Rozdział 9

– O mój Boże! – Zachwycała się rozglądając dookoła. – Nigdy nie myślałam, że to możliwe. Jestem tu jakby na innej planecie. Zobacz, jak oni są poubierani! Wszyscy! Nawet ci w lekkich koszulkach, ale jakich!

Nagle rozpłakała się.

– I gdzie mi tu z moim wypindrzeniem? Wstydzę się nawet wyjść poza bramę hotelu!

Stanisław wzruszył ramionami.florencja

– W końcu Florencja – to miasto mody. Kiedyś pod tym względem wyprzedzała nawet Mediolan. Trzeba było ci wcześniej wiedzieć, dokąd jedziesz. Ja, co prawda, w tej materii na niczym się nie rozeznaję, ale piękno, które dostrzegam dookoła jest, naprawdę, nie do opisania. Chociaż, oczywiście, największe na mnie wrażenie wywarła Galeria Uffizi. Dużo o niej czytałem, ale i tak efekt finalny przekroczył wszelkie moje oczekiwania.

– A zauważyłeś, że nasz przewodnik, Bóg jeden raczy wiedzieć, z którą przybył tu falą emigracji, mimo całej swojej skromnej posady, był tak schludnie ubrany, że nawet najmniejszego pyłku nie dało się zobaczyć na jego sztybletach. Nie mogę zrozumieć, jak on tutaj mieszka i funkcjonuje, przy tych horrendalnych cenach i kosztach utrzymania.

Wzruszył ramionami.

– A mnie uderzyło w nim co innego: jak gościu drobiazgowo i klarownie o wszystkim nam opowiedział. Niemal, jakbyśmy byli uczniakami. Przecież zdawał sobie świetnie sprawę, że koneserzy z nas żadni, a mimo to był nad wyraz życzliwy. Trudno mi sobie wyobrazić, po tym wszystkim, jakiegokolwiek starszego pana, po powrocie do Polski, który w dowolnym muzeum dorównywałby mu swą klasa i wiedzą… Ach, ten nasz ukochany kraj! Unikalny kraj, w którym wszyscy, dosłownie wszyscy, nie szanują siebie nawzajem: biedni – bogatych, bogaci – biednych, kupujący – sprzedających, sprzedający – kupujących, klient – taksówkarza. Każdy drugiemu odpłaca tą samą monetą… mierną. A weźmy naszych polityków, tu już w ogóle żadne granice przyzwoitości nie obowiązują… Partia, która wygrywa wybory – pierwsze, co czyni, mści się na poprzednikach i zawłaszcza sobie cały, totalnie cały naród. Po nich – choćby potop! I wiesz, co? Dopiero jak tu przyjechałem zacząłem pojmować ludzi, którzy wyemigrowali z Polski i na nowo ułożyli sobie życie, choćby we Włoszech. Choć dostrzegam i pewien paradoks: wielu ma tak, że aby pokochać Polskę, powinno obowiązkowo z niej wyjechać. W bliskości i w bezpośrednim kontakcie dla nich jest to absolutnie niemożliwe. Może, więc i ja powinienem wyjechać? Chociaż żaden tam ze mnie patriota…

Skrzywiła się.

– Ty i ja prowadzimy dialog jak głuchy z niewidomym. Ja o jednym, ty – o drugim.

– Niezupełnie, ja po prostu ujawniam ci sekret, który chyba nie możesz zrozumieć. Popatrz ile wokół jest piękna, człowiekowi mimowolnie przychodzi się do niego dopasować. Rzeźby, freski, muzea, obrazy – tutaj są na każdym kroku.

Zamilkła na jakiś czas, po czym nerwowo skinęła głową:

– Wiesz, tutaj każda chwila jest dla mnie bezcenną. I nawet nie chce mi się iść na noc do hotelu. Będziesz mi towarzyszyć?

Zawahał się. Westchnęła.

– Tak, wiem, że droga do serca mężczyzny… i tak dalej… Nie martw się, będzie i obiad, i podwieczorek, i kolacja.

– Nie, wolałbym ruszyć inną, swoją, trasą. Chciałbym, na przykład, zobaczyć kolejne muzeum, to jest: galerię i Palazzo Pitti. Nie planowałem jej wcześniej, ale po tem pomyślałem: być we Florencji i nie odwiedzić jej byłoby szczytem głupoty.

– No, dobrze. Niech będzie ta twoja Pitti. Przy okazji, jak to się stało wczoraj, że nie mogliśmy skorzystać z „wszystkich uroków nocnej Florencji”? Pamiętam, jak bawiliśmy się do upadłego w tym pięknym pałacu Borghese i nawet postanowiliśmy odpuścić sobie wszystkie nocne kluby na trasie, aż do Rzymu – nie chcąc przeciążać się wrażeniami. Z trudem, ale jednak sobie przypominam też, jak wróciliśmy, siedzieliśmy, o czymś tam rozmawialiśmy, potem jeszcze szybki seks… i już już miała się rozpocząć za oknami magiczna noc, gdy nagle zmorzył nas sen. Nigdy sobie tego nie wybaczę!

Podrapał się po głowie.

– Wiesz, ja też trochę wkurzony. Mój nastrój był także wyśmienity… ale i mnie zaskoczyło, że tak łatwo daliśmy się okraść z wrażeń „magicznej nocy”. Dobrze, że tylko z wrażeń, bo mogłoby i z czego więcej. Nieopatrznie zostawiliśmy otwarte okno – moglibyśmy teraz zostać i bez dokumentów, i pieniędzy…

– Tak, – westchnęła. – Okazuje się, piękno, jeśli uszlachetnia, to tylko w wyglądzie. Więc świat trzeba ocalać czymś innym. Na przykład: miłością. Fajnie więc, że choć krótko, ale nie poskąpiliśmy jej sobie. Dlatego tej nocy, mój panie, rezerwuję sesję trochę dłuższa, najlepiej do rana.

– No! – Zaśmiał się, – obiecać nie mogę, ale spróbować – owszem!.. A co do zbawienia świata: może to i racja, tylko skąd wziąć tyle miłości? Dla zbawienia wszystkich tej naszej na pewno nie wystarczy.

– Pchi… – westchnęła, robiąc minę skruszonej, małej dziewczynki. – Myślałam, że starczy.

– Nie martw się, Joasiu, nie samym chlebem człowiek żyje, to znaczy, chciałem powiedzieć – nie samą miłością. Oto, co ci jeszcze mogę zaproponować: gdy ja będę fotografował zabytki, ty – porozglądaj się trochę po tutejszych cenach. Ale nie na straganach przy głównych placach. W typowych stoiskach, jak pewno już zdążyłaś zauważyć, ceny są bardzo wygórowane, ale w tych – pochowanych w bocznych uliczkach i z dala od turystycznych tras – można trafić coś ekstra. Nawiasem mówiąc, nie zapomnij odwiedzić sklepików z galanterią skórzaną. Mówią, że tutejsze rękodzieło jest czymś wyjątkowym.

Szepnęła:

– A będziemy mieli wieczorem jeszcze i czas dla siebie, „mój miły Romeo?”

– Myślę, że oni tu wszystko przewidzieli i dlatego sklepy zamykają dość wcześnie. Oczywiście, jeśli przez cała noc nie będziesz potem w prezencikach przebierać… Ostrzegam! Na pewniaka zasnę wtedy na amen!

– Niedoczekanie! – I cmoknęła go w policzek.

 

Kochankowie z Werony – lista rozdziałów

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *