Obudziła się w nocy i zobaczyła, jak siedzi na łóżku, ze wzrokiem utkwionym w ścianie.
– Co się dzieje? – Spytała, ziewając.
– Nic, po prostu nie mogę spać, – Odpowiedział w zamyśleniu.
– Nie, coś tu jest nie tak. Przecież widzę… Mam nadzieję, że nie z mojego powodu? A może wciąż jesteś wściekły, że się do ciebie przykleiłam?
– Nie, nie z twojego powodu. Nie jestem wściekły. Chociaż na początku, owszem, byłem wkurzony twą „samoprzylepnością”.
Westchnęła.
– Nie jest to najmilsza odpowiedź, ale za to szczera. A ja szczerość umiem docenić… Czyli, co? Wszystko w porządku?
– Możesz być spokojna. Całkowicie w porządku. Śpij… Jeśli ci przeszkadzam, to ubiorę się i pójdę na spacer, albo przesiedzę w fotelu. Chociaż wkrótce, też pewno udam się do Morfeusza.
Zamilkła na chwilę, na próżno próbując przysnąć. Podobnie, jak jemu – teraz i jej kompletnie odechciało się snu.
– Słuchaj… – Ponownie otworzyła oczy, podniosłą głowę i przytuliła do jego ramienia. – A może w seksie dziś wieczór nie stanęłam na wysokości zadania? I nie jesteś usatysfakcjonowany? Mów śmiało. Bo jakby co, to wiesz… Można by jeszcze temu zaradzić. Nie będzie cię kosztowało wiele wysiłku. Obiecuję…
Potrząsnął głową.
– Nie, to nie to. Mam swoje własne problemy.
Doprecyzowała:
– Ciągle te same?
– Tak.
– Dobrze, – powiedziała. – A zatem nie pozostaje mi nic innego, jak zamienić się w słuch i zostać twoją osobistą spowiedniczką. Szczerze mówiąc, pierwszy raz widzę cię takiego rozklejonego. Myślałam, że jesteś silniejszy.
– Siła nie ma tu nic do rzeczy.
– Ale zawsze jest ważna. Życie, jak to mawiają, nie jest dla mięczaków. Właściwie, – zastanowiła się przez chwilę, – rozumiem cię… każdy wcześniej czy później dochodzi do martwego punktu, opada z sił. Więc powiesz mi, co ciebie tak trafiło?
Przez jakiś czas rozmyślał, jakby zastanawiając się, czy warto i czy powinien się przed nią otworzyć. Ale była noc, a obok niego – praktycznie obcy mu człowiek – kobieta, która zupełnie przypadkowo pojawiła się w jego życiu, i której w sposób naturalny w stosownym momencie będzie mógł się pozbyć. Innymi słowy: idealne warunki dla otwartości.
– A zatem przyjechałeś tu w bardzo konkretnym celu. I nagle uzmysławiasz sobie, że przed tobą ściana, – wyręczając go, zaczęła za niego zwierzenia. – Normalne, bardzo zwyczajne ze swymi atrakcjami, ale nijak niepasujące do twych wcześniejszych wyobrażeń miasteczko. Nie wiem, czego się po nim spodziewałeś… Ujrzeć miejsce, gdzie wszyscy nic, tylko marzą, wzdychają i się całują?… A tutaj, masz ci los, jest prawie tak samo, jak wszędzie indziej: money, money, money… Rządzi kasa, a reszta – tyle o ile. Też jak wszędzie. Być może szokuje cię, że tutaj brutalnie robi się pieniądze na takich jak ty: ludziach marzących o miłości… Ale czyż nie trzeba czymś zaspakajać strapionych? I to ciebie właśnie dręczy? A może zrozumiałeś wreszcie, że miłość – to nieosiągalny ideał, a tak naprawdę banalny stóg siana, do którego my wszyscy: osły i oślice dopychamy się od wczesnej młodości? Z biegiem lat robimy się coraz bardziej doświadczeni, coraz bardziej inteligentni i rozumiemy, że ideały – jedno, a życie – drugie…
Uśmiechnął się.
– Miłość – oszustwem? Cóż, z takim nastawieniem nie jesteś za grosz oryginalną. Nie prościej powiedzieć: „winogrona są kwaśne”? Nie spotkałaś prawdziwej miłości, więc lansujesz tezę, że taka nie istnieje?
Skrzywiła się.
– Proszę pana, dlaczego uważa pan, że jestem głupia? Mam wyższe wykształcenie, dyplom wydziału pedagogicznego, czyli nasze intelekty nie rozdziela przepaść. Jednak w przeciwieństwie do ciebie – ja zrezygnowałam z pracy pedagogicznej. Chcesz wiedzieć czemu? To bardzo proste: jestem cholernie racjonalna i pragmatyczna. Uznałam, że za wynagrodzenie w oświacie – przeżyć się nie da. Poza tym, co może być ciekawego w nauczaniu młodzieży? Nic. Za to jest ciężka, niewdzięczna harówa. Kto ją docenia? Nikt. I tu nawet nie chodzi o pieniądze. Dołująco mieć świadomość, że ci, którzy są na intratnych posadach uważają cię za kogoś gorszego, niemal za nieudacznika. Jak kretyni wygłaszają tezę: nic nie potrafi i dlatego uczy w szkole. Więc nie – nie zamierzam udzielać się jako belferka, za to, jako dyplomowany pedagog jestem w stanie spekulować na dowolny temat, także dotyczący miłości. Być może kiedyś, przy jakieś okazji, podzielę się z tobą swymi przemyśleniami, mam oczywiście także własne doświadczenia. Praktykę, jak się przekonałeś, też posiadam… Ale wracając do tematu: nie, nie uważam, że „winogrona są kwaśne” i miłość – oszustwem. Byłoby to nadmierne zbanalizowanie tematu.
– Całe szczęście…
– Wiesz… Jestem ci bardzo wdzięczna za dzisiejszy, a ściślej: za wczorajszy dzień… Dlatego, w dowód tej wdzięczności odkryję przed tobą kawałek swej duszy już teraz. Przechodząc do konkretów: ty – wciąż szukasz, a ja już dawno zrozumiałam czym jest miłość. Przyrównałabym ją do przyprawy. Nikt nie jada samej przyprawy, w charakterze posiłku. Tym niemniej od przyprawy zależy wiele. Ona uwypukla a nawet nadaje potrawom konkretnego smaku… Powracając do samej miłości: dzięki owej przyprawie seks dostaje nowego wymiaru, staje się głębszy, subtelniejszy, u osób ciężko doświadczonych przez życie znika depresja. Miłość jest siłą napędową dla szczęśliwej rodziny, wystarczy troszeczkę wzajemnych uczuć, a dwoje głupków będzie gotowych pchać wspólny wózek do samego grobu… Banał dla ciebie? Czy nie rozumiesz tezy? Chcesz konkrety? Nie ma problemu!… Zauważyłeś, że w autokarze nigdy nie rozstaję się z aparatem fotograficznym? Z każdego przejazdu robię oddzielny album. A pamiątki? Po prostu uwielbiam pamiątki! Ale nie jestem wszystkożerna, nie chwytam wszystkiego, co leci, każdy drobiazg starannie selekcjonuję. To samo z miłością. Trzeba umieć selekcjonować obiekty swego zainteresowania. I podobnie do zdjęć aparatem – robić to w miarę szybko, zanim obiekt nie zginie z kadru, a serce całkowicie nie weźmie we władanie głowy. Ale tutaj zrozumiałam coś więcej, zrozumiałam że przez wiele lat okradałam samą siebie. Nie doceniałam mianowicie faktu, jak ważną rolę odgrywa w naszym podróżniczym życiu muzyka. Ignorowałam jej istnienie. Zauważyłeś, może? Tutaj ludzie mają bzika na jej punkcie. Grają, śpiewają przy każdej okazji, demonstrując wolność nieskrępowanej duszy. Jak pisał poeta – bodaj ksiądz Twardowski: „ludzie, którzy czują w duszy wolność – śpiewają”. Śpiewają dziecięce piosenki i operowe arie. Tu, znani śpiewacy są nawet uznawani za herosów i bohaterów narodowych. I znów wrócę do miłości: zdaje się, że wiemy o niej wszystko, że wiemy czego oczekiwać, kogo szukamy, a tu – zong! Nagle otwieramy szeroko oczy, bo zapomnieliśmy, że prawdziwa miłość – to wolność, że prawdziwa miłość jest tylko wtedy, kiedy dwoje ludzi może bez siebie żyć, ale chcą żyć we dwoje. Chcą być razem i jednocześnie być wolnymi… Wiem. Może to trochę skomplikowane tłumaczenie, ale jak nie jesteś w symbiotycznym związku, tylko masz własne życie, to masz oparcie w tej drugiej osobie, a ona w tobie i wtedy tak naprawdę jest się wolnym, można się samorealizować, bo ma się tą przystań, do której człowiek wraca. Dla mnie właśnie ta prawdziwa miłość oznacza wolność dwóch niezależnych osób, które tworzą wartość dodaną w postaci miłości, wsparcia. Nie można mówić o miłości prawdziwej, kiedy ta druga osoba chce cię mieć wyłącznie dla siebie, wszystko z tobą robić, a nie dzielić. Bo wtedy to jest więzienie, nie miłość. Toxic love…
– Uff… Co za wykład. Jestem pod wrażeniem… Nie przesadzasz, jednak? – Wreszcie wszedł jej w słowo i zbił z pantałyku. – Jakbym słyszał z ambony, a także trochę (to, o tym śpiewaniu) od przewodniczki z naszego autokaru… Wierzysz, we wszystko co wbijała nam w głowę traduttora i kierowca? Dla mnie oni są jak lisica Alicja i kot kot Basilio. Zauważyłaś, jak u nich wszystko jest nienagannie wystudiowane? On – kierowca jest dziwnie lakoniczny, a ona – zawsze zwraca się do niego w celu potwierdzenia swych myśli. I rzeczywiście, chcąc nie chcąc mimowolnie ich zapewnienia przyjmujesz za dobrą monetę.
Skrzywiła się.
– W ogóle nie wiem, a propos czego, to mówisz…. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że często bajdurzą, ale co do muzyki, to przecież sami przekonaliśmy się choćby spacerując po mieście, słuchając, podglądając…Nawet kupiłam sobie kilka płytek CD z lokalnymi Janko-muzykantami, a do końca podróży czuję, uzbieram całą kolekcję.
Znów się roześmiał.
– Jak rozumiem, z każdej przejażdżki sporządzasz pełen medialny raport.
– Tak – potwierdziła z dumą. – Zamierzam żyć co najmniej dziewięćdziesiąt lat. I na starość będę miała wspaniałe pamiątki i wspomnienia… Okay, wracając do naszych owiec – to znaczy – twoich problemów. Powiesz mi wreszcie, co tobą tak wstrząsnęło dziś, a ściślej rzecz biorąc wczoraj?
Kochankowie z Werony – lista rozdziałów