Rozdział 13

Droga Julio!

Kiedy dowiedziałem się, że jestem śmiertelnie chory, zastanowiłem: się, „czego w mym życiu nie zdążyłem dokonać? O czym marzyłem i czego zawsze mi brakowało?” Myślę, że tylko jednego – prawdziwej, bym nawet powiedział: wielkiej, prawdziwej Miłości.

I wtedy postanowiłem, cokolwiek miałoby się stać – muszę odwiedzić miasto uważane za mekkę zakochanych – Weronę, aby na własne oczy zobaczyć miejsca, tak niezapomniane dla każdego, „kto wierzy i kocha”.

Być może da się to wytłumaczyć tylko cudem, ale poszczęściło mi się: znalazłem tu wszystko, czego szukałem i moja podróż nie poszła na marne.

Widziałem dziewczynę niezwyczajnej urody, która do końca moich dni pozostanie dla mnie twoim symbolem. Była tak pełna wdzięku, wesoła, urocza, że nawet byłem zaskoczony, iż tylu ludzi przechodzi i nawet jej nie zauważa.

Odwiedziłem wszystkie upamiętnione miejsca związane z Waszą przepiękną miłością – Twoją i Twego Romeo.

Przyglądałem się tłumom, który zjechały się z całego świata, by złożyć Wam hołd, ich zainspirowanym i szczęśliwym twarzom, i już od samego ich widoku stawałem się niezwykle szczęśliwy.

A mi – poszczęściło się nawet dwukrotnie: tutaj – ponad tysiąc kilometrów od mojego domu, spotkałem miłość, o której kiedyś marzyłem, ale potem zatraciłem wiarę, że kiedykolwiek znajdę.

Co mogę powiedzieć o mojej Julii?

Jest całkiem zwyczajną kobietą, uwielbia ładnie się ubierać, choć nie zawsze może sobie pozwolić na wszystko, co widuje w butikach. Jest inteligentna, czasem zjadliwa, a jednocześnie bywa bezbronnym i wrażliwym człowiekiem. Ma dużo energii, z którą czasem nie wie, co robić. Jest niezwykle zazdrosna, i tę Julie, którą jej pokazałem, dosłownie – prawie znienawidziła.

Przez całą podróż ukrywaliśmy przed sobą nasze uczucie najlepiej, jak tylko potrafiliśmy, odgradzając się wzajemnie od siebie dowcipami, pustymi, bezsensownymi słowy, tuzinkowymi rozmowami na temat turystycznych atrakcji. Ale fizycznie staliśmy się sobie bliscy już pierwszej nocy. Na tę noc i wszystkie pozostałe – pozwól, że opuszczę zasłonę. Przed nami trzy ostatnie dni naszego pobytu w Italii. Potem siądziemy w samolot i po przylocie do Warszawy nie zobaczymy się już nigdy.

Czemu do Ciebie piszę? Otóż mam prośbę, tylko jedną: żebyś przekazała ten list do mojej ukochanej. Chcę, żeby wiedziała, jak jest piękna, jak godna wspaniałego uczucia, że szczęście czeka na nią i kiedyś w końcu do niej na pewno przyjdzie.

Nie zrozum mnie źle: ja nie mogę tego zrobić. Nie chcę, żeby zobaczyła mnie pozbawionego włosów, zwiędłego, pomarszczonego jak mumia… Ona tak uwielbiała, na przykład, tę moją gęstą fryzurę! Tak, tak, chcę pozostać na zawsze w jej pamięci takim, jakiego mnie pokochała. Takim, który i ją pokochał. Więc, proszę, zrób to po mojej śmierci.

Żegnajcie wszyscy troje: ty – moja ukochana, Ty – Julio i ty – przepiękna dziewczyno, którą zobaczyłem w Weronie, w zacienionym dziedzińcu. Życie jest dobre. I jest tylko jedna rzecz silniejsza od śmierci – Miłość. Ona jest wieczna.

*

– Witajcie, drodzy przyjaciele! Jestem Nina, Nina Stentgraft. Razem z moim mężem Wacławem już od wielu lat jesteśmy członkami Klubu Julii i reprezentujemy tutaj, w Weronie jego polską filię. Trudno opisać naszą radość, gdy dowiedzieliśmy się, że w klepsydratym roku jedną z nagród naszego klubu otrzymał autor listu pochodzący z naszej odległej pokrytej zimową pluchą Warszawy. Teraz, kiedy zaznajomiliście się z jego treścią, jest dla Was jasnym, dlaczego tak niezwyczajnie podeszliśmy do jego prezentacji. Zrozumiały jest dla Was i ten portret, wywieszony w najbardziej widocznym miejscu, i nasze wzruszone głosy brzmiące z oddali, jakby zza kadru. Wacław przeczytał tekst w języku oryginału, a ja, w miarę swych możliwości, przetłumaczyłam go na język włoski.

Muszę powiedzieć, że od samego początku ujęło nas wyjątkowe przesłanie tego listu i dlatego postanowiliśmy, w ramach wyjątku, wycofać się z zasad: odnaleźć nadawcę. Znaleźliśmy go w szpitalu, sytuacja wyglądała dokładnie tak, jak opisał w swoim liście. W końcu, nasz bohater poprosił przekazać swej ukochanej ten drobiazg. Na pierwszy rzut oka nie ma w nim nic szczególnego. Zwyczajna niewielka klepsydra – pamiątka, którą można bez trudu kupić tutaj, we Włoszech, w każdym miejscu. Ale sprzedawca podczas sprzedaży powiedział, że jest to klepsydra niezwykła: zegar miłości a także zegar prawdy. Ta mała rzecz, tak spontanicznie kupiona przez naszą bohaterkę bardzo pomagała naszym bohaterom, gdy jedno o drugim chciało dowiedzieć się więcej. Wtedy stawiali ją na stole i mówili sobie tylko prawdę.

Bohaterka podarowała tę pamiątkę bohaterowi na pożegnanie, dzisiaj –- na prośbę naszego laureata – my zwracamy ją jej na powrót. Ale najpierw podsumujmy nasze badania. Oczywiście, prośba autora – rzecz święta. Ale Julia nie byłaby Julią, gdyby nie działała na swój własny sposób: nie chciała czekać na tragiczny finał i poprosiła nas o dostarczenie listu do celu tak szybko, jak to możliwe.

Bohaterka, po otrzymaniu go, nie wahała się ani sekundy, rzuciła wszystkie swoje rzeczy, stawiając sobie za cel, za wszelką cenę, ocalić swego ukochanego. Dziś, w ten znaczący dzień – dzień świętego Walentego – są tu razem, nadzieja na zbawienie – nie będziemy was zwodzić – wciąż nie jest zbyt wielka, ale nasi bohaterowie walczą, nie poddają się.

I my w swoim i w waszym imieniu życzymy im z całego serca powodzenia. Oto oni – nasz laureat i jego ukochana Julia o imieniu Joasia! Nagrodźmy ich brawami. I jeszcze raz życzmy im powodzenia. Szczęście i miłość już mają!..

 

Kochankowie z Werony – lista rozdziałów