Rozdział 6
Nie zatrzymuj się… Nie śmiej się zatrzymać, słyszysz?! On jest w porządku… On musi być w porządku…
Zatrzaskując drzwi wejściowe domu swej siostry czuła, jak płoną płuca od szybkiego i długiego biegu. Rozmazany łzami makijaż gryzie w oczy, ale teraz niepokoiło ją to najmniej. Nie może przebywać tu dłużej niż pięć minut, ponieważ właśnie tu, zgodnie z klasyką gatunku zaraz zjawią się najemnicy Azriela. Wątpi, że pozostawią przy życiu Jarka i Arletę – aktualnie spokojnie pochrapujących w swojej sypialni, przecież ci najemnicy będą jak niszczące tornado: zetrą z powierzchni ziemi wszystko na swej drodze, aby tylko zrealizować zadanie. Siostrę i szwagra może ochronić tylko w taki sposób, że najszybciej jak tylko możliwe zabierze się z tego domu.
Rozsądek był zimny i skoncentrowany, a serce krwawiło. Ale to nie czas na przeżywanie traumy związanej ze stratą Noela. Jej główne podziękowanie, które mogłaby mu zadedykować – składać się będzie tylko z jednego elementu: z przetrwania w zmaganiach z Azrielem. Zestawiwszy w głowie spis najbardziej niezbędnych rzeczy w ciągu minuty spakowała małą podróżną torbę i bezgłośnie zeszła z powrotem na korytarz. Chwyciwszy klucze od samochodu siostry szczerze przeprosiła ją w myślach i wyraziła nadzieję, że więcej nigdy się jej nie napatoczy. Jutrzejszego ranka jej siostra przeklnie wszystkich, którzy odprawili na ten świat Alinę, ale trudno….
Patrząc na mapę w swym telefonie znalazła na obrzeżach Starych Babic niewielki, acz wygodny hotel ”Zielonki” i przekręciła kluczyk w stacyjce. Musiała mieć chociaż jakiś cel, jakiś najmniejszy plan działania. Tymczasowe schronienie w „Zielonkach” byłoby doskonałym wariantem dla rozmyślań. Uważnie patrząc na drogę starała się odganiać namolne myśli, ale te i tak tłumnie wirowały w jej głowie. Noel zaryzykował dla niej wszystkim, co miał: życiem, przyszłością, a nawet przeszłością. Swymi przyjaciółmi, wartościami, aspiracjami. I to ona pozbawiła go wszystkiego, co miało dla niego sens. I za co? Za swą niewiedzę? Nawet fakt, że nie prosiła go o podobną pomoc nie umila tego, co zaszło. Jeśli coś mu się stanie, nigdy sobie tego nie wybaczy. Jeszcze kilka dni temu do głowy by jej nie przyszło, że będzie się martwić o stan jego wrażliwości. Jest w końcu żniwiarzem, do jasnej cholery! Pan mister-perfekcja. Pan ideał. Widzieć jego zakrwawione, ale wciąż te samo piękne lico – katorga nie do zniesienia. A mieć świadomość że się do tego przyczyniło, to już w ogóle – trauma.
Zatrzymawszy się na światłach i patrząc na puste przed sobą skrzyżowanie ciężko westchnęła od gniotących rozmyślań. Podczas całej jazdy próbowała powstrzymać łzy, które utrudnialy skupienie się na drodze. Latarnie słabo oświetlały otoczenie, pozostawiając je w półmroku i po raz pierwszy od dłuższego czasu zaczęła bać się ciemności. Od niedawna jej wiedza grała przeciwko niej, nie dając spokoju. Teraz, była kulminacja. Chociaż o jakim tu spokoju może być mowa? Nadszedł czas, aby zapomnieć to słowo i nie cieszyć się iluzjami. Byłoby wspaniale, gdyby udało jej się przespać choćby jedną godzinę w ciągu najbliższej doby, a o spokoju w ogole może zapomnieć. Jej oczy próbowały zamknąć się z nadzieją na sen, ale rozpaczliwie wypędziła z siebie tę zdradliwą słabość. Wokół – ni żywej duszy, tylko cisza i ledwie dosłyszalny szum wiatru. Działał lepiej niż kołysanka coraz bardziej naganiając zmęczenie. Dosłownie na chwilę zamknęła oczy i wyobraziła sobie, że przyjemna puchowa kołderka obejmuje jej całe zmarznięte ciało. Wyobraźnia – dobra rzecz. Pozwala doświadczyć szczęścia, nawet wtedy, gdy po pas tkwimy w g..nie.
Otworzywszy oczy nerwowo spojrzała na światła, które świeciły czerwienią już chyba cała wieczność, ale potem skupiła swój wzrok na ciemniejącej przed nią drodze. Tam, z kierunku jej celu, dwa cienie przyspieszyły kroku i chyżym krokiem zbliżały się do jej Jeepa. Napływająca fala przerażenia martwym uściskiem zdławiła jej pierś. Znaleźli ją bez specjalnego trudu, gdy nawet nie zaczęła jeszcze się ukrywać. Wyobraża sobie, jakim strachem uraczy ją Azriel, gdy zawyrokuje o jej śmierci. W tym przypadku będzie przynajmniej udawać, że się go nie boi. Być może są znacznie silniejsi, ale teraz ona ma nad nimi przewagę – napęd na cztery koła, przyspieszenie w kilka sekund do setki i nowiutki kaptur, który prostym spadnięciem na czoło ułatwi bez obrzydzenia zrobienie miazgi z ich czarcich ciał. W nieczystej grze nie jest najważniejszym, jakim sposobem wyrwiesz wrogowi zwycięstwo. Dziwiąc się własnej śmiałości i ciężko dysząc nacisnęła do oporu pedał gazu. Koła zapiszczały i samochód szarpnął z miejsca, błyskawicznie nabierając prędkości, a demony podejmując jej wyzwanie zaczęły zbliżać się z naprzeciwka jeszcze szybciej. Byli zaślepieni własnymi siłami, a to tylko działa na jej korzyść. Im szybciej biegną, tym bardziej rozmaże swym Jeepem te zgniłe szumowiny na mokrym asfalcie…
– Żałosna nadzieja na zbawienie, – sucho spostrzegł czyiś głos, a wypowiedziany był z fotelu pasażera. Ze strachu ostro depnęła na hamulce zatrzymując się dosłownie kilka metrów przed mętami i niechętnie odwróciła się do swojego nieproszonego gościa. Mężczyzna w zamyśleniu przebierał w dłoniach dwie czarne kostki i złośliwym wzrokiem pełnym gniewu spojrzał na nią, – Ty naprawdę sądziłaś, że można uciec przede mną? Poważnie?
Sarkastyczny uśmieszek rozpylił się po chudej i pomarszczonej facjacie. W miedzianych oczach dało się zobaczyć odbicie płomieni z piekła. Jego lekko sfalowane włosy starannie były zaczesane do tyłu, a czarny stylowy garnitur idealnie spasowany był z jego figurą. Takie istoty jak on nie potrzebują przedstawiania się. Azriel. We własnej osobie. Teraz wyglądał jak zwykły człowiek, ukrywający swoje skrzydła przed postronnymi osobami, ale cały czas pozostając tymże samym głównym aniołem śmierci. Emanowało od niego czyhającym zagrożeniem, zupełnie takim samym jakby od imponującego jaguara prężącego się do śmiertelnego skoku.
– Jestem gotowa zaryzykować i sprawdzić to, – krew odpłynęła z jej twarzy a głos drżał, ewidentnie zdradzając strach, – czy to takie dziwne?
– Kobieto, stwarzasz tylko sobie niepotrzebne problemy, – łaskawie podniósł brwi, – komplikujesz coś, co może zająć wszystkiego ułamek sekundy. Przecież znajdę cię w każdej części tej małej planety i nawet powinnaś się wstydzić tego, że aż tak bardzo mnie nie doceniłaś.
Azriel wysiadł z samochodu i z przerażeniem patrzyła, jak podchodzi do drzwi kierowcy. Otwarłszy je szybkim i zręcznym ruchem – chwycił ją za gardło i wywlókł na opustoszałą ulicę. Azriel nie boi się świadków, bo obok ma tych, którzy natychmiast „oczyszczą” sytuację, czego nie da się powiedzieć o Alinie. Bała się każdą komórką swego ciała i Anioł Śmierci czuł to i widział, ciesząc się swoją mocą. Przycisnąwszy do drzwi jej drżące powłokę i nie osłabiając duszącego uścisku spojrzał na Alinę oceniającym i jednocześnie pogardliwym spojrzeniem.
– Naprawdę, to jest ta Mroczna Flirey, o której chodzą legendy? – Parsknął, dając przejaw swej złości, – a w rzeczywistości okazuje się, że jest to pospolite pacholę, które niesprawiedliwie posiadło nieskończoną moc. Zbiegła dusza, zdolna do zniszczenia wielu światów i jednocześnie chowająca w sobie odpowiedzi na wiele pytań.
Powietrze coraz wolniej przenikało do jej płuc co powodowało, że zaczęła odczuwać zawroty głowy.
– Boisz się nieznanego? – wychrypiała, zbierając siły, – a może boisz się, że nie będziesz w stanie tego kontrolować?
Azriel uśmiechnął się i mocniej ścisnął jej gardło.
– Co innego mnie niepokoi. Niepokoi mnie to, że nie powinnaś kontrolować tego ty. Nie zapominaj, uciekinierko, że twe imię i nazwisko po dziś dzień jest obecne w Księdze Skazanych, – jego głos stał się głośniejszy i bardziej zły, – innymi słowy: ja robię swoją robotę, a motywy mało kogo już będą interesować.
Brakło jej tlenu, ale nadal rozpaczliwie walczyła o życie, próbując usunąć jego brudne paluchy z szyi. Właśnie teraz w jej otumanionym umyśle zajaśniała upragniona iskierka, zapalającą płomyk nadziei.
– I zrobisz to, nawet łamiąc prawa? – Ledwo szepnęła niemal już odłączona od rzeczywistości.
Anioł nagle zdjął ręce i spojrzał pytająco w jej zamglone oczy. We wszystkich światach istnieją prawa, a świat mroków nie jest tu żadnym wyjątkiem. Najważniejsze z tych praw mówi: Śmierć może zabierać jedynie duszę, która opuściła swe martwe ciało, a przecież jej dusza – Aliny, jakby co, znajduje się cały czas, w przerażonym, ale mimo to ciele. Czy wiedział o jej wiedzy? I tak teatralnie pogrywał, udając zaskoczenie?
– Nie wolno ci wpływać na życie ludzi, – kaszląc dodała, bezwolnie opuszczając się na pięty, – czyż takie naruszenie nie jest zagrożone karą kaźni?
Gdyby tak było – oznaczałoby, że Azrielowi wolno zabijać. Bez względu na to, jakie miałby ku temu powody. Strach u niektórych budzi panikę, u innych – pragnienie, aby przetrwać. W jej przypadku, strach obudziło coś, czym ona bardzo dobrze umiała się wysługiwać: inteligencję i doskonałą pamięć.
– To że żyjesz, to nic więcej niż to, że masz powłokę z ciała, – sprawiał wrażenie uspokojonego i tylko głos zdradzał irytację, – w twej duszy nie ostała się ni kropla człowieczeństwa, tak więc tylko zrobię wszystkim przysługę, usuwając cię z powierzchni Ziemi.
Przez chwilę wyobraziła sobie drzemiącą w niej destrukcyjną siłę i prawie uwierzyła jego słowom. Azriel wiedział jak poprawnie prezentować argumenty, umiejętnie akcentował kwestie i priorytety w swej mowie. Mógłby bez trudu każdego przekonać do swych racji i, najwyraźniej, dodawało mu to poczucia spokoju nawet, gdy naruszał fundamentalne prawa światów. Był przekonany, że postępuje słusznie i być może będzie mógł przekonać o tym i innych. Oznaczałoby to tylko jedno: jej pewną śmierć, ale przekonanie w nieuczciwy osąd przydawało jej wiary, że sama postępuje prawidłowo. Zabić, ponieważ nie znasz możliwości niewinnego stworzenia – to jest absolutnie coś złe. I będzie bardzo żałować, jeśli przestanie czepiać się ostatnich desek ratunku, zdolnych choćby do małego opóźnienia jej śmierci.
– A co, jeśli w mej duszy jest tyle człowieczeństwa, ile mocy w twych skrzydłach? – Wciąż ciężko oddychając ukradkiem spojrzała na jego zmęczone jestestwo. Jej szyja paliła od oparzeń czarcich paluchów i nawet głębokie oddychanie nie pomagało w dotlenieniu, – to co zrobisz? Jakie przytoczysz dowody na swą obronę? W tym przypadku, twe słowa będą pustym dźwiękiem.
Azriel przykucnął obok niej i położył swą zimną, kościstą dłoń na jej ramieniu. Od tego gestu kryształy w jej krwi zagotowały się, jak w piekielnym kotle i czuła, jak jej oczy wypełniają się gorącym płynem. Jakby przebudzał w niej uśpioną siłę mroku wiedząc, że jego dotyk zaskutkuje reakcją. Spojrzała na niego swymi nagle rozognionym oczami a jej wargi ścisnęły się w okrutnym uśmiechu. Na jakąś chwilę zatraciła panowanie nad sobą samą i zawładnęło nią tylko jedno pragnienie: urwać głowę każdemu, kto jeszcze raz ośmieli się jej dotknąć.
– Zrobię tak, że sama wykopiesz dla siebie grób, – jego głos był utemperowany i surowy, – i z zadowoleniem wypełnię go twym gorącym popiołem. Będziesz legalnie uśmiercona przed garstką swych nędznych obrońców, – spojrzał na nią uważnie, – i żadna samokontrola nie ocali twej zgniłej duszy, bo ty już jesteś martwa.
Twarz Anioła Śmierci wykrzywiła się w przepełnionym gniewem grymasie, nadając mu wygląd psa z piekła rodem. Ostrożnie podejmie z nim walkę, ponieważ nie jest jeszcze jasne, które z nich ma w sobie więcej mocy. Pewnego razu już przyszło jej naruszać jego plany, tak co jej szkodzi zrobić to jeszcze raz? Obudził w jej sercu pasję i pragnienie, aby wygrać, a stawką było jej życie. W jednej chwili uciekająca, przerażona dziewczynka przemieniła się w hardą dziewczynę, który chce żyć niezależnie od czyiś strachów. Azriel jeszcze jakiś czas obserwował ją, czekając na odpowiedź, ale ona w milczeniu celowała swym wzrokiem w jego wściekłe oczy. Jeśli ma nadzieję, że rzuci się na niego w głupiej próbie ataku, to będzie rozczarowany. Miał swój plan, który ona rozszyfrowała co do joty i teraz wreszcie uwierzyła, że zdoła przeciwstawić adekwatny wariant obrony.
Napięcie rosło, demony patrzyły to jeden na drugiego, to na swego pana, obaj pożądali krwi i nie rozumieli, na co tu czekać? Jakież było ich zaskoczenie, kiedy po prostu skinął na nich, dając rozkaz do odwrotu i rozpłynął się w powietrzu, a zanim ostatecznie zniknął – okrążył ją słabym wietrznym wirem. Natychmiast ruszyli za nim, zostawiając ją samą w ogłupiającej złości i w lawinie niemych pytań. Dlaczego on tak łatwo uszedł, gdy mógł tak łatwo zrówać ją z asfaltem? Azriel zupełnie nie stwarzał wrażenie kogoś, kto szanuje prawa i była bardzo zaskoczona, że jej zwykłe i proste słowa go powstrzymały. Czy to oznacza, że jest dla niej przypisana bardziej wyrafinowane kara, niż śmierć? Śmierć zgodna z prawem brzmi jak nonsens i nie pozostaje nic innego, jak domyślać się, jaką drogą zamierza osiągnąć swój pożądany cel. Ten czarnoskrzydły parszywiec zdolny jest do wszelakiego plugastwa i co do tego ona nie ma żadnych wątpliwości. Wydaje się, że teraz Alina będzie musiała częściej rozglądać się dookoła szukając zewsząd zagrożeń i mieć oczy otwarte na wszystko.
Wzięła głęboki oddech i spróbowała wstać. Okazało się to trudniejsze niż przewidywała. Kryształy przestały wpływać na jej rozum, przywracając zdrowie psychiczne i pozbawiając jej wszelkich rodzajów sił. „Tak będzie zawsze? – zastanawiała się. Bezradność jak opłata za przezwyciężanie ciemności? Po prostu cudownie! Godzina za godzina i coraz ciężej. Dlaczego problemy nie mogą zjawiać się po kolei, a nie od razu wszystkie na raz?”
– Dlatego, bo taka ich natura, – obok niej pojawiła się nieznana kobieta, po przyjacielsku wyciągnęła do niej dłoń i pomogła wstać. Wydawało się, że przeczytała jej myśli i natychmiast na nie odpowiedziała. – Problemy zwykle nie chodzą w pojedynkę.
Piękna brunetka ze spiętymi w kucyk włosami, nie wyglądała na zwykłego przechodnia. Czarne obcisłe spodnie z nadbiodrowymi naszywkami, z których niebezpiecznie pobłyskiwały sztylety i napiersiowa kabura z dwoma ogromnymi pistoletami, a pod jej spodem zwykła czerwona koszulka. Na prawej ręce dziewczyny widniał znany już Alinie tatuaż, ale takie oczy, jakie miała tamta widziała po raz pierwszy. Były krwistoczerwone i tym samym, rzecz jasna, zapowiadały problemy. Wiary, w każdym razie, nie wzbudzały, więc po prostu odsunęła się dla pewności krok do tyłu opierając się plecami o zimną karoserię samochodu.
– Nie musisz się mnie bać, gdybym chciała cię zabić, nie podawałabym ci ręki, – uśmiechnęła się, a uśmiechając pokazała swe kły. Bez wątpienia była wampirzycą, która oto pomaga zwykłemu człowiekowi. Samo w sobie było to trochę dla Aliny dziwne. Po tym co ujrzała, zaufanie do nieznajomej stało się jeszcze mniejsze. – Nazywam się Tilda i szukam naszego wspólnego znajomego. Może wiesz, gdzie mógłby być?
Mogła na pewno mówić tylko o jednym potencjalnie ich wspólnym znajomym – o Noelu.
– Nie, nie wiem, gdzie jest. – Pospieszyła z odpowiedzią zanim cokolwiek pomyślała.
Tilda rozejrzała się dookoła i spojrzał na nią swymi wzbudzającymi przerażenie oczami.
– Rozumiem, że samochodu nie możesz prowadzić? – Jej pytanie brzmiało tak, jakby nie oczekiwała odpowiedzi, – Okay. Poprowadzę sama. Nie masz nic przeciw?
Co miała odpowiedzieć? Nowa znajoma bez ceregieli odsunęła ją sobie z drogi i siadła za kierownicą. Pytająco marszcząc brwi spojrzała na Alinę a od jej paskudnego wzroku zrobiło jej się zimno. Nie miała wyboru, bo niby co? Zostać samej na ulicy i być jeszcze bardziej bezradną niż jest teraz? A w życiu! Obeszła samochód i siadła na siedzenie pasażera, starając się nie napotkać jej wzroku. Jeśliby tamta czytała jej myśli, to słowa w ogóle nie mają znaczenia.
– Jedziemy według planowanego adresu, – powiedziała, depcząc pedał gazu do oporu, – porzeba ci odpocząć i zrelaksować. Zbyt już wiele tego wszystkiego, – odwróciła się do niej, – bo to przez ciebie Noel jest teraz w głębokim g..nie.
Dlaczego ogarnęło ją uczucie, że kłykasta dziewczyna, która bynajmniej nie była wegetarianką, zamierza jej pomóc? A w ogóle, jeśli ona Alina ma być szczerą, to tamta nie powiedziała jej przecież nic nowego.