Dzieciństwo. Wspaniały czas, najlepszy kawałek życia, który jasnym wspomnieniem pozostaje w naszej duszy. Tam wszystko było proste i jasne. A los z łatwością splatał różne nitki z naszą własną linią życia. Tam nie było żadnych przyjaciół lub znajomych, a tylko obrońcy lub wrogowie.
Z biegiem lat wszystko się zmieniało, przychodziło doświadczenie, zmieniał się nasz światopogląd, pojawiały się cele, różne priorytety. I tylko przeznaczenie nie znikało nigdy. Ono po prostu… coraz bardziej było filtrowane na warunkach rynkowych w naszej osobistej przestrzeni.
Przyjaźnie? Zostały. Ale przede wszystkim te, które zawiązały się jeszcze w dzieciństwie. Choć i dziś zdarza się, że wystarczy przypadkowy rzut oka lub linijka opinii umieszczonej w soc-sieci, aby zrozumieć: to swój człowiek.
U takich ludzi jest specyficzna wibracja, która wrzyna się w naszą częstotliwość. I cieszymy się, że takie częstotliwości wciąż jeszcze odnajdujemy, gdziekolwiek byśmy się nie znaleźli, w jakimkolwiek nie bylibyśmy nastroju. Najważniejsze jest, aby nastroić nasz „odbiornik” na właściwą falę. Wtedy wszystko zadzieje się samo, i po myśli.
Droga moja… Nie warto zamykać drzwi do swojej duszy. W zamkniętym pomieszczeniu powietrze nie cyrkuluje.