Kretyństwa zwariowanej córki
Po dwóch tygodniach pobytu w Bangkoku Nina zawarła bliższą znajomość z pracownicą sekretariatu Biura – Anną, kobietą w średnim wieku. Okazało się, że obie panie mieszkają w tym samym wieżowcu. Była to dla Niny szczególnie pożyteczna znajomość, ponieważ kobiet w tajlandzkiej korporacji zatrudnionych było niewiele. Lwią część personelu stanowili mężczyźni, od wielu pokoleń mieszkańcy Bangkoku. Zaprzyjaźniła się z Anną odnajdując w niej koleżankę do babskich pogaduszek, ale i całkiem po prostu życzliwą sobie osobę, słowem: przyjaciółkę z pracy. Zaskarbiła jej zaufanie kilkoma szczerymi komplementami, co w przypadku niezbyt urodziwej kobiety zadziałało na tamtą jak balsam. Pewnego razu siedząc wspólnie przy wieczorowej herbacie z butelką miejscowego rumu Nina dowiedziała się, że kobieta pracuje dla korporacji ponad dziesięć lat i że dopiero od kilkunastu miesięcy firma ta ma nowego właściciela, którym jest, współzarządzany przez mister Babicki, europejski dom medialny FPTB. Co kilka miesięcy Anna w ramach optymalizacji zatrudnienia przenoszona była do różnych filii FPTB, w różnych częściach świata, w których dom medialny prowadził swoje interesy. Co do pana Bartusa wie tylko tyle, że maestro osobiście nie zajmuje się zarządzaniem, a co najwyżej poprzez udziały w radzie nadzorczej wytycza kierunki działań. Ale wie za to, że maestro Bartus ma przyjaciela w Kambodży, mieszkającego nad morzem, który prowadzi tam ogromną farmę z hodowlą krokodyli i pan Bartus często jeździł do niego w odwiedziny.
I życzliwa koleżanka zdradziła Ninie adres tego przyjaciela: „Kto wie? Może i wam się do czegoś przyda?”. Może i przyda. Nina i Toni postanowili udać się w podróż samochodem. Anna będąc tam parę razy dawała teraz kilka wskazówek: „miasto Siem Reap, w którym znajduje się jeden z największych i najbardziej znanych kompleksów świątynnych, jest tym, od którego powinno się zaczynać podróż po całym kraju. Nie należy podróżować na własną rękę, to niebezpieczne – po ostatniej wojnie Czerwoni Khmerzy zaminowali wiele dróg i do dziś wciąż są nierozminowane. Najlepiej wziąć zatem lokalnego przewodnika. Na terenie kraju jest wiele świątyń i kompleksów świątynnych i niemożliwe, aby „zaliczyć” je wszystkie podczas jednej podróży… Angkor Wat XII wiek pne. – oficjalnie najstarszy, choć głęboko w dżunglach są jeszcze starsze świątynie, ale, niestety dla turystów niedostępne. Uwaga: w dżungli jest wiele jadowitych węży, owadów, nie wolno więc zapominać o odpowiednim ubraniu. Polecam też zwiedzić zachodnie dzielnice kraju, a szczególnie Góry Kardamonowe, które w promieniach wschodzącego słońca prezentują swe niezapomniane, bajkowe piękno. Mówię ci, trzeba tam pojechać kilka razy… A jeszcze ten Pałac Królewski, zbudowany przez Francuzów z czerwonego złota, te…”
– Toni był tam kilka razy i obiecał, że podpowie, co warto zwiedzić w pierwszej kolejności, – przerwała jej zniecierpliwiona wyliczankami Nina
– Nie radzę ci za bardzo na nim polegać. W naszej korporacji nie cieszy się najlepszą opinią. Gdy jest mu to wygodne – potrafi w każdej chwili zmieniać zdanie.
– Jak to? Nie rozumiem…
– Nie potrafię ci wytłumaczyć, zresztą – nie znam go za dobrze. Przyjmij po prostu do wiadomości, że facet jest „śliski”, cokolwiek nie miałoby to znaczyć.
– Hmm… – Zdziwiła się Nina. – A on tak pięknie do mnie smali cholewki: przynosi kwiaty, na własny koszt zaprasza do małych urokliwych restauracji… rano przysyła mi kosze z orchideami, – marzycielsko odpowiedziała dziewczyna.
Kobieta pytająco spojrzała na Ninę.
