Aurelia

  1. Prowansalskie preludium

Złocista poświata zachodzącego słońca oblewała ciepłym blaskiem kamieniczki w Arles, barwiąc pobliskie Place de Forum – centrum starożytnego miasteczka – odcieniami bursztynu i złota. Aurelia siedziała przy drewnianym stoliku kawiarni „Le Café Van Gogh”[1], tej samej, którą niegdyś uwiecznił na płótnie mistrz impresjonizmu. Musztardowa bluzka z zakrytymi ramionami subtelnie podkreślała jej urodę, przyciągając przelotne spojrzenia spacerowiczów, lecz ona zdawała się tego nie dostrzegać, całkowicie zatopiona w lekturze. Przed nią, na stoliku, stygła już trzecia filiżanka kawy tego popołudnia, a obok spoczywała książka „Ich pierwsze lato w Nohant” opowiadająca o Nohant i pierwszym lecie, jakie spędzili tam Chopin, George Sand i jej dwoje dzieci. Właśnie tam, w tym urokliwym miasteczku, i ja mogłabym rozpocząć wszystko od nowa… – przemknęło jej przez myśl, gdy odłożyła książkę. Jej palce mimowolnie dotknęły złotego serduszka, podarunku od babci, która mawiała, że prawdziwa miłość jest niczym muzyka – porusza najgłębsze struny duszy, niezależnie od czasu i miejsca, choć w pięknej scenerii porusza najpiękniej.

– Mademoiselle, czy życzy sobie pani coś jeszcze? – zapytał kelner Maurice, starszy mężczyzna o siwych, starannie przystrzyżonych wąsach i dobrotliwym spojrzeniu.

– Non, merci[2] – odparła Aurelia, uśmiechając się delikatnie. – Chociaż… może wie pan coś o historii tego miejsca? O Chopinie i George Sand?

Twarz Maurice’a rozpromieniła się, jakby czekał na to pytanie całe życie.

– Ah, oui![3] To była gorąca, prowansalska noc w czerwcu 1839 roku… – zawiesił na chwilę głos, by zgrabnie przenieść krzesełko z sąsiedniego pustego stolika i przysiąść się do Aurelii – George Sand zamówiła powóz właśnie tutaj, nieopodal. Chopin był już wówczas sławny, lecz wątłego zdrowia. Dokuczał mu uporczywy kaszel. Ona, ubrana po męsku, w spodniach i z cygarem w dłoni, z właściwą sobie energią zarządzała wszystkim. Wyruszyli stąd do Nohant o świcie.

Aurelia zamknęła oczy. Przed jej wewnętrznym wzrokiem wyłonił się obraz: elegancki Chopin w surducie, George Sand w męskim stroju, energicznie pakująca bagaże do powozu, niecierpliwe parsknięcie koni, pierwsze promienie słońca odbijające się w tafli przepływającego przez miasteczko Rodanu…

– Wie pani – kontynuował Maurice, jego głos nabrał cichego, niemal konspiracyjnego tonu – moja praprababka pracowała wówczas w gospodzie, w której się zatrzymali. Opowiadała mojemu dziadkowi, że Chopin całą noc nie zmrużył oka, komponując przy niewielkim sekretarzyku. George Sand siedziała obok, pochylona nad kartką papieru, pisząc przy migotliwym świetle świecy. Podobno właśnie tej nocy powstał szkic jego słynnej ballady F-dur.

Aurelia poczuła dreszcz emocji. Historia nabierała realnych kształtów, stawała się namacalna. Sięgnęła do torebki i wyjęła niewielki notes, w którym od lat zapisywała swoje przemyślenia i fragmenty zasłyszanych opowieści. Była dziennikarką muzyczną, ale w głębi duszy skrycie marzyła o napisaniu własnej książki.

– A wie pan, że ja również wybieram się do Nohant? – wyrwało jej się nagle, zaskoczona własną, spontaniczną decyzją.

Maurice uśmiechnął się tajemniczo.

– Czasem trzeba podążyć śladami czyjejś historii, aby odnaleźć własną, Mademoiselle – odparł z przekonaniem.

Nad Arles zapadał powoli zmierzch. Z pobliskiej kawiarni dobiegały melancholijne dźwięki akordeonu, wygrywającego starą, francuską melodię walca. Aurelia, zainspirowana opowieścią Maurice’a, zaczęła planować swoją podróż do Nohant. Wyciągnęła smartfon i sprawdziła trasę: Arles – Nohant. Ta sama droga, którą niegdyś przemierzyli Chopin i George Sand, tyle że zamiast konnego powozu miała do dyspozycji swojego wysłużonego Peugeota 206.

– Czy pani wie – odezwał się ponownie Maurice, jego głos brzmiał cicho i tajemniczo – że w Nohant fortepian Chopina wciąż stoi w tym samym miejscu? I podobno w letnie wieczory, gdy zapada cisza, można usłyszeć delikatne dźwięki grane przez niego samego…

Serce Aurelii zabiło mocniej. Jako dziennikarka muzyczna przeprowadziła dziesiątki wywiadów z najsłynniejszymi pianistami, napisała setki recenzji z prestiżowych koncertów, ale nigdy dotąd nie doświadczyła takiego wzruszenia.

– Maurice, proszę, opowiedz mi więcej – poprosiła, otwierając notes i chwytając długopis. – Chcę poznać każdy szczegół tej historii.

Stary kelner, z błyskiem w oku, rozpoczął opowieść o niezwykłym lecie 1839 roku, o miłości dwojga wybitnych artystów, o muzyce i literaturze, o czasach, gdy podróż z Arles do Nohant była prawdziwą wyprawą. Aurelia słuchała z zapartym tchem, skrzętnie notując każde słowo, czując, że jej własna historia właśnie zaczyna się pisać.

Następnego ranka spakowała walizkę. Na siedzeniu pasażera położyła książkę o „Ich pierwszym lecie w Nohant” i notes pełen zapisków z rozmowy z Maurice’em. W lusterku wstecznym zauważyła, że jej długie, ciemne włosy lśnią w porannym słońcu tak samo jak wczoraj w kawiarni. Wzięła głęboki oddech i przekręciła kluczyk w stacyjce. Jadę śladami Chopina i George Sand – pomyślała. – Może znajdę tam nie tylko ich historię, ale i swoją własną?

Peugeot ruszył w kierunku północnym, zostawiając za sobą kawiarnie, mariny i wąskie uliczki Arles. Przed Aurelią rozciągała się ta sama droga, którą przed prawie dwustu laty przemierzał powóz z dwojgiem kochanków, zmierzających ku swojemu pierwszemu wspólnemu latu w Nohant.


[1] Café Van Gogh w Arles, znana też jako Café la Nuit – rekonstrukcja bistro przedstawionego w ikonowych obrazach Vincenta van Gogha.

[2] Nie, dziękuję (fr.)

[3] O tak! (fr.)

Cdn.

Chopinalia