Sprawnie wpisuje login i hasło… Tego, z którym rozpocznie zaraz kolejną rozmowę, zna od wielu lat i może powiedzieć o nim niemal wszystko: co jada na śniadanie, o której zasiada do kolacji, jakim jeździ samochodem, co czyta, o czym myśli itp., itd. Oczywiście – wszystko to są sekretne informacje i nie zamierza dzielić się nimi z kimkolwiek, ale wciąż nie ma wystarczającej wiedzy, aby w relacjach z nim postawić przysłowiową kropkę nad „i”.
Nie, nie ma zamiaru zrywać z dotychczasowym życiem i wszystko zaczynać od nowa – to byłoby nieroztropne i głupie, przeciwnie – chciałaby podejść go jak najbliżej, bardzo blisko, ale zachowując bezpieczną odległość – na przykład: tu, na czacie, gdzie jako osoba nieznana tak po prostu rozmawiając, zada mu jeszcze kilka pytań w kwestiach, co do których wciąż ma wątpliwości, a których odpowiedzi byłyby dla niej bardzo ważne… Dlaczego tak chce zrobić? Dlatego, że przez te wszystkie lata nie była w stanie „namalować” jego pełnego portretu, a co najwyżej impresjonistyczną mozaikę. I do dziś jego dusza pozostaje dla niej nieodgadnioną zagadką. Nadchodzi najwyższa pora, aby ją rozwikłać…
Już jej w tym głowa, aby powieział jej o tym, o czym zwykle mówi sie do przypadkowych znajomymch, ale nigdy do osób bardzo bliskich. Dzieląc się z nią swymi myślami nawet nie bedzie przypuszczał, że ta miła dziewczyna – to ona…Będzie wykańczać tę mozaikę, a on będzie opowiadał jej o sobie, krok po kroku, dzień po dniu…Ma jeszcze jedno zadanie: musi się wspiąć na sam szczyt swej kobiecej przenikliwości, aby obok jego portretu stworzyć jeszcze jeden… portret tej, która zagraża…
Naciska enter… Kolejna „randka” właśnie oto się zaczyna.
– Hej! Witaj Janku! Weekend za nami…Jak ci on minął?
– Hej, Kati! Słonko moje! O jak fajnie cię znowu widzieć… Wyobrażasz sobie? Jestem chyba w czepku urodzony!
– A co takiego się stało? Opowiadaj!
– Uważasz, jadę sobie moim porszakiem a tu nagle jakiś idiota wyskakuje zza zakrętu zdezelowanym gratem z przyczepką i, nie uwierzysz, ledwie wjechał na skrzyżowanie – a tu bach! – Zlatują z przyczepki na środek ulicy jakieś manele i stara pralka…
– Ojej, i co?
– O mały włos a ten dureń rozwaliłby mi furę. Depnąłem po hamulcach, ostro ominąłem i śmignąłem z piskiem przed siebie… Że też takim durniom z dziadowskimi przyczepami pozwala się wyjeżdżać na ulice!
O mało laptop nie wyskoczył z jej rąk. „O rany! Co się mogłoby z nim stać! Miał naprawdę szczęście. I nie powiedział mi o tym, ale jakieś dziewczynie z internetu… o mnie to już całkiem zapomniał, w ogóle się do mnie nie odzywa i o niczym takim nigdy nie opowiada…” – westchnęła ze smutkiem. Uspokoiła się trochę i wznowiła rozmowę:
– Och, Janku! Dobrze, że ci się nic nie stało, bardzo płakałabym po tobie – i, nawiasem mówiąc, gdybyś się nie pojawiał na czacie i nie wiedząc, co się z tobą dzieje pomyślałabym, że znalazłeś nową przyjaciółkę…
– Co ci „Katiuszko” przychodzi do głowy? Nie potrzebuję żadnej nowej kobiety. Fajnie mi z tobą!
– Nie pytałam – czy masz nową dziewczynę…
– A w życiu! Teraz jesteś ty i nikogo więcej mi nie trzeba!…
– Teraz? – A wcześniej?
– Oj tam, szkoda gadać… A tak w ogóle dużo ostatnio o tobie myślałem. I wiesz…
– I co?
