„Jaka jestem szczęśliwa – rozmyślała Marina leżąc na piaszczystym brzegu Morza Czerwonego w cieniu olbrzymiego parasola i patrząc, jak hałaśliwa hałastra pluska się w ciepłych falach. – Mój opiekuńczy książę spełnia wszystkie moje zachcianki i kaprysy typowe, zresztą, dla takich kobiet jak ja – przyszłych matek. Na każdym kroku widać, jak bardzo mu zależy na tych dzieciach. W końcu to będą przecież pierwsze jego własne. Ale ważne dla mnie jest teraz i to, że moją córkę szanuje i nawet do Michaela odnosi się nad wyraz grzecznie i szarmancko… No i wreszcie Caterina… Aż trudno mi w to uwierzyć: po raz pierwszy w ciągu całej naszej znajomości mogę od niej odpocząć. Nie przyjechała! W ostatniej chwili podobno wypadły jej jakieś ważne sprawy rodzinne. Więc nie ma jej tu i nie będzie. Co ciekawe: nawet Janusz specjalnie się tym nie przejął i ani razu o niej jeszcze nie napomknął! To dobra oznaka. To dowód, że potrafi się bez niej obejść. Muszę mu to kiedyś przypomnieć i uświadomić….Do diaska, ale co im się przydarzyło? Caterinie i Thomasowi. Jakieś nieszczęście, czy jak? Nie, nie! Ja nie życzę nikomu źle. Ale wiem, że rodzina jest najważniejsza, więc jeśli u Thomasa i Cateriny zaczęło się wszystko walić – to dobrze, że nie przyjechali. Niech się uporają i naprawią, co trzeba. Szkoda mi tylko Thomasa. To taki opanowany, mądry i życzliwy człowiek. Tak liczyłam na cenne rady, których mógłby mi podzielać i, co tu ukrywać: na jego miłe towarzystwo. On jeden z tej rozhukanej wesołej kompanii nie biegałby, jak ci – po wszystkich restauracjach i pubach, i na pewno znajdowałby czas, aby przysiąść tu do mnie i choć przez kwadransik życzliwie porozmawiać. Tak. Nie ukrywam. Bardzo polubiłam Thomasa i trochę żal, że go tu nie ma. Mam nadzieję, że kiedyś się z Thomasem najzwyczajniej zaprzyjaźnimy…”
W ciągu kilku godzin, które zdążyły minąć od momentu rozłożenia koców, ręczników i prowiantu – słońce zrobiło na niebie zauważalny łuk i olbrzymi parasol, który dotąd chronił Marinę od napastliwych promieni wymagał interwencji: trzeba go przesunąć. „Czyż nie lepiej przełożyć mój kocyk?” – pragmatycznie zauważyła. – „Lepiej! Bo poradzę sobie sama”. Wstała więc na chwilkę, przeciągnęła o kawałek miękkie sukno w zacienione miejsce i położyła się znowu.
„Całe męskie grono bawi się ze sobą wspaniale aż miło patrzeć! I nawet kobiety: wesołe i szczęśliwe, i moja Ninka z nimi, jakby wszystkie znały się ze sobą od lat.” – Ponownie oddawała się swym sympatycznym obserwacjom Marina. – „Są wśród nas i nowi znajomi: Joanna i Bartus. Właściwie Bartusa już poznałam wcześniej. Więc nie jest taki nowy. Grał zresztą na skrzypcach na naszym weselu. Teraz dopiero widzę, jaki to imprezowy i wesoły chłopak. No dobrze, nie chłopak – mężczyzna. Chyba nawet niewiele ode mnie młodszy… Szczupły, ale przystojny. I ma w sobie to czarcie spojrzenie, jak u Paganiniego. Skąd wiem, jakie spojrzenie miał Paganini i czemu czarcie? No dobrze, nie wiem. Ale przecież mogę sobie wyobrazić na podstawie lektur i współczesnych filmów. Bo akurat portret pędzla Delacroix jest według mnie słaby: zupełnie jakby przedstawiał jakiegoś nieboszczyka wystawionego z trumny. Wracam do baranków. Gdyby żył dziś Paganini, musiałby wyglądać jak Bartus. Mam prawo tak przypuszczać. I już… A w ogóle wesoły ten Bartus, że ojej! Biega po plaży i zaczepia nawet nieznane kobiety, każdą prosząc do tańca, a przecież żadna orkiestra tu nie przygrywa. O! teraz porwał pewną brunetkę w ramiona i ciągnie do morza. Ta – się mu wyrywa, łaja go o coś i grozi palcem, a on bach! I klęka przed nią, i za coś przeprasza całując po stopach… Po każdym z paluszków z osobna. A potem oboje się śmieją i wracają razem do gromadki. No tak, bo ta sympatyczna czarnulka o okrągłej buzi i wielkich oczach – nie żadna, jakaś tam obca. To Joanna – przyjaciółka Janusza i Cateriny. Chyba nawet moja zresztą rówieśnica. Jaśko zaprosił ją wraz z kilkoma innym wspólnymi przyjaciółmi, ale pozostali z nich podobno nie mieli ważnych paszportów. I przyleciała tylko Joanna. No i Bartus… Zaraz, zaraz: a ci, co tak nie odklejają się od siebie i wszędzie się przemieszczają trzymając się za dłonie, to kto? A prawda! Przypominam już sobie. To Elizka i Karol – świeżo poznani kompani Janusza. Dosłownie: wczoraj. Dołączywszy do naszej gromadki natychmiast zaskarbili sympatię każdego z nas. Ich dorosłe i samodzielne dziecko zostało w domu. Podobno na własne życzenie. Oni z taką miłością opowiadają o nim. Ciekawe, czy Janusz też będzie tak wzruszająco kiedyś mówić o swych dzieciach? Są w szczęśliwym związku od wielu lat i co najpiękniejsze – do tej pory jedno na drugie patrzy z taką miłością, dobrocią i szacunkiem, ze aż pozazdrościć. Bardzo bym chciała, abyśmy i my, razem z Januszem, po dziesięciu latach małżeństwa miłowali się i szanowali tak jak oni. A tak, w ogóle, ciekawe: czy Janusz zawsze będzie taki dla mnie dobry i spełniał wszystkie moje pragnienia? Czy zawsze będzie mnie tak kochał” – zastanawiała się szczęśliwa Marina.
– Mamusiu, nie nudzi się tobie tam, tak samej? – podeszła do mamy i położywszy się obok niej, na klocu, zapytała Nina.
– Nie, córuś, ani troszkę nie nudzi. Lubię patrzeć, jak wszyscy tak wspaniale się ze sobą bawicie. Pięknie jest, prawda?
– Oj, prawda, mamusiu. A ten hotel… Szok! Cóz za wspaniały pałac wynajął nam Janusz. Podobne widziałam w swym życiu tylko na fotografiach.
– Tak. Dobry jest ten mój mąż. On sam zaproponował, aby zaprosić ciebie i Michaela na wspólny wyjazd do Egiptu. Egiptu, w którym jest pięknie, jak w bajce. Janusz jeszcze nikomu tego nie mówił, ale tobie zdradzę w sekrecie: w dniu Bożego Narodzenia odwiedzimy Jerozolimę. Spędzimy tam Święto, a potem jeszcze trzy dni będziemy zażywać kąpieli w Morzu Martwym.
– Wow! Nie spodziewałem się czegoś podobnego. To cudownie!
– Tylko nie mów, proszę, o tym nikomu. Niech Janusz ma tę przyjemność i sam oznajmi.
– Rinko, chodź z nami popływać, woda jest ciepła, popluskamy wspólnie… – zawołał z wody Bartus.
– Rinko, Rinko chodź z nami! – zakrzyczał cały chór.
– Pójdź, mamusiu. Ja przyniosę dla wszystkich koktajle.
Wieczorem cała kompania skrzyknęła się na tańce w hotelowej restauracji. Muzyka szła na żywo. Skrzypek z orkiestry najwyraźniej nie za specjalnie sposobał się Bartusowi, a może tak wcześniej już panowie ze sobą uzgodnił, dość powiedzieć, że bez słowa Bartus użyczył sobie jego skrzypce i podgrywając skoczne kawałki podchodził do stoików przy których siedzieli goście Babiciego i zachęcał każdego z osobna w tany.
– Jaśku, wspaniały ten Bartus. – Rzekła do męża Marina a następnie uśmiechnęła się do grajka i przesłała mu z dłoni ulatującego buziaka.
– Ja mam samych wspaniałych przyjaciół. – nieskromnie zreplikował zachwyt swej żony.
– Może zatańczmy, Jaśku – próbowała zachęcić męża Marina.
– Marinko, wiesz przecież dobrze, że nie przepadam za tańcami. – Całując jej rękę, wyjaśnił powód odmowy.
Rozmowę podsłuchał Michael i kierując wzrok w stronę Babickiego grzecznie przemówił:
– Czy nie będzie miał pan nic przeciw, gdy poproszę panią do tanga?
Babicki lekko skinął głową wyrażając przyzwolenie. I już po chwili, na parkiecie, wśrod innych tańcowników piękna para szykownie wykonywała skomplikowane figury tanga. Tańczyli tak profesjonalnie, że goście a nawet personel z restauracji, ani na moment nie potrafili oderwać od nich oczu.
– Mamo, ale pięknie tańczyłaś! Nawet nie wiedziałam, że tak świetnie znasz tango.
-To zasługa twego młodego człowieka. Znakomicie kieruje partnerką w tańcu.
Marinie, oczywiście, nie uszło uwadze, że podczas jej tańca mąż z Bartusem wymieniali figlarne spojrzenia, i ze kąciki ust jej męża wykrzywiał protekcjonalny uśmiech. Ona interpretuje zachowanie Janusza tak, iż jej taniec bardzo mu się spodobał, a tym lekceważącym spojrzeniem zademonstrował jedynie swą niepotrzebną i głupiutką zazdrość, którą po raz pierwszy u niego zaobserwowała, gdy spędzali miły wieczór na parostatku na Wełtawie.
Bartus zwróciwszy instrument skrzypkowi z orkiestry sam ruszył teraz w tany. Najpierw solo pobujał i powygibywał się na parkiecie, a potem zaprosił Janinę do wolnego tańca, tak zwanej przytulanki, bo w takim ‘pas’ czuł się najlepiej. Michael – pozostawiony na chwilę sam – szybko pocieszył się towarzystwem jakieś czcigodnej damy z sąsiedniego stolika. Elizka i Karol nierozłącznie tańczyli tylko ze sobą. Joanna pląsała z człowiekiem o obfitej tuszy, z grubym złotym łańcuchem na szyi, który zaprosił ją na parkiet przeciskając się między stolikami z drugiego końca sali. Na fotelach zostali tylko Janusz i Marina.
– Honey, no i jak? Podoba ci się hotel i w ogóle cały ten performance?
– Oczywiście, Januszku. Jak mógłby się nie podobać ten szykowany pałac i to cudowne ciepłe morze?
– Nie jesteś zmęczona? Może powinniśmy już wrócić do pokoju… i pójść do łóżka?
– Nie. Jaśku, please! Jest jeszcze tak wcześnie. Tu jest wesoło, wszyscy się bawią. Jeszcze troszkę posiedźmy, porozmawiajmy, potańczmy, proszę…
– No, dobrze… Tylko pół godziny, – zdecydowanie powiedział patrząc na zegarek. – Pamiętaj, cały czas obowiązuje cię ścisły reżim, według zaleceń lekarza. Dzieciaczki mają prawo do odpoczynku o swej zwykłej porze.
– Pamiętam, Jaśku. Dobrze, zaraz skończymy.
Siedzieli jeszcze przez chwilę popijając drinki i rozmawiając o wszystkim i niczym.
– Acha, Marinko, – odezwał się Janusz, – Caterina mnie przestrzegała, abyś w żadnym wypadku nie pozwalała sobie na inne piwo, niż bezalkoholowe. Wiem, że czasem miewasz swoje napaści, bo u każdej kobiety w ciąży takie bywają. Ale… pamiętaj! Zero procent, i nie ma zmiłuj!
– Wiem, mężu. Nigdy coś podobnego nie przyszłoby mi do głowy… – ucięła jego ewentualne dalsze troski i pouczenia. – Jaśku, wspomniałeś o Caterinie. A dlaczego ona tak naprawdę nie przyjechała?
– Hmm, jakby ci tu powiedzieć… – autentycznie zastanawiał się Janusz, – w jej małżeństwie nastał trudny czas. I nie są to zwykłe ciche dni, jakie przecież u każdego małżeństwa bywają…
– Ojej! Co ty chcesz powiedzieć?
– No cóż… Zapewne zainspirowany sukcesami medycznymi Patryka Thomas podjął decyzję, że musi więcej czasu poświęcać swym sprawom zawodowym i karierze naukowej. Jak to ujęła Caterina: „dr Thomas zawiesił swą działalność na polu sztuk pięknych na czas nieokreślony”. Postanowił więc rozluźnić relacje biznesowo-towarzyskie i wymógł na Caterinie, aby wybrała cały zaległy urlop i pomogła mu wrocic do jego naukowo-medycznej aktywności.
– To znaczy nie będę już widywała Thomasa? Szkoda… Bo bardzo go polubiłam.
– Ja też. Mam za to nadzieję, ze chociaż Caterina nie zostawi mnie całkiem na lodzie. Bo bez niej moje medialne akcje zaczęłyby spadać na łeb i szyję. Na szczęście nie omieszkała mi przysłać potwierdzenia, że chce „nadal sumiennie i z oddaniem pełnić obowiązki mojej menadżerki.” To lubię! Ma charakterek, ta moja Caterinka, i wie, co dla niej dobre. Zuch dziewczyna…
– Raczej kobieta… – cicho szepnęła Marina.
– Coś mówiłaś, kochanie?
– Nie, nie. Nic, Jaśku…
Gdy dopiła swego, oczywiście, zeroprocentowego drinka rozejrzała się uważnie po Sali. Ze zdzwieniem zauważyła, że większość balowników jest już zajęta samymi sobą. Duże, dotąd groamdki wspólnie bawiących się balowników – zupełnie gdzieś poznikały. Siedząc tak z mężem, trochę jakby na odludziu, poczuła więc lekkie znużenie.
– Może chcesz, Jaśku, pójść na pogaduchy i męskie, przy piwku, rozmowy? Nie krępuj się kochany… Ja za chwilę podejdę do was i słodko cię uwiodę, a ty zaprowadzisz mnie, swą ‘zdobycz’ do naszego pokoju, chcesz?
– Miły plan, – uśmiechnął się słodko Babicki. – Ale może lepiej, jak od razu odprowadzę cię „na apartamenty” a nawet pomogę ci wskoczyć do łóżka, a potem… wrócę do baru, Marinko… Tam, widzę, jest taka wesoła męska kompania, spędzę więc trochę z nimi czasu, jeśli oczywiście nie będziesz miała nic przeciw?
Podniosła rozmarzoną twarz podszytą małżeńskim pożądaniem i z reygnacją spojrzała mu w oczy. Były rozkojarzone, a zarazem skupione jednocześnie. Zawsze takie bywały, gdy w głowie męża kłębiły się myśli niekoniecznie mające związek z jej osobą.
– Oczywiście. Nie będę miała nic przeciw, – odpowiedziała nieco zawiedziona Marina.
No bo, cóz? Plan, jaki zamierzała wykonać na zwieńczenie dzisiejszego wieczoru dość zasadniczo rozmijał się z intencjami męża, ale trudno… Postanowiła mu nie mieszać. W końcu on – jej mąż, też jest na wczasach i też ma czasem prawo do indywidualnego odpoczynku.
Odprowadziwszy żonę do apartamentu Babicki podszedł do Bartusa. Obaj oddalili się kilka metrów od całego towarzystwa i zaczęli spokojnie o czymś rozmawiać. Po jakimś czasie na powrót dołączyli do pozostałych. Tymczasem Ninie wydawało się, że wszyscy mężczyźni biorący udział w rozmowie przejawiali ożywione zainteresowanie Michaelem, zadając mu wiele pytań. Ona w raz z innymi paniami siedziała w drugim końcu baru przy kawie, koktajlach i lodach. Wszystkie damy prowadziły wesołe rozmowy, oczywiście, oplotkowując swych facetów. Ani się spostrzegły, jak na tych niesfornych pogaduszkach spędziły prawie dwie godziny.
Gdy Nina wróciła do stolika ze zdziwieniem stwierdziła, że jest pusty. Mężczyzn siedzących za barem także już od dłuższego czasu nie widziała. Postanowiła więc ich poszuakać. Może poszli zapalić dymka na tarasie, albo siedzą gdzieś i gwarzą w hotelowym foye? Na balkonie uwitym pnączami róż zapatrzyła się w rozgwieżdżone niebo. „Jak dobrze pooddychać świeżym nocnym powietrzem” – podziwiając gwiazdy zamyśliła się dziewczyna. Próbowała namierzyć gwiazdę polarną i Wielki Wóz. Ale daremnie. W żaden sposób nie potrafiła. „No przecież układ nieba jest tu zupełnie inny, niż w Polsce” – uspokoiła się i uśmiechnęła sama do siebie, rozwiązując te zabawną zagadkę, a może uśmiechnęła do tajemniczych gwiazd?… Nagle niedaleko od siebie usłyszała czyjąś cichą rozmowę, dochodzącą zza „żywej ścianki”. Ten żywopłocik współtworzyły grube pnącza i krzewy róż. Były na tyle gęste, że nawet za dnia nie było możliwe dostrzec, kto stoi po ich drugiej stronie. Mimowolnie wścibsko nastawiła ucha. Nie to, żeby od razu podsłuchiwać, ale skoro ktoś po drugiej stronie rozmawia z kimś po polsku, to może zaraz pozna jakiś nowych tu rodaków? Gdy uzmysłowiła sobie, że to jednak nikt z obcych, że rozpoznaje głos ojczyma i Bartusa (lekko tylko zniekształcone alkoholowym tembrem) – początkowo zamierzała od razu dołączyć do nich, ale zanim podjęła decyzję – dosłyszała pierwsze zapierające dech wypowiedzi i… zamarła… Skulila się cała i „skamieniała”.
– Mówię ci, że coś z tym facetem nie tak. Moim zdaniem to transwestyta, przerobiona kobieta. Obserwowałem go wczoraj i przez cały dzisiejszy dzień. Bart, przecież wiesz, że mam duże doświadczenie w relacjach z transseksualistami i osobami homoseksualnymi. Wiem, co mówię…
– Ale, chłopie, przecież on jest z dziewczyną, twoja pasierbicą! Przyjechali tu razem. Chcesz powiedzieć, że nie uprawiają seksu?
– Nie. Oczywiście, że uprawiają. Medycyna potrafi dziś przyprawiać transwestytom członki, tak skutecznie, że ich właściciele mogą sobie poczynać do woli! – roześmiał się Babicki. – Przypatrz się, zresztą, przyjacielu, te jego miękkie kobiece ruchy, spójrz na rysy twarzy: delikatne, bez śladu zarostu, różowawe policzki – słowem: ślicznotka, czy raczej… ślicznotek. Nie miałbym nic przeciw, aby spędzić z takim kiciem gorącą noc.
– Idziesz po całości, Januszku… Tak, jak nie miałbyś niby ty, z kim spędzać tu nocy.
– Lifestyle, mój drogi przyjacielu. W życiu trzeba spróbować wszystkiego. Niby jestem tradycjonalista, ale i nieobca mi wszelka egzotyka… Przecież znasz mnie od tej strony. No, ale mam pecha. Pani „Michaelka” jest tutaj z moją pasierbicą. No i nie chcę denerwować żony, ona nosi dziś przecież moje dzieci. Moje pierwsze dzieci tak długo wyczekiwane. Żadna z kobiet nie urodziła mi dziecka. A tu – takie szczęście! Dwójka naraz. Muszę chronić mamuśkę. Oj, muszę!
– I Nie boisz się, że za każdym razem, gdy udajesz się z Cateriną na te wasze tournée Marina podejrzewa cię o wiarołomność? Albo, jeszcze lepiej, że pod twoją nieobecność nie próbuje sobie umilać czasu w jakiś męskich wrażliwych ramionach?
– Nie. Ani trochę. Spoko! Marina jest bardzo naiwną i nieskomplikowaną kobietą. Specjalnie taką sobie wybrałem. Ona całkowicie zajęta jest swoją sztuką, swoim malarstwem, a teraz w dodatku jest w ciąży. Nie! Nie w głowie jej takie sprawy. Ja jej nawet nie mówię, gdzie za każdym razem lecimy. I ona nie nalega. Ufa mi bezgranicznie. Nawet co do Cateriny pogodziła się, głuptaska, że tamta stale przy mnie, jak mamusia… A ja i tak, wkrótce, znów żoneczkę „przedporodowo położę” na dwa miesiące w jakieś klinice, albo w uzdrowisku i będę wolny, jak ptaszek!
– Ty konspiratorze, – cicho zachichotał Bartek. – A z Cateriną, to jak u ciebie? Thomasa się nie boisz?
– A tobie – co niby na myśli?
– No przecież wiesz: bara-bara! Te sprawy…
– Bart! Przestań… Są kwestie, o których dżentelmeni nie dyskutują, a już szczególnie, gdy dotyczą naszych wspólnych przyjaciółek i dam… Jeśli już tak bardzo interesujesz się Cateriną, to mogę ci tylko powiedzieć, że ta nasza Kasieńka to bardzo gorąca i temperamentna kobitka. Bo już kilka razy dawała pożywkę paparazzim… Ale, nie ciągnij mnie dalej za język… Więcej ode mnie niczego się nie dowiesz…
– Co mam wiedzieć, to i tak wiem, – zachichotał prześmiewczo… I pewno nie ja jeden.
– Bart! Mój Sherlocku Holmesie, powiadam: basta! – i Babicki zamilkł, jak grób.
– Już dobrze, dobrze… A tak w ogóle – szkoda, że tak mało tu lasek do wyrwania. Czemu nie zaprosiłeś Beaty, Clavii, Agnieszki…Nie musiałbym teraz zalewać się samotnie po nocach. – Bartus ponownie „zagrzał” dyskusję.
– I kto to mówi? Mój grzeczny i obyczajny chłopczyk? – A zapraszałem, jeśli chcesz wiedzieć. Zapraszałem i ja, i Kaśka, zresztą też w moim imieniu. Nie przyjechały, bo widocznie miały lepsze towarzystwo, niż nasze… Nawet Patryk, nasz radosny doktorek, zdezerterował dowiadując się, że nie będzie tu Cateriny…
– No właśnie, a tak naprawdę dlaczego jej tu nie ma? – przerwał mu Bartus.
– A jaką wersje chcesz poznać? Hard czy soft?
– A real version please!
– No wiesz, przyjacielu… Pan mężulek Thomas ujął się honorem…
– Nie panimaju!
– No bo ta moja Kasiula miast cicho siedzieć i nie nagłaśniać rewelacji tutejszego tabloida – „Bleska” – o naszym zresztą romansie (rzekomo przez nich wyniuchanym i namierzonym) – skierowała sprawę do sądu o zniesławienie i szkody medialne na brandingu Spółki. To ja jej mówię: Kaśka, ty głupia jesteś! Teraz to dopiero, pod kieratem wiszących kar, dobiorą się nam do dupy i co zrobimy, jak ich dziennikarze dokopią się do tego, do czego im wara?!…
– No, no – dobre! I co ona na to?
– Ona – nic. To ja jej kazałem wycofać sprawę i wyciszyć adwokatów przekonując, że więcej możemy stracić, niż zyskać na jakimś gównianym odszkodowaniu. Przyznała mi racje. Ale z kolei Thomas, jak przystało na naukowca, logicznie zinterpretował, że skoro żona odstępuje od dociekania prawdy, to ewidentnie ma coś kompromitującego na sumieniu, innymi słowy: bojąc się wydostania skandalicznych faktów i prawdy na światło dzienne – salwuje się sądowną ucieczką. Podobno Thomas już wyjechał do swych Niemiec na stałe i zamierza składać pozew o rozwód…
– O cholera!
– No widzisz Bart… Ciężkie jest życie na świeczniku. Ale nie przejmuj się… Kaśka to silna baba. Co ją nie zniszczy – to wzmocni. Ale, jak chcesz, mam dla ciebie i wersje soft…
– Dawaj!
– Życzliwe osoby zadbały, aby do uszu szlachetnego doktora Thomasa doszły słuchy, jakoby chlebodawca małżonki wyraził zaniepokojenie niewłaściwym rozwojem osobistych relacji między zacnym niemieckim lekarzem a moją żoną. Zacny lekarz w trosce o swoje nieposzlakowane imię zawija się na pięcie i usuwa z życia towarzyskiego, najlepiej – na zawsze. Troskliwa małżonka przezacnego lekarza nie opuszcza go w biedzie, i również zrywa wszelkie kontakty towarzyskie, przynajmniej na jakiś czas…
– Kurde, ale jajki! – zagotował się Bartus, – Gadaj Janusz, która z tych wersji prawdziwa?
– Może obie? No dobra nie będę cię męczył. Obiecałem Marinie, że odpocznie od moich relacji z Cateriną, bo po Nowym Roku znów będzie musiała pogodzić się z faktem, że ruszamy z Kaśką na podbój medialnego świata.
– A teraz zamierzasz trochę poniańczyć ukochaną, żoneczkę? Czyż nie?
– Czyż. – Zaśmiał się Janusz. – no, ale kolego, czemu narzekasz mi na brak tu towaru?
– A bo tak nie jest?
– No nie! Zobacz – masz Aśkę, która patrzy w ciebie, jak w obrazek… Masz moją pasierbicę, która na pewno wolałaby faceta z jajami, a nie jakiegoś, sorry, jakąś wydmuszkę… A ty co? Stoisz tu, gadasz ze mną, a dziewczyny aż piszczą… Do roboty, przyjacielu. Jabłka trzeba rwać, póki nie spadną. Bo wtedy już tylko same robaczywki.
– Dzięki za radę. A żebyś wiedział, nawet dziś próbowałem wtulić się do Nineczki, podczas pościelówy, i było całkiem miło, jet w niej sporo lubego ciałka do popieszczenia … ale potem gdzieś mi się dziewczątko-niewiniątko urwało… a Aśkę, jak ostatnio widziałem, bajeruje ten Michał-wydmuszek, przynajmniej, jak tutaj szliśmy to widziałem, że siedzą przy barze i wesoło się bawią.
„Mój Michael i Joanna? – o Matko Święta…” – i już i tak cały czas ugięte kolana pod Janiną jeszcze bardziej się ugięły.
– No dobra, teraz niańczysz żoncię, jutro będziesz brykał z Caterinką, a pojutrze…
– Bart! Cholera! Coś już raz ustaliliśmy… – krzyknął ze złością Babicki
– No wiem, wiem… Caterina jest, ma być… omni suspicione! Sorry, mea culpa! No więc?
– Teraz, póki co, mam ochotę tylko na „Michaellę”
– O! alez z ciebie wyrafinowany smakosz! – prychnął ze śmiechem Bartus.
– Owszem! Wyczuwam, że może być z „nią” niezła zabawa, przyjacielu…
– Pytanie, czy i „ono” będzie miało ochotę się bawić? A co, jeśli ni?
– Dobiję swego, przyjacielu! Tak jak byś mnie nie znał… Już czuję te delikatne ciało w mych ramionach. Zastanawiam się, z jakim rozmiarem wszyli tej panience nowy organ? – i po raz kolejny obleśnie zachichotał. – Chcesz, możemy przybić piątkę, że spędzę z nią kilka „czułych” godzin.
– Ciekawe, czy ta twoja pasierbica wie, kim jest w rzeczywistości jej chłopak?
– Pewnie nie wie, nie ma dziewczynka doświadczenia. Bo niby skąd miałby je mieć?… Marina też na pewno nie wie… też w te kulki nieobyta. – spokojnym głosem osądził Babicki.
– A o co się zakładamy?
– Obojętne. Wybierz sam.
– Więc… Dobra! O twoją willę w Meksyku. A jeśli ja przegram – o mój dom w Londynie. Pamiętasz? – ten dwukondygnacyjny na obrzeżach miasta.
– Pamiętam. Może być.
– I ile czasu potrzebujesz?
– Nie chciałbym się spieszyć, gdyby nie ciążą Mariny – wystarczyłby miesiąc… A tak – potrzebuję ze sześć. I jak zwykle: jako corpus delicti – nagranie wideo.
– No to przybijamy, Januszku!
– Przybijamy!
Rozległ się głuchy dźwięk plaśniętych dłoni i zaraz potem kroki oddalających się mężczyzn. Nina wciąż stała „nieżywa”, na wpół ugiętych kolanach. W skroni jej pulsowało, całe ciało pokrywały małe strużki zimnego potu. Nie ruszając się z miejsca jeszcze przez chwilę, w końcu na nogach jak z waty powoli ruszyła w stronę balkonowych drzwi. W restauracji wciąż bawiło się kilka osób, ale żadnych znajomych nie zauważyła. Nie była zresztą w stanie. Skierowała się w stronę windy chcąc wjechać na swoje hotelowe piętro. I dopiero wtedy patrząc w stronę baru zobaczyła, jak Michael i Joanna siedzą ugięci nad kokilkami wypełnionymi lodami i o czymś miło rozmawiają. Widząc Janinę, młody mężczyzna pomachał w jej kierunku, ale że nie reagowała – podbiegł do niej.
– Ninko, a ty dokąd? – zapytał. – Czekałem tu na ciebie i czekałem, a ciebie nie było i nie było. Wszyscy już poszli. Tylko Joasia dotrzymała mi towarzystwa. Wiesz, to bardzo ciekawa kobieta. Zaimponowała mi swoją wiedzą muzyczną i licznymi kontaktami ze świata literatury i wszelakiej sztuki. Powinniśmy się z nią lepiej poznać…
– Byłam na spacerze, w parku. Jest w nim wiele pięknych iluminacji i klombów z kwiatami. Tak. Wiem. Joanna. Chętnie, kiedyś… – i nieskładnie zaczęła klecić jakieś sensowne zdanie.
Michael spojrzał na swą dziewczynę trochę zdziwiony, ale jej plączące się wypowiedzi położył na karb nocnego zmęczenia.
– Chodź, odprowadzimy razem Joasię do pokoju i sami udamy się już do swojego. – I pocałował dziewczynę w policzek.
Gdy przestąpili próg swojego pokoju Janina bez słowa komentarza rzuciła się na łóżko.
– A w ogóle, co ty jesteś taka blada? – Zapytał chłopak rozbierając się i przygotowując do „zanurkowania” pod prysznic.
– Ja? Zmęczyłam się…
– Jakaś taka jesteś wyciszona, Ninuś, i zupełnie do siebie niepodobna… – odezwał się z troską.
– Zmęczyłam się i chyba za bardzo dużo wypiłam niepotrzebnych drinków. – Odpowiedziała dziewczyna i nie podnosząc się z łózka zrzuciła wieczorowe pantofle. – Idź już pod ten prysznic. Ja pójdę po tobie, a potem od razu będę spać.
– Jak chcesz… No to, dobranoc, kochanie! – powiedział Michael i pochylił się nad Janiną, i delikatnie objąwszy swoją „miłość” cichutko sapnął.
Sen nie przychodził. Dziewczyna przypominała sobie każde słowo wypowiadane przez jej ojczyma: „znaczy, taki z niego Casanova, że z każdą próbuje iść do łóżka? Skąd ludzie mają taki dziki temperament!? Zdradza moją matkę ze wszystkimi, na które ma ochotę, i nie ma znaczenia, czy „niebieski…” kocha egzotykę i o tym wszystkim zwierza się kumplowi? Na pewno i ta jego Caterina we wszystko jest wprowadzona. I na pewno są kochankami… O rany! W co ta moja mama wdepnęła?! Mężczyźni zazwyczaj wszystko wiedzą o sobie, lecz nie zwierzają się ze swych tajemnic przed żonami. Może on nawet w żadne tam takie delegacje nie lata, a szlaja się po domach uciech i przyjmuje w eleganckich hotelach prostytutki? Pewno tak… a mamie mówi, że w sprawach biznesowych?… Ona naprawdę nie wie, gdzie on leci, i dlaczego? A na wygląd – taki troskliwy, kochający mąż. O mój Boże!… Bidna mama! Postanowił „położyć” żonę w szpitalu na dwa miesiące, aby co? By spokojnie oddawać się orgietkom? Straszne! Muszę wesprzeć mamę i temu zapobiec. Chce uwieść Michaela, zaciągnąć go do łóżka i zgwałcić? A może i Mike sam będzie miał ochotę na seks niekonwencjonalny?? O Boże! Jak ja słabo znam mężczyzn. Co robić? A jeśli nie zechce, to co? Ojczym zwabi go i zgwałci? Mike jest taki często niezdecydowany i zachowuje się dokładnie jak zwykła słaba dziewczyna…” – (Nina zaczęła przypominać sobie niedawny przypadek z chłopczykiem, jak jej przyjaciel całkowicie się rozkleił i zachowywał tak cicho, jakby w ogóle był nieobecny w całym dramatycznym zamieszaniu…To przecież ona – Nina wszystko wzięła na siebie i wszystko sama doprowadziła do końca. „Dobrze, że zabójcę tego dzieciaczka schwytano.) A mama co? Niczego nie dostrzega? nie widzi? zakochana po uszy? Jak jej o tym powiedzieć?? Ona nie uwierzy. Uzna – że oszalałam. Nie mam żadnych dowodów – jedynie to, co usłyszałam. Usłyszałam – nawet nie widząc ich twarzy. Powiedzą, że specjalnie mną rozegrali, tak dla żartów. Nie! Niczego mamie nie powiem, nie doprowadzę do jej rozstroju. I mój ojczymek-diabeł niech się prowadzi dalej dla znajomych jak zakochany troskliwy żonkoś. Gdyby ktoś mi o nim coś podobnego powiedział, też bym i za nic w świecie bym nie uwierzyła… Wielki i wielce szanowany celebryta. Książę z bajki! O cholera! W co myśmy wdepnęły!”
Janina wstała z łóżka, mimowolnie odnotowując, jak jej chłopak cicho pochrapuje. Niczego nie wie – a u niej taka tragedia! Wyjęła z lodówki butelkę dobrego białego wina, nalała sobie pełną szklankę i wypiła jednym haustem. Potem poszła pod prysznic i długo stała pod zimną bieżącą wodą. W końcu – doprowadzała swe myśli do porządku. Doprowadziwszy – trochę się uspokoiła, wyszła spod prysznica, przysiadła na łóżku. „Tak, trzeba odgrodzić Michaela od towarzystwa mężczyzn, a już ojczyma – przede wszystkim. Nie wolno mi zostawiać go samego, i powinnam uważnie śledzić każdy krok ojczyma. I sprawiać przed nim wrażenie, że o niczym nie wiem. Nie narażać i siebie, i mej kochanej mamy. Tak wysoka jest stawka we grze, że ten szatan-mężczyzna może nie cofnac się przed niczym. Nawet zabójstwem! Tak… Lepiej byłoby dla wszystkich, gdybym niczego nie usłyszała i niczego się nie dowiedziałam. Ale stało się, co się stało. I już nic na to nie poradzę. Musze teraz czujniej śledzić poczynania ojczyma i jego relacje z moją mamą”.
Tuż nad ranem dziewczyna zasnęła.
*
Świeto Bożego Narodzenia spędzone w wesołej Kompanii, szczególnie w Jerozolimie, było dla wszystkich cudowne. Może z wyłączeniem Janiny. Ale bardzo się starała, aby nikt po niej niczego nie poznał. Bacznie analizując zachowanie się ojczyma i Bartka doszła do wniosku, że nie dochodzi „tu i teraz” do żadnych „grzechów” i nawet zaczęła myśleć już pod sam koniec podróży, że może tak naprawdę wszystko jej się przyśniło albo miała jakieś chorobliwe halucynacje. Przed wyjazdem na lotnisko Babicki podarował im wielki pled, ręcznie wykonany przez miejscowych artystów i powiedział, że to jest jego dodatkowy prezent bożenarodzeniowy, a następnie pocałował ją w oba policzki a Michaelowi kurtuazyjnie uścisnął obie dłonie. Reszta towarzystwa miała przed sobą jeszcze trzy dni, które wszyscy wspólnie spędzą nad Morzem Czerwonym.
Marina była bardzo zadowolona z wyjazdu, podróż w obie strony zniosła dobrze i czuła się świetnie. Ciepło i jasne słońce zakumulowały się w niej i na długie tygodnie będą przydawać dobrego nastroju i sił, tak bardzo potrzebnych dla przyszłej mamy.
– Kochany! Dzis mamy 29 grudnia, wracajmy do domu! Wkrótce nasz Nowy Rok!
– Dobrze, Marinko. Już zresztą kazałem przygotować samolot i jutro rano wracamy. Tak więc dziś, kochanie, może z wody nie wychodzić, pluskać się i pływać do woli. Ciesz się już ostatnimi godzinami nad ciepłym morzem… – czule zachęcał opiekuńczy mąż delikatnie całując małżonkę po opalonej szyi.
– Spojrz, Jaśku, a ja namalowałam pejzażyk… taki słabiuchny, ale sympatyczny. Wciąż jeszcze nie potrafię ogarnąć wielkości morza w całej jego krasie i sile.
– Kiedy ty to zdążyłaś? Nie widziałem cię tutaj ani razu przy sztalugach! – Entuzjastycznie krzyknął zaskoczony Janusz. – No, ładny ten twój pejzażyk, Marinko. Naprawdę ładny… – Szczerze wyrażał komplementy Janusz. – Może kiedyś zechcesz tu z dziećmi przyjechać i malować kolejne pejzaże, albo nawet zamieszkać na dłużej w pobliżu, jak będzie potrzeba?
– Malowałam, mężu, podczas masażu i zabiegów kosmetycznych, którym się poddawałeś i gdy chodziłeś z Bartusem na piwo…
Książę z bajki – lista rozdziałów
Oj, Panie Babicki, czyli Pańska Marina to romansowa dziewczyna 😉 Tak, jak pisałam – razem z Thomasem szukamy jej zastępczego agenta. Pierwotnie naszym wyborem był Dieter von Sonnenberg z berlińskiego Domu Aukcyjnego „Haus der Kunst”/”Dom Sztuki”, ale to także szarmancki przystojniak, więc… chyba z niego od razu zrezygnujemy! 😉 Mamy na oka jeszcze jedna osobę – z charakteru wypisz-wymaluj agentkę niejakiego Jakuba Kusego z kultowego serialu „Ranczo”. (Notabene, jest to jedyny polski serial, jaki oglądam 😉 – nie wiem, czy Pan także).
CF
Droga Przyjaciółko, propozycją zatrudnienia agentki mojego starego kompana Kuby Kusego po raz kolejny udowadniasz, że znasz oczekiwania i preferencje „swojego Babickiego” na wylot. Tak się bowiem składa, że seksowną i kipiąca wigorem Moniką zainteresowany byłem osobiście już od dawna. Kto, jak kto, ale Ty przecież świetnie wiesz, że od wielu lat ceniłem sobie i cenię kobiety o wyrazistych rysach, niezbyt obfitych kształtach, za to o nieposkromionym temperamencie i nieograniczonej fantazji. A taką drapieżną kotką jest właśnie rzeczona agentka mojego kumpla.
Obawiam się jednak, że również mając świadomość jej walorów Marina byłaby zaniepokojona z konieczności, wszędobylską obecnością w naszym kręgu Moniki, podobnie, jak stało się to już za Twoją sprawą, to jest osoby, którą Marina toleruje z coraz większym trudem. Dlatego myślę, ze bezpieczniejszy byłby dla mojej żony agent. Najlepiej jakiś mnich, gej, ewentualnie inwalida na wózku… Gdybyś takiego znalazła – daj znać!
Jak tam na urlopie? Nie tęsknisz już za „swoim Babickim”, nowymi projektami i wielkim światem?
Czekając naszych kolejnych, wspólnych i stale ambitnych wyzwań – pozdrawiam od serducha! 🙂
jb
Panie Babicki :), ponieważ Pan i Marina mieszkacie pod czeskim niebem, Thomas i ja doszliśmy do wniosku, że dobrze byłoby znaleźć agenta na miejscu. Oto nasze „znalezisko”: 35- letni Jiří Ježek, ze względu na bujny czarny zarost zwany „Rumcajsem”, czołowy czeski krytyk sztuki, właściciel galerii „Ars longa, vita brevis” znajdującej się na Hradčanach. Szczęśliwy mąż i ojciec kierujący się w życiu uczuciowym jeszcze bardziej purytańskimi zasadami niż ja sama ;).
Myślę, że się nada.
Pozdrawiam serdecznie siedząc na walizkach 😉
CF