Posłusznie wspięli się po schodach za gospodarzem na drugie piętro, gdzie przekroczyli próg jakiegoś nijakiego pokoju. Zaszokowana dziewczyna dziewczyna przez długą chwilę próbowała dojść do siebie. Gdy ostatecznie otrząsnęła się – zapytała:
– Quanto costa? (Ile kosztuje?)
Usłyszawszy odpowiedź, natychmiast próbowała zawrócić.
– Signora, Signora! Nic nie można poradzić, sezon! – Z wigorem, ale i ze smutkiem utyskiwał gospodarz.
I taksówkarz włączył się aktywnie do rozmowy, próbując tłumaczyć z włoskiego na włoski, a nawet dokładać starań, by wymawiane słowa , jak pewno mu się zdawało, wybrzmiewały po polsku.
– O jakim sezonie tu mowa? – Była oburzona. – Toż to psia buda! Co, psy też mają tu sezon?
– Non parlo italiano. Parlo inglese! Lei parla inglese! (Nie mówię po włosku. Mówię po angielsku. Mówi pan po angielsku?) – Jej kompan, w końcu, mniej czy bardziej udolnie spróbował podczas tych kuriozalnych negocjcji przejąć inicjatywę.
Italiancy radośnie pokiwali głowami, jakby odzywka mężczyzny w jakimkolwiek stopniu ułatwiała ich zadanie, co przy ich praktycznie zerowej znajomości angielskiego zakrawało na groteskę. Choć – racja: takie słowa jak „wife”, „another hotel”, „go back” i polskie: „nie, nie, nie” – prawdopodobnie świetnie rozumieli.
Jedyne, co nie było jasne dla makaroniarzy, to chyba tylko to, dlaczego ich hotel nie nadaje się dla tych dwóch polskich skąpiradeł? W końcu, jednak, taksówkarz wypowiedział pewną magiczną frazę, po której, o dziwo! twarz recepcjonisty całkowicie przeobraziła się i rozjaśniała.
– Just married! (Młodzi małżonkowie!) Giovani Sposi! (Młodożeńcy!) Just Married? Och, nowożeńcy! Magnifico!! Jest, jest taki numer!
– Młodożeńcy? – A pal ich licho! Możemy być dla nich młodożeńcami – mruknęła z rezygnacją.
Ale pokój dla „młodożeńców”, jakoś dziwnie okazał się być całkiem przyzwoitym i nawet tańszym niż poprzedni.
Nie pozostało więc nic innego, jak równie żywiołowo podziękować recepcjoniście i taksówkarzowi za szczęśliwy finał. I taksówkarz, na okoliczność, że wszystko skończyło się tak pomyślnie, został odprawiony z sowitym napiwkiem.
Gdy zostali sami, ona natychmiast poinformowała:
– Jakby co – idę pod prysznic! Możesz się przyłączyć… – zastanowiwszy się przez chwile, jednak zmieniła zdanie: – Albo nie, ty tymczasem zajmij się rozpakowywaniem. A potem zapraszasz mnie na obiad. Z twojej winy zostałam głodna. Zepsułeś mi apetyt!
Wzruszył ramionami: obiad nie zając. Najchętniej zająłby się teraz zupełnie czymś innym. I zerknął nawet na dziewczynę łakomym spojrzeniem. „Trudno, nie chce iść ze mną pod prysznic – to nie!… – przemknęło mu przez myśl. – Wieczorem jeszcze będzie prosiła”
*
– O! Kolejny nowy strój? – Zdziwił się, gdy po wyjściu samemu z łazienki zastał ją pochyloną nad walizką i przebierającą w szmatkach. – Ile ich ze sobą zabrałaś? A ja wciąż zastanawiałem się, po co ci były dwie walizki?
Z faktu, że zwraca uwagę na jej wygląd była bardzo zadowolona.
– Dziś zmieniam ciuchy po raz drugi. Poranne – okazały się nietrafione, szczególnie na tutejsze słońce. Może nawet okazać się, że już ich nigdy tutaj ponownie na siebie nie włożę. Choć szkoda, bo ta czarna bluzeczka na wąskich ramiączkach, jako taka, była niczego sobie. – Coś tam jeszcze pomruczała, ale, po chwili, odwróciwszy do niego głowę, rzekła: – Nie podoba ci się, że lubię się często przebierać?
Wzruszył ramionami.
– Co mi do tego? Skoro lubisz… A poza tym nie znam się na babskich ciuchach. Najistotniejsze – abyś sama się dobrze w nich czuła. I żeby faceci stale się za tobą oglądali. Przypuszczam, że dla was – kobiet, to najważniejszy argument. Nie mam racji?
Zmarszczyła nos.
– No comment… Szkoda tylko, że niespecjalnie rozeznajesz się w modzie. Miałabym wtedy podwójną przyjemność. Zamiast ciuchami, rozumiem, wolisz interesować się polityką?
Zaśmiał się dobrodusznie.
– Już powiedziałem, dla mnie nie są istotne detale, Patrząc na kobiety oceniam je razem z ich strojem – po całości…. A polityka, jakby co, nie interesuje mnie ani trochę…
Westchnęła, wyginając sceptycznie kąciki warg.
– A najchętniej – oceniałbyś zupełnie bez ubrania. Jak rozumiem, dla was – mężczyzn, taki strój najlepiej pasuje do kobiet.
Zmarszczył brwi. Zamyślił się.
– Wyglądam na takiego faceta?
– Nie, ty woooo-góle jesteś hiper spokojny! Tylko nocą przechodzisz transformację.
– Co powiem, nie dogodzę jej – westchnął. – Może za dużo mówię, a za mało robię? – Znów próbował obrócić w żart. – Chodź tu do mnie, malutka… – I siedząc na krześle rozwarł nieznacznie nogi zapraszając skinieniem oczu, aby siadła na niego okrakiem.
– No tak, na amory zawsze skory, – zaśmiała się. – Ale nie teraz, mój drogi… teraz idziemy na miasto.
Kochankowie z Werony – lista rozdziałów