magicznym świecie, i gdy wykonuje za nią szarą pracę, którą robiła wcześniej, by ofiarować jej więcej czasu na pozostawanie w swych bajkowych przestrzeniach…
A teraz, patrząc z miłością na jej śpiącą twarz… przypomniał sobie z uśmiechem, jak jeszcze kilka miesięcy temu, kiedy rozmawiali tylko palcami po klawiaturach, mówiła mu, że jest kobietą twardo stąpającą po ziemi, że gdy go spotka w realu, nawet wszystkie rozbudzone demony świata nie poniosą jej duszy w Himalaje… „Prawda, jak bardzo się pomyliłaś kochana sikoreczko?”