Alina

Rozdział 12

Już dawno powziął postanowienie, w pełni będąc świadom do czego doprowadzi jego nielojalność. Przyczyni się do permanentnej wojny, która obejmie cały świat Mroków. Obwieszczą go zdrajcą. Ostatecznie. Wielu go znienawidzi, choć nieliczni zrozumieją. Tak, Noel wie, że może stracić przyjaciela, ponieważ Thourio nie podziela jego planów i nie chce żadnej wojny. Jego przyjaciel nigdy nie mówi na głos, co myśli, ale jego oczy a12nie potrafią milczeć. Nie wierzy w kolejną szansę Aliny i, być może, nawet nie życzy sobie jej wskrzeszenia. Noel nie ma mu tego za złe. Thourio po prostu życzyłby sobie dla nich wszystkich lepszej przyszłości, tyle tylko, że Noel nie wyobraża sobie jakiejkolwiek przyszłości bez swej Flirey. Nie wyobraża sobie przyszłości bez dziewczyny, która go ukorzyła, jego – Noela, tego bezdusznego i nie mającego serca żniwiarza. Okay! Niech sobie go wszyscy za to znienawidzą. Niech wyślą na zesłanie. Jeśli taka miałaby być cena za jej ocalenie i znów bijące serce Aliny – on jest gotów zapłacić tę cenę, jest gotów do wszelkich poświęceń, nawet aby zostać zdrajcą.

– Dlaczego udajesz, że nie znasz potrzebnych ci informacji? – Spytał, zaskoczony postawą wyroczni, – Czyżby twój dar czytania myśli nie zwalniał cię z zadawania pytań?

– Zdarza się, że nawet taki dar, o którym wspominasz, uniemożliwia wejście w posiadanie pożądanych informacji, – Friza siedziała obok Aliny i przykładała do jej zranionego brzucha dziwnie pachnące zioła, – bywają myśli, których nie rozumiem. Najcenniejsze, najbardziej intymne, najbardziej niebezpieczne myśli. Nikt ich nie rozumie, tylko ty.

Friza skinęła na przyjaciół Noela wskazując wyjście, dając do zrozumienia, że ​​ta rozmowa nie możę odbywać się przy świadkach. Noel potwierdził jej prośbę lekkim, dyskretnym, przepraszającym uśmiechem skierowanym do towarzyszy i zmrużył oczy. Ci – nie wiedzieli, co za tajemnice skrywa jego głowa i mogli jedynie domyślać się powodów takiego spojrzenia. Tymczasem coś wewnątrz żniwiarza naderwało się odzywając poczuciem winy i zmusiło go do spuszczenia wzroku na podłogę. Namiot owiewał silny wiatr, który zagłuszał cichy szept Thouria. Mruknął coś pod nosem, gubiąc się w domysłach i złoszczac z powodu swej bezradności. On świetnie przewidywał problemy wiedząc, do czego zdolny jest Noel, aby tylko uratować swą dziewczynę.

– Chcesz usłyszeć wszystko, co się tyczy Azriela, tak? – rzekł doczekawszy chwili, gdy zostali już sami, – ile muszę powiedzieć, abyś spróbowała ją uratować?

– A ile tajemnic starannie chowasz od wieków? To właśnie ich ilość wpłynie na waszą przyszłość. Myślę, że nie ma potrzeby wskazywać, co nas konkretnie interesuje, – zabrała swe trawy pokazując rozległe szramy na brzuchu Aliny, które przypomniały mu o swej własnej ledwie co zabliźnionej ranie.

Ręce Noela trzęsły się, a oddech stał się nierówny i nerwowy. Czy Alina będzie żyła? Czy Friza ją odratuje? Czy znów zobaczy te olśniewające oczy? Jego ciałem rzucały to gorące płomienie, to lodowaty chłód. Podszedł bliżej i bezsilnie opadł na kolana zakrywając dłońmi to miejsce, gdzie jeszcze niedawno widniał ślad po ostrym ostrzu. Skóra jak poprzednio była zimna i blada. Serce nie biło, a żyłami nie ciekła fioletowa krew zmieszana z czarnymi kryształami. Jest martwa. Nadal. No, ale czyżby spodziewał się natychmiastowego cudu? Czyżby Friza miała spełnić swe warunki bez wykonania jego zobowiązań? Wiadomo, że nie…

Powoli zabrał ręce, zamknął oczy i, ciężko westchnąwszy, wytarł nos.

– Stało się to przed moim powołaniem do grona dowódców rybaków, – powiedział prawie szeptem, stopniowo podnosząc głos – wtedy, gdy przestałem być zwykłym żniwiarzem i zdobyłem najbardziej prestiżowe stanowisko, o którym wcześniej mogłem tylko marzyć. Księga Skazanych zawsze była dla nas czymś niezrozumiałym, niedostępnym, a ja byłem obok niej i czułem jej niewidzialną moc, – pokiwał w zadumaniu głową, pogrążając się we wspomnieniach, – Nadal nie rozumiem, dlaczego Azriel odkrył przede mną swój sekret. Nie rozumiem, dlaczego tak bardzo zawierzył mi, dlaczego podstawił pod topór swą niezaprzeczalną władzę. Prawdopodobnie błędnie oceniał i co za tym idzie podziwiał moje osiągnięcia, widział we mnie poplecznika, lub, co gorsze – przyjaciela, – zamilkł na kilka sekund wpatrując się w dziwnie spokojną twarz swej Aliny, – Azriel otworzył trzydziestą trzecią stronę i z dumą wskazał na swój podpis. Nic niezwykłego. Kilka kulfonów skreślonych czerwonym atramentem, może nawet krwią. Mówiąc, że to jest jego nieśmiertelna moc w milczeniu obserwował moją reakcję, a mnie po prostu zatkało. Nie wiedziałem, co i jak mu odpowiedzieć. Ukłonić się? Uścisnąć rękę? Uśmiechnąć się i pogratulować? To wszystko było zbyt głupie i dziwne.

