Rozdział 1

– To zwykła zdrada! – Długo czekała, zanim zostali przy stoliku sami i gdy wreszcie miała okazję wygarnąć mu w cztery oczy, co  myśli.

Udawał, że nie wie i nie rozumie, o czym mówi.verona1

– Co konkretnie?

– No, że postanowiłeś odłączyć się od grupy. Nawiasem mówiąc – czy to, rzeczywiście, prawda? Czy tylko, po prostu, ktoś mnie źle poinformował?

Wzruszył ramionami, koncentrując się na zatoczeniu na widelec porcji „pasty”, nalał sobie do pełna kieliszek wina, pytając oczyma, czy i ona nie ma ochoty? – na co odpowiedziała pokręciwszy głową, pokazując na swą ledwie napoczętą butelkę mineralki.

– Tak, to prawda. Zostaję tu – powiedział cicho. – Nie wiem, czemu to aż tak bardzo dla ciebie istotne…

– I ty pytasz, czemu? – z powodu znieczulicy rozmówcy poczuła łzy w oczach. – Spędziliśmy noc, piękną noc… sam mi tak powiedziałeś, nie ciągnęłam cię za język… potem dogadaliśmy się, że na resztę noclegów w podróży będziemy brali wspólny pokój… Owszem, ja zasugerowałam, ale ty się zgodziłeś… I może chcesz teraz powiedzieć, że to wszystko tylko moje przywidzenia, że coś mi się przesłyszało? A teraz, co? Ulatniasz się?! I myślisz, że na tę okazję powinnam skakać z radości i klaskać? To kim ja, do cholery, byłam dla ciebie tej nocy, pocieszycielką, czy ledwie tylko zabaweczką?

Skrzywił się zniesmaczony, wstał z krzesła.

– Wybacz, ale już wszyscy nasi zabrali się. Prawdopodobnie są już w autokarze. Pamiętasz… Ostrzegano, aby nie zostawiać rzeczy w holu bez nadzoru. A tam została moja walizka i torba…

Również się podniosła.

– Jasne, pamiętam: „nie nosić torebki od strony jezdni, bo mogą wyrwać chłopaki na motocyklach. Nie zostawiać otwartych lufcików w oknach, szczególnie w nocy: złodziej jak kot – może wspiąć się po ścianie i zostaniesz bez pieniędzy i bez dokumentów. Nie pozostawiać bez opieki bagaży w holu…” – Nic nowego. Te zasady obowiązują na całym świecie. Tylko idioci ich nie przestrzegają. Nawiasem mówiąc, moje bagaże też jeszcze leżą w holu.

– I o tym mówię!

Na szczęście wszystkie rzeczy były na swoim miejscu, tam gdzie je pozostawili. On, jako prawdziwy dżentelmen, pomógł zanieść przyjaciółce obie jej walizki do autokaru, a potem cmoknąwszy wciąż niedowierzającą dziewczynę na pożegnanie szybko wrócił do holu, aby spokojnie przeczekać moment, w którym reszta grupy odjedzie, a on wreszcie zostanie sam. Ale kiedy autokar już ruszył i gdy przerzuciwszy torbę przez ramię chwycił rączkę od walizki  chcąc szybko przemieścić się na postój taksi… spotkało go rozczarowanie.

– A kuku! Niespodziewajka! – Uśmiechnęła się przechylając głowę na bok.

– Rzeczywiście… Niespodzianka! – Przytaknął ciężko wzdychając. – Wiedziałem… – cicho do siebie szepnął.

– Zapomnij! – Przestrzegła go zapalczywie, ale ostrożnie, niemal sylabizując każde słowo. – Nigdy dotąd nikt mnie nie porzucał. Zawsze odchodziłam pierwsza. Dla mnie jest to kwestia zasad, dlatego nasza rozmowa dopiero się rozpoczyna. Nawiasem mówiąc, kierowniczka wycieczki powiedziała, że dała ci kserokopię z rozpiską całej trasy… To prawda? Czy skłamała, żeby mnie zbyć?

Przytaknął.

– Najprawdziwsza…. Powiedziała, że jeśli zmienię zdanie, w każdym mieście mogę ponownie dołączyć do grupy. A w ogóle… Nie mam nic przeciw rozmowie z tobą, ale nie stójmy na środku holu, trzeba coś postanowić…

– W porządku! – Odezwała się już dużo bardziej ugodowo.

Podeszła do recepcjonisty, długo rozmawiała z nim, gestykulując z ożywieniem, co chwila wskazując palcem na frazy rozmówek polsko-włoskich. Po kilku minutach wróciła do swego towarzysza z kartką papieru w ręce

– Okay, wiem wszystko, problem rozwiązany.

W taksówce milczał, bezmyślnie spoglądając za okno, a ona – nie tracąc czasu – zarzucała szofera tymi samymi pytaniami, co przed chwila recepcjonistę. Taksówkarz, w pierwszej chwili niczego nierozumiejący, albo próbujący udawać głupka, na słowo „otel” natychmiast ożywił się i powiedział, że, oczywiście, wspaniale zna pewien „albergo” i ten, co on radzi – jest znacznie lepszy od tego, który jej polecono.

– Nie potrzebujemy znacznie lepszego – próbowała wyjaśnić rozmownemu Włochowi dziewczyna – potrzebujemy tani hotel. Economico! Capisce? Un albergo economico!

– Si, si! – Energicznie przytakiwał Italianiec nie słuchając jej. – Molto bene! Benissimo! Perfetto!

W tym znaczeniu, że to piękny hotel, wspaniały hotel. Lepszych nie bywa!

– Och, mój Boże! Wszystko u nich «perfetto» i «benissimo», innych ocen po prostu nie znają – rozpaczliwie westchnęła.

Jej towarzysz dobrodusznie uśmiechnął się.

– A to na razie ci z północy, a co dopiero będzie jak zajedziemy na południe, do Neapolu albo Sorrento?

– I nadal zamierzasz tam jechać? – Zapytała z niedowierzaniem. – Z tobą nigdy nic nie wiadomo. Nawiasem mówiąc, mógłbyś się trochę uaktywnić w rozmowach z tymi sympatycznymi, ale jednak uciążliwymi makaroniarzami… Dlaczego tylko ja przejawiam inicjatywę?

Nie był w nastroju do prowadzenia sprzeczki. Mimo to zripostował:

– A dlaczego niby miałbym?…

– A dlaczego nie?

– Po pierwsze, tobie najbardziej się podoba, żeby wszystko zawsze było po twojemu, żeby we wszystkim było tak, jak chcesz i myślisz. Po drugie: widzę, że czerpiesz przyjemność z kontaktowania się z ludźmi, zwłaszcza z Włochami. Po trzecie: rozmówki polsko-włoskie i plan miasta są bynajmniej nie w moich, a w twoich rękach. Wreszcie, doskonale przecież wiesz, jak odnoszą się tutaj do kobiet, oni – po protu, was tutaj ubóstwiają. Konkluzja: absolutnie nie mam nic przeciw, abyś w naszym malutkim zespole siedziała w fotelu lidera.

Dokładnie przetrawiła każdy wypowiedziany przez niego argument i całkiem zadowolona skinęła głową.

– A żebyś wiedział. Tak! Włosi jako faceci są super. Wiem o czym mowię. Jak jako tako się wyglada, to „bella bellissima” słyszy się co kilka minut, co bywa męczące. Ale i ty, widzę, wiesz jak damę dowartościować…

I przez kilka minut oboje dyskutowali o walorach Włochów i Włoszek zgodnie przyznając, że naprawdę: są super. I dopiero zobaczywszy hotel, do którego zostali przywiezieni, wesoły nastrój evaporato i obojgu ze zwątpienia opadły ręce.

– Va bene, benissimo! – Spieszył uspokajać ich radosny taksówkarz. – Tutaj pracuje mój dobry przyjaciel. On wszystko zorganizuje.

– Znowu te „bene benissimo” – mruknęła ponuro. – Tutaj każdy zarabia pieniądze na naiwniaczkach, takich jak oni. Niby dokąd indziej miałby ich zawieźć? Oczywiście, do znajomka, który odpala mu za każdego frajera.

– Taksówkarze wszędzie są tacy sami – z głęboką ironią wypowiedział nic nieznaczącą frazę.

Chciała w odpowiedzi zaaplikować mu jakąś szpileczkę, ale nie zdążyła. Po bardzo krótkiej rozmowie taksówkarza z właścicielem hotelu – ten ostatni podszedłszy do nich zaczął natychmiast tremolić coś w swym własnym i tylko zrozumiałym dla Włochów języku.

– No, tego jegomościa to, sorry, ja już kompletnie „non capisco”… – I z rezygnacją westchnąwszy rozłożyła bezradnie ręce.

 

Kochankowie z Werony – lista rozdziałów

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *