Przepoczwarzanie
Świadomość wracała powoli, przez mgłę. Ciężkie powieki porozczepiały się na maleńkie szczeliny i zasklepiały ponownie. W uszach – ciche trzaski, jak z rozstrojonego radia. Alina próbowała unieść rękę, ale okazało się, że mocny bandaż przytwierdza ją do drążka. Gdy powtórzyła ćwiczenia z oczyma – zobaczyła nad sobą kroplówkę, której igła wbita była w jej ramię. Druga ręka też była czymś zafiksowana. To, co ujrzała nie wywarło na niej żadnego wrażenia. Zamknęła ponownie oczy. Trzask w uszach pomału przemutował na dzwonienie, a w końcu usłyszała radosne słowa:
– Dzięki Bogu ! Zaczyna się budzić. Żyjemy jakoś tam sobie, lepiej, gorzej, i wszystkie te nerwy, te emocje gdzieś się w nas odkładają… Niby uczą każdego i z telewizora, i w ogóle, ale na cudzych błędach nikt się nie nauczy.
– Prawda, pani Janko! Och, prawda! Niech pani spojrzy, jaka piękna dziewczyna! Ale ten jej tatuaż… Tfu! Paskudztwo. Nie mogę se wyobrazić, jak można było czymś takim się zohydzić? Żaden facet nie zechce wziąć teraz takiej do ołtarza.
– To ciebie żaden nie weźmie. A ją wezmą. I nie jeden raz… No, nie obrażaj się, żartowałam, oczywiście, i ciebie wezmą, weźmie…
– Zawsze mnie pani dziwi, mówiąc, że można do ślubu iść więcej niż jeden raz. To ile razy?
– No tyle, moja słodziutka, ile wezmą. Faceci czasem cenią u kobiet takie dziwactwa. Widziałam w życiu już wiele, zwłaszcza tutaj . Masz siedemnaście lat – i całe życie jeszcze przed tobą. U mnie – już wszystko za… Patrz: roztwór się kończy. Trzeba zmienić butelkę.. Dziewko ty moja, piękna dziewko, śpisz sobie, podchrapujesz, a o tym, że troszczą się tu o ciebie i zamartwiają nawet nie przypuszczasz. Zrobiłaś, co zrobiłaś. No tak już bywa. Nie zdąży się czasem ocalić człowieka, i odchodzi na tamten świat bezimienny. Ale ty nie odejdziesz. Nie pozwolimy… Spróbuj ją obudzić, wydaje się, otwiera oczy!
– Proszę pani! Musi się pani obudzić! – Praktykantka delikatnie głaskała ręką rozczochrane i rozsypane na poduszce włosy. – Trzeba się obudzić, dość spania. Jak ma pani na imię? Dalej, no, budzimy się!
Alina otworzyła oczy i ze zdziwieniem rozejrzała wokoło. Przed oczyma wszystko płynęło: sufit, ściany, spadająca na nią dziewczyna w błękitnej szacie, wirująca kroplówka i coś ciężkie, co przed chwilą okryło jej twarz i ciągnęło zapachem grubej, chłodnej gumy. Nie wiadomo skąd powiało świeżością, i zaczęła szybko oddychać. Czyjeś ręce chwyciły ją za nogi, ktoś uderzał po policzkach, kłuł ostrymi igłami, głaskał… Uciekała i uciekała, dopóki oddech się nie wyrównał. Teraz – już łatwiej biec. Chwyciła drugi oddech. Po ciele rozeszły się zimne dreszcze, zastukało w skroniach. Poczuła nieznośnie pragnienie. Próbowała krzyczeć, ale w porę się powstrzymała: nikt nie powinien wiedzieć, gdzie jest! Z zapartym tchem, znowu wpadła w próżnię…
Poranek zaczął się od słońca. Przebijało przez firankę i opadało na małą dziewczynkę i spiącego obok niej misia. Dziewczynka schowała się pod kocem, ale po chwili zrzuciła go i uśmiechnęła się. To stanie się dziś. Dziś zostanie Zuchem! … Od samego rana mama zaczęła przygotowywać świąteczny obiad.
– Alinko, córeczko moja, słoneczko już wstało, i ty musisz wstać, kochanie! – podeszła do
łóżka i pocałowała ją w różowy policzek.
– Mamusiu, powiedz mi więcej, gdzie ja byłam, kiedy mnie nie było?
Pani Sylwia wyjęła z albumu fotografię i usiadła obok córki.
– To ja z twoim tatusiem, gdy byliśmy jeszcze bardzo młodzi.
– Mamusiu, a gdzie ja?
– Ty, jeszcze w tym czasie, mieszkałaś pod moim serduszkiem. Twój domek był we mnie. Widzisz, jakie wielkie fałdy na mej sukni? To po to, aby było ci ciepło i spokojnie.
– A co ja tam robiłam? Tak po prostu siedziałam?
– Rosłaś sobie. Tata często przykładał ucho do domku i pytał: „Jak się ma, moja córeczka?”
– A ja? Co wtedy robiłam?
– Ty? Kopałaś! – Pani Sylwia chwyciła Alinkę i obie zaczęły się śmiać ściskając w ramionach.
– Będę zuchną, zuchną! – Dało się słyszeć z łazienki w całym mieszkaniu.
…Alinko, i co było dalej?
– Uroczyście przysięgam być zawsze dzielną i kochać prawdę!
Podbiegła do ojca i uwiesiła mu się na szyi.
Podczas kolacji tata zawiązał na smukłej córeczkowej szyi zieloną kokardkę. „Jesteś moim najukochańszym zuszkiem i od dziś najprawdziwsza zuchną”. I Alinka poczuła, ze jest najszczęśliwszą dziewczynką na świecie…
Wszystko wskazuje, że pacjentka odzyskała przytomność. Lekarze przypuszczali, że celowo opóźnia przebudzenie. I była to prawda.
Kilka godzin po kryzysie Alina rzeczywiście wybudziła się, otworzyła oczy i standardowe – „Gdzie ja jestem?” – odezwało się w niej ukrytym, wewnętrznym głosem. Na duszy zrobiło jej się niewypowiedzianie ciężko i płaczliwie. Nie mogła sobie wyobrazić dalszego życia, nie miała pojęcia, co będzie z jej mamą.
– Tutaj, tutaj leży nasza śpiąca królewna! – Pielęgniarka wskazała na Alinę, – proszę podejść prosto do łóżka, usiąść na krześle i spróbować z nią porozmawiać. Czas, żeby się obudziła, a ona nie chce. Niegrzeczna!
Jeśli za punkt odniesienia przyjąć biel szpitalnej pościeli, to różnicy między nim a twarzą dziewczyny prawie nie było.
Stanisław usiadł przy jej łóżku, dotknął drobnych dłoni leżących na kocu. Były ciepłe, ale od ich dotyku ręce samego chłopaka jakby schłodniały. Patrzył na dziewczynę i łapał się na myśli, że jest gotów zrobić dla niej wszystko, co możliwe, byleby tylko zechciała z nim być. Uczucia nieopisanego ciepła wypełniały młodego, silnego mężczyznę, pochylającego się nad kruchą, bezradną dziewczyną, imienia której nawet nie znał, a która stała się dla niego sensem i celem życia.
– Nana, spójrz co ci przyniosłem! – Staś wyjął z kieszeni złotą wstążką i włożył ją w słabo zaciśniętą piąstkę: – Twoja wstążka. Chcesz, zawiążę na szyi? Będzie wesoło!
Dziewczyna nie otwierała oczu, ale jej palce poruszyły się i powoli zaczęły otaczać i ściskać błyszczący rulonik.
– No jak mówiłam: nie śpi, ale się nie przyznaje, – pielęgniarka nie spieszyła się do wyjścia. – Proszę spróbować zapytać, jak się nazywa? Może odpowie. Lekarze muszą wciągnąć do kartoteki.
– Przepraszam, a mogłaby pani zostawić nas samych na kilka minut?
– Mogę, – odpowiedziała niezadowolona pielęgniarka, – tylko proszę pacjentki niczym nie denerwować.
Gdy tylkodrzwi się zamknęły chłopak zerwał się zkrzesła, podniósł rękę ukochanej i położył sobie na ramieniu.
– Proszę, obejmij mnie, moja dobra Nanuś… tak tęskniłem…, co ty nawyrabiałaś?
Dziewczyna nie opierała się. To, co się stało potem, było dość niesamowite: Staś zaczął obsypywać twarz Nany pocałunkami, wsunął rękę pod kołdrę i ukrył w dłoni jej małą pierś.
– Obudzę cię, rozbudzę bez względu na wszystko! Pamiętaj. Potrzebuję cię, nie chcę żyć bez ciebie. Nanuś, kochana moja, wiem, że nie śpisz, otwórz oczy. Proszę!
– Po co przyszedłeś? – Otworzyła oczy, oczy błyszczące całe od łez.
– Jak to, po co? Przyszedłem do ciebie. Chcę być przy tobie, chce być z tobą. Potrzebuję cię!
– Szkoda, że nie spełniłeś mej prośby… – Znów zamknęła oczy. Spod jej zamkniętych powiek zaczęły płynąć łzy.
*
W Bibliotece Uniwersyteckiej dwie dziewczyny opowiadały sobie na przebitki o swych wesołych przygodach i doświadczeniach, i nowo „zaliczonych” znajomościach w nocnym klubie. Pracują tam od niedawna – w charakterze fordanserek. Mogą nieźle w ten sposób dorobić do swych skromnych kieszonkowych-stypendiów. Niewytłumaczalna ciekawość zwabiła ją, aby usiąść w ich pobliżu i wścibsko podsłuchać. Po kilkunastu minutach, gdy już wyraźnie przekonała się, że plotkują o panu Ewaryście H., poczuła, że nadeszła pora, by całe swe dzieciństwo zostawić w bezpowrotnej przeszłości.
Opis odzieży mężczyzny, zwroty, które przytaczały dziewczyny, a nawet napomknięcie przez nich o używanych przez „gościa” perfumach „Fahrenheit” – doskonale wpasowywały się w stylistykę i charakter jej własnego ojca. I jeszcze to imię, jakże znamienne, którego jak dotąd nie spotkała u żadnego innego człowieka „na świecie”. No i ten inicjał druzgocący przy imieniu: H – jak Hint. Ich rodowe nazwisko. Jej wyobrażenie o ojcu okryło się nagle złowróżbnym, mrocznym cieniem. Zauważyła i inną zbieżność: w zastraszającym tempie zmieniały się ostatnio relacje jej ojca z jej mamą. Świadomość, że chyba nie ma mowy o błędzie? – rozwścieczała ją. Początkowy, przejmujący żal – ustępował narastającej irytacji. Czy mama nie widzi, że jej małżeństwo się rozpada? Dlaczego milczy i nie buntuje się? Tak! – wszystko się zgadza. Ojciec zmienił się dramatycznie i prawie nie bywa już w domu, a ona – to jest: jej matka, wciąż tylko po cichu i samotnie wyczekuje męża ze smutnymi oczami. Alina nie odważyła się na rozmowę z mamą, bo przecież wciąż gdzieś tam w zakamarkach duszy wierzy, że może jednak się myli. Ostatecznie postanowiła przynajmniej zaprowadzić dziennik wyjść i powrotów jej ojca do domu.
Po długich przemyśleniach Alina postanowiła odszukać „bibliotekowe” dziewczyny, zaskarbić podstępnie ich „przyjaźń” („mam kasę, możemy się wspólnie gdzieś zabawić!”) i dać się skusić na odwiedziny w ich rozsławianym Night-clubie. Przede wszystkim chciała zobaczyć „owego wesołego gościa – pana Ewarysta H. – o którym tyle słyszałam”
Zrobiwszy sobie ostry, wyzywający makijaż, włożywszy na głowę oskubaną perukę, Alina ruszyła z misją zdekonspirowania żygolaka, który, wciąż w to niezbicie wierzy, na pewno nie jest jednak jej ojcem.
Ledwie co przekroczyła próg hallu – zauważyła go od razu. Nie było najmniejszej wątpliwości: to ojciec! Siedział z imponująco rozpostartymi nogami i tulił na kolanach jakąś wesołą „lalę”. Flama przyłożyła do jego ucha rozpostartą dłoń i coś tam słodko szeptała. On – uśmiechnął się rozwiąźle i jeszcze bardziej przycisnął lalunie do swego obnażonego torsu.
To, co ujrzała – przyprawiło ją o mdłości. Przez chwilę nie mogła się nawet ruszyć, bo nogi miała jak z kamienia, a w głowie – walcowały się małe metalowe kuleczki, jak w lottomacie, trafiając jedna o drugą, tworząc nieznośny hałas, który w końcu wstrząsnął nią jak grzechotką i zmusił, aby wybiegła na ulicę.
Umywszy się w fontannie, poszła, mówiąc sobie: „nie płacz! Musisz być dorosła”. Łatwo powiedzieć! Takiej zdrady i wiarołomstwa Alina nie mogłaby wcześniej nawet sobie wyobrazić, i to w najbardziej koszmarnych przywidzeniach. I jak tu teraz udać, ze nic się nie stało? Wszystko się zawaliło w jednej sekundzie: komfort rodziny, tradycje, wartości, duma z nazwiska, wspólnota rodzinna, miłość… Miłość do rodziców była u niej zawsze na pierwszym miejscu. To, że jako ostatnia przyszła jej teraz na myśl – to dlatego, że właśnie dziś ją zgnieciono, rozmazano, że tak naprawdę ona już nie istnieje. Jak teraz żyć? – kompletnie nie wie, a tu pora wracać do domu…
*
– Nie mów tak, Nanuś, – zaczął gładzić twarz dziewczyny. – Nie mów tak – to jest okrutne. Zobaczysz, zrobię wszystko, żebyś mnie pokochała. Że będziesz chciała żyć. Ze mną! Spójrz, oto ja! – i wydął policzki, zmrużył oczy wyciagajac rękoma uszy. – No i jak?
– No, po prostu „super”! Ale trzeba już panu wychodzić, – pielęgniarka trzymała w dłoniach tacę pokrytą serwetką z instrumentami medycznymi. – Musimy zrobić zastrzyk. Proszę przyjść po skończonej drzemce pacjentki.
Chłopak niechętnie wstał z krzesła. – Długo będzie tu ona u was leżeć?
– Dzień lub dwa pewno poleży. A gdy wszystko będzie dobrze – wypiszą. A ona – kim jest dla pana? – Pielęgniarka spojrzała na chłopaka.
– Narzeczona!
– No, co pan mówi? Proszę zaczekać na mnie na korytarzu. I jakie jeszcze nowości? – Przyjrzała się bcznie dziewczynie. – A to, co – płacze? I jeszcze tu płakać trzeba? Tylko spojrzeć, jaki piękny pan młody – jak z obrazka! A jaki troskliwy! No już, proszę odwrócić się na bok, pani bekso.
– Nie, on nie jest moim narzeczonym. – Alina odwróciła się do ściany i przykryła kocem.
Stach stał na końcu korytarza przy oknie. Ostatnie dni odchodzącej jesieni żegnały z podwórka szpital wszędobylskim błotem.
Dwudziesta ósma jesień jego życia przyprowadziła do niego upragnioną dziewczynę w płaszczu zapiętym na jeden guzik, a on pochylił się nad nią, jak wierzba płacząca nad czystym strumieniem, a jesień, zbierając złote girlandy, trzepotała nagimi gałęziami nad ich głowami, obserwując razem z nimi wodę jak, najpierw przekształca się w szron a następnie okrywa i okuwa się lodem. I sprzeciwiać się temu porządkowi świata nie ma sensu.
Pielęgniarka wyszła z pokoju i poprosiła do gabinetu zabiegowego.
– Więc mówi pan, że to pana narzeczona?
– Nie do końca, ale chciałbym, – Stanisław zarumienił się i usiadł na kanapie.
– Muszę pana uprzedzić, mimo że powinien mieć pan tego świadomość, w końcu to pan ją tu przywiózł, jest pan od niej starszy o chyba ponad dziesięć lat. To zobowiazuje…
– Nie rozumiem, czy to ma jakieś znaczenie? – Stanisław dotąd ani razu nie pomyślał w ten sposób o jej wieku.
– Ogólnie nie. Po prostu mało u niej życiowego doświadczenia. Musi pan ją madrze wspierać. W takim wieku u młodych dziewcząt tylko dwa rozróżniane sa kolory: różowy i czarny… Musiała przejść jakiś szok, jakąś traumę. Niczego panu nie opowiadała?
Stanisław pokręcił głową.
– Może był szok, ale odszedł. I już go nie ma. Po co teraz te wszystkie wspomnienia? Wszystko można zacząć od nowa.
– Wie pan…- powiedziała pielęgniarka, – Na początku było Słowo! Miłość! I do dziś tkwi w duszy i sercu każdego wrażliwego człowieka… Pana narzeczona koniecznie musi być oddana pod kuratelę psychiatry.
*
Matka wyglądała, jakby to ona zawiniła i była sprawczynią całego rodzinnego nieszczęścia. Alina przytuliła ją mocno, mówiąc:
-Mamusiu! Będzie dobrze, kocham cię bardzo!
Następnego dnia, rankiem – Alina nie wyszła ze swego pokoju, aby przywitać się z ojcem. Nie chciała go w ogóle widzieć. W ciągu ostatniej bezsennej nocy w jej głowie wykluwał się okropny plan zemsty. Bo pragnęła zemsty! Myślenie o zemście dodawało jej sił. Plan w zamyśle był straszny, ale przecież: czym większą uśmiercana jest miłość – tym większa w jej miejscu rodzi się nienawiść. Alina wymówiła się i zrezygnowała w tym roku z wyjazdu na wakacje. Postanowiła kontynuować potajemne śledzenie ojca, a od swych nowo-poznanych koleżanek pilnie uczyła się tajemnic sztuki miłości i uwodzenia.
– Zapamiętaj jedną rzecz: wszyscy mężczyźni – od pięciu do stu pięciu lat – to psy na baby i myśliwi w jednym.
– Ci pięcioletni – to jeszcze mogłabym zrozumieć. Ale ci dziadkowie, co oni jeszczze mogą? – zachichotała.
– Oj, mogą, mogą. Może się zresztą kiedyś sama przekonasz. A znasz takie prowiedzonko: czym pies starszy, tym ogon twardszy?
– No, już przestańcie, bo zaraz zacznę zazdrościć emerytkom.
– Dobrze, słuchaj na razie dalej i się ucz: wybierają ofiarę i bardzo długo jej się przypatrują. Najważniejsze, aby nie przesadzić z udawaniem „grzecznej panienki”, bo mogą stracić zainteresowanie. Najlepiej się z nimi konwersuje i dogaduje w tańcu: można tulić się do takiego i głaszcząc go rozpoznać czułe gościa punkty, erogenne. W żadnym przypadku nie karć go, gdy będzie się starał czynić to samo. Dowiesz się, które wasze pola energii są zbieżne. Tak szybko, jak to już określisz, wygnij podbrzusze i próbuj przycisnąć się mocno do jego męskości, jakbyś się chciała po niej prześliznąć, ale jednocześnie nie pozwalała mu, aby cię od niej odkleił. Potem zwykle następują pocałunki i wstępne pieszczoty. Jeśli uważasz, że facet sam będzie próbował ci zasugerować odwiedziny w jego pokoju – jesteś w błędzie. Do klubów najczęściej chodzą faceci z pokolenia naszych „starych”. Bywa, że niektórzy mają udane małżeństwa, a mimo to czegoś im tam brakuje i dlatego w klubie tym bardziej obawiają się problemów z seksem. Zaproszenie powinno więc wyjść zawsze od ciebie. I w ogóle każda inicjatywa powinna wychodzić od ciebie. Oni płacą i maja prawo oczekiwać bycia obsługiwanymi… Wiesz, gdy oni po raz pierwszy przychodzą na swe samcze łowy – wstydzą się nawet rozebrać. Śmich na Sali! I wtedy też – to ty musisz uczynić za nich ten drobny obowiązek, no i samej nie zapomnieć się sprawnie roznegliżować. Najlepiej natychmiast. No chyba że pan sobie zażyczy, abyś zaaranżowała długi dla niego striptiz…
– To może i jeszcze powinnam pieprzyć się za niego, gdy zechce? – Prychnęła Alina.
– Tak, moja droga! Ale gdy tylko zechce, niech czyni to sam! Za wszystko płaci!
Jeśli tak będzie ci prościej – to myśl, ze nie ty jesteś dla nich, a oni są dla ciebie. Rozumiesz?
– A gdy potem spotykacie ich na ulicy, nie jest wam wstyd?
– A o tym, to już ty nam kiedyś opowiesz.
Alina była zdolną uczennicą, szybko wiec chłoneła nową wiedze i stopniowo wdrażała ją na przygodnych kolegach na dyskotece. Bardzo szybko też przestudiowała wszystkie nawyki i wszystkie słabości swego ojca. Zasadniczo, wybierał szczupłe, młode dziewczyny, z odsłoniętymi prowokacyjnie piersiami. Na początku siadywał z nimi przy barze, zapalał cygaro, pili liczne drinki, obściskiwali się w tańcu i po północy udawał się ze swą zdobyczą do pokoju.
Córka przygotowywała się na spotkanie z człowiekiem, który dał jej życie, i była gotowa na najgorsze. W takiej sytuacji – to naprawdę najgorsze, mogło okazać się dla niej najlepszym.
Mocny zakręt, panie Januszu.
Ale w zgodzie z życiową prawdą: córki zwykle nie wybaczają ojcom zdrad.
Czytam z zainteresowaniem. Gratuluję zwartego, dynamicznego tekstu.
Z pozdrowieniem