– Znaczy, jeśli umieścić swój podpis na trzydziestej trzeciej stronie, to nabywa się władzę nad Mrokiem? – Przerwała mu Friza, czujnie wsłuchując się w każde słowo Noela.

Ten – niewymuszenie wzruszył ramionami.

– Władzę nad żniwiarzami, no i tym samym nad krainą Mroku. Tylko że podpis powinien być uwieczniony jego piórem. Czarnym, prawdziwym, pochodzącym z jego skrzydła, – I ostentacyjnie spojrzał na wyrocznię, – najpierw trzeba zaczernić stary autograf, a następnie utrwalić nowy. Aby osiągnąć swój cel, nie wystarczy zabić Azriela, trzeba to zrobić tak, aby nie wzbudzić niepokoju Rady Najwyższej.

Friza z lekka uśmiechnęła się i pogładziła swe siwe włosy zebrane w schludny kucyk.

– O to możesz się nie niepokoić. Rada nie będzie miała do nas żadnych uwag.

Noel wzniósł oczy ze zdziwienia.

– Zakładacie, że ujdzie ich uwadze obalenie rządu? Czy o tych samych aniołach mówimy? Dobrze, abyśmy to sobie uściślili.

– Jeśli Azriel przegra, znaczy – był niegodzien swej wielkości. Rada Najwyższa jest bezstronna, dla nich ważne jest, żeby rządził najsilniejszy i żeby była zapewniona równowaga Światów. Nie obchodzi ich, czyj podpis wieńczy trzydziestą trzecią stronę Księgi. Ważniejsze jest, aby dusze sprawnie trafiały do Skazitelnego Miasta, – wstała z materaca i podeszła do kominka biorąc po drodze kilka suchych polan, – poza tym, nie sądzę, żeby oni dwa razy zchodzili ze swego piedestału.

– Dwa razy? – Spytał niepewnie podnosząc się z kolan, – a kiedy zeszli po raz pierwszy? Czyżby znana ci była data Pierwotnej Kaźni?

Wampirzyca odwróciła się do niego chytrze mrużąc oczy.

– Nie zapominaj o naszych ustaleniach, Noel.

– Cóż, – ze zdesperowaniem westchnąwszy silnie przygryzł spierzchnięte wargi i znów spojrzał na Alinę, – Wiem, gdzie jest przechowywane pióro należące do Azriela. Jeśli zakończysz swą pracę, pokażę ci miejsce.

– Już je pokazałeś, – Friza uśmiechnęła się ledwie kącikami ust i w ciszy skierowała się w stronę wyjścia.

„Co, do cholery? Czy to wszystko? Więcej żadnych działań, czarów i magicznego zaklęcia przywracającego Alinie życie?” Czuł, jak popada w zdumienie przemieszane ze złością w atomowy koktajl. Czuł się oszukany i obrażony. To nieoczekiwane zachowanie bezczelnie grało na jego napiętych, jak cięciwa łuku, nerwach, które i tak miały zamiar zaraz rozpaść się w strzępy, a wcześniej eksplodować. Szybko dogoniwszy Wyrocznię obrócił ją ku sobie i natychmiast poczuł przeszywający ból w nadgarstku. Wpięła się w jego skórę ostrymi paznokciami, pozostawiając krwawe smugi, które cienkimi strużkami spływały po zgiętym ramieniu i kapały na ciemnobrązowy pod stopami żwir. Wampirzyca patrzyła na niego jakimś przykrym i melancholijnym wzrokiem głęboko wdychając rozrzedzone powietrze. Domyślał się, co oznacza to spojrzenie, ale nie chciał zawierzyć intuicji.

– Zrobiłam wszystko, co mogłam, więcej ode mnie nie zależy już nic, – puściła jego nadgarstek i wytarła zapaćkane ręce o swój niebieski fartuch, – rana zabliźniła się, ale dziewczyna straciła za dużo krwi. Do końca miałam nadzieję, że otworzy oczy, ale, jak widać, tak się nie stało. Nie mam żadnych magicznych zaklęć, bo, Noelu, nie jestem czarownicą a uzdrowicielką i przepowiadaczką. Przykro mi, ale z mojej strony nie mam do zaoferowania już nic.

– Nie wierzę ci, słyszysz? Nie można po prostu odwrócić się i odejść, zostawiając mnie samego wypatroszonego z nadzieji. Nie tak się umawialiśmy, – dosłownie dławił się własną irytacją, – ja ze swego dilu wywiązałem się w pełni.

– Ja też! – Krzyknęła, dając do zrozumienia, że z jej strony to naprawdę koniec.

Friza mówiła prawdę. Jej oczy mówiły prawdę. W jednej chwili zawalił się cały ten świat, który dotąd wciąż opierał się na noelowych marzeniach i fantazjach. Rozejrzał się nerwowo wokół, łapczywie połykając powietrze i czując nieznośny ucisk w klatce piersiowej. Zupełnie, jakby wysypali na jego barki zawartość wielotonowej ciężarówki. Ten kto powiedział, że gorzka prawda jest lepsza niż słodkie kłamstwo ten nie słyszał prawdy, która rozrywa mózg na kawałki.

Zdecydowanie odepchnąwszy wampirzyce na bok piorunującymi krokami podszedł do bramy, uciekając od żalenia się i współczucia. Myśli przepełnione smutkiem rozrywały głowę i wydawało się, czyniły to tak głośno, że aż odzywały się echem pod wysokimi górami. Minąwszy milczących strażników usiadł na zimnej ziemi, tuż obok klifu, zwieszając nogi w mglistą dal. Oczy zachmurzyła mu wilgotna przesłona, ale był pewien, że to za sprawą niespokojnego wiatru bijącego prosto w twarz.

Łzy nieproszone… Momentalnie czynią z nas jednostki słabe i podatne… Bezbronne wobec świata Mroku. Czynią czymś i kimś podobnym do człowieka?…

Ale na sprzeciwianie się było już za późno i za ułamek sekundy, po chłodnych policzkach ściekała jego rozpacz. To było poza jego kontrolą. Tego nie można było powstrzymać. Można się było tylko przyznać, że coś się popsuło i wymaga natychmiastowej naprawy. Gdzieś, w środku, zaistniała pilna potrzeba załatania pęknięć, które burzyły jego opanowanie i spokój. Wybijały go ze zwykłego rytmu. Niewiarygodnie, jak bardzo zmieniła go… Alina. Sprawiła, że zapłakał po raz pierwszy od wielu, od bardzo wielu stuleci…

– Nie wierzę ci, czarcia krwiopijczynio, nie wierzę! – Szeptał cicho pod nosem, starając się stonować falę oburzenia i frustracji. – Nie wierzę, nie wierzę, nie wierzę…

Przygryzając wargi miał nadzieję przywrócić moc ducha, która najwidoczniej uleciała gdzieś w skrytą wysokość zachmurzonego nieba. Wszystko okazało się trudniejsze niż sobie wyobrażał. Przed nim roztaczał się wspaniały widok, zapierający swą urodą dech w piersi. Niekończące się góry, zasłane u podnóża zielonymi narzutami i szare obłoki, które zstąpiły tak nisko, że wydawało się możliwe dotknąć je ręką. Świeże, zimne powietrze i przezroczysta mgiełka ogarniająca przełęcze wzgórz i miejscami zaśnieżoną ziemię. Ach! Jakże chciałby, aby zobaczyła ten widok Alina i jak on wstrzymała z podziwu oddech, jakże chciałby, żeby poczuła w ogóle wszelkie możliwe piękno tego świata. Żeby siedziała teraz obok niego i spokojnie machając nogami dawała mu nadzieję na drugi pocałunek. Brakowało mu jej. Obłędnie, niepojętnie, bez końca. Tęsknił za jej łagodnym głosem, tęsknił do dotyku jej miękkiej skóry błyszczącej w słońcu. Tęsknił do jej promiennego uśmiechu, którym tak rzadko go obdarzała, tęsknił do jej drogocennego śmiechu, którego dane mu było słyszeć tylko kilka razy. Brakowało mu tej dziewczyny. Nie dawał wiary, że już nigdy jej nie zobaczy.

– Tilda powiedziała, że wszystko skończone. Czy tak? – Andrzej siadł obok niego zgiąwszy nogi i opierając głowę na kolanach.

– Wygląda na to, – odpowiedział oschle, starając się dyskretnie, jak tylko możliwe, wytrzeć e swej twarzy potępieńcze łzy.

Makowski poklepał go po ramieniu wywołując w Noelu skryte zdziwienie.

– Przykro mi, że wszystko tak wyszło. To jest tylko moja wina, – ciężko westchnął i utkwił wzrokiem gdzieś w dali, – postąpiłem głupio, błędnie wierząc, że miałem do tego prawo. Chciałem jej tylko dla siebie, bez reszty, a teraz – Alina nie należy do nikogo. Ale wiesz, co w tym wszystkim jest dla mnie najgorsze? – ukradkiem zerknął na Noela, który mimowolnie zakręcił głową, – najgorsze jest to, że nawet teraz wciąż czuję więź miedzy wami. Bo Alina nawet martwą jest bardziej wierna Tobie niż mi.

Nie chciał mu odpowiedzieć, ponieważ jest to jedyna słuszna myśl, która przewinęła się przez tamtego głowę. Niech świadomość swej cząstkowej winy będzie dla tamtego stosowną karą. Niech wie, że przyczynił się do ich wspólnego bólu. Jakby ulegając przeczuciu obejrzał się i natknął na rozzłoszczoną w dali twarz Thouria. Właśnie odepchnął na bok strażników, dosłownie dysząc z wściekłości i zmierzał prosto w stronę Noela. Nie trudno było się domyślić, co było powodem jego wzburzenia. Nie trudno wyobrazić, do kogo skierowany był jego gniew.

– Przyjacielu, wszystko ci wyjaśnię, – wstawszy na nogi Noel podniósł ręce, dając mu znać, że nie zamierza walczyć, – nie bądź głupi.

Ale żniwiarz nawet nie drgnął i sekundę później wlepił mu już chorobliwy cios w szczękę, powalający Noela na plecy. Jeśli udałoby mu się trochę mocniej, to niechybnie poleciałby prosto w przepaść. Kość chrupnęła i odpowiedziała bólem gdzieś w rejonie lewej skroni. Poczuł na ustach metaliczny smak krwi, którą otarł wierzchem dłoni.

– Do cholery, Noel, głupcze, co ty żeś im nagadał? – Usiadł obok na piętach i nerwowo szturchnął Noela wskazującym palcem. Jego głos był nasycony nienawiścią, od czego robiło się jeszcze ciężej, – dlaczego oni jutro ruszają do walki? A co najważniejsze, dlaczego oni są tak pewni, że Azriel nie ma szans, aby utrzymać swą moc? Myślałem, że taka wojna wyczerpała dawno rację bytu. Myślałem, że zdajesz sobie sprawę, co ona dziś przyniesie. Dopiero okaże się, że jesteś gotów podpisać wyrok śmierci dla wszystkich, i tylko po to, aby wskrzesić twą pieprzoną Flirey.

– Tu masz rację, gotów jestem na wiele. Nawet jako pierwszy pójść na wojnę, która, nota bene, i tak znów nabrzmiewała od wielu lat, – I wstał, złapał go za górę T-shirta, pociągając do siebie, – i życzę Ci doświadczyć takich uczuć, które są w stanie pchnąć i ciebie do takich działań. A poki co, to lepiej zamilcz i nie zmuszaj mnie do odwetu.

Thourio sprzeniewierzająco prychnął i lekkim pchnięciem usunął z siebie jego ręce.

– Umarła. Nadal nie rozumiesz? Nie będzie więcej twej Aliny, – artykułował spokojnie i metodycznie, ale mimo wszystko przyciągał uwagę każdego, kto znajdował się na terytorium obozu, – obudź się już w końcu! Oni cię omamili, jak małego chłopca. Umarli nie wracają. I, szczerze mówiąc, cieszę się, że nie.

Nie wytrzymawszy bolesnej prawdy z uśmiechem zadowolenia Noel walnął go pięścią. Thourio upadł na wilgotną ziemię, lśniąc niepojmującymi oczyma i wycierając krew ze swego złamanego nosa. Nie oczekiwał, że za wypowiadanie prawdy dostanie w pysk, ale Noel, jak pokazało żucie, już od dawna przestał być przewidywalny. Teraz jest zbyt zły na wszystkich a w szczególności na siebie. Teraz, jest zbyt dobity. Moralnie.

– Dla pełnej sprawiedliwości pozostaje przyłożyć i mi, – trochę z uśmiechem rzekł Makowski wstając i wyciągając pomocną dłoń do blondyna, – choć, wydaje się, moja potylica i tak nazbyt szczodrze zapłaciła już za mój długi język.

Spojrzeli na siebie i żaden nie wiedział, co może się zdarzyć w następnej sekundzie. Wydaje się, że walka byłaby nieunikniona, ze wszystkimi konsekwencjami. Ale co zmienią połamane nosy, szczęki i czarne kręgi pod oczami? To prawda. Nic. Mimo to powietrze wokół napięło się i mogło eksplodować od najmniejszej iskry. Noel widział, jak Thourio zaciska pięści. Słyszał, jak zgrzyta zębami i bije się z pragnieniem przyłączenia do walki. Czuł, jak Thourio go nienawidzi i od tego robiło mu się jeszcze parszywiej. Jedyny przyjaciel Noela nie rozumiał jego motywów odwracając się od Noela w najtrudniejszym momencie. Czego, w podobnym przypadku, doświadczają ludzie? Plucia w twarz? Zmęczenia i braku nadziei? Uspokajało go tylko jedno: był przygotowany na taką ewentualność. Wiedział, na co idzie.

– Noel! – Nagle usłyszał przeraźliwy kobiecy krzyk i natychmiast odwrócił się w jego kierunku. Tilda machała do niego ręką i wskazywała palcem na trzy pary białych skrzydeł, stojących tuż obok dużego namiotu. Dokładnie tego namiotu, w którym spoczywało ciało Aliny.

***

Po sekundzie gnał z całych sił zapominając o obelgach i rozdźwięku. Zapominając o swych przyjaciołach i nieprzyjaciołach, czepiając się wzrokiem tylko tych trzech aniołów w białych szatach. Gabriel, Rafael i Michael. Najmocniejsi, najsilniejsi, najbardziej wytrwali. Rada Najwyższa we własnej osobie, to jest: osobach, w całości. Zstąpili tu tylko z jednego znanego mu powodu. Dla nałożenia Legalnej Kary, która miała być wykonana w najbliższych minutach, o czym świadczyły nefrytowe miecze w ich potężnych rękach.

Dlaczego przybyli akurat teraz? Dlaczego Friza nie mogła go uprzedzić o ich pojawieniu się? Oczywiście, zdawał sobie sprawę, że byłoby głupotą mieć nadzieję, że oni poinformują ich o początku rozprawy lub uprzedzająco zaprosza na pokoje. Nieprzewidywalność – oto ich główna broń. I co by nie mowić: cholernie skuteczna!

Czas zdawał się spowalniać swój bieg. Widział wszystko, co zachodziło, w zwolnionym tempie, jak w złym śnie. Gdy próbuje się biec tak szybko jak możliwe, wtedy nogi nie słuchają rozkazów mózgu, a każdy krok wykonuje się z wielkim trudem. Kiedy dogonił i osiągnął w końcu swój cel, wydawało się, minęla cała wieczność. Andrzej i Thourio pospieszyli za nim i po kilku chwilach, równie ciężko dysząc –  byli za jego plecami. Gdzieś w oddali rozległo się dudnienie grzmotu docierające ich uszu słabym echem. To był jedyny wokół nich hałas. Każdy milczał, czekając na werdykt. Wszyscy czekali jaką decyzję podejmie Rada.

– Gdzie jest świadek? – juryzdycznie powiedział Michael robiąc krok do przodu i podchodząc bliżej do Noela. Był wysoki, przystojny, z kanciastymi rysami twarzy i niebieskimi oczyma. Istny ideał, jak i pozostałe Anioły Rady Najwyższej.

– A czy nie powinien być obecny prokurator? – spytał Noel. Miał na myśli Azriela, który doniósł im o przestępstwa, jakie, zresztą, sam popełnił.

Michael podniósł głowę i spojrzał na Noela pustym, obojętnym spojrzeniem.

– Nie ma potrzeby wysłuchiwania zarzutu dwukrotnie. Dlatego też, za Państwa zgodą, powtórzę moje pytanie. Gdzie jest świadek?

Andrzej zrobił krok do przodu i stanął obok Noela, dotykając jego ramienia swym ramieniem. Makowski drżał i denerwował się, jakby nie był pewien swego bezpieczeństwa.

– Andrzej Przemysław Makowski, – przedstawił się.

Pozostałe dwa anioły stały na swych miejscach z ukosa obserwując otaczających. Wyławiali najmniejsze reakcje mocno ściskając nefrytowe miecze. Gabriel i Rafael byli gotowi przeciąć na pół każdego, kto tylko sprzeniewierzył się Radzie. W potyczce nikt nie miałby przy nich najmniejszych szans. A teraz wszystko zależało od słów jednego człowieka – Andrzeja Makowskiego.

– Alina Kowalski popełniła przestępstwo, – kontynuował Michael, nie zwodząc oczu ze świadka, – niekontrolowanie wykorzystała ciemne moce, zgubiła swą rodzinę, sponiewierając rodzinne więzi. Naruszyła istotne prawa obu Światów i zamachnęła się na władzę, która nigdy nie będzie należeć do niej. Czy zdajesz sobie sprawę z głębi jej winy? Czy jesteś gotowy, aby potwierdzić zabójstwo rodziny Makowskich dokonane przez Flirey?

Andrzej wziął głęboki oddech i wypuścił powietrze, zamykając w tym samym czasie oczy. Noel patrzył na niego i gdyby miał serce, to wyskoczyłoby z jego piersi. Gdyby miał duszę, to rozerwałaby się na części od męczącego wyczekiwania. Bez względu na fakt, że Alina już przecież nie żyje. Ale wykazanie jej niewinności powinno mieć miejsce nawet po śmierci, omywając jej nielegalnie zbrukane ręce.

– Potwierdzam, że widziałem Alinę Kowalski w domu tej nocy, – jego słowa przeszyły Noela prądem od stóp do głów. Otworzył usta ze zdziwienia i ledwie zdzierżył swe ręce, aby nie zacisnąć ich na gardle Makowskiego. Starał się kontrolować swą wściekłość, która naplywala niszczycielską falą do jego głowy, stopniowo erodując kruchą tamę.

– Co do cholery wyczyniasz, kretynie? – zmroził go wzrokiem nie zważając na intensywny atak kaszlu wysyłany w kierunku Noela przez Tildę.

– Jeszcze nie skończyłem, – spokojnie odpowiedział Andrzej i spojrzał na Noela, – tak, widziałem ją. W moich oczach, zabiła moją siostrę i brata. Rzuciła nimi pod sufit rozbijając okna i lustra, a na koniec, po prostu skręciła karki, – zrobił drugą przerwę i pewnie spojrzał na Michaela, – tyle tylko, że przed samym wyjściem Alina Kowalski w magiczny sposób przemienila się w blondynkę z długimi włosami i bardzo dziwnymi oczyma wypełnionymi czernią. Uśmiechnęła się chytro, nie zauważając, że już od dawna odzyskałem świadomość, a potem po prostu rozpłynęła się w powietrzu. Wierzę swym oczom i śmiem twierdzić, że to była mistyfikacja. Bezwstydna i pozbawiona skrupułów. Ktoś użył sobowtóra. Nie potwierdzam winy pani Kowalski.

Noel powoli wypuścił powietrze, starając się nie okazywać uczuć. Starając się zachować swe myśli czyste, jak przezroczyste szkło. Michael ostrożnie zmrużył oczy, jakby wpatrywał się Makowskiemu głęboko w duszę. Potem odwrócił się do wszystkich plecami i wszedł do namiotuu, a pozostałe dwa anioły groźnie stanęły po obu stronach wejścia. Noel rzucił się za nim, ale został zatrzymany przez bezwzględną straż. Wszystko, co zdołał dostrzec za plecami Aniołów – to przerażającą bliskość kata od nieoddychającego ciała Aliny. Nie widział, co z nim robi. Nie wiedział, jaka decyzję podjął. Nie domyślał się niczego.

– Dlaczego nie mogę być obecny przy werdykcie? – zdziwiony bełkotał przestępując z nogi na nogę, – a tak w ogóle, nie jest to wbrew prawu? Miejcie sumienie, wpuśćcie mnie do środka!

