Ta cała historia przydarzyła się Stiepanowi Stiepanowiczowi zupełnie niedawno. Podczas ostatniego weekendu. I nie tylko jemu, ale i jego ukochanej żonie. Otóż, jakoś się stało, że Stiepan Stiepanowicz zadał sobie trud przeczytania dzieła pewnego znamienitego „profesora”. Mało powiedziane: przeczytania. Lekturę połknął z wypiekami na twarzy i przysłowiowym „jednym rzutem”. Ale czemu się dziwić? Oto, o czym była:
„Już miliony dysertacji napisano o kobiecym pięknie! A temat wciąż nierozwikłany. Chodzi o to, że kobiece piękno, to czcze bajanie! Bez niewyobrażalnych sztuczek, do których ucieka się kobieta, nie szczędząc wysiłków, czasu i pieniędzy, to Boże stworzenie byłoby niczym ładniejsze, niż budowlana cegła. Gdyby ktoś zechciał się o tym przekonać, mam radę: niech zrzuci z kobiety całe wierzchnie ubranie, niech zabierze podstawki (buty na szpilkach), poluźni gorset, ostrzyże włosy na głowie (a na nogach zostawi), zmyje wszystkie farby, pudry, szminki, perfumy, makijaż, pedicure i manicure, usunie jeszcze wiele więcej, o czym mężczyźni nie maja zielonego pojęcia, a wtedy to krótkonogie bezforemne stworzenie jawić się przed nim będzie w strasznej, ale wreszcie w swej prawdziwej postaci.
Jeśli by cały ten przemysł, który pracuje na rzekome kobiece piękno, a tak naprawdę na bajerowanie mężczyzn, skierować dla dobra potrzeb ludzkości – to na świecie już od dawna panowałaby powszechna szczęśliwość. No i zaludnienie na planecie Ziemia byłoby znacznie mniejsze, dlatego gdyż mężczyźni rzadziej inseminowaliby swe znaturalizowane połowice”
Owa, owszem, teoretyczna, acz ambitna dysertacja, wielce zainteresowała Stiepana Stiepanowicza. „Bo i, rzeczywiście, gdyby z mej najdroższej małżonki zrzucić wszystkie ubrania, odłączyć podstawkę (buty na szpilkach), usunąć wsparcie w postaci biustonosza, ogolić włosy i tak dalej, zgodnie z instrukcjami profesora… To, co by z niej było? – zastanawiał się Stiepan Stiepanowicz, – …ot i ciekawy dylemat”.
Stiepan Stiepanowicz podzielił się swymi przemyśleniami z żoną:
– Dawaj, Stiep! Zrobimy naukowy eksperyment! Zrzuć ze mnie całe ciuchy, zabierz podstawkę (buty na szpilkach) i tak dalej, zgodnie z instrukcjami profesora…
Żona, niczym jaki kamikaze. Zadecydowano, postanowiono. Z drobiazgami uporali się w trymiga. Dużo więcej czasu – strzyżenie. Były tu trzy etapy. Na początku podtępiałymi nożycami Stiepan Stiepanowicz zredukował długie, bujne i gęste włosy małżoneczki. Cierpiała. Potem maszynką do strzyżenia przeszedł po jej całej łepetynie. Ostał się tylko meszek. Cierpiała. Z obrączką był problem. Nijak nie dawała się zdjąć. Stiepan Stiepanowicz wyjął z szafki piłę i przepiłował swej lubej jej złote kolco. Cierpiała. Następnie małżonka weszła za zasłonkę, zdjęła negliż i wyszła.
– Czy jestem piękna? – Zapytała nieśmiało i wstydliwie.
– Piękna, piękna, – odpowiedział Stiepan Stiepanowicz.
– Łżesz, Stiepan. Chyba ci nie wierzę.
– Helenko, – odparł Stiepan Stiepanowicz, – w drobnych sprawach ciągle łżę, ale jeśli poważne zapytanie z twej strony zadane – to odpowiadam uczciwie i poważnie.
Stiepana Stiepanowicza zmęczył przeprowadzony eksperyment i w końcu poszedł spać. Po pewnym czasie pod jego kołdrę wsuwa się żona i pyta:
– Może znów zapuszczę włosy?
– Rób, co chcesz, – odpowiedział Stiepan Stiepanowicz. – Ty i tak jesteś dla mnie wciąż piękna. A tego profesora, jak kiedy na ulicy spotkam – mordę mu stłukę na kwaśne jabłko i nogi mu zwiążę morskim węzłem na plecach.
*
Koniec bajki.
A jaki z niej morał? Zapytacie…
Kochani! Z własną żoną, pewno, że dobrze jest poeksperymentować, ale, sapristi! Nie warto w kwestiach naukowych!..
Stiepana Stiepanowicza przypadki