– Myślisz, że się zakochał?…
– Chyba tak… – odpowiedziała zakłopotana Nina.
– A mi coś się widzi, że zakochana to przede wszystkim w nim jesteś ty sama!… O nim – nie będę sie wypowiadać. A co do koszy z orchideami, tutaj są tanie, jak barszcz. Zobacz! Rosną wszędzie. Wręcz fruwają z wiatrem w powietrzu.
– Czy jestem zakochana? Jeszcze nie wiem… Niedawno straciłam kogoś bardzo bliskiego – mieliśmy zamiar się pobrać… A gdyby się we mnie nie kochał, to po co on tak miałby mi okazywać ciepło i roztaczać nade mną swą opiekę?
Na więcej zwierzeń ze swej „biedy” przed nową znajomą Nina nie zdecydowała się, a mądra kobieta też postanowiła nie zadawać dalszych pytań.
*
Gdy nadszedł weekend, zgodnie z planem Nina i Toni wyruszyli do Kambodży. Kraj i miejscowa ludność bardzo spodobały się dziewczynie. Większość tutejszych mieszkańców to młodzi ludzie, nie tak zabiegani jak Europejczycy, ceniący sobie wolność, spokój i radość z życia w każdym jego aspekcie. Anna miała rację: ten kraj tak zadziwiał, i nie tylko swymi fascynującymi świątyniami w dżungli, że koniecznie trzeba będzie go odwiedzić nie tylko jeden raz.
Ale jeszcze bardziej Ninę zadziwił jej towarzysz, który jak żaden dotąd spotkany w jej życiu mężczyzna dbał o nią i troszczył się, zawsze uprzedzając i spełniając wszelakie prośby i życzenia. Oto ostatniego wieczora odpoczywając na balkonie ich hotelowego apartamentu wypowiedział coś, czego absolutnie się po nim nie spodziewała, a przynajmniej nie już teraz, w tym ledwie przecież początkowym etapie ich znajomości. „Wyjdziesz za mnie?” – zapytał wręczając dziewczynie małe aksamitne pudełeczko. To był dla niej szok. Nie wiedziała, co ma odpowiedzieć? jak się zachować? Otwierając pudełeczko Nina nie mogła przecież oprzeć się refleksji, że wszystko dzieje się tak szybko, że aż trudno za tym nadążyć myślami. Seks – to przecież jedna rzecz, ale wychodzić od razu za mąż? – to już zupełnie co innego… Ale mężczyzna z góry zaznaczył, że nie przyjmie do wiadomości odmowy. Nie czekając nawet jej odpowiedzi – sam wyjął z pudełeczka pierścień i sprawnie nasadził go na palec „narzeczonej”…
– Ale ja jeszcze nie dałam ci odpowiedzi, nawet nie zdążyłam się zastanowić – a ty już mnie obrączkujesz… – coraz bardziej była zaskoczona poczynaniami Toniego. „Przecież to kretyństwo!” – dopowiedziała sobie w myślach.
– Wiem, kochana, że dasz mi tę wyczekiwaną przeze mnie pozytywną odpowiedź, wiem to na pewno… A tymczasem niech mój pierścionek spokojnie już sobie czeka na twym paluszku. – Po czym tak namiętnie wpił się ustami w jej usta, że aż ją zabolało.
– Tak niewiele jeszcze o tobie wiem, a twej rodziny w ogóle nie znam… – próbowała tłumaczyć swe niezdecydowanie. – Znamy się dopiero miesiąc! – cicho rzekła lekko odpychając go od siebie.
– Dziś wszystko ci o sobie opowiem. Tak, wiem że wydarzenia w tak wariackim tempie się rozwijają, ale nie mam wyjścia. Wkrótce będę musiał przenieść się do innego kraju, by nadzorować tam kolejne, nowe projekty FPTB. Jeśli się zgodzisz, zrobię wszystko, abyś poleciała razem ze mną. Obawiam się, że gdy się rozdzielimy – ty na pewno znajdziesz sobie innego. A tam będę miał mnóstwo pracy i nawet przez Skajpa nie zawsze będzie możliwość porozmawiać… Ninko, czy podoba Ci się ten pierścionek?
– Ładny…
– Naprawdę? – Na jego twarzy odmalowało się miłe zaskoczenie.
– Proszę, opowiedz mi choć trochę już teraz o sobie i swej rodzinie…
– Cóż… Moi rodzice mieszkają w Wiedniu. Są już na emeryturze. Ja jestem ich drugim dzieckiem, a przyszedłem na świat, gdy prawdopodobnie przeżywali drugą młodość. Mój brat jest starszy ode mnie o lat piętnaście. Ukończyłem Uniwersytet Wiedeński na wydziale architektury … nigdy nie byłem żonaty, nie mam żadnych nieślubnych dzieci… – Spokojnie opowiadał Toni, nie zapominając uzupełniać zawartości kieliszków z winem.
– No tak. Rzeczywiście. Szybko się uporałeś ze spowiedzią…
– Nineczko! Pokochałem cię od pierwszego dnia. Nigdy wcześniej czegoś takiego mi się nie zdarzyło, żeby aż tak. A co do mnie – to dla mnie najważniejsza jest teraźniejszość, nie przeszłość…
„Gdzieś to już słyszałam” – pomyślała Nina. Nagle mężczyzna zaczął całować ją po szyi i ramionach.
– Chodźmy do łóżka. Chcę całować całe twe ciało i obdarzać cię bez reszty moją miłością.
– Ale ja wciąż myślę o twych oświadczynach, Toni, i co ci odpowiedzieć…
– W łóżku, pod moimi pocałunkami… będzie ci przyjemniej rozmyślać, – śmiejąc się pociągnął dziewczynę za rękę w stronę pokoju.
*
Minęły dwa tygodnie od czasu ich powrotu z Kambodży. I przez dwa tygodnie pracownicy biura codziennie obserwowali rozwój miłosnej zażyłości między Tonim i Niną. Wiedzieli o „nowych narzeczonych” także Bartus z Babickim, znali relacje z ich pobytu w sąsiednim kraju, wiedzieli o pierścionku zaręczynowym Toniego i o tym, że dziewczyna wciąż nie odpowiedziała na oświadczyny chłopaka.
Tymczasem tuż przed kolejnym weekendem Nina poprosiła „narzeczonego”, aby poleciał z nią do Wietnamu, gdzie chciała odwiedzić znany jej z opowieści kurort Mui Ne leżący tuż nad brzegiem oceanu.
– Mam tam do załatwienia pewną drobną sprawę. Szybko się z nią uporam i za dwa dni będziemy już w domu.
– A ja myślałem, że chcesz lecieć do tego SPA aby doprowadzić swe ciało i duszę do pełnego porządku przed naszym ślubem. Co to za drobna sprawa? – zapytał zaskoczony „pan młody”.
– A ty, Toni, co mi ciągle przypominasz o tym ślubie? Mówiłam ci, że jeszcze nie podjęłam decyzji.
– No już dobrze, dobrze… To chociaż powiedz, co akurat w tym wietnamskim SPA masz do załatwienia? W tym kraju jest wiele podobnych sanatoriów.
– No mam taki swój osobisty, nieduży sekrecik, który chciałabym zachować trochę w tajemnicy przed tobą.
– Tajemnice, sekrety? No dobrze. Miej sobie. Jestem przecież współczesnym człowiekiem i nie interesuje mnie twoje życie do dnia, w którym cię poznałem!
– To stara historia i być może kiedyś ci o niej opowiem. – Niechętnie odpowiedziała „narzeczona”.
– Wciąż jeszcze nie wyznaczyłaś daty naszego ślubu? – całując dziewczynę spytał „pan młody”.
– Toni! Ale powiedz mi wreszcie, po co nam ten ślub? Żeby pojechać z tobą do innej placówki? Przecież wystarczy, że poproszę o to Bartusa, albo ojczyma. Na pewno się zgodzi!
– Nie chcesz wyjść za mnie i być moją oficjalną żoną? Wolisz „robić” za kochankę? – Zdziwił się mężczyzna. Co we mnie jest nie tak? Z czym nie przystaję do przyszłego wspólnego życia rodzinnego?
– Nie pospieszajmy wydarzeń, Toni, proszę. Ja wciąż do tej decyzji jeszcze nie dojrzałam, – odpowiedziała, jak tylko potrafiła najprzymilniej.
– A ja myślałem że mnie naprawdę kochasz, a przynajmniej, że wkrótce zakochasz się we mnie na amen…
Dziewczyna nic mu nie odpowiedziała. Coś trudnego do zdefiniowania niepokoiło ją w tym chłopaku i w ich przyspieszającym korowodzie wzajemnych relacji.
– Czyżbym się pomylił? – Oczy chłopaka nagle posmutniały.
– Nie martw się, proszę. Wkrótce dam ci odpowiedź, – Szepnęła Nina.
*
– Januszku! Witaj mój stary satyrze. Twoja córuchna nieźle sobie u mnie poczyna. – Relacjonował Bartus ze swego biura w Bangkoku.
– Witaj, witaj zbereźniku! Nieźle poczyna? Co? Nienajgorzej radzi sobie z robotą?
– A żebyś wiedział. Aż sam jestem zdziwiony. Wszystko wykonuje na czas i przy tym nikomu nie stwarza żadnych problemów.
– Cieszę się.
– Wygląda też na szczęśliwą.
– Z tym Antosiem?
– A ty skąd o nim wiesz?
– No przecież sam ci mówiłem o moich planach w odniesieniu do niej… nawet narzeczonego” dla niej wynalazłem i opłaciłem.
– Ty też? No to fajnie. Opłacamy chłopaka z dwóch stron…
– Nie szkodzi. Byleby nadal się dobrze starał. Tymczasem coś mi podpowiada, że panienka znów zaczyna węszyć w moich sprawach, może także nawet i w twoich coś „niucha”. Dzwonił do mnie nasz przyjaciele z Kambodży. Ciekawe rzeczy opowiadał… Uważaj na dziewczynę. Zdaje się z jej fantazjowaniem jest gorzej, niż przypuszczałem. Dlatego wydałem „prikaz” twojemu Toniemu, aby z dziewczyną natychmiast się ożenił, zrobił jej dziecko i zajął jej głowę czym innym, a nie bzdurami…
– Jak to, ty? – I nie czekając na wyjaśnienia Bartus ostentacyjnie walnął się w czoło: – no jasne! Teraz rozumiem. Chłopak jak wariat próbuje ją ciągnąć do ślubu, bo widocznie w ramach rekompensaty obiecałeś mu niezłą za to kasę.
– Czy coś złego dogadywać się z zięciem zawczasu? I inwestować w rodzinę?
– Nie, dlaczego? To bardzo mądre działanie.
– Też tak uważam. – Skwitował Babicki. – Ożeni się z nią, wywiezie do innego kraju. Zapuszczą korzonki z dala od mamusi i ode mnie. A Nina, z tego co mi wiadomo, zakochana jest w nim po uszy. – I dobrze. tak ma być! – Babicki roześmiał się głośno.
– Przyznam, że trochę mnie zaskoczyłeś, Januszku. Myślałem, że bardziej zadbasz o dobre rodzinne relacje z pasierbicą.
– Ale ja właśnie dbam o te relacje, aby były najlepsze, Bart, jak to tylko możliwe. Pamiętaj, że najbardziej kocha się tych, którzy są od nas daleko.
– Dobrze, rób jak uważasz, Januszku. A dzwonię do ciebie, bo ma pytanie odnośnie lokalizacji gmachu nowej filharmonii w Bangkoku. Okazuje się, że w wytyczonym rejonie znajdują się trzy tunele metra. Są obawy, czy mikrowstrząsy nie będą się przenosiły do sali koncertowej. Będę sugerował zlecenie dodatkowych badań…
– Zlecaj. A jak przygotowania do sezonu? Czy zaczynasz próby z Bostończykami? A Amatiego nie zaniedbujesz, czy aby?…
*
– Mamuńciu! Witaj… Jak zdrowie? Jak maluszki? Biegają już?
– Dzień dobry, córuniu! Wreszcie znalazłaś dla matki trochę czasu…
– No trafiła się wolna minutka…
– I jak tam praca? Jak zdrowie? U nas wszystko w porządku.
– Jest cudownie.
– Zdradzisz jakieś nowinki?
– Mój chłopak Toni chce, abym wyszła za niego za mąż. Ale ja trochę powątpiewam w prawdziwość jego uczuć…
– Tak? A dlaczego?
– No bo za bardzo mu się spieszy, zupełnie, jakby mówił: „Dawaj! Podpiszemy to i już!”. A ja nawet nie poznałam jego rodziców. Poza tym muszę za miesiąc wrócić do Warszawy i obronić dyplom, to jak tu myśleć o zamążpójściu?
– Teraz Wszyscy Europejczycy są tacy nowocześni. Najchętniej przywoziliby do domu dziewczynę oznajmijąc rodzicom: oto moja żona. – Osądziła Marina. – A my, polskie myszki, jesteśmy takie staromodne. Lubimy, aby o nas długo zabiegano… Ale, co do mnie… Decyduj, córuś, sama. Jesteś już dorosła.
– Wiem mamusiu. Ale mam też wieści, kóre mogą ci się nie spodobać… Zastanawiałam się, nawet, czy w ogóle się z tobą nimi podzielić… – intrygująco zagadnęła córka. – Jak wiesz, odwiedziłam Kambodżę. Kraj, jak kraj, choć jako taki bardzo mi się spodobał. Ale dużo ważniejsze jest to, co stamtąd przywizozłam. A przywiozłam straszne informacje na temat Janusza i Cateriny, choć przede wszystkim na temat przeszłości twego męża, a mego ojczyma.
– I co ty zznowu sugerujesz za intrygi? Nie chcę niczego wiedzieć o przeszłości mojego męża. – Nastrój Mariny gwałtownie się zepsuł. W ostatnim czasie jej pierworodna córka po raz kolejny, jak widać, zamierza burzyć jej spokój.
– Więc tutaj: w Kambodży, ich trójką, to jest poprzednią żoną Janusza i dwójką jej dzieci nakarmiono krokodyle, to jest wrzucono ich do akwenu, w którym hoduje się dorodne gady. Gospodarz fermy pozyskuje z nich i wystawia na sprzedaż mięso krokodyle i skóry. Jest wieloletnim przyjacielem Janusza i Cateriny i tak samo zboczonym, jak on i ona. Ten koleś ojczyma zgwałcił dzieci żony Janusza. Zobaczyła to ich matka, podniosła larum i zaczęła krzyczeć, wtedy całą trójkę wepchnął do akwenu… a żeby zamknąć oczy policji podpiłował drewniany mostek i powiedział, że rankiem turyści razem z mostkiem spadli do wody, prosto w paszcze aligatorów. Wyłowiono okaleczone trzy ciała bez rąk i nóg, zaś winę za trzy trupy przypisano krokodylom… Janusz i Caterina przywieźli ich tam, z góry już wiedząc, że tamci nie wrócą z powrotem. – Pośpiesznie relacjonowała córka. – Rozmawiałem z pracownikaem tej farmy i opowiedział mi o tym wszystkim, i pozwolił, abym nagrała na dyktafon, gdyż zaoferowałam mu dużo za tę relację pieniędzy. O właścicielu farmy wie jeszcze więcej, ale oficjalnie, w trosce o swe życie, nic na jego temat nie zgodził się mówić przy włączonym mikrofonie. Właściciel lubi nieletnich, zwłaszcza tych o białej skórze… i jak typowy pedofil lubi się z nimi zabawiać. Podczas zabaw często bywa sadystą. O jego zboczonych pasjach wie cały personel. Ale z tej wiedzy nikt nie robi użytku. Wszyscy się boją o swe życie , – terkotała dziewczyna nie pozwalając dojść do słowa swej matce. – Właściciel bardzo często gościł u siebie Janusza i Caterinę. Oni także uczestniczyli w zboczonych zabawach. Caterina uwielbiała rozdziewiczać małe dziewczynki swymi własnymi rękoma, a Janusz gwałcić małych chłopców. Czasami Z Januszem i Cateriną przyjeżdżał na zabawy Bartus…
– Jezu Chryste! – doszła wreszcie do słowa matka, – Czyś ty oszalała, moja córko, żeby takie kretyństwa wygłaszać? Dla pie-pieniędzy, każdy może powiedzieć wszystko, co się tylko chce usłyszeć. Janusz ba-bardzo ko-kochał swą żonę… – po tym, co usłyszała, Marina zaczęła się jąkać i poczuła jak twarz pokrywa jej się żarem.
– Kochał? Ożenił się, żeby mu urodziła potomka i dla tego celu był nawet gotów znosić obecność jej własnych dzieci. Ale ponieważ żona w ciągu pięciu lat nie była w stanie zajść w ciążę, choć bardzo o to zabiegał korzystając z pomocy różnych kurortów, więc postanowił pozbyć się tej rodziny. Wpadł na pomysł, że w towarzystwie swej asystentki Cateriny (jako zapracowany biznesmen nie mógł sobie pozwolić na zupełne oderwanie od pracy) wyjedzie z nimi na wycieczkę, podczas której zdarzy się to, co się zdarzyło. On dzięki Caterinie miał absolutne alibi, a całą brudną robotę wykonał za niego wynajęty człowiek. Zabrał ich na wakacje do Kambodży i, gdy żona z dziećmi udali się na wycieczkę do farmy krokodyli, on razem z Cateriną nagrywali w hotelu wywiad dla jednej z tutejszych stacji. Tymczasem przyjaciel-gospodarz zwabił żonę i dzieci do swego domostwa, a było to wcześnie rano, gdy inni turyści jeszcze nie zjawili się na szlaku, podał matce środki nasenne do mrożonej herbaty, po czym zabrał się za uwodzenie jej dzieci… Matka nie w pełni jeszcze usnęła, jak zrozumiała, że pedofil w pośpiechu je rozbiera. Do reszty ocknęła się słysząc ich krzyki.
– Matko święta! Co ty córko bredzisz? Co za kretyństwa?! Gdzie masz jakiekolwiek dowody?! – Szeptała wzburzona Marina, nie mając już sił na podniesienie głosu…
– Znalazłam list jego zmarłej żony, ukryty w podłodze w waszym domu, w sypialni.
– Ty chyba jesteś pijana, albo doszczętnie zwariowałaś? Takie kretyństwa może tylko wymyślić ktoś pozbawiony rozumu, albo kompletnie pijany!
– Mamusiu! On razem z Cateriną zgwałcił też Michaela i zabił! Zresztą, dogadał się wcześniej z Bartusem i że to uczyni przyjął zakład, w postaci domu Bartusa w Berlinie. Usłyszałam ich rozmowę w Egipcie. – Janina zaczęła głośno się wydzierać starając się jak najszybciej przekazać matce całą wiedzę, by w ten sposób „oczyścić wreszcie swą udręczoną duszę”.
– Nie wierzę ci! Jesteś chora na umyśle! A tu jeszcze ten twój Michael… – Od usłyszanych potworności Marina zaczęła cała drżeć, nie mogąc wydobyć z siebie nawet słowa. Poczuła gwałtowny ból głowy.
– A pierwszą, zmarłą żonę, widziałaś choć ją na zdjęciu? Nie? Była taka młoda, nie chciała mieć jeszcze dzieci, a on chciał. Chciał i nalegał. Gdy znudziło mu się takie puste z nią i wesołe życie uśmiercił ją aranżując wypadek. Druga żona umarła rok po ślubie. Była inteligentną kobietą. W jakiś sposób dowiedziała się, że zabił swą pierwszą, szybko też przekonała się, że jej męża tak naprawdę jedynie fascynuje niekonwencjonalny i pozamałżeński seks. Gdy zrozumiał, że ona wszystko o nim wie – przyrządził truciznę z pewnej egzotycznej rośliny, którą podał jej podczas wycieczki po Wietnamie. Coż z tego, że widząc umierająca żonę natychmiast zawiózł ja do szpitala? ale w tym kraju, jak wiadomo, praktycznie nie ma lekarzy. Byłam w Wietnamie. Znalazłam ten szpital i od pielęgniarzy dowiedziałam się, jak umierała. Zdjęcia swych żon trzyma w gabinecie, w szafie pod kluczem.
– Nie zamierzam dalej słuchać tych chorych bredni. Powiem o nich Januszowi. Może narkotyków jakiś się naćpałaś? Pleciesz totalne horrory! I jeśli chcesz wiedzieć, to fotografie wszystkich jego żon ale i nasze zdjęcia od dawna wiszą na ścianach… Nie podałaś ani jednego dowodu a mówisz takie rzeczy, które w najstraszniejszym śnie nie mogłyby się mi przyśnić. Dał ci pracę w prestiżowej firmie europejskiej, zawsze był dla ciebie wyrozumiały i dobry. A ty jak mu się odwdzięczasz? Od twoich słów dostałam strasznego bólu głowy, cała jestem czerwona, ciśnienie mi podskoczyło… A co? Czy aby Michaelle był tradycyjnej orientacji? Już dawno prawdę na jego temat opowiedziała mi pewna znajoma, wpadłam w nerwicę, wylądowałam w szpitalu… Czy jako biologiczna kobieta kochał się z mężczyznami? Nigdy cię nawet o to nie ośmieliłam się zapytać. A ty teraz mi takie mówisz oszczerstwa?
– Mamuś, co ty wymyśliłaś? – cicho i ze zdumieniem powiedziała córka. Nie spodziewała się, że jej matka wiedziała o tajemnicy Michaela i znając sekret nigdy jej o niego nie pytała, aż do tej pory.
– Jak mogłaś, wyrodna córko, coś podobnego pomyśleć o Januszu? Jeszcze dziś porozmawiam z mężem o tobie i twych… fantasmagoriach. – Marina trzasnęła pokrywą laptopa i z trzęsącymi się rękoma poszła do kuchni: – Matyldo, zrób mi herbatę na uspokojenie…. Głowa mi pęka.
– Madam, jest pani taka blada! Co się stało?
– Ano. Pogadałyśmy z córką.
– Pani stan może mieć przełożenie na samopoczucie dzieci. Dzieci wszystko czują i rozumieją. Słyszy pani? Właśnie Aleks zapłakał…
– Rozstroiła mnie moja wyrodna starsza córka… tak mi nagadała, takich głupot…
Marina patrzyła w zamyśleniu przez okno. Matylda podała gospodyni herbatę.
– Może wezwać lekarza? – spytała gosposia.
– Nie, dziękuję.
– Może zadzwonić do biura pana Janusza?
– Nie, nie chcę mu przeszkadzać. Wieczorem sama mu wszystko opowiem. Dziękuję za herbatę. Postaram się uspokoić.
Matylda dobrze już poznała swą panią. Od pierwszych dni jej pojawienia się w domu jej pana, nie lubiła jej, ale po jakimś czasie, gdy na świat przyszły dzieci i gdy okazało się, jak troskliwą i dobrą jest dla nich matką, jak kocha swego męża i jak za nic w świecie nie chce przeszkadzać mu w jego pracy – zaczęła ją traktować z szacunkiem i zrozumieniem.
– Jaśku… Jestem dziś cała rozbita i nastrój spadł mi do zera. W głowie mam sieczkę od natłoku myśli i w ogóle pęka mi ona z bólu. – Siedząc wieczorem przy stole, podczas kolacji zaczęła się użalać.
– Co ciebie tak zdenerwowało? – zapytał z troską mąż.
– Nina naopowiadała mi takich głupot, że nawet nie mogę ich powtórzyć na głos. – Odpowiedziała zasmucona żona. – Myślę, że naćpała się trawki, albo coś łyknęła, i odebrało jej cały rozsądek.
– Nie martw się. Jest dorosłym człowiekiem. Nie bierz na poważnie, co mówi i nie zwracaj uwagi na jej wymyślunki i fantazje. Chcesz kontynuować tę rozmowę w sypialni, czy po kolacji przejdziemy do mojego gabinetu?
– W ogóle już nie chcę więcej o tym mówić. Znów mnie rozboli głowa.
– Więc zapomnij o wszystkim, co powiedziała a potem wybacz jej. Pomyśl, że to ci się tylko przyśniło w jakimś koszmarnym śnie, czyli to, że dorosła córka naćpała się czegoś i postradała rozum.
– Tak, kochany Jaśku. Nie zamierzam zaprzątać sobie głowy każdym nonsensem mej pierworodnej. Mam teraz nowe malutkie dzieciaczki i to o nich muszę troszczyć się i poświęcać wszystkie me myśli i czyny.
– Zawsze uważałem cię za mądrą kobietę, po raz kolejny to udowadniasz… – i powiedziawszy to, ucałował jej obie dłonie.
To, co było jednak dla Mariny najbardziej zaskakujące – to chyba to, że mąż sprawiał wrażenie, iż w pełni rozumie jej fatalny nastrój i zły stan psychiczny.
Marina nie spała całą noc. Wspominała dni spędzone z Januszem: ślub, jego relacje z nim, narodziny dzieci, i to, jak zawsze troszczył się o rodzinę, i… i coraz bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że jej córka zwariowała. A może ona jest zazdrosna o jej szczęście i chce skłócić ją z mężem? Taką się stała po śmierci Michaela. Może, gdy odkryła prawdę o swym narzeczonym, w jej głowie ze zgryzoty poprzestawiały się klepki? Tak, chyba tak… „Nic to. Czas jest najlepszym uzdrowicielem. Wszystko co złe wyleczy i puści w niepamięć” – pomyślała opiekuńcza matka i w końcu tuż nad ranem zasnęła.