Janusz i Marina (27)

W przededniu

Podwoje do luksusowej willi na Lazurowym Wybrzeżu zostały szeroko otwarte. Trzykondygnacyjny budynek z ogromnym basenem, dobrze utrzymanym parkiem, z willa bialaróżnokolorowymi pachnącymi różami, z marmurowymi chodnikami prowadzącymi do plaży, wreszcie: sama piaszczysta plaża i rozłożona na niej ażurowa biała altana czekały już tylko na gospodarzy i… gości.

– No i jesteśmy. Spójrzcie! – Tak wygląda właśnie mój podarunek dla mojej rodzinki. – Dumnie powiedział Janusz, otworzywszy wielką rzeźbioną furtkę w ogrodzeniu białej willi i przepuszczając przed siebie dzieciaczki z opiekunką.

Dzieci nie spiesząc się przeszły przez bramkę i następnie szeroką marmurową drogą udały się w kierunku budynku. Za nimi – wszyscy goście. Wszyscy niecierpliwie podeszli do pięknej, stylowej willi zbudowanej na nowoczesną modłę, zatrzymując się przed jej drzwiami.

– Ależ proszę! Proszę! Przechodźcie, proszę, przechodźcie! – Zapraszał gospodarz otwierając na oścież szerokie drzwi od holu.

Bliźniaki z nianią jako pierwsze weszły do środka i od razu zaczęły z zainteresowaniem wszystkiemu się przyglądać, dotykać, ciągać się, skakać i galopować. Nieopodal stali Marina, Bartus, Trazom, Thomas i kilkoro innych bliskich przyjaciół i z zainteresowaniem przyglądali się wystrojowi wnętrza.

– Dwa piętra, wiele pokoi. – Informował gości Babicki, – Są też dwie pomocnice mówiące po francusku i angielsku, pokojówka i kucharz. – W drzwiach salonu pokazały się dwie pulchne kobiety w białych fartuchach. Stały w milczeniu, czekając na rozkazy gospodarza i życzenia gości. – Myślę, honey, że spodoba Ci się mój podarunek i przeniesiesz się tutaj z dziećmi na całe lato? Obok – masz morze, biały piasek, słońce, wszystko, co jest potrzebne do zdrowego odpoczynku dla ciebie i dla naszych dzieci.

Marina stała i milczała, dosłownie oniemiała od takiej niespodzianki.

– Taki niezwykły i… Królewski dar, – jedyne, co zdołała powiedzieć.

Janusz chwycił Marinę w ramiona, uniósł nieznacznie i zawirował z żoną po holu oznajmiając całemu światu:

– Ty jesteś teraz moją królową! Z księżniczki przeistoczyłaś się w królową mojego życia!

Pokrążywszy z żoną jeszcze przez chwilę starannie „ewakuował” ją na posadzkę i spojrzał na zdumione twarze zaskoczonych przyjaciół:

– Tak, w istocie, prawdziwie królewski podarunek, – szeptali.

– Służba rozprowadzi was po waszych pokojach, – Poinformował ojciec rodziny. – Tifani i Melani – poprowadźcie gości… Marinko, chodź, kochanie, pokażę ci naszą sypialnię i obok niej dziecięcy pokoikMili goście! – zawołał za rozchodzącymi się przyjaciółmi, willa do waszej dyspozycji, możecie wszystko sobie oglądać, używać, kąpać się w basenie albo w morzu. Obiad zaplanowałem na godzinę ą. Zapraszam do jadalni. A kto jest głodny już teraz może przejść do kuchni i uraczyć się, czym chce… Marinko, – ponownie zwrócił się do żony, – pozwól opowiedzieć ci jak wygląda rozkład domu

– Jaśku! Oj tak. Ciekawi mnie…

– A więc, jest następujący: podpiwniczenie – garaż na kilka samochodów, kuchnia, pomieszczenia dla służby. Na parterze – duża jadalnia dla gości i salon z kominkiem, pokój dzienny, pokój zabaw dla dzieci. Na piętrze – nasza sypialnia, dwie dla dzieci, ale póki co – jedna pusta, mały pokój dla niani, duży placyk zabaw dla dzieci oraz niewielki jasny pokój dla sztalug i płócien – czyli twoja mała pracownia. Drugie piętro – to same sypialnie dla gości, oczywiście z łazienkami. I chyba powiedziałem ci już wszystko. Myślę, że nikt w tym domu nie zabłądzi. Jeszcze jest duży park wokół willi, morze, plaża. Acha!… zapomniałbym, w parku można znaleźć ogrodnika… A tu, kochanie, – i podchodząc do szerokich drzwi i otwierając je na oścież cicho rzekł, –  tu jest nasza sypialnia.

Marina zatrzymała się przed drzwiami, spojrzała mu w oczy i z nieco się rumieniąc cicho rzekła:

– No to wprowadź mnie do niej, mój księciu z bajki zamknijmy za sobą drzwi na kluczyk…

*

– Kupiłem tę willę za pięć i pół miliona Euro

– Fiu, fiu! – Gwizdnął Bartus.

– Luksus kosztuje, przyjacielu: a było nie było jest tu  450 metrów kwadratowych, plus hektar ziemi, a na nim: park, brzeg morza. Nikt czegoś takiego nie zaoferuje za darmo… Więc niech moja rodzinka tu sobie zdrowo odpoczywa i mieszka. A i ja wszystko mam obok: Wiedeń, Pragę, Paryż, Barcelonę… Początkowo myślałem o Cyprze, tam za podobne warunki zapłaciłbym dużo taniej, ale pomyślałem, że w tch niespokojnych czasach, niepokojach politycznych i fali uchodźców – dzieci lepiej będą się chować tutaj, przyznacie, na dodatek w bardziej prestiżowym sąsiedztwie. – Siedząc na tarasie porośniętym różami, późnym wieczorem chwalił się przed przyjaciółmi swym najnowszym nabytkiem gospodarz i właściciel willi – Janusz. – Pozostałych gości, w tym córkę Mariny z narzeczonym spodziewamy się jutro. Główna uroczystość rozpoczyna się dopiero po południu.

– A dlaczego, Januszku, nie zdecydowałeś się na ten zameczek niedaleko Barcelony, ten, który ci polecałem? Jest większy i tańszy, – spytał z nutką zawodu w głosie Bartus.

– Tam, aby dostać się do morza trzeba byłoby jechać samochodem, a tu – mamy brzeg pod samym nosem, mamy też własną plażę, od domu do której prowadzą szerokie kamienne ścieżki… Przyznasz, przyjacielu, że to troszkę bardziej wygodny dla domowników układ?

– Hmm… Wyszło trochę głupio. Bo ja już obiecałem Danielciowi Hardingowi, że mam  dla niego kupca.

– O! Znowu nasz Danielek? A nie chwaliłeś się że mianował cię osobistym maklerem…

– Bo i to nie on, bezpośrednio, a Carmen na jego prośbę… Dopiero, jak już obiecałem jej, że mam solidnego kupca spotkaliśmy się we trójkę i obiecałem Danielciowi dopiąć sprawę do końca.

– To nie obiecuj na przyszłośc, dopóki ze mną nie przybijesz piątki, przyjacielu. A poza tym mam dla ciebie radę: teraz bardziej przejmuj się nie „Danielciem”, a Mareczkiem Volpe, bo to on zabukował ci najbliższy sezon koncertowy w Tajlandii, a mi… tak przy okazji, – i Babicki uśmiechnął się tajemniczo, – odsprzedał ten „mały swój biały domek”…

– O, choliwcia! – Jęknął zaskoczony Bartus, – Nie wiedziałem.

– Zresztą, już wcześniej upatrzyłem w samym centrum Nicei pawilonik o powierzchni 500 metrów kwadratowych, z przeznaczeniem na galerię sztuki, dla Marinki. To mój prezent dla niej, z okazji rocznicy urodzin naszych dzieci. Powiem jej o tym jutro i oficjalnie przekażę dokumenty. Tylko, panowie, na Jowisza! Proszę mi się nie wygadać przed żonami… to znaczy przed pozostałymi gośćmi. Bo jakoś szanownych małżonek, lub narzeczonych – skinął znamiennie w kierunku Trazoma, przy kolegach nie widzę. Co się stało? Moi drodzy słomiani wdowcy? Czemu nie zabraliście tu swych połowic?

Bartus, Thomas i Trazom zrobili marsowe miny i żaden nie garnął się do odpowiedzi.

– Wiesz, Januszku, – w końcu odważnie przerwał ciszę Bartus, – ta moja kobitka jakoś nigdy nie nie chce ze mną imprezować po świecie. Woli siedzieć w domu i podlewać swe kwiatki.

– To uważaj, żebys kiedyś wracjac do domu nie spotkał za drzwiami jakiegoś uczynnego przy niej ogrodnika… A ty, Thomas, gdzie druhu zgubiłeś swą żonę? – zwrócił się Janusz do męża Cateriny.

– Hmm… Nie mogła przyjechać. Ostatnio jest bardzo zajęta i trochę odizolowana od świata. Sam widuję ją zresztą rzadko.

– Szkoda, – westchnął Janusz. – Bardzo liczyłem, że po naszym zawodowym rozstaniu będziemy się czasem spotykać na prywatnym, przyjacielskim gruncie. A szczególnie gdy dziś taka piękna nadarzyła się okazja… Naprawdę szkoda.

– Januszu, niepotrzebnie się zamartwiasz, wyręczył zakłopotanego ewentualną odpowiedzią Thomasa Patryk Trazom. – Kasia zawsze sobie bardzo ceniła ciebie i przyjaźń z tobą, i z tego co wiem, nic tu się nie zmieniło. Po prostu, ma inne zobowiązania, których nie może zaniedbywać. Ty chyba wiesz przecież, jakie…

– No tak… – odpowiedział zasępiony Janusz. Po krótkiej chwili zamyślenia już jaśniejszym tonem dorzucił: – Thomas i Pat, pozdrówcie zatem Kasię ode mnie. Powiedzcie jej, że gdy będzie nad Lazurowym Wybrzeżem – niech wpada. Mój i Rinki dom – zawsze będzie dla niej szeroko otwarty. Nie muszę chyba dodawać, drodzy przyjaciele, że i dla was – także!

– Pozdrowimy, – zamyślonym tonem odpowiedział Thomas a następnie wskazując na zegarek poinformował: – wybaczcie koledzy, mam za kilka minut konsylium internetowe. Moja klinika w Monachium wymaga ode mnie bezwzględnej obecności na cowieczornych seansach. Przepraszam, zatem, ale muszę was opuścić.

– Nie ma sprawy, Thomas. Wszyscy wiemy, czym są dla nas zawodowe obowiązki. Dom do twojej dyspozycji. Czuj się jak u siebie. Do jutra!

– To i ja was przeproszę, bo także muszę was opuścić, – skorzystał z sytuacji Bartus widząc zbierającego się Thomasa. – Dziś od rana nic nie ćwiczyłem. A sezon z bostończykami już prawie za pasem. A tu jeszcze Janusz Volpem mnie postraszył…

– Jasne, Bart. I tak moim zdaniem przez ostatnie tygodnie w tej Tajlandii za bardzo sobie folgowałeś… Do roboty, chłopie! Żebym nie musiał się za ciebie wstydzić przed menago Mareczkiem.

I gdy mąż Cateriny, a w ślad za nim Bartus, oddalił się już na bezpieczną odległość Patryk pochylił się w stronę Janusza i ściszonym głosem powiedział:

– Staraj się, Januszu, nie przywoływać imienia Cateriny w towarzystwie Thomasa. On jest na ciebie wściekły. Uważa, że to za twoją sprawą jego żona uwikłała się w działalność misyjną.

– Jak to?… A ty, skąd… ci o niej… o tej… misji…skąd o tym ci wiadomo, Pat?

– Januszu… No, wybacz. Sądziłem, że się domyślasz.

– ?? – Na chwile między przyjaciółmi zapanowała kompletna cisza.

– Ty też?!… Kurczę! Ale ze mnie dureń! – W końcu walnął się po czole Janusz. – No jasne! Jak mogło być inaczej? Jako spadkobierca i dziedzic materialno-duchowej spuścizny po Fritzu von Bernsteinie – kontynuatorze dzieła samego mistrza Nostradamusa – musiałeś jeszcze przede mną przynależeć do loży! I to nie ja, to tak naprawdę Ty wciągnąłeś do zakonu Katarzynę! Prawda?!

– Ciszej, Januszu!… Nie wolno mi potwierdzać twych słów, nie będę też zaprzeczał. Za to mogę wyrazić zadowolenie, że do źródła prawdy potrafisz dochodzić samodzielnie. Ale przestrzegam cię, bracie… nie pozwól, by ktokolwiek niepowołany czerpał z twego źródła „drop-cognizance.”

– Znam reguły zakonne, Pat…

– A co do Cateriny… To, co ci zaraz powiem, jest także ścisłą tajemnicą. – Patryk przysiadł się bliżej Janusza i mówił mu już prawie do ucha, – Caterina z ramienia loży Iluminatów piastuje funkcję bezhabitowej przeoryszy w katedrze Narbonne. Nie wiedzą o jej funkcji i misji nawet tamtejsi braciszkowie. Żądam, abyś to umysłowe oświecenie zachował absolutnie i tylko w swym przytomnym umyśle.

– A czemu mój umysł postanowiłeś oświecić?

– Z Nicei do Narbonne nie aż tak daleko… Wiem, ze Katarzyna kiedyś popełniła wielki błąd: posługując się lokalnymi łączami zdradziła swoje internetowe IP. Po jej stemplu służby prewencyjne profanum już dawno namierzyły jej położenie. Uprzedzając zatem twe ewentualne działania nie chciałbym, abyś nieświadomy zakazu podążał podobnym tropem. Nie szukaj tam nigdy Cateriny. Nie szukaj, bo na tam naprawdę aktualnie rezyduje. W ogóle, gdziekolwiek, ani kiedykolwiek nie wolno ci jej szukać. Przyjmij to, jako zakonny nakaz. Ona nie chce dziś tego kontaktu. Jeśli kiedyś zechciałaby – pojawi się sama. Niezapowiedzianie. Wtedy podejmiecie decyzję, czy będziecie jeszcze ze sobą w jakikolwiek sposób współpracować, spotykać się, czy nie…

Nagle przerwała im rozmowę Marina spacerującą wokół willi samodzielnie z dwoma dzieciaczkami śpiącymi w szerokim podwójnym wózku,

– A to ty tutaj jesteś, mój Jaśku? Szukam i szukam, aby napić się z moim mężem herbaty, a on rozmawia sobie w najlepsze z Patrykiem… No nic, nic… Rozmawiajcie sobie panowie, ja tu tylko na chwilę…Kazałam Oksanie odpocząć. Przecież i ja mam prawo czasem samodzielnie zająć się naszymi perełkami, prawda Jaśku?… – I widząc zamyślone twarze obu „panów” nieco się zmitygowała i rzekła: – moi drodzy, macie takie zaaferowane miny, że chyba rozmawiacie o biznesie. Może ja wam przeszkadzam?

– Honey! Ty nigdy nikomu tu nie przeszkadzasz. Ty jesteś przecież u siebie. – Ocknął się i przekonująco odpowiedział na zaczepkę Janusz.

Miast kolejnej repliki Marina podarowała mężowi promienny uśmiech.

– Jak „panie doktorze”, podoba się panu to januszowe rancho?

– Fascynujące, droga przyjaciółko.

– No tak… Ileż razy już ten mój ukochany Jaśko zaskoczył mnie? Nie zliczę… A właśnie, właśnie, drogi Patryku, odnośnie zaskakiwania… Czemu nie ma przy tobie Carmen? Czuję się tym troszkę zmartwiona. W Baden-Baden tak pięknie wyglądaliście razem, jak dozgonne papużki-nierozłączki…

– No cóż… – odezwał się bez śladu zakłopotania Patryk, – Jak mawiał mój guru – baron von Bernsteini: „Kwiat nie pyta rosy, dlaczego utrząsana jest przez motyla”. Przyjmijmy więc, że nie pozostaje mi nic innego, jak pokładać nadziej w kolejne poranki, świeżą rosę i motyle. Myślę, że za życia będzie ich jeszcze duuuuużo, droga Marino.

– Nic nie rozumiem, Patryku. Takie zagadkowe słowa… Ale trudno. Pomyślę o nich jutro. A jeszcze dziś zapraszam na kolację. Kucharz przygotował tutejsze specjały: przewyborną soccę i fougasse z owocami morza… – Ale Marina widząc wciąż ich niemrawe miny dodała: – No dobrze już, dobrze. Nie przeszkadzajcie sobie, moi drodzy. Idę już. Muszę odprowadzić dzieciaczki. Ale za pół godziny zapraszam do salonu. Będziie pokaz moich najnowszych płócien. Thomas obiecał, ze o każdym wypowie klika słów…

– Urocze te wasze maleństwa, Januszu… – odezwał się Patryk obserwując oddalającą się Marinę z wózkiem. – I bardzo szczęśliwa żona…

– Wiem. Tak miało być i tak jest. A ty, przyjacielu, uszczknij rąbka sekretu: dlaczego rozstałeś się z Carmen? To już definitywna decyzja?

– A ty, dlaczego z Cateriną? Mógłbym odpowiedzieć… I chociaż sytuacja nie jest symetryczna, to czyż nie ten sam u nas imperatyw?

– Zagadkowo dziś mówisz. I jak moja Marinka i ja niewiele z tego pojmuję.

Patryk Trazom wygodniej rozsiadł się w fotelu, urwał z girlandy małą różyczkę i kładąc ją przed sobą na stole, patrząc na jej rozpaćkane płatki po krótkim namyśle przemówił:

– Gdyby nie ty, gdyby nie twoja wola i chęć wprowadzenia Cateriny do loży – Caterina, uwierz, nie porzuciłaby pracy z tobą. Byłeś dla niej kimś bardzo ważnym, może nawet, w mym przekonaniu, za bardzo ważnym…  I gdyby nie ty sam, ty, który po narodzinach dzieci stałeś się innym człowiekiem, który coraz bardziej nad interesy zawodowe i wasze relacje z Katarzyną stawiałeś szczęście rodziny – Caterina nadal byłaby z tobą. Nie chciała ci burzyć tego szczęścia, którego nawet nie próbowałeś skrywać przed nikim. Kasia jest bardzo wrażliwą i mądrą kobietą. Rozumiała, że formuła równoległych światów w odniesieniu do waszych małżeństw i rodzin wyczerpuje się. Dając jej wybór: ty – albo misja  – tak naprawdę przypieczętowałeś jej wybór własnymi rękoma. Tak, Januszu, twe rozstanie z Katarzyną zaaranżowałeś ty sam, nie ona. Świadomie nakłoniłeś ją, zachęciłeś, a przekazując ją do loży – ostatecznie zadecydowałeś o przyszłości swej przyjaciółki i towarzyszki. Przyjęła to godnie, i jeszcze raz powtarzam: z odpowiedzialnym zrozumieniem. My z braćmi co jedynie wspomogliśmy twe przemyślane działania… – Pat ponownie wziął pączek róży do ręki, podetknął do nosa, powąchał. – Pięknie pachnie, zachwycił się… Ale ja akurat ciebie rozumiem, przyjacielu. Krótko mówiąc uznałeś, że wasze relacje zawodowe wypaliły się, potrzebowałeś czegoś w nich nowego, kogoś nowego, zrozumiałeś, że tak lepiej będzie i dla niej, i dla ciebie, i dla jej rodziny, i dla twojej… Porządny z ciebie człowiek. – I znów na chwilę zatrzymał swą ważoną w każdym słowie wypowiedź, zdjął zawilgocone okulary z nosa, przetarł szkiełka ściereczką, a następnie równie cichym głosem wznowił: – I podobnie było z nami; ze mną i Carmen. Ja też zrozumiałem, że nie będę potrafił zagwarantować Carmen szczęśliwego przy mnie życia. Mam inne priorytety i wyzwania, niż ona. Ona, na szczęście, sama dostrzegła tę odmienność dawno, ledwie kilka tygodni po naszej imprezie w Baden-Baden. Cieszę się więc, że i my mogliśmy rozstać się jak przyjaciele…

Między mężczyznami zapanowała refleksyjna cisza. Gdzieś z oddali dobiegały do nich śmiechy bawiących się przy ognisku gości a w ich tle nisko szumiące morskie fale i krzyki odlatującego do legowisk ptactwa.

– Pat, oświeciłeś mnie dużo bardziej, niż się spodziewałem. – westchnął Babicki. – Ale nic nie poradzę. Mimo że jesteśmy szczęśliwi z Mariną, ja o Katarzynie wciąż myślę i nie mogę zapomnieć… Przekaż jej to, przy najbliższej okazji,  przyjacielu…

 

Janusz i Marina – lista rozdziałów