Tilda wciąż próbowała go uspokoić, cicho uciszając przyjaciela zza rogu. Miał gdzieś ich środki ostrożności. Chciał ją zobaczyć, być może po raz ostatni i spróbować przeszkodzić wyrokowi skazującemu. Choćby tylko słowami.

– Jesteś do niej zbyt przywiązany, żniwiarzu, – rzekł Rafael stojący po jego prawej stronie. Na beznamiętnej, nazbyt szczupłej twarzy Anioła, nie było nawet śladu emocji, – takie uzależnienie może przyprawić o grzech. Ona cię spala. To jest złe.

– To, co jest złe dla Ciebie – dla mnie bezcenne, – odpowiedział krótko, ukracając sens dalszej dyskusji.

Niepewność zwodziła z umysłu. To ona spalała go teraz, a nie jego miłość do Aliny. Rada Najwyższa nie może rozdzielić ich. Oni w ogóle nic nie wiedzą o nich, opierając się wyłącznie na odwiecznych prawach Mroku. Egzystują w ich pustym i szarym świecie, pomimo jasnego światła, które wypełnia ich pałące. Rafael nie mógł zrozumieć, dlaczego ktoś może czuć cos innego. On Noel też tego nie rozumie. Po prostu żyje z dnia na dzień i nie zadaje sobie zbyt wielu pytań, na które nie zna odpowiedzi.

W końcu, po kilku boleśnie długich minutach Michael wyszedł do nich, ostrożnie badając wzrokiem każdego po kolei. Anioł, jakby wyszukiwał kogoś lub coś oczyma. Ale dla Noela było ważniejsze co innego. Jego ostrze. Było czyste i wciąż świeciło niebieskim nefrytem. Żadnej krwi. Nie było kaźni?! Po raz kolejny możne wziąć głęboki oddech, wypełniając płuca tak niezbędnym tlenem. Od napływającej ulgi prawie jęknął, ale w porę się powstrzymał. Emocje biły przez skórę i były tak silne, że poddawały w wątpliwość brak serca i duszy. Radość była krótkotrwała, bo pamięć o parszywej rzeczywistości sparzyła jego głowę wrzątkiem. Nic się nie zmieniło. Alina nie żyje. Tak samo, jak wcześniej.

– Kto odważył się zabić dziewczynę bez naszego osądu? – spokojnie zapytał Białoskrzydły Doradca z jakiegoś powodu odwracając się do Noela.

Ten – przełknął gulę tkwiącą w gardle i lekko zachmurzył oblicze.

– Jej śmierć nie była zwiazana z waszą jurysdykcją. Zawinił tu prosty nonsens pomnożony przez próżność i nic więcej.

– Jest mi naprawdę przykro, – warknął i stanął obok innych aniołów, przekazując im jednym ledwie spojrzeniem swą decyzję, – ona byłaby rada poznać nasz werdykt. Świadek nie kłamie. Alina Kowalski została uniewinniona, ale nie bierzemy na siebie żadnego zobowiązania do wyjaśnienia przyczyny śmierci jej rodziny. Jeśli zawinił tu demon – to wykracza to poza nasze kompetencje. Sąd zakończył obrady.

Jasny błysk oślepił oczy i spod przymrużonych powiek widział, jak Najwyższa Rada znika w pierzastej chmurze. Zniknęli, zostawiając po sobie niewidoczną lekkość wewnątrz każdego z nich. Noel powinien był poczuć niebywałą radość, że wszystko poszło zgodnie z planem, że Alinie została przywrócona czystość i niewinność. Powinien był cieszyć się o wiele więcej, niż cała reszta… Tylko szczęście tu prawdziwego brakuje… Nie ma motyli w żołądku… Nie ma Aliny… Jest tylko pustka i gniew, które nie mają gdzie pierzchnąć. Lucas unikał go, bojac się o swe życie, i słusznie. Byłoby lepiej, gdyby nie natknął się Noelowi pod oczy, dlatego bo Noel tak po prostu by go nie zabił. Zrobiłby tak, aby cierpiał przez resztę wieczności. I zrobiłby to tak, żeby ani jedna minuta nie przyniosła mu po śmierci ukojenia, którego teraz, jest tego pewien, za to wpełni doświadcza Alina.

Czyjaś lodowata reka dotknęła jego pleców. Wsunęła się między łopatki i zatrzymała na pasie. Odwróciwszy się napotkał wzrok czerwonych, pięknych oczu Tildy, które wypełniały czułość i szczęście. Ledwo dostrzegalnie wzruszył ramionami od naiwnego założenia: otóż ostatnią rzeczą, o jakiej chciałbym teraz myśleć, to o domniemanych do niego uczuciach wampirzycy. I bynajmniej nie uczuciach przyjaźni. Nie, nie…

– Jesteś głupcem, Noel, – westchnęła i uśmiechnęła się, pokazując zęby, – naprawdę tak trudno było wysłuchać mych ostrzeżeń? Mogłeś wszystko zepsuć.

– Świetnie. Jakie jeszcze nowości przyjdzie mi dziś poznać? – Zapytał z niedowierzaniem, patrząc na wejście do namiotu. Teraz chciałby być w środku, a nie prowadzić bezmyślne rozmowy.

– Tylko dobre. Usiądźmy, – znów się szeroko uśmiechnęła rozpalając w nim bolesną iskierkę nadziei. „Dlaczego mi to robi? Dlaczego cierpię? Przecież wie, że mogę myśleć tylko o jednym”. – zastanawiał się.

Tilda udała się do namiotu i siadając tam na ławeczce skinęła zapraszająco na Noela. Nie musiała prosić dwa razy.

– Friza wiedziała o przybyciu Rady, – powiedziała cicho, łącząc ze sobą palce i łokcie na drewnianym stole, – ale nie powiedziała, ponieważ miało to nas zaskoczyć, a przede wszystkim ciebie i Andrzeja. Przysłuchiwali się waszym myślom, przenikali wgłąb waszych umysłów, analizowali uczucia. Przez zaskoczenie – to metoda, która pozwala nam improwizować i uwierzyć w to, o czym nam się mówi. Dlatego głos Andrzeja nawet nie drgnął, gdy kłamał Michaelowi o demonie. Vardana nie odwracała się, nie mógł tego widzieć, ale tak mocno wierzył w swe słowa, że aż jego słowa stały się prawdą. Dla niego. I dla Michaela.

– A dlaczego tu tak pusto, – zrozumienie tego, co się dzieje, powoli, ale zaczęło docierać do umysłu Noela.  Z rzadka spoglądał na ciało Aliny, który leżało po prawej ich stronie, ale czuł miałkie mrowienie w całym ciele. Oczywiście, wyrocznia wiedziała, czym zakończy się ta egzekucja, ale nie powiedziała mu celowo, – pozbyliście się całej swej armi, aby nie przyciągać na nią uwagi Rady?

– Friza przewidziała wszystko. Wiedziała, że będziemy tutaj, że w twych rękach będzie spoczywać jej ciało, – wampirka skinęła głową w stronę Aliny, – wiedziała, że Lucas stworzy tę głupotę, a ty przyjdziesz za nim. Przeczytałam to w jej myślach na krótko przed pojawieniem się Rady, gdy osłabiła swą ochronę. Czy rozumiesz, co to znaczy?

– Nie bardzo, – I spuścił wzrok.

Tilda położyła dłoń na wierzchu jego dłoni i wtedy wewnątrz niego coś jęknęło. Nie od uczuć. Od zakłopotania.

– Oznacza to, że okłamywała cię. Zasadniczo. Powinieneś był czuć do niej złość, do siebie, do wszystkich wokół. Powinieneś był uwierzyć, że już nigdy nie zobaczysz Aliny. Przecież była mizliwosć, że uznają ją za winną, a po co zabijać już nieżyjącego przestępcę? – Wzruszyła ramionami, – prawidłowo. Nie ma po co. Tak więc i nie było potrzeby wspominać ci o teorii trzydziestu trzech godzin. Znasz ją?

– Tylko powierzchowne, to bodajże teoria o Skazitelnym Mieście, a ono nie jest w mych pełnomocnictwach, – I napiął swą zmęczoną, nadgryzioną zębem czasu fragmentaryczną wiedzę, – zdaje się, że na odrodzenie duszy znajdującej się przy bramie potrzeba trzydziestu trzech godzin, a potem ona przechodzi do nowego ciała. Czy tak?

– Dokładnie. A co powoduje, że się odrodzi? – Zapytała sarkastycznie.

Jej pytanie przeszyło go od stóp do głów. Poczuł zimny pot na czole i kolkę gdzieś w okolicach brzucha. To tak, jakby splecione w warkocz trzewia skręcały się w węzeł, bandażując sobą całe wnętrzności.

– Martwe kryształy… – Szepnął i wlepił wzrok w Tildę. – Martwe kryształy, cholera… – znów szepnął.

– Jej krew jest wypełniona nie tylko nieśmiertelną ciemnością, ale i mrokami odrodzenia, – drapieżnica zdjęła z niego swe dłonie i wstała, chcąc odejść, – przychodzi jej umierać, jak wykazują naturalne siły. Wtedy kryształy dają nowe życie. Alina, teraz sama w sobie jest nowym życiem. Powinieneś być z nią, kiedy mojać będzie trzydziesta trzecia godzina. Ale to nie wszystko…

Opuściła wzrok na podłogę. Entuzjazm jej gdzieś wyparował i, najwyraźniej, dobre nowiny się na tym zakończyły. Pal licho! Ale za to jak dobre!…

– Wiem, o co chciałeś od dawna mnie spytać. Dlaczego wysłałem do do waszego domu Thouria w ten dzień? – Tilda nerwowo stuknęła swymi smukłymi palcami po stole, – No, tak. Rzeczywiście wiedziałam, że ta rodzina tego dnia zginie. Friza powiedziała mi o tym, chowając przede mną wszystkie pozostałe myśli, ukrywając przede mną inne fakty, na przykład ten dotyczący Lucasa. Nie mogłam poznać wiedzy, ponieważ kraina Mroku potrzebnowała pełnej dyskrecji, a śmierć Arlety była wpisana w ten proces, dlatego gdyż nie można przerywać łańcuchu. Chcę, żebyś o tym wiedział. Chcę, aby o tym wiedziała i ona.

