Janusz i Marina (25)

Minęło kilka dni.

Z początkiem nowego tygodnia, po kolacji Janusz udał się do pracowni żony.

– Rinko, kochanie, pokaż mi, proszę swe najnowsze prace, popatrzymy sobie, pooceniamy wspólnie…

– Nie wiem, czy będzie co? Bo u mnie nic nowego, Jaśku, te same pejzaże Pragi w całej okazałości, o każdej porze roku. No, ale dobrze, chodźmy, pokażę ci…Marina24

– Wiesz kochanie?… Mam dla ciebie niezbyt miłą wiadomość, – niepewnie chrząknął, zastanawiając się, czy nastał stosowny moment aby jej o czymś ważnym powiedzieć.

– Niezbyt miłą? Trudno. Mów.

– Syn Karola i Elizki trafił do więzienia. Postawiono mu zarzut zbiorowego zabójstwa dziewczyny. – Zaraz po wejściu do studia najspokojniej, jak potrafił poinformował żonę patrząc na jej płótna. – Elizka dostała ataku histerii i trzeba ją było hospitalizować w psychuszce, a Karol niemal następnego dnia wystąpił o rozwód – obwiniając żonę o to, że nie dopilnowała i źle wychowała ich syna.

– Ot – i jak samo życie niespodziewanym rozstrzygnięciem potrafi ludziom krzyżować szyki, wystawiając ich na najcięższą próbę, – westchnęła Marina.

– Karol zamierza rozpocząć wszystko od nowa. Postanowił wziąć z nas przykład i nowej żony chce szukać nie gdzieś tam w świecie, a u nas – w Polsce… Jest młodszy ode mnie. Nie ma nawet pięćdziesiątki. – Przekazywał żonie nowinki Janusz.

– I zobacz… A tak zachwalali swego syna… I teraz taki smutek w rodzinie. – Dziwiła się i wyrażała swe współczucie Marina.

– My, tutaj wszyscy wiedzieliśmy o tym od dawna, ale nie mówiliśmy ci, byłaś w ciąży, chroniliśmy cię przed nieprzyjemnymi wieściami nie chcąc cię niepotrzebnie niepokoić… Twoja córka już i tak sama przyprawiła cię wówczas o nerwicę, trzeba było wziąć ciebie do szpitala, pamiętasz?

– Tak… Ta moja Nina niechybnie mogłaby każdego swymi chorymi podejrzeniami doprowadzić do obłędu.

– Cała nasza kompania zaskoczona była tym incydentem. Dlatego, Marinko, postanowiłem uczestniczyć w wychowywaniu naszych dzieci już od kołyski, to znaczy: być w kursie ich spraw i problemów od samego początku, aby w porę ustrzec je od błędów. – Powiedział ojciec rodziny siedząc w fotelu, w pracowni swej żony. – Ech! Nigdy nie wiadomo, z której strony życie postanowi zaskoczyć człowieka jutro… I nie zawsze nas. Dlatego będę dbał o naszą rodzinę i starał się zapobiegać wszelkim potencjalnym nieszczęściom zawczasu, a gdyby mimo wszystko pojawiły się jakieś „chropowatości” – wygładzać je i polerować do skutku.

– Jesteś dobrym ojcem, troskliwym i opiekuńczym mężem, Jaśku. Każdą wolną chwilę spędzasz z nami. – Powiedziała Marina tuląc się do Janusza.

– Jaśku, wiesz?… chciałoby mi się czegoś niezwykłego… Czegoś takiego, czego jeszcze w mym życiu nie robiłam. Moja Nina tak bardzo mnie zirytowała, że teraz chciałabym… No, sama nie wiem, czego? Miałam sen… Ja – w nim jakaś taka inna i ty obok, z dziećmi, i wszystko wokół w ciepłych kolorach, – zaczęła zwierzać się Marina.

– A co u twej pierworodnej córki? Bierze w końcu ten ślub?

– Nie Wiem. Nie odzywa się do mnie. A ja też nie chcę z nią rozmawiać, bo jak tylko wspomnę, jakie kretyństwa naopowiadała… Małe dzieci, małe kłopoty, duże… To po śmierci Michaela taka się stała. Wydaje mi się, teraz, w Tajlandii jeszcze bardziej zaczyna upadać na umyśle… może to ten nowy chłopak ma na nią taki zły wpływ? Mógłbyś jej, to znaczy nie jej, a dla mnie dowiedzieć się, co tam się u nich dzieje?

– Dla dobra twego spokoju, oczywiście, postaram się spełnić twą prośbę, – całując żonę odpowiedział.

– Dziękuję ci, kochany Jaśku!

– Idź, Marinko, do salonu piękności, zmień sobie image, przekoloruj włosy. Chociaż kocham cię przecież i taką, jaką jesteś teraz. Na karcie kredytowej ustaliłem ci taki limit, że możesz wydawać ile tylko zdołasz. Może dobra stylistka coś fajnego podpowie? Zasugeruje?… Dawaj! Śmiało Marinko! Zbliżają się pierwsze urodziny naszych dzieci. Na tę okazję zaplanujmy twoje „przeobrażenie”.

Babicki uważnie spojrzał na żonę: „Co u niej musi się dziać, w tej biednej głowie? Wkrótce będzie miała czterdzieści pięć lat… Nie dość, że hormony wariują, to jeszcze córka zasypuje niedorzecznościami i koszmarnym fantazjowaniem… Kocham ją, kocham i jako matkę mych dzieci, i jak mąż – żonę. Trzeba ją wspierać i nawet przypochlebiać jej, aby czuła się pięknie i szczęśliwie… Acha! Dobrze byłoby jeszcze wyszukać dla niej jakąś galerię malarstwa i podarować na rocznice ślubu” – rozmyślał kochający mąż.

 

Następnego dnia ze swego praskiego biura Babicki zadzwonił do Bangkoku. Rozmowa była krótka:

– Bart, uważaj na tę moją pasierbicę. Dziewczyna jest nieobliczalna. Póki co spróbuj odnaleźć jej nagrania z Kambodży i Wietnamu. I skasuj je. Uważaj tez na chłopaka, i zaleć mu, aby był bardzo taktowny. Żadnych scen. A teraz, wybacz druhu, mam pilne sprawy u siebie. Pogadamy, kiedy indziej. – I rozłączył się.

Następnie zawezwał swą sekretarkę, dziewczynę nie pierwszej młodości, za to doświadczoną i mądrą życiowo kobietę.

– Eluńka! Przejrzyj listę naszych młodych budrysów z finansowymi problemami, ale wiesz, takich sensownych, na których w razie czego można byłoby polegać w sprawach, że tak powiem: życiowych i podrzuć mi ich krótkie charakterystyki na biurko.

Po dwóch godzinach z wyselekcjonowanych przez panią Elę kandydatów do „wielkiego planu” wybrał pięciu.

– Zawezwij, Elu, do mnie tych oto, – i wręczył sekretarce listę z zakreślonymi nazwiskami.

Po piętnastu minutach stawiła się cała piątka.

– Drodzy moi… Postanowiłem powierzyć wam do wykonania odpowiedzialne zadanie… Niecodzienne zadanie. Za jego wykonanie otrzymacie specjalny bonus, a ten z was, który wykona je najlepiej, może załapie się nawet na ponadplanową podwyżkę? Zobaczymy… Oto zdjęcie. Waszym rolą będzie dostarczać tej kobiecie pozytywnych inspiracji: czy to poprzez prawienie komplementów, czy przez próbę flirtowania, czy w jakikolwiek inny sposób. Inwencja należy do was. Codziennie czekam od was na raporty. Oczywiście, nie muszę chyba dodawać, zadanie ma charakter ściśle tajny. Możecie je nawet nazwać: pracą w konspiracji. Kto upora się ze zleceniem – obiecuję nagrodę i… – dodał z rozbrajającym uśmiechem, – mój przyjacielski uścisk dłoni. Acha! I jeszcze jedno: jeśli ktoś z was chce się wycofać – to proszę, niech uczyni to teraz. Nie będę miał do niego najmniejszego żalu. Uroczyście to obiecuję!

Spojrzawszy na zdjęcie kobiety mężczyźni natychmiast rozpoznali w niej żonę szefa. Choć ukrywał to, ale przecież od razu zrozumieli, że boss coś sobie „ubzdurał” i „knuje”. No, ale co im do tego? „Bogaci mają swe dziwactwa”… Dwóch od razu skorzystało z sugestii Babickiego i od razu odmówili. Na placu boju pozostała trójka czterdziestolatków. Babicki doprecyzował im granice działań „zatwierdzonych” w odniesieniu do Mariny. „Co on, kurczę, wymyślił? Skompromitować własną żonę?” – Wierciło się w głowie każdego z nich. Ale obiecana nagroda skutecznie przezwyciężała strach i wątpliwości.

Kilka dni później Marina podczas kolacja opowiada mężowi:

– Czy ty wiesz, jakiego doświadczyłam dziś w parku zdarzenia?

– W parku? A co tam mogłoby się stać?

– Razem z dziećmi i Oksaną zażywaliśmy świeżego powietrza. Ja – maluję sobie pejzaż, a tu nagle podchodzi do mnie taki jakiś zuchwały mężczyzna, staje obok i uśmiecha się. A ja nic. Niech sobie stoi. Byleby nie przeszkadzał. Ale ten – w końcu przerwał milczenie i zaczął zachwalać moją pracę – więc mu grzecznie się ukłoniłam i podziękowałam za komplementy, a wtedy ów człowiek zaczął mi robić sprośne aluzje.

– Jak to? – Tłumiąc śmiech spytał mąż, odwracając się od żony, by nie mogła dostrzec jego miny. Był już „w kursie”, po raporcie, znał szczegóły „scenki z parku”… Chciał jednak usłyszeć historię „z drugiej strony”. Marina nie zauważyła uśmiechu na jego twarzy, była zajęta relacjonowaniem ekscesu, nie szczędząc oburzenia na zachowanie nieznajomego mężczyzny… – Co, Marinko, powiedziałaś?

– No mówię! Niemal od razu proponował mi seks, a zaczęło się od komplementów. Jak tylko wyskoczył ze swymi chętkami od razu się przestraszyłam i zdenerwowałam.

– A nie przesadzasz, czy aby?

– Ja? A w życiu! Nie! Naprawdę bardzo się przestraszyłam, dobrze, że obok była Oksana, bo gdybym tak sama, z małymi dzieciaczkami, to nie wiem, co by było… i czy zdołałabym, tak jak teraz, od razu zadzwonić na policję.

– Zadzwoniłaś Na policję? – „Efektownie” przestraszył się Babicki

– No bo nie chciałam przeszkadzać ci w pracy. Zboczeniec jakiś. Na szczęście policja przybyła tak szybko, że jeszcze zdołali go ująć na końcu parku.

– Zuch dziewczynka! Tylko następnym razem po prostu dzwoń do mnie. – Uśmiechnąwszy się powiedział mąż i pocałował żonę w policzek.

– Wiesz, jak się przestraszyłam? Mimo że w parku było dużo ludzi, ale jednak się bałam…

– A co zrobili z tym maniakiem?

– Powiedziałam, że jutro mój mąż przyjdzie na komisariat i zadecyduje: albo napisze raport, albo nie.

– Prawidłowo! Sam wszystko, oczywiście, załatwię. Tylko następnym razem dzwoń, Marinko, od razu do mnie.

„No… Jak na pierwszy raz – wyszło średnio. – Trzeźwo ocenił Babicki. – Nie spodziewałem się aż takiej z jej strony reakcji. Bardzo zdecydowanej. Może mój pracownik za bardzo wcielił się w rolę? Muszę jutro, w ramach rekompensaty, sprawić jej jakiś prezent. A w ogóle, cały czas zastanawiało mnie, powie mi o całym zajściu moja Marinka, czy nie?” – Rozmyślał, leżąc w łóżku obok żony, szczęśliwy mężulek.

Następnego dnia w porze obiadowej do drzwi domu zapukał kurier. Przywiózł dla Mariny nieduże pudełeczko z prezentem. W środku znajdowała się pozłacana ramka, a w niej – fotografia rodziny: Janusz z Mariną i z dwójką ich malutkich dzieci. Marina jak ujrzała to precjozo, tak bardzo wzruszyła się, że uroniła łezki.

 

Janusz i Marina – lista rozdziałów