– Stwierdziłem coś dla mnie ważnego: pasujemy do siebie!
„No, proszę! Myśli o tamtej, bałamuci ją, a o mnie nawet nie wspomina… Kim ja jestem dla niego? – Jakimś cieniem z przeszłości, chyba nikim więcej… To ona staje się teraz dla niego całym światem… Przecież to trwa tylko kilka miesięcy – ale mówi do niej tak, jakby ją znał całe życie… Co teraz powinnam zrobić?… Źle się z tym wszystkim czuję. Muszę chyba skończyć tę durną mistyfikację?”
– Wiesz, mam wspólne łącze internetowe z sąsiadami, a u nich teraz robią remont. Tak więc jeśli nie znajdziesz mnie w sieci przez najbliższych kilka dni, nie martw się…
– Jak to kilka dni? A ty… A czemu nie możesz kupić bezprzewodowego modemu? On wprawdzie jest słaby i wywala często, ale da się komunikować… Nabądź go, proszę! Ja już tak się do ciebie przywiązałem, że będę bardzo tęsknił…
– No cóż – na pewno masz wiele kobiet w sieci, które nie pozwolą ci tęsknić…
– No, co ty? – Nie mam ani jednej, tylko ty. Więc bądź, proszę! Nie znikaj w nicości…
– Jak mówię: przez kilka dni mogę nie mieć dostępu, a poza tym mój mąż nie jest zadowolony, gdy długo siedzę w sieci…
– Jak to, mąż?? Jesteś mężatką?
– No, jestem. On w ogóle nie lubi, gdy sama korzystam z Internetu i dlatego na pewno nie zgodzi się na bezprzewodowy modem…
– Dlaczego mi wcześniej nie powiedziałaś?
– A skąd miałam wiedzieć wcześniej, o remoncie sąsiadów?
– Nie pytam o sąsiadów. Pytam o męża!!
– O męża? Hmm… Ja ciebie też nie pytałam, czy jesteś żonaty… W końcu: przyjaźnimy się tylko i rozmawiamy, w czym miałby mieszać tu mój mąż?, albo twoja żona… A przy okazji? A z tobą, jak? Masz żonę?
– Ja? No wiesz… Hmm…Nie. Nie mam.
– A mi się wydaje, że jednak masz! Jest w pokoju obok, właśnie koresponduje z miłym mężczyzną, a ty – nawet nic o tym nie wiesz, bo… bo po prostu już od dawna przestałeś się nią interesować!
– A ty, niby skąd masz taką wiedzę?
– Bo ta twoja Kati – to ja, Dorota, twoja ślubna, żona!
– O, NIE!! Żartujesz sobie?!
– Nie, nie żartuję. Właśnie zaraz wychodzę z domu umyć twój srebrzysty porszak! Który, o mały włos, byłby dziś rano storpedowany przez „dziadowską przyczepę” jakiegoś durnia! Do widzenia, kochanie!
Zerwał się z krzesła i rzucił do drzwi, staje w przejściu i patrzy: siedzi z laptopem na kolanach i przegląda witryny.
– Co się tu tak ukrywasz?
– Ja? Ukrywam? Czytam sobie moją korespondencję…
– I nie masz mi nic do powiedzenia?
– A stało się coś?
– Będziesz teraz mydlić oczy?
– A …ty, co tobie? Tak przestraszony, że zaraz chyba dostaniesz zawału…
– To wszystko?
– A niby, co ma być więcej?
– Przez dwa miesiące mydliłaś mi oczy, zwodziłaś – a ja, bęcwał, nawet dałem się nabrać…
– Janeczku, w końcu zrozumiałam, dlaczego przestałeś się mną interesować…
– No i po co ta cała maskarada? Po co to wszystko? Po co było dolewać oliwę do ognia?
– Jakiego ognia? A… Ty o tym… Chcesz rozwodu?
– Dora… Grywałaś w szkolnym teatrze?
– Grywałam…
– I scenariusze pisałaś?
– Pisałam, i co?
– Czyż właśnie teraz zamierzasz sprawdzić swój talent i odegrać tu atak histerii?
