Co jednemu miód to drugiemu pokrzywa…

Zawsze uważała się za osobę wyjątkowo inteligentną. Nie chodziło nawet o te wszystkie dyplomy zawieszone na ścianie jej gabinetu, ani o imponującą liczbę przeczytanych książek, które zajmowały każdy centymetr kwadratowy jej mieszkania. Nie, jej inteligencja przejawiała się w czymś znacznie bardziej nieuchwytnym – w sposobie, w jaki postrzegała świat. A świat ten, jak mawiała przy każdej możliwej okazji, był niesamowicie względny.

„Nuda to pojęcie względne. Podobnie jak gusta. Co jednemu miód, to drugiemu pokrzywa” – ta mantra towarzyszyła jej od czasów studiów filozoficznych, gdy odkryła, że ludzie potrafią zajmować się rzeczami, które dla niej były równie ekscytujące jak obserwowanie schnącej farby. 

Tak było pewnego deszczowego wtorku, gdy siedziała w kawiarni „Filozoficzna Filiżanka”, sącząc swoją trzecią z rzędu czarną kawę bez cukru. Obok niej na dwuosobowej ławie zajmowali miejsce Marek i Zosia – para, która od godziny rozmawiała o czymś, co Agnieszka uznała za najnudniejszą rzecz na świecie: o zbieraniu kapsli od piwa.

– I wtedy znalazłem ten unikatowy kapsel z limitowanej edycji browaru z Tychów z 1997 roku! Wyobrażasz sobie? – ekscytował się Marek, wymachując rękoma tak energicznie, że o mało nie strącił swojej filiżanki.

Zosia patrzyła na niego z takim zachwytem, jakby właśnie ogłosił, że odkrył nową planetę zdatną do zamieszkania.

– To niesamowite! Jak udało ci się go wypatrzeć na tym pchlim targu?

Ona – już nieco zblazowana Agnieszka nie mogła powstrzymać się od przewrócenia oczami. „Co za nudna pasja,” pomyślała, wracając do lektury swojej fascynującej książki o historii interpunkcji w literaturze średniowiecznej.

Ale wtedy zdarzyło się coś, co zmusiło ją do ponownego przemyślenia swojej teorii względności. Marek zauważył jej książkę.

– O, czytasz o średniowiecznej interpunkcji? – zapytał z takim brakiem entuzjazmu, że mógłby konkurować z kamieniem. – To musi być… interesujące.

Ton jego głosu jasno wskazywał, że „interesujące” było tu eufemizmem dla „śmiertelnie nudne”.

To był moment olśnienia dla Agnieszki. Jej teoria o względności nudy została właśnie potwierdzona w najbardziej bezpośredni sposób. Dla niej historia średniowiecznych znaków zapytania była fascynująca, a kolekcjonowanie kapsli od piwa wydawało się równie ekscytujące jak liczenie ziarenek ryżu. Dla Marka i Zosi było dokładnie odwrotnie.

Kilka dni później Agnieszka postanowiła przeprowadzić eksperyment społeczny. Zaprosiła na kolację grupę swoich znajomych, starannie dobranych pod kątem różnorodności zainteresowań. Byli tam: Tomek – historyk sztuki, Ania – programistka, Krzysztof – mechanik samochodowy, Magda – influencerka oraz wspomniany już Marek, kolekcjoner kapsli.

Menu składało się z potraw, które Agnieszka uważała za kulinarny odpowiednik estetycznego dysonansu: obok wykwintnego foie gras leżały kanapki z pasztetem z puszki, wyrafinowane sushi sąsiadowało z kiełbasą z grilla, a do picia serwowano zarówno wino za 500 złotych, jak i piwo z dyskontu.

– Drodzy przyjaciele – zaczęła Agnieszka, stukając widelcem o kieliszek z winem – dzisiejszy wieczór jest poświęcony badaniu względności gustów. Przed wami znajduje się jedzenie, które dla jednych będzie ambrozją, a dla innych – torturą podniebienia.

Jej goście spojrzeli po sobie z mieszaniną rozbawienia i zakłopotania.

– Agnieszka, czy to kolejny z twoich filozoficznych eksperymentów? – zapytała Ania, ostrożnie przyglądając się talerzykowi z galaretką z nóżek.

– Nazwijmy to praktycznym zastosowaniem teorii względności gustów – odpowiedziała Agnieszka z uśmiechem, który zarezerwowany był zazwyczaj dla profesorów wyjaśniających szczególnie skomplikowane teorie.

Co nastąpiło potem, przeszło najśmielsze oczekiwania Agnieszki. Tomek, wykształcony historyk sztuki z wyrafinowanym gustem, omijał szerokim łukiem foie gras, za to z prawdziwą pasją zajadał się kiełbasą z grilla. Magda, influencerka znana z promowania zdrowego stylu życia, po kilku kieliszkach taniego wina ogłosiła, że „to najlepsze, co piła od miesięcy”. Z kolei Krzysztof, prostolinijny mechanik, okazał się prawdziwym znawcą win i prowadził długą dyskusję z Agnieszką na temat różnicy między burgundem a bordeaux.

Największym zaskoczeniem był jednak Marek, który po kilku kieliszkach drogiego wina zaczął opowiadać o swojej kolekcji kapsli w sposób tak fascynujący, że nawet Agnieszka złapała się na tym, że słucha z zaciekawieniem.

– Widzicie, każdy kapsel to kawałek historii – tłumaczył, gestykulując energicznie. – Ten niebieski z 1978 roku? Wyprodukowano go z okazji mistrzostw świata w piłce nożnej w Argentynie. A ten czerwony? To limitowana seria z okazji 500-lecia odkrycia Ameryki. Każdy ma swoją opowieść.

Agnieszka patrzyła na niego z nowym rodzajem szacunku. Może kolekcjonowanie kapsli nie było tak nudne, jak jej się wydawało? Może to była tylko kwestia perspektywy?

Eksperyment kulinarny był tylko początkiem. W następnych tygodniach Agnieszka postanowiła sprawdzić swoją teorię względności w innych obszarach życia. Poszła na mecz piłki nożnej, choć zawsze uważała sport za stratę czasu. Ku swojemu zaskoczeniu, złapała się na tym, że krzyczała z entuzjazmem, gdy padła bramka.

Następnie zapisała się na kurs gotowania, mimo że jej związek z kuchnią ograniczał się dotychczas do odgrzewania gotowych dań i zamawiania jedzenia na wynos. Odkryła, że mieszanie składników i eksperymentowanie z przyprawami ma w sobie coś medytacyjnego.

W ramach swojego eksperymentu poszła także na spotkanie klubu miłośników gier planszowych, chociaż samo wspomnienie „Monopoly” wywoływało u niej nieprzyjemne wspomnienia z dzieciństwa. Tam poznała Piotra, niepozornego księgowego, który okazał się mistrzem strategii i najbardziej charyzmatycznym graczem, jakiego kiedykolwiek spotkała.

– Widzisz, Agnieszko – tłumaczył jej Piotr, gdy po raz trzeci pokonał ją w „Catan” – gry planszowe to nie tylko rzucanie kostką. To psychologia, matematyka i sztuka negocjacji w jednym.

Z każdym nowym doświadczeniem teoria Agnieszki o względności gustów zyskiwała nowe potwierdzenia. To, co kiedyś uważała za nudne, okazywało się fascynujące, gdy tylko dała sobie szansę na zmianę perspektywy.

Pewnego dnia Agnieszka siedziała w swojej ulubionej kawiarni, gdy podszedł do niej Marek, kolekcjoner kapsli. Był rozpromieniony jak dziecko w sklepie z zabawkami.

– Nie uwierzysz, co się stało! – wypalił, nawet nie pytając, czy może się przysiąść. – Zostałem zaproszony na międzynarodowy zjazd kolekcjonerów kapsli w Pradze! Podobno będzie tam kapsel z pierwszego w historii Pilsnera!

Agnieszka zamrugała ze zdziwieniem. Jeszcze kilka miesięcy temu przewróciłaby oczami i poszukała wymówki, by zakończyć rozmowę. Teraz jednak złapała się na tym, że jest autentycznie zainteresowana.

– To wspaniale, Marek! Opowiedz mi więcej o tym kapslu. Czym jest wyjątkowy?

Marek patrzył na nią tak, jakby właśnie wyrosła jej druga głowa.

– Naprawdę chcesz wiedzieć?

– Oczywiście. W końcu, jak to ktoś mądry powiedział: „Nuda to pojęcie względne. Podobnie jak gusta. Co jednemu miód, to drugiemu pokrzywa” – uśmiechnęła się Agnieszka.

I tak rozpoczęła się godzinna rozmowa o historii browarnictwa, technologii produkcji kapsli i nietuzinkowych kolekcjonerach z całego świata. Agnieszka słuchała z prawdziwym zainteresowaniem, zadając pytania i robiąc notatki w swoim małym notesie, który zawsze nosiła przy sobie.

Gdy Marek w końcu spojrzał na zegarek i zorientował się, że musi już iść, Agnieszka zdała sobie sprawę, że spędziła ponad godzinę, rozmawiając o czymś, co kiedyś uznałaby za kwintesencję nudy. I co więcej – nie nudziła się ani przez sekundę.

Kilka miesięcy później Agnieszka zorganizowała wykład w lokalnej bibliotece. Temat? „Względność nudy i gustów w kontekście codziennego życia”. Sala była wypełniona po brzegi, a wśród słuchaczy znajdowali się wszyscy jej znajomi – od Marka po Piotra.

– Drodzy przyjaciele – zaczęła, poprawiając okulary na nosie – przez ostatnie miesiące prowadziłam nieformalne badanie dotyczące względności gustów i nudy. Wyniki są fascynujące, choć dla niektórych mogą wydawać się oczywiste.

Na ekranie za nią pojawiły się slajdy przedstawiające różne aktywności: od czytania książek o interpunkcji, przez kolekcjonowanie kapsli, po granie w gry planszowe.

– To, co dla jednej osoby jest szczytem nudy, dla innej może być źródłem nieopisanej radości. I nie chodzi tu tylko o różne zainteresowania. Chodzi o perspektywę. O otwartość na doświadczenie czegoś nowego bez uprzedzeń. Odkryłam, że wiele rzeczy, które uważałam za nudne, było takimi tylko dlatego, że nigdy nie dałam im prawdziwej szansy.

Marek uśmiechnął się szeroko, gdy na ekranie pojawił się slajd z kolekcją kapsli.

– Weźmy na przykład kolekcjonowanie kapsli od piwa – kontynuowała Agnieszka. – Kiedyś uważałam to za kompletną stratę czasu. Ale gdy przyjrzałam się bliżej, odkryłam całą historię i kulturę kryjącą się za tymi małymi kawałkami metalu. Każdy kapsel ma swoją opowieść, jest świadectwem czasów, w których powstał.

Wykład trwał godzinę, a gdy Agnieszka skończyła, sala wypełniła się oklaskami. Gdy ludzie podchodzili do niej, by porozmawiać, zauważyła Piotra, który stał z boku z tajemniczym uśmiechem.

– Świetny wykład – powiedział, gdy w końcu do niego podeszła. – Ale wiesz co? Myślę, że twoja teoria ma pewną lukę.

Agnieszka uniosła brwi.

– Tak? Jaką?

– Zakładasz, że wszystko może być interesujące, jeśli spojrzeć na to z odpowiedniej perspektywy. Ale co z rzeczami, które są obiektywnie nudne? Na przykład z czekaniem w kolejce w urzędzie?

Agnieszka roześmiała się.

– Nawet czekanie w kolejce może być fascynujące, jeśli potraktujesz to jako okazję do obserwacji ludzi. Wszystko zależy od nastawienia.

Piotr pokręcił głową z rozbawieniem.

– Zawsze masz odpowiedź na wszystko, prawda?

– To chyba część mojego uroku – odpowiedziała z uśmiechem.

Kilka lat później Agnieszka wydała książkę zatytułowaną „Względność wszystkiego: O nudzie, gustach i zmianie perspektywy”. Stała się bestsellerem, a Agnieszka zaczęła prowadzić warsztaty na całym świecie, ucząc ludzi, jak znajdować radość i fascynację w rzeczach, które wcześniej uważali za nudne.

Podczas jednego z takich warsztatów w Londynie, podszedł do niej starszy mężczyzna o bystrych oczach.

– Pani teoria o względności gustów jest fascynująca – powiedział z wyraźnym brytyjskim akcentem. – Ale zastanawiam się, czy dotyczy ona również rzeczy, które uważamy za absolutnie wspaniałe? Czy możemy znudzić się czymś, co kochamy?

Agnieszka uśmiechnęła się. To pytanie często się pojawiało.

– Oczywiście – odpowiedziała. – Nawet najwspanialsze rzeczy mogą się znudzić, jeśli tracimy perspektywę. Dlatego tak ważne jest, by nieustannie odkrywać nowe aspekty tego, co kochamy, i dzielić się tym z innymi. Widzenie naszych pasji oczami kogoś innego może przywrócić im świeżość.

Mężczyzna pokiwał głową z uznaniem.

– To bardzo mądre podejście. Chyba będę musiał przemyśleć moją wieloletnią obsesję na punkcie krykieta.

Agnieszka roześmiała się.

– Proszę tego nie robić! Świat potrzebuje pasjonatów krykieta. Po prostu zaproś kogoś, kto nigdy nie oglądał meczu, i zobacz ten sport na nowo przez jego oczy.

Wieczorem, po warsztatach, Agnieszka siedziała w hotelowym pokoju, przeglądając notatki do swojej nowej książki. Jej telefon zadzwonił – to był Marek.

– Agnieszka! Nie uwierzysz! Właśnie kupiłem najrzadszy kapsel w całej mojej kolekcji!

– Ten z pierwszego Pilsnera? – zapytała z autentycznym zainteresowaniem.

– Skąd wiedziałaś? – zdziwił się Marek.

– Bo cię słucham, Marek. Naprawdę cię słucham.

I to była prawda. Agnieszka nauczyła się słuchać ludzi i ich pasji, nawet tych, które kiedyś uznałaby za nudne. Bo jak sama mawiała: „Nuda to pojęcie względne. Podobnie jak gusta. Co jednemu miód, to drugiemu pokrzywa.”

A odkrycie, że pokrzywa może być równie słodka jak miód, gdy tylko spojrzeć na nią z właściwej perspektywy, było najcenniejszą lekcją, jaką kiedykolwiek otrzymała.

Opowiadania nieulotne