Bez względu na to, jak bardzo starał się być towarzyskim – od zawsze doskwierał mu w duszy cierń samotnika. Dlatego, gdy po raz kolejny rozmawia z nią na czacie, lub czyta od niej SMS-y, ze strachem rozmyśla: „Ujrzę ją wreszcie? Usłyszę na żywo? Zawojuję?…”
Wczoraj pisała, jak wracając do domu złapała ją ulewa… I przemokła, a sukienka oblepiła się wokół ciała niczym olbrzymiasta klejąca taśma.
A On od razu zaczął to sobie wyobrażać. Dopowiadać w myślach ciąg dalszy.
Ruszył więc za nią. Wszedł do klatki schodowej. Potem do jej mieszkania… Ponieważ go nie widzi – pozwala sobie na sprośne podglądactwo.
Lubieżnie podpatruje, jak zdejmuje buty, idzie boso do łazienki… I zastanawia się, jak zaraz ściągnie przez głowę przemoczoną sukienkę? jak uwolni się od koronkowych szmatek – tych z góry i z dołu? Podglądając, będzie oczywiście patrzył, karmiąc swe męskie żądze widokiem cudownych krągłości…
Czy ona nie słyszy, jak dosłownie krok od niej wariacko dudni mu serce? Czy nie widzi, jak przykłada swe dłonie do jej biustu, bioder? Czy nie czuje, jak pożądliwie zasysa w usta płatek jej ucha?
Na pewno słyszy. Na pewno widzi. Czuje…
Zawsze z mozołem ujarzmiał swe męskie libido. Ma marsjański typ psychiki. Oznacza to, że widząc przed sobą piękne kobiety, słysząc ich śmiech, podziwiając ich rozpuszczone luźno włosy, boskość figury… z trudem się powstrzymuje.
Bo w każdej z takich kobiet migocze dla niego obraz bogini… Przemokniętej w deszczu bogini… Biegnącej przez ulewę… byleby jak najszybciej do… Niego.
…I wreszcie! To się dzieje! Zza wilgotnej ściany kabiny zalotnie zerka w jego męski tors. Kiwa palcem, zaprasza do środka.
Wszedł dziarsko, sprężyście. Jak junak.
Zagryzła dolną wargę…
Prysznic tłamsi, tłumi powitalne jęki.
Czując, jak ciało ogarnia mu grzywacz gorąca, rychło eksploduje wulkanem.
Ją i Jej jaskinię zalewa wulkaniczna lawa. Fale gorącej lawy.
A potem Ona tonie. W nich. Z nim. Bo On też…
*
– Pora zmienić ręczniki… – westchnął, załączając ekspres do kawy.