– A po co? Że wybrałeś dla siebie inną kobietę? Że trafił ci się smakowity kąsek… I że to właśnie ja okazuję się zawalidrogą?…Tą drugą?… Nie martw się. Pójdę sobie. Będziesz miał wolną rękę…
– Specjalnie to wszystko teraz mówisz? Żeby mnie dobić? Żebym ciebie zaklinał? Prosił o wybaczanie?
– Nie, Janku, mówię to całkiem serio: pragnę żebyś był szczęśliwy, mój biedaku… Ale dosyć tego. Na mnie już pora.
Wyjęła walizkę i zaczęła pakować do niej ubrania.
– A ty, dokąd?
– Dla mnie nie ma miejsca w twoim życiu, kochanie!
– Dora, zaczekaj! Przecież to nie kto inny, a ty! To z tobą rozmawiałem przez te miesiące, i jak mi to teraz wyjaśnisz? A poza wszystkim, jak można zdradzić własną żonę z niąże samą?
– Nic nie zamierzam wyjaśniać. Na moim miejscu mogła być każda inna, ale miałeś pecha: nawinęłam się ja! Tylko dlatego nie doszło do zdrady…
Po chwili ciszy, w której stał ze spuszczoną głową, jak ofiara przed egzekucją, dorzuciła:
– Miała rację Beata przestrzegając mnie: „uważaj na swego faceta, coś za często widuję go na różnych forach, gdy frywolnie sobie folguje…”
– Jaka Beata? Co ty pleciesz? Nie znam żadnej Beaty!
– Ty, może nie znasz, ale ona ciebie – aż za dobrze… A właściwie powinieneś znać. Byliśmy z nią kiedyś razem w Dusznikach, na festiwalu. Zresztą, nie ma to teraz żadnego znaczenia. Ważne, że jak widać – miała rację: jesteś najzwyklejszym babiarzem. Dlatego nie mogę dłużej być z tobą. Muszę odejść!
Dorka, nic nie musisz! Dlaczego? Ty… chcesz teraz wszystko zniszczyć?! Gdy znów zaczynamy ze sobą rozmawiać? Przez dwa miesiące rozmawialiśmy…
– Ty to nazywasz „naszą” rozmową? Zapomniałeś o mnie i spędzałeś całe wieczory z tamtą. I jak mam się teraz zachować: być sobą? Tamtą? Czy może jakąś trzecią?
– Dorotko, ty jesteś moim całym światem, każda kobieta jest dla mnie tylko tobą, żadną inną…
– Tylko mną?
– Nie łap mnie za słowa. Jesteś jedyną kobietą, która może i która mogłaby mnie zainteresować, która zawładnęła moim sercem i dla której tracę głowę…
– Więc zrób to! No, dalej – z przyjemnością się temu przyjrzę!
Zapadła cisza. Stali i nie bardzo obydwoje wiedzieli jak skończyć tę niespodziewaną dla nich konwersację. To była ich pierwsza wspólna w realu rozmowa, po dwóch miesiącach cichych dni. Ona – najchętniej zawinęłaby się teraz na pięcie, teatralnie zamknęła za sobą drzwi i przynajmniej przez kilka godzin nie wracała, ale serce mówiło co innego: żadnej zdrady nie było; kto jak właściwie nie ona ubrała go w ich wspólne teraz kłopoty?… Z kolei on – najchętniej rzuciłby się teraz do jej nóg i prosił o wybaczenie. Stał z bezwładnie spuszczonymi ramionami, miętosił w dłoniach niezapalonego papierosa. Czuł się podle i głupio. I nagle, jak to się stało, nie pojęło jedno i drugie – po najdłuższych sekundach niepewności w ich całym, wspólnym życiu – rzucili się w sobie w ramiona.
– Dorotko, wiesz… Tylko ciebie kocham, naprawdę…
– Już dobrze, Janku. To moja wina. Chyba przesadziłam z tą zazdrością. A tej Beacie nie całkiem ufam: podobno ostatnio zadaje się z jakimś typkiem spod ciemnej gwiazdy.
– Dajmy spokój Beacie… Ale dobrze, że przy okazji przypomniałaś o Dusznikach. Może pojedziemy latem tam znowu? Wiem, że będzie dawał koncert Kola. Chętnie poszedłbym na niego razem z tobą…
– Naprawdę?… Kocham cię, mój Janku…