Przypowieść 28
Na przystanku autobusowym czekają we dwoje: dojrzały, z siwymi kosmykami mężczyzna i pięcioletnia dziewczynka. Mężczyzna siedzi na ławce: w jednej ręce trzyma mały bukiet róż, w drugiej – wypchaną torbę z zakupami. Dziewczynka stoi w pobliżu, kołysze się z boku na bok i wymachując rączkami zadaje tacie przeróżne pytania. Nie czekając odpowiedzi sama bezzwłocznie odpowiada.
– Tatusiu, a wiesz, czemu koty mają ogonki? Żeby były ładniejsze! A czemu niebo jest niebieskie? Bo mieszkają w nim gołębie. I od czego chmury są szare lub czarne? Nie wiesz! A ja wiem! To od pierza wróbli i wron. A białe obłoki są z łabędziego puchu. Ale i tak gołębi, tatusiu, jest więcej!… Uważasz, tatku, inaczej? Nieprawidłowo! Nie, nie!
Dziewczynka śmieje się radośnie, klaszcze w malutkie rączki. Ojciec się uśmiecha.
– Papa! Wiesz, czemu człowiek ma dwoje oczu? A po to, aby jednym widzieć tylko dobre, a drugim – złe. Nie wierzysz? No to zamknij oba. A teraz jedno otwórz. Tylko jedno! I co widzisz?
– Ciebie, moje słoneczko…
– To prawda! I jaka jestem? Dobra!?
– Jesteś najlepsza ze wszystkich, moje słoneczko!
– A teraz znów zamknij oba, a potem przelicz paluszki w dłoniach i pomalutku odkryj drugie oczko.
Podczas gdy mężczyzna siedzi z zamkniętymi oczyma, dziewczynka ucieka i chowa się za ciemną, stalową ścianką przystanku, a następnie ostrożnie wystawia zza niej główkę i krzyczy.
– Tatusiu, a teraz co widzisz?
Mężczyzna się uśmiecha, rozgląda i nagle wzdryga. Oto zza rogu ulicy pospiesznie zbliża się do niego dobrze mu ongiś znana kobieta – smukła brunetka o dużych, szarych oczach, małym zgrabnym nosku, wysadzistych policzkach, zmysłowych, pulchnych wargach. Zbliża się i podnosi ręce, jakby chciała się do niego przytulić.
– O! Kogo to ja widzę! Kopę lat! – woła do mężczyzny, jeszcze zdala.
Ten – półprzytomnie mruczy coś, próbując wstać, ale z powrotem niezdarnie spada na ławkę, a potem ponownie podnosi się z trudem. Córka podbiega do ojca i szarpiąc go za rękaw niecierpliwie pyta.
– Tatusiu! Czemu nie odpowiadasz? Tatusiu, słyszysz mnie? Papo, co widzisz? Zobacz jak źle na tym przystanku: z kosza wysypują się śmieci i kałuża po wczorajszym deszczu jeszcze nie wyschła!
Mężczyzna wyprostował się. Ręką, w której trzymał kwiaty delikatnie uściskał kobietę i cicho, ale z udawanym humorem przemówił:
– Witaj! Mam nadzieję, że obejdziemy się teraz bez twych zwyczajowych dąsów. Poznaj moją córuchnę! – Moje największe szczęście!
Kobieta marszczy brwi i kiwając głową ze zdumieniem patrzy na dziewczynkę.
– O! jak miło i …przyjemnie … znów ciebie widzieć… Tak! – Śliczna córeczka…Dziwne, a lekarz mówił, że nie możesz mieć dzieci, dlatego odeszłam… No, tak, prawda. Ja też nie miałam wtedy głowy do dzieci… No, dobra… Ale naprawdę fajnie znów ciebie widzieć. Naprawdę się cieszę! A w ogóle, jak żyjesz? Opowiadaj!…
– W porządku.
Kobieta nieoczekiwanie siada naprzeciwko dziewczynki i przez dłuższą chwilę wpatruje się w jej sylwetkę i skupioną twarz. Próbując się uśmiechać, pyta.
– Jak masz na imię?
– Sabinka.
– A ile masz lat?… A jak na nazwisko?
Dziewczyna niechętnie odpowiada. Kobieta nagle wstaje, grzebie pospiesznie w torebce, wyciąga małą pomiętą czekoladkę.
– No, dziwne… I jaka do ciebie podobna… No, kochanie, weź proszę, to dla ciebie…
– Nam mamusia nie pozwala niczego brać od cudzych cioć i wujków.
Dziarsko odpowiedziawszy odkręca głowę do taty. Mężczyzna kładzie kwiaty na ławce, zabiera czekoladkę, ale nie wręcza córce.
– A może jednak weźmiesz, słoneczko. Podzielisz się nią z braciszkiem, dobrze? Z młodszym braciszkiem…
Dziewczyna odmawia, dumnie nadymając wargi i odchodząc kroczek na bok. Kobieta bardzo cicho pyta:
– Braciszek? Jej… to znaczy, masz jeszcze synka? Ale lekarz mówił, że nie możesz mieć dzieci. Dlatego się z tobą rozwiodłam. Wiesz przecież. Tylko dlatego. Nikogo innego nie potrzebowałam, tylko ciebie! Nawet i teraz gotowa byłabym zapomnieć, wybaczyć, wyrzucić przeszłość na śmietnik… Ja do tej pory ciebie jednego, słyszysz, latami, dniami, nocami, tylko ciebie jednego ko…
Mężczyzna uśmiecha się z zakłopotaniem, oddaje czekoladkę kobiecie.
– A mi się wydawało, że przez te lata nie zasmucałaś się zbyt bardzo… A i wcześniej, też nie. Najpierw ten, który zasypywał cię emailami, potem sympatyczny dentysta…Zresztą, co mi do tego… Było, minęło.
– Więc… Więc wiedziałeś o nich? Ale… to wszystko bzdury! Kto … kto ci o nich nagadał? Żałośni plotkarze! Podli donosiciele!
Głos kobiecie ochrypł. Jej twarz szybko zasiniała fioletem, na rozpalonych policzkach rozpuszczony krem zbrylał się w kapki. Do przystanku zbliżał się z oddali autobus. Mężczyzna wciąż z zakłopotaniem się uśmiechał, ale w jednym oku czuł, jak zamigotała łza.
– Przepraszam, ale czekają na nas już w domu. Prosto z przedszkola poszliśmy do ZOO i troszkę się tam zasiedzieliśmy. Lepiej powiedz, co u ciebie?
Bierze kwiaty, przytula córkę. Ale kobieta nie odpowiada, patrzy bezradnie raz na dziewczynkę, raz na bukiet, raz na torbę z zakupami. Jej wargi skosem układają się w niesmak, w gorycz, w zdumienie…
*
Siedząc już w autobusie dziewczynka ostrożnie podnosi rękę ojca i przyciskając jego dłoń do swego policzka delikatnie pyta:
– Tatusiu, a kim była ta pokraśniała ciocia?
Mężczyzna zamyślił się, zachmurzył, zmarszczył brwi, a potem nagle rześko wyprostował się i uśmiechnął:
– Och! Ta z przystanku? Zaraz, zaraz… Jak ty tam, słoneczko, w swojej teorii przekonywałaś? – No, w zależności jakim okiem patrzeć! Tak, moje słoneczko, zależy jakim na nią okiem patrzeć, taką była…
I po chwili cicho dorzucił:
– Dobrze, że wracamy do domu. Tam każde nasze oczko, na szczęście, zawsze widzi i zobaczy to samo… i tylko dobre.