Kruchość wodoru. Demarczyk – krótka pospektaklowa refleksja.

Ze spektaklem Katarzyny Chlebny pt. „Kruchość wodoru. Demarczyk”, który dziś wieczór (30 V 23) miałem okazję obejrzeć w warszawskim Teatr Studio, mam taki oto problem, że nie bardzo wiem czy i jakie wzbudził we mnie warte odnotowania emocje? Na pewno były różne od tych, które towarzyszyły odbiorowi „Kory. Boskiej”, z inscenizacją której Katarzyna Chlebny przyjechała do Warszawy kilka miesięcy wcześniej (O tym przedstawieniu pisałem w poście z dnia 5 II 2023).

„Kora” była moralitetem obyczajowym, przedstawieniem niepozbawionym dowcipu, humoru, spektaklem o wartkiej akcji i licznych odniesieniach do współczesnych polskich dylematów, „Kruchość wodoru” – kameralną wiwisekcją psyche artystki, która po czterdziestu latach estradowego milczenia próbuje rozliczyć się z zawiłymi dylematami swej mentalności. Spektakl kompletnie różny od poprzednika, ciężki, chwilami pokrętny i niezrozumiały w przekazie, ale, wydaje się, celnie rysujący dramat stojącej u schyłku kariery gwiazdy.

Reżyseria, scenariusz i odtwórczyni roli Ewy Demarczyk – absolutnie świetna Katarzyna Chlebny. Partnerował jej na scenie – równie świetnie kreujący rolę mentora artystki: Piotr Sieklucki (oboje z Teatr Nowy Proxima w Krakowie )