Wampirzyca szybko rzuciła się do drzwi, nie oglądając się za siebie i nie mówiąc więcej ani słowa. Ona zapewne sądzi, że go zaskoczyła, że odkryła jakiś straszny i niewyobrażalny sekret, ale myliła się. Znał ją zbyt dobrze. A już szczególnie zbyt dobrze, jak na zwykłą kumpelę. Wyczuwal jej skryty i obciążony winą wyraz twarzy. Czuł, gdy chciała coś ukryć ważnego za ścianą obojętności. Kiedy napomknęła Thourio o przebiegłym planie Azriela i możliwości uczestniczenia w nim niewinnej rodziny, Noel już wtedy zauważył jej drżący głos. Początkowo zaskoczyło go pojawienie się Andrzeja, ale potem sprawnie ułożył uzzle na swe miejsca. Tilda ochroniła istotnego świadka. Uratowała człowieka, którego kazano jej uratować. Uratowała tego, który obalił dziś winę Aliny, zachowując jej prawo do życia. Śmierć siostry – w zamian za przebudzenie krainy Mroków. Ukrywanie prawdy, dla osiągnięcia celu. Nic go już teraz nie obchodzi. Teraz, w tym momencie, ma to głęboko gdzieś. Dobra! Pomyśli o tym później. Pomyslą o tym… razem.

***

To było najdłuższe wyczekiwanie w całym jego życiu. To były najdłuższe godziny w całym jego istnieniu. Na dworze już świtało. Brzask rozswietlłal i rozgrzewał podmarzniętą ziemię, powoli wnikając do namiotu swym zimnym, słonecznym światłem. Wiatr próbował ugasić mały ogień w prowizorycznym kominku, ale ponosił klęskę za klęską. Położył się obok niej, opierając głowę na dłoni i patrząc na każdy łuk jej ciała. Wyobrażał sobie, jak będzie otwierać oczy a on nie będzie mógł uwierzyć w swe własne szczęście. Warto było przetrwać te wszystkie wcześniejsze godziny, aby poczuć teraz prawdziwą radość z oczekiwania. Warto było uwierzyć w jej nieostateczną i odwracalną śmierć, żeby pokochać ją jeszcze mocniej. Wracała do niego. Skóra stopniowo przybierała swój naturalny oliwkowy kolor i odpowiadała cieplem na jego dotyk. Jej policzki stopniowo zalewał zdrowy rumieniec, a usta przybierały kolor dojrzałych wiśni. Czuł powracające i przyspieszone tętno. Czuł, jak jej serce bije, rapując sprawnym i stałym rytmem. Z każdą sekundą widział, jak wraca do życia. Jak staje się życiem w pełni. Jak staje się światłem odrodzonym z ciemności.

Wdech… Zamarł chwyciwszy jej dłoń. Wydech… Spojrzał w jej rozszerzające się oczy z nieskończenie długimi rzęsami.

Nerwowo przełykała powietrze i nurzała się w nieświadomości, niewiele odczuwajac rzeczywistość. Nie pospieszał jej, dając jej swobodną możliwość przyjścia do siebie w odpowiedniej dla niej chwili. Czekał, bo teraz przed nimi jest cała wieczność. Ujmując jej twarz drżącymi z podniecenia dłońmi odwrócił ją do siebie i poczuł nieskończone ciepło w sercu. Tak, w swym sercu. W jego własnym. Nie ma znaczenia, czy jest prawdziwe, czy nie. Dotknął końcem nosa aksamitnego policzka i prawie dotknął jej warg. Następnie powtórzył to z drugim policzkiem. Opuścił się do szyi pocałowaw maleńkie i jakże piękne znamię. Odciągał ją od zbędnych myśli. Chciał, żeby zapomniała o tym, że była martwą, a pamiętała tylko o jego pocałunkach. Starał się oszczędzić jej niepotrzebnej paniki i ułatwić przebudzenie.

Przygotowywał się do tego od kilku ostatnich godzin, imaginując w głowie każdy nowy pocałunek, każde słowo, które wypowie do niej. Jego palce prześliznęły się po uchylonych ustach, które tak bardzo wabiły go do siebie. Z lekka drżały, czy ze strachu, czy z przyjemności. Ukradkiem zatrzymał swe spojrzenie na krystalicznie czarnej obwódce i wpadł do niej cała swą duszą doznając niewysłowionego piękna. „Ona jest moja. Tylko moja!” Wygląda tak, jakby nie umierała w ogóle i nigdy. Rozkosznie, upajajaco. Ledwie przygryzł jej dolną wargę i ujrzał, jak Alina przymyka oczy z rozkoszy. Boże, to najpiękniejsza rzecz, jaką mógł kiedykolwiek ujrzeć! Po jego ciele przelała się fala podniecenia. Nie mógł już dłużej wytrzymać. Pospiesznie wpił się w jej usta długo oczekiwanym pocałunkiem. Całował ją namiętnie, z wigorem, chcicwie.

Jego oddech był ciężki i porywisty, taki sam, jak jej. Alina ledwie słyszalnie pojękiwała, doprowadzając go do spowijania się w ekstazie, a on nie chciał się zatrzymać, bezceremonialnie błądząc rękoma po jej całym ciele. Całując ją w szyję, obojczyk i na powrót w pulchne wargi. Tracił nad sobą kontrolę. Chciał jej. Całej. Bez reszty.

– Co ty ze mną zrobiłaś? – Szepnął, nie odrywając się od jej ust. Dyszał od ogarniającej go pasji. Dusił się nią.

– Kocham… – wyszeptała i przesunęła palcami po jego włosach, – i mam nadzieję, że to nie sen…

Te słowa wybiły go z rzeczywistosci. Wyrwały jego mózg z przegrzanej głowy. Uniosły go do szalonej tęczy i delikatnie opuściły na łąki waniliowych cukrowych obłoków.

Unosił się w przestworzach…

Alina – lista rozdziałów

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *