Rozdział 4

Przepoczwarzanie

Świadomość wracała powoli, przez mgłę. Ciężkie powieki porozczepiały się na maleńkie szczeliny i zasklepiały ponownie. W uszach – ciche trzaski, jak z rozstrojonego radia. Alina próbowała unieść rękę, ale okazało się, że mocny bandaż przytwierdza ją do drążka. Gdy powtórzyła ćwiczenia z oczyma – zobaczyła nad sobą kroplówkę, której igła wbita była w jej ramię. Druga ręka też była czymś zafiksowana. To, co ujrzała nie wywarło na niej żadnego wrażenia. Zamknęła ponownie oczy. Trzask w uszach pomału przemutował na dzwonienie, a w końcu usłyszała radosne słowa:

– Dzięki Bogu ! Zaczyna się budzić. Żyjemy jakoś tam sobie, lepiej, gorzej, i wszystkie te nerwy, te emocje gdzieś się w nas odkładają… Niby uczą każdego i z telewizora, i w ogóle, ale na cudzych błędach nikt się nie nauczy.
– Prawda, pani Janko! Och, prawda! Niech pani spojrzy, jaka piękna dziewczyna! Ale ten jej tatuaż… Tfu! Paskudztwo. Nie mogę kroplowka_jup450se wyobrazić, jak można było czymś takim się zohydzić? Żaden facet nie zechce wziąć teraz takiej do ołtarza.
– To ciebie żaden nie weźmie. A ją wezmą. I nie jeden raz… No, nie obrażaj się, żartowałam, oczywiście, i ciebie wezmą, weźmie…

– Zawsze mnie pani dziwi, mówiąc, że można do ślubu iść więcej niż jeden raz. To ile razy?

– No tyle, moja słodziutka, ile wezmą. Faceci czasem cenią u kobiet takie dziwactwa. Widziałam w życiu już wiele, zwłaszcza tutaj . Masz siedemnaście lat – i całe życie jeszcze przed tobą. U mnie – już wszystko za… Patrz: roztwór się kończy. Trzeba zmienić butelkę.. Dziewko ty moja, piękna dziewko, śpisz sobie, podchrapujesz, a o tym, że troszczą się tu o ciebie i zamartwiają nawet nie przypuszczasz. Zrobiłaś, co zrobiłaś. No tak już bywa. Nie zdąży się czasem ocalić człowieka, i odchodzi na tamten świat bezimienny. Ale ty nie odejdziesz. Nie pozwolimy… Spróbuj ją obudzić, wydaje się, otwiera oczy!

– Proszę pani! Musi się pani obudzić! – Praktykantka delikatnie głaskała ręką rozczochrane i  rozsypane na poduszce włosy. – Trzeba się obudzić, dość spania. Jak ma pani na imię? Dalej, no, budzimy się!
Alina otworzyła oczy i ze zdziwieniem rozejrzała wokoło. Przed oczyma wszystko płynęło: sufit, ściany, spadająca na nią dziewczyna w błękitnej szacie, wirująca kroplówka i coś ciężkie, co przed chwilą okryło jej twarz i ciągnęło zapachem grubej, chłodnej gumy. Nie wiadomo skąd powiało świeżością, i zaczęła szybko oddychać. Czyjeś ręce chwyciły ją za nogi, ktoś uderzał po policzkach, kłuł ostrymi igłami, głaskał… Uciekała i uciekała, dopóki oddech się nie wyrównał. Teraz – już łatwiej biec. Chwyciła drugi oddech. Po ciele rozeszły się zimne dreszcze, zastukało w skroniach. Poczuła nieznośnie pragnienie. Próbowała krzyczeć, ale w porę się powstrzymała: nikt nie powinien wiedzieć, gdzie jest! Z zapartym tchem, znowu wpadła w próżnię…
Poranek zaczął się od słońca. Przebijało przez firankę i opadało na małą dziewczynkę i spiącego obok niej misia. Dziewczynka schowała się pod kocem, ale po chwili zrzuciła go i uśmiechnęła się. To stanie się dziś. Dziś zostanie Zuchem! … Od samego rana mama zaczęła przygotowywać świąteczny obiad.

– Alinko, córeczko moja, słoneczko już wstało, i ty musisz wstać, kochanie! – podeszła do
łóżka i pocałowała ją w różowy policzek.
– Mamusiu, powiedz mi więcej, gdzie ja byłam, kiedy mnie nie było?
Pani Sylwia wyjęła z albumu fotografię i usiadła obok córki.
– To ja z twoim tatusiem, gdy byliśmy jeszcze bardzo młodzi.
– Mamusiu, a gdzie ja?

– Ty, jeszcze w tym czasie, mieszkałaś pod moim serduszkiem. Twój domek był we mnie. Widzisz, jakie wielkie fałdy na mej sukni? To po to, aby było ci ciepło i spokojnie.
– A co ja tam robiłam? Tak po prostu siedziałam?
– Rosłaś sobie. Tata często przykładał ucho do domku i pytał: „Jak się ma, moja córeczka?”
– A ja? Co wtedy robiłam?mis i dziewczynka

– Ty? Kopałaś! – Pani Sylwia chwyciła Alinkę i obie zaczęły się śmiać ściskając w ramionach.
– Będę zuchną, zuchną! – Dało się słyszeć z łazienki w całym mieszkaniu.

…Alinko, i co było dalej?

– Uroczyście przysięgam być zawsze dzielną i kochać prawdę!

Podbiegła do ojca i uwiesiła mu się na szyi.

Podczas kolacji tata zawiązał na smukłej córeczkowej szyi zieloną kokardkę. „Jesteś moim najukochańszym zuszkiem i od dziś najprawdziwsza zuchną”. I Alinka poczuła, ze jest najszczęśliwszą dziewczynką na świecie…

 

Wszystko wskazuje, że pacjentka odzyskała przytomność. Lekarze przypuszczali, że celowo opóźnia przebudzenie. I była to prawda.
Kilka godzin po kryzysie Alina rzeczywiście wybudziła się, otworzyła oczy i standardowe – „Gdzie ja jestem?” – odezwało się w niej ukrytym, wewnętrznym głosem. Na duszy zrobiło jej się niewypowiedzianie ciężko i płaczliwie. Nie mogła sobie wyobrazić dalszego życia, nie miała pojęcia, co będzie z jej mamą.

– Tutaj, tutaj leży nasza śpiąca królewna! – Pielęgniarka wskazała na Alinę, – proszę podejść prosto do łóżka, usiąść na krześle i spróbować z nią porozmawiać. Czas, żeby się obudziła, a ona nie chce. Niegrzeczna!
Jeśli za punkt odniesienia przyjąć biel szpitalnej pościeli, to różnicy między nim a twarzą dziewczyny prawie nie było.

Stanisław usiadł przy jej łóżku, dotknął drobnych dłoni leżących na kocu. Były ciepłe, ale od ich dotyku ręce samego chłopaka jakby schłodniały. Patrzył na dziewczynę i łapał się na myśli, że jest gotów zrobić dla niej wszystko, co możliwe, byleby tylko zechciała z nim być. Uczucia nieopisanego ciepła wypełniały młodego, silnego mężczyznę, pochylającego się nad kruchą, bezradną dziewczyną, imienia której nawet nie znał, a która stała się dla niego sensem i celem życia.

– Nana, spójrz co ci przyniosłem! – Staś wyjął z kieszeni złotą wstążką i włożył ją w słabo zaciśniętą piąstkę: – Twoja wstążka. Chcesz, zawiążę na szyi? Będzie wesoło!
Dziewczyna nie otwierała oczu, ale jej palce poruszyły się i powoli zaczęły otaczać i ściskać błyszczący rulonik.

– No jak mówiłam: nie śpi, ale się nie przyznaje, – pielęgniarka nie spieszyła się do wyjścia. – Proszę spróbować zapytać, jak się nazywa? Może odpowie. Lekarze muszą wciągnąć do kartoteki.

– Przepraszam, a mogłaby pani zostawić nas samych na kilka minut?
– Mogę, – odpowiedziała niezadowolona pielęgniarka, – tylko proszę pacjentki niczym nie denerwować.
Gdy tylkodrzwi się zamknęły chłopak zerwał się zkrzesła, podniósł rękę ukochanej i położył sobie na ramieniu.

– Proszę, obejmij mnie, moja dobra Nanuś… tak tęskniłem…, co ty nawyrabiałaś?

Dziewczyna nie opierała się. To, co się stało potem, było dość niesamowite: Staś zaczął obsypywać twarz Nany pocałunkami, wsunął rękę pod kołdrę i ukrył w dłoni jej małą pierś.

– Obudzę cię, rozbudzę bez względu na wszystko! Pamiętaj. Potrzebuję cię, nie chcę żyć bez ciebie. Nanuś, kochana moja, wiem, że nie śpisz, otwórz oczy. Proszę!
– Po co przyszedłeś? – Otworzyła oczy, oczy błyszczące całe od łez.

– Jak to, po co? Przyszedłem do ciebie. Chcę być przy tobie, chce być z tobą. Potrzebuję cię!

– Szkoda, że nie spełniłeś mej prośby… – Znów zamknęła oczy. Spod jej zamkniętych powiek zaczęły płynąć łzy.

*

W Bibliotece Uniwersyteckiej dwie dziewczyny opowiadały sobie na przebitki o swych wesołych przygodach i doświadczeniach, i nowo „zaliczonych” znajomościach w nocnym klubie. Pracują tam od niedawna – w charakterze fordanserek. Mogą nieźle w ten sposób dorobić do swych skromnych kieszonkowych-stypendiów. Niewytłumaczalna ciekawość zwabiła ją, aby usiąść w ich pobliżu i wścibsko podsłuchać. Po kilkunastu minutach, gdy już wyraźnie przekonała się, że plotkują o panu Ewaryście H., poczuła, że nadeszła pora, by całe swe dzieciństwo zostawić w bezpowrotnej przeszłości.
Opis odzieży mężczyzny, zwroty, które przytaczały dziewczyny, a nawet napomknięcie przez nich o używanych przez „gościa” perfumach „Fahrenheit” – doskonale wpasowywały się w stylistykę i charakter jej własnego ojca. I jeszcze to imię, jakże znamienne, którego jak dotąd nie spotkała u żadnego innego człowieka „na świecie”. No i ten inicjał druzgocący przy imieniu: H – jak Hint. Ich rodowe nazwisko. Jej wyobrażenie o ojcu okryło się nagle złowróżbnym, mrocznym cieniem. Zauważyła i inną zbieżność: w zastraszającym tempie zmieniały się ostatnio relacje jej ojca z jej mamą. Świadomość, że chyba nie ma mowy o błędzie? – rozwścieczała ją. Początkowy, przejmujący żal – ustępował narastającej irytacji. Czy mama nie widzi, że jej małżeństwo się rozpada? Dlaczego milczy i nie buntuje się? Tak! – wszystko się zgadza. Ojciec zmienił się dramatycznie i prawie nie bywa już w domu, a ona – to jest: jej matka, wciąż tylko po cichu i samotnie wyczekuje męża ze smutnymi oczami. Alina nie odważyła się na rozmowę z mamą, bo przecież wciąż gdzieś tam w zakamarkach duszy wierzy, że może jednak się myli. Ostatecznie postanowiła przynajmniej zaprowadzić dziennik wyjść i powrotów jej ojca do domu.

Po długich przemyśleniach Alina postanowiła odszukać „bibliotekowe” dziewczyny, zaskarbić podstępnie ich „przyjaźń” („mam kasę, możemy się wspólnie gdzieś zabawić!”) i dać się skusić na odwiedziny w ich rozsławianym Night-clubie. Przede wszystkim chciała zobaczyć „owego wesołego gościa – pana Ewarysta H. – o którym tyle słyszałam”

Zrobiwszy sobie ostry, wyzywający makijaż, włożywszy na głowę oskubaną perukę, Alina ruszyła z misją zdekonspirowania żygolaka, który, wciąż w to niezbicie wierzy, na pewno nie jest jednak jej ojcem.

Ledwie co przekroczyła próg hallu  – zauważyła go od razu. Nie było najmniejszej wątpliwości: to ojciec! Siedział z imponująco rozpostartymi nogami i tulił na kolanach jakąś wesołą „lalę”. Flama przyłożyła do jego ucha rozpostartą dłoń i coś tam słodko szeptała. On – uśmiechnął się rozwiąźle i jeszcze bardziej przycisnął lalunie do swego obnażonego torsu.

To, co ujrzała – przyprawiło ją o mdłości. Przez chwilę nie mogła się nawet ruszyć, bo nogi miała jak z kamienia, a w głowie – walcowały się małe metalowe kuleczki, jak w lottomacie, trafiając jedna o drugą, tworząc nieznośny hałas, który w końcu wstrząsnął nią jak grzechotką i zmusił, aby wybiegła na ulicę.

Umywszy się w fontannie, poszła, mówiąc sobie: „nie płacz! Musisz być dorosła”. Łatwo powiedzieć! Takiej zdrady i wiarołomstwa Alina nie mogłaby wcześniej nawet sobie wyobrazić, i to w najbardziej koszmarnych przywidzeniach. I jak tu teraz udać, ze nic się nie stało? Wszystko się zawaliło w jednej sekundzie: komfort rodziny, tradycje, wartości, duma z nazwiska, wspólnota rodzinna, miłość… Miłość do rodziców była u niej zawsze na pierwszym miejscu. To, że jako ostatnia przyszła jej teraz na myśl – to dlatego, że właśnie dziś ją zgnieciono, rozmazano, że tak naprawdę ona już nie istnieje. Jak teraz żyć? – kompletnie nie wie, a tu pora wracać do domu…

*

– Nie mów tak, Nanuś, – zaczął gładzić twarz dziewczyny. – Nie mów tak – to jest okrutne. Zobaczysz, zrobię wszystko, żebyś mnie pokochała. Że będziesz chciała żyć. Ze mną! Spójrz, oto ja! – i wydął policzki, zmrużył oczy wyciagajac rękoma uszy. – No i jak?

– No, po prostu „super”! Ale trzeba już panu wychodzić, – pielęgniarka trzymała w dłoniach tacę pokrytą serwetką z instrumentami medycznymi. – Musimy zrobić zastrzyk. Proszę przyjść po skończonej drzemce pacjentki.
Chłopak niechętnie wstał z krzesła. – Długo będzie tu ona u was leżeć?
– Dzień lub dwa pewno poleży. A gdy wszystko będzie dobrze – wypiszą. A ona – kim jest dla pana? – Pielęgniarka spojrzała na chłopaka.

– Narzeczona!
– No, co pan mówi? Proszę zaczekać na mnie na korytarzu. I jakie jeszcze nowości? – Przyjrzała się bcznie dziewczynie. – A to, co – płacze? I jeszcze tu płakać trzeba? Tylko spojrzeć, jaki piękny pan młody – jak z obrazka! A jaki troskliwy! No już, proszę odwrócić się na bok, pani bekso.

– Nie, on nie jest moim narzeczonym. – Alina odwróciła się do ściany i przykryła kocem.

 

Stach stał na końcu korytarza przy oknie. Ostatnie dni odchodzącej jesieni żegnały z podwórka szpital wszędobylskim błotem.
Dwudziesta ósma jesień jego życia przyprowadziła do niego upragnioną dziewczynę w płaszczu zapiętym na jeden guzik, a on pochylił się nad nią, jak wierzba płacząca nad czystym strumieniem, a jesień, zbierając złote girlandy, trzepotała nagimi gałęziami nad ich głowami, obserwując razem z nimi wodę jak, najpierw przekształca się w szron a następnie okrywa i okuwa się lodem. I sprzeciwiać się temu porządkowi świata nie ma sensu.
Pielęgniarka wyszła z pokoju i poprosiła do gabinetu zabiegowego.

– Więc mówi pan, że to pana narzeczona?
– Nie do końca, ale chciałbym, – Stanisław zarumienił się i usiadł na kanapie.
– Muszę pana uprzedzić, mimo że powinien mieć pan tego świadomość, w końcu to pan ją tu przywiózł, jest pan od niej starszy o chyba ponad dziesięć lat. To zobowiazuje…

– Nie rozumiem, czy to ma jakieś znaczenie? – Stanisław dotąd ani razu nie pomyślał w ten sposób o jej wieku.
– Ogólnie nie. Po prostu mało u niej życiowego doświadczenia. Musi pan ją madrze wspierać. W takim wieku u młodych dziewcząt tylko dwa rozróżniane sa kolory: różowy i czarny… Musiała przejść jakiś szok, jakąś traumę. Niczego panu nie opowiadała?

Stanisław pokręcił głową.

– Może był szok, ale odszedł. I już go nie ma. Po co teraz te wszystkie wspomnienia? Wszystko można zacząć od nowa.

– Wie pan…- powiedziała pielęgniarka, – Na początku było Słowo! Miłość! I do dziś tkwi w duszy i sercu każdego wrażliwego człowieka… Pana narzeczona koniecznie musi być oddana pod kuratelę psychiatry.

*

Matka wyglądała, jakby to ona zawiniła i była sprawczynią całego rodzinnego nieszczęścia. Alina przytuliła ją mocno, mówiąc:

-Mamusiu! Będzie dobrze, kocham cię bardzo!

Następnego dnia, rankiem – Alina nie wyszła ze swego pokoju, aby przywitać się z ojcem. Nie chciała go w ogóle widzieć. W ciągu ostatniej bezsennej nocy w jej głowie wykluwał się okropny plan zemsty. Bo pragnęła zemsty! Myślenie o zemście dodawało jej sił. Plan w zamyśle był straszny, ale przecież: czym większą uśmiercana jest miłość – tym większa w jej miejscu rodzi się nienawiść. Alina wymówiła się i zrezygnowała w tym roku z wyjazdu na wakacje. Postanowiła kontynuować potajemne śledzenie ojca, a od swych nowo-poznanych koleżanek pilnie uczyła się tajemnic sztuki miłości i uwodzenia.

– Zapamiętaj jedną rzecz: wszyscy mężczyźni – od pięciu do stu pięciu lat – to psy na baby i myśliwi w jednym.

– Ci pięcioletni – to jeszcze mogłabym zrozumieć. Ale ci dziadkowie, co oni jeszczze mogą? – zachichotała.

– Oj, mogą, mogą. Może się zresztą kiedyś sama przekonasz. A znasz takie prowiedzonko: czym pies starszy, tym ogon twardszy?

– No, już przestańcie, bo zaraz zacznę zazdrościć emerytkom.

– Dobrze, słuchaj na razie dalej i się ucz: wybierają ofiarę i bardzo długo jej się przypatrują. Najważniejsze, aby nie przesadzić z udawaniem „grzecznej panienki”, bo mogą stracić zainteresowanie. Najlepiej się z nimi konwersuje i dogaduje w tańcu: można tulić się do takiego i głaszcząc go rozpoznać  czułe gościa punkty, erogenne. W żadnym przypadku nie karć go, gdy będzie się starał czynić to samo. Dowiesz się, które wasze pola energii są zbieżne. Tak szybko, jak to już określisz, wygnij podbrzusze i próbuj przycisnąć się mocno do jego męskości, jakbyś się chciała po niej prześliznąć, ale jednocześnie nie pozwalała mu, aby cię od niej odkleił. Potem zwykle następują pocałunki i wstępne pieszczoty. Jeśli uważasz, że facet sam będzie próbował ci zasugerować odwiedziny w jego pokoju – jesteś w błędzie. Do klubów najczęściej chodzą faceci z pokolenia naszych „starych”. Bywa, że niektórzy mają udane małżeństwa, a mimo to czegoś im tam brakuje i dlatego w klubie tym bardziej obawiają się problemów z seksem. Zaproszenie powinno więc wyjść zawsze od ciebie. I w ogóle każda inicjatywa powinna wychodzić od ciebie. Oni płacą i maja prawo oczekiwać bycia obsługiwanymi… Wiesz, gdy oni po raz pierwszy przychodzą na swe samcze łowy – wstydzą się nawet rozebrać. Śmich na Sali! I wtedy też – to ty musisz uczynić za nich ten drobny obowiązek, no i samej nie zapomnieć się sprawnie roznegliżować. Najlepiej natychmiast. No chyba że pan sobie zażyczy, abyś zaaranżowała długi dla niego striptiz…

– To może i jeszcze powinnam pieprzyć się za niego, gdy zechce? – Prychnęła Alina.

– Tak, moja droga! Ale gdy tylko zechce, niech czyni to sam! Za wszystko płaci!

Jeśli tak będzie ci prościej – to myśl, ze nie ty jesteś dla nich, a oni są dla ciebie. Rozumiesz?

– A gdy potem spotykacie ich na ulicy, nie jest wam wstyd?

– A o tym, to już ty nam kiedyś opowiesz.

Alina była zdolną uczennicą, szybko wiec chłoneła nową wiedze i stopniowo wdrażała ją  na przygodnych kolegach na dyskotece. Bardzo szybko też przestudiowała wszystkie nawyki i wszystkie słabości swego ojca. Zasadniczo, wybierał szczupłe, młode dziewczyny, z odsłoniętymi prowokacyjnie piersiami.  Na początku siadywał z nimi przy barze, zapalał cygaro, pili liczne drinki, obściskiwali się w tańcu i po północy udawał się ze swą zdobyczą do pokoju.

Córka przygotowywała się na spotkanie z człowiekiem, który dał jej życie, i była gotowa na najgorsze. W takiej sytuacji – to naprawdę najgorsze, mogło okazać się dla niej najlepszym.

spis rozdziałów

Jedna odpowiedź do Rozdział 4

  1. Andrzejek pisze:

    Mocny zakręt, panie Januszu.
    Ale w zgodzie z życiową prawdą: córki zwykle nie wybaczają ojcom zdrad.
    Czytam z zainteresowaniem. Gratuluję zwartego, dynamicznego tekstu.
    Z pozdrowieniem

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *