Oczy nieznajomej

Ten dzień zaczął się jak każdy inny. Nie, nie było niczego takiego, co zwiastowałoby cokolwiek, co mogłoby wpłynąć na dalsze moje życie i jego postrzeganie, na ocenę uczuć, które mi towarzyszą. To był… Tak, to był siódmy dzień lata… Tajemnicza siódemka… Być może to ona odegrała tu jakąś rolę? Kto wie…

Tak więc siódmy dzień lata rozpoczął się zwyczajnie. Słońce wesoło świeciło na nieboskłonie i pozdrawiało wszystko, co żywe. Łagodny wiaterek flirtował z drzewami i z firankami w oknach, wprawiając jedne i drugie w dobry nastrój. Wietrzyk wleciał przez moje okno, przemknął po całym pokoju, zaszeleścił papierami na biurku, by w końcu zaplątawszy się w grubych zasłonach ledwie umknąć z powrotem na ulicę… Leżałem i rozmyślałem o tym, że mimo wszystko życie – to piękna rzecz i powinno się uważniej przyglądać cudom, których jest sprawcą…

Piękna młoda kobieta w czerwonej sukni, z czarnym tiulem nad oczyma i z czerwonym kwiatem wpiętym we włosy stała przed poręczą mostu i w zamyśleniu patrzyła w dół, na ciemną, nieco wzburzoną rzekę. Z boku mogło się wydawać, że myśli o czymś bardzo 12814713_789661847804831_6537682955949192707_npoważnym. Oblicze jej wyrażało tyle rozpaczy i smutku, że nie dało się przejść obok, zostawiając dziewczynę na pastwę losu – w potyczce jeden na jednego, pozostawić samotną w walce z czymś, wszystko na to wskazuje, strasznym, w walce – która bez względu na wynik potyczki sprawi, że dalsze życie dziewczyny nie będzie piękne.

Stałam kilka metrów obok starając się nie zdradzać swej obecności w jakikolwiek sposób. Stałem i obserwowałem ją, gotowy w każdej chwili przyjść z pomocą. Kobieta była tak zanurzona w rozmyślaniach, że nie widziała i nie słyszała wokół nikogo i niczego…

Ów szykowny drewniany most, w dużym, choć już nieco zapuszczonym „Parku Miłości” w Lubniewicach, jak przypuszczam, niejedno widywał. Widział namiętne pocałunki, widział samotnego starszego pana z laską – spacerującego po nim w każdą pogodę, obserwował młodego artystę starającego się namalować arcydzieło, które nijak nie poddawało się jego woli… Widział i tych, którzy próbowali tu rozstać się z życiem, ale, na szczęście, bez powodzenia… Widywał i mnie. I tylko w żaden sposób nie mógł zrozumieć, co takiego mi – na pozór niemającego powodów do narzekań mężczyźnie – nie podoba się w tym ziemskim życiu? Patrzył na mnie prawie codziennie, starał się jakoś pomóc, ale jak i w czym? – Nie miał pojęcia. Tę młodą damę zauważył także. Było przecież w jej oczach coś, co nie tylko, przyciągało jego uwagę. W znany jedynie sobie sposób zrozumiał, że ta kobieta musi być bardzo nieszczęśliwa, choć przecież żadnych na to dowodów nie było.

A ja, który jeszcze dziś rano stwierdziłem, że życie jest pełne cudów, teraz nie wiedziałem, co los zaserwuje dalej… i czy po tym wszystkim życie na pewno wciąż będzie dla mnie piękne? Są przecież chwile, gdy z bólu i strachu nie da się oddychać. Wtedy zaczyna się rozumieć, że nie wszystko bywa takie, jakby się chciało, a na pewno – nie zawsze.

Kontynuowałem obserwację. Miałem wrażenie, że czas, jakby zatrzymał się. Stary drewniany most westchnął – prawdopodobnie dziwiąc się ludziom, którzy zdolni są do robienia ze wszystkiego problemów, nawet z tego, z czego, wydawałoby się, nijak się nie da. Sytuacja nie wyjaśniała się. Podszedłem do nieznajomej i zapytałem, czy nie potrzebuje pomocy?… Zaskoczona wzdrygnęła się i odwróciła. Wtedy zobaczyłem jej oczy. W nich nie było grama życia! Jakaś martwota, i nie wiadomo, od kiedy… Pewno od dawna. Co sprawiło, co wyzuło z życia te oczy? – Coś poważnego. Bez wątpienia. Drobne głupstwa nie mają takich sił…

Spojrzała… na wskroś, przeze mnie i powoli ruszyła w stronę wyjścia z parku. Wtedy z kolei ja podszedłem do poręczy i popatrzyłem w wodę, która tak długo przyciągała wzrok nieznajomej… Ciemna woda milczała. Potrafiła chować tajemnice.

Potem spacerowałem po opustoszałych alejkach, napajałem się przybyłym od niedawna latem, a myśli co rusz wracały do tej dziwnej samotnej sylwetki na moście. Czemu nie daje mi spokoju? Czemu tak zapałałem chęcią niesienia nieznajomej kobiecie pomocy, zapewnienia ochrony i uczynienia jej… szczęśliwą?!

Zdawałem sobie sprawę, że jej absolutnie nie znam, że nie mam pojęcia, co sprawiło, że jej oczy są martwe do tego stopnia, iż patrzenie w nie sprawia ból…

Ale to właśnie dziś, siódmego dnia lata twardo postanowiłem, że znajdę odpowiedź na wszystkie pytania i uczynię wszystko (co możliwe i niemożliwe), aby zobaczyć, jak śmieją się te oczy…

*

Mijały dni. Życie toczyło się swym zwykłym rutynowym rytmem: praca, obowiązki, podróże, odczucia, uczucia, myśli…

Szukałem jej w tłumach, na ulicach, w małych kawiarenkach, w parkach, w różnych miastach… Myśli o niej nie dawały mi spokoju. Szukałem i nie mogłem znaleźć… Śniła mi się po nocach: trzymałem ją za rękę i bałem się, że zaraz zniknie… Budziłem się… Dochodziło do mnie, że to był tylko sen – i znów zaczynałem szukać… Pragnienie, aby ją odnaleźć było tak silne, że zamieniało się w obsesję… W egzystencjalny cel… Ale, co z tego? – Rezultaty poszukiwań – żadne. A mimo to nie dopuszczałem myśli, że nie odnajdę jej nigdy. Taka opcja po prostu dla mnie nie istniała!

Drewniany most chował spojrzenie… Tej kobiety ani razu jej nie widział od tamtego czasu i czuł się winnym. Park szeleścił listowiem i także milczał. A jej oczy… jej oczy nadal nie dawały mi spokoju. Prosiły o pomoc. A ja… ja w niczym nie mogłem pomóc, bo nie potrafiłem jej znaleźć.

Pewnego dnia poleciałem do Holandii w interesach… Na kilka dni. Niderlandzki poranek jak każdy inny zacząłem od studiowania gazet. Patrząc na szpalty z lokalnymi ogłoszeniami nagle ujrzałem jej zdjęcie… Przysiadłem z wrażenia na łóżku. Myślałem, że moje serce zaraz wyskoczy z klatki i tu, w tym hotelowym pokoiku, zostawi mnie na zawsze.

Była w żałobie… W artykule stwierdzono, że Dominika Szewczenko przyjmuje kondolencje po śmierci męża-tyrana: Bartolomea…

Nie ma niczego bardziej okrutnego i bezwzględnego, niż śmierć… Umieramy za każdym razem, kiedy umierają nasi bliscy. (Tak było z moją Cateriną – też ledwie wskrzeszono mnie znad grobu). A nawet gdy umierają wrogowie. Ona umierała razem z nim. Oto skąd u niej były takie oczy…

Siedziałem na moim łóżku długo. Zdawało mi się, ze chyba wieczność. Serce przestało bić gdzieś w gardle i w końcu samoistnie powróciło na swoje miejsce… Czyżbym wreszcie ją znalazł? No jakżeby nie? Nie inaczej!… Dominka – ładne imię. Nie wiem dlaczego, ale wtedy, na moście – nie dopuszczałem myśli, że mogłaby nie być Polką, ten jej słowiański urok i melancholijne zamyślenie… Trudno o pomyłkę. Choć dobrze czułem, że w tych małych Lubniewicach była tylko przejazdem. Wracała do wspomnień? Odwiedzała bliskie sercu miejsca? Pewno tak…

 

„…Pobraliśmy się rok później – w zabytkowym kościółku na przedmieściach Warszawy. (Tak, tak! Stare Babice). Dominika nie chciała luksusowego ślubu z ogromną liczbą gości, choć nieśmiało jej o tym napomknąłem… Ale hrabina Szewczenko potrafiła obstawać przy swoim…

Nigdy mi nie mówiła o swym poprzednim mężu – Bartolomeo. Ta karta w jej życiu była definitywnie zamknięta. Rozumiałem, zresztą, jak bardzo sprawiały jej ból wspomnienia, choć u Dominiki nigdy nie widziałem łez. I tylko raz, przed powrotem z Holandii, słyszałem, jak płacze… Drzwi sypialni były uchylone… Trzymała w dłoniach jego portret i płakała tak, jak prawdopodobnie nigdy nie czyniła tego wcześniej. Prosiła go o przebaczenie… Przebaczenie za to, że nie żałuje jego śmierci ani trochę, że nigdy nie potrafiła go kochać, że teraz zaczyna żyć na nowo… i wreszcie uwolniona z jego niewoli czuje się szczęśliwą…

Cicho opuściłem apartament i zszedłem do restauracji, aby zamówić stolik na kolację.

Siedziała naprzeciwko… Mówiła coś i uśmiechała się. A ja – patrzyłem w jej oczy. Wreszcie piękne, głębokie, czułe… Łzy wymyły z nich cały ból i cierpienie i pozałączały radosne świetliki i w sercu, i w duszy… Oczy błyszczały, uśmiechały się, fascynowały, zwodziły z rozumu…”

 

Śni mi się każdej nocy. Do dziś jej nie znalazłem… Może dla kogoś być to czymś śmiesznym, i nawet jakimś głupim… I niech sobie będzie! Ale… oddałbym wszystko, co mam, za możliwość obudzenia się kiedyś wreszcie i ujrzenia jej obok siebie, i spojrzenia na mnie jej pięknych, zamyślonych, przepełnionych miłością oczu…

Kto wie? – Może oddałbym za to życie?…

 

 Lista Krótkich opowiadań o miłości