Rodzinne przedświąteczne przygotowania
– Najwyższa pora pomyśleć o naszym święcie, święcie z okazji pierwszych urodzin Leksia i Moni. – Pewnego ranka jedząc w jadalni z żoną śniadanie wspomniał Janusz. – Gdzie kochanie chciałabyś je świętować?
– Ja? Czy ja wiem… Może gdzieś nad morzem, w wielkiej altanie, na plaży… Szum fal, lekki wiaterek i wszędzie wokół biały drobny piasek – rozmarzyła się Marina. – I dużo gości…
– Oczywiście, da się zrobić. Zajmę się wszystkim. Ty tylko, Honey, pozapraszaj wszystkich bliskich i znajomych, i obowiązkowo, nie zapomnij też o Ninie. Niech przywiezie wreszcie do nas swego narzeczonego i pozna nas z nim. Mam nadzieję, że będzie dobra sposobność abyście się obie pogodziły.
– Jaśku, a będę mogła zaprosić Thomasa? Wiesz… brakuje mi trochę jego cennych rad i wskazówek, a trochę nowych prac się nazbierało, mógłby fachowym okiem ocenić…
– Marinko, kochanie… Nie musisz mnie pytać, kogo możesz zaprosić… Bo możesz zaprosić kogo tylko chcesz. Ja też lubię Thomasa, szkoda jedynie, że jeśli zdołasz go namówić i gdy przyjedzie – to prawdopodobnie bez swej małżonki, i z tego, co wiem niewiele możemy na to poradzić. Lepiej mi powiedz – w jakim kraju chciałabyś zorganizować urodziny?
– Nie wiem, Jaśku. Najważniejsze dla mnie, by było morze, słońce. A co do gości… zaprosiłabym ich jednak nie tak dużo jak zwykle. W końcu to nasze bardzo rodzinne swięto. Zaprosiłabym tylko najbliższych krewnych i przyjaciół.
– Twoja wola i wybór, honey. Samolotem możemy polecieć dokądkolwiek. Może na Malediwy?
– Ojej! To zdaje się daleko… Nie, wolałabym gdzieś bliżej… dzieciom długi lot mógłby źle posłużyć…
– Masz rację, kochana, zastanowię się jeszcze i przedłożę ci kilka propozycji.
– Zawsze sam najlepiej przygotowywałeś świąteczne niespodzianki. Pozwól, bay i teraz tradycji stała się zadość. W pełni ci ufam, Jaśku, że zrobisz to znów najlepiej, – gruchając kochająca żona pocałowała męża w policzek.
– Dziękuję, honey, za zaufanie. Nie zawiodę, obiecuję!
– Jesteś taki troskliwy i twoja fantazja wciąż pracuje na najwyższych obrotach… Zastanawiam się, ile razy mnie jeszcze, mój mężu, zadziwisz? Zawsze będziesz mnie Jaśku zadziwiał?
– Marinko, kochanie, obiecaj mi, że zadzwonisz do córki i zaprosisz ją z jej ukochanym na nasze rodzinne święto.
– A może ty byś zadzwonił? – Cicho zapytała. – Nie jestem gotowa, aby z nią porozmawiać…
– Rozumiem. Dobrze. – Niechętnie zgodził się i chcąc mieć to jak najszybciej za sobą od razu wyjął telefon i wybrał numer.
– Nino, dobry wieczór! Jak ci się układa na tej Tajlandii? Jak leci w pracy? Podoba się robota? Radzisz sobie?
– Dzień dobry! Właśnie skończyłam jeść lunche. Tutaj jeszcze nie wieczór. A u mnie? – dziękuję! Wszystko w porządku. Po staremu. Leci z górki.
– No tak, ciągle mi się te strefy czasowe mylą… Posłuchaj Ninko, razem z twoją mamą chcieliśmy ciebie i twego narzeczonego zaprosić do nas – na rodzinne święto: pierwsze urodziny Leksia i Moni. Jeszcze nie wiemy, gdzie zorganizujemy, poinformujemy później…
– Rozumiem.
– Ninko, ja wiem, że boczycie się trochę z mamą, ale proszę, zrób pierwsza ten krok i przyjedź do nas na naszą uroczystość… poznałabyś nas wtedy ze swym narzeczonym a i z mamą mogłabyś pogadać, tak wiesz: od serca.
– Dziękuję za zaproszenie. Na pewno przyjadę na urodziny mojego braciszka i siostrzyczki. Bardzo ich kocham i tęsknię za nimi…
– Świetnie! Będziesz miała okazję…
– Ale co do mamy – nie wiem, czy uda nam się spokojnie porozmawiać, czy nie. Za Antka też na razie nie mogę decydować, ale na pewno poiformuję go i w waszym imieniu zaproszę. – Cicho dopowiedziała.
– Jest jeszcze czas, dwa miesiące, tak więc przemyśl wszystko i podejmij właściwą decyzję. I proszę cię, – stanowczo rzekł Babicki, – nie zamartwiaj dalej swej matki. Nie zasługuje na to.
Po rozmowie z ojczymem Janina udała się w teren – na budowę nowego kompleksu medialnego, gdzie potrzebna była zespołowi technicznemu do protokołowania narady roboczej. Po kilku pracowitych godzinach postanowiła na chwilę wrócić do biura, gdyż zapomniała stamtąd zabrać ładowarki do smartfona. Otworzywszy drzwi od swego pokoju ze zdziwieniem zobaczyła, że ktoś grzebie w jej biurku. To była Anna.
– Anno, a co ty tu robisz?
– Ja… – zaskoczona kobieta naprędce próbowała sklecić sensowne zdanie, ja… szukam pewnego pliku, to znaczy, wydruku. Toni powiedział, że położył go na twym biurku… O! Jest! Znalazłam, – i kobieta pokazała jakiś świstek papieru, po czym gwałtownie się wyprostowała i szybko wyszła z pokoju, jeszcze długo stukając po korytarzu obcasami.
Zabrawszy ładowarkę Janina wyszła z gabinetu, a idąc korytarzem zauważyła, że sekretarki w sekretariacie już nie było. „Tak od razu wyszła z pracy?” – Pomyślała. A chciałam z nią pogadać o Tonim… Nic to. Wpadnę do niej na kwaterę. W końcu wypadałoby od czasu do czasu odwiedzić sąsiadkę”. Gdy wysiadała na parterze budynku biurowca natknęła się na Bartusa.
– Dzień dobry Ninko. Jak leci? Jak ci się podoba ten egzotyczny kraj? – Słodkim głosem zapytał mężczyzna.
– Dobry wieczór szefie. Praca mi się podoba, a co do kraju, to podoba mi się tak bardzo, że jestem w nim wręcz zakochana. Chciałabym po studiach kontynuować tu pracę.
– Wychodzisz już z biura? Bo jakby, co – mam wolny wieczór. Chodź, Ninko, zapraszam cię do restauracji na dobrą tajlandzką herbatę, a może i na małą kolacyjkę? Co ty na to? Omówimy sobie na spokojnie twoja kwestię.
Dziewczynie niezręcznie było odmówić szefowi i jednocześnie najbliższemu przyjacielowi swego ojczyma. Szczególnie dlatego, że nie licząc oficjalnej kolacji, którą Bartus wydał dla najbliższych współpracowników z okazji swego przybycia na rezydenturę do Tajlandii, takie indywidualne zaproszenie otrzymała od niego pierwszy raz.
Dlatego postanowiła przyjąć zaproszenie, licząc przy okazji na to, że być może nadarzy się okazja uszczknąć jakieś wiedzy w interesujących ją tematach i swe prywatne dochodzenie w sprawie ojczyma posunąć do przodu.
– Byleby nie do żadnej z tych drogich restauracji; nie jestem ubrana na taka okazję.
– Okay. Niedaleko stąd jest przytulna restauracyjka. Dwie minuty spacerem. A zatem zapraszam! – I jak dżentelmen podstawił dziewczynie swe ramię i już po chwili wolnym krokiem skierowali się ku wyjściu.
Siedząc już w knajpce, przy stoliku Bartus zapytał:
– Co będziemy jeść? Masz na coś szczególną ochotę?
– Czy ja wiem? Może owoce morza?.. Tak chyba mam ochotę na ostrygi!
– No proszę! Od razu widać, ze romantyczna z ciebie natura, – zaśmiał się Bartus, – ostrygi, szampan i świeże truskawki? Pyszności… Jeśli idzie o mnie, to dodatkowo jeszcze talerzyk wędzonego karpia. No i jak? Podoba się tobie praca w naszej korporacji?
– Oczywiście! Zadowolona także jestem z uposażenia.
– No to się cieszę. Nie ukrywam, że stawkę dla ciebie ustaliłem samodzielnie. Inni dostają trochę mniej, – śmiał się Bartus, – rozumiesz… Nie każda tutaj ma szczęście być kuzyneczką szefa i moja przyjaciółką? Jesteś moją przecież przyjaciółką, prawda?
Słysząc ostatnie słowa dziewczyna tylko z zawstydzeniem spuściła oczy, ale już po chwili podniosła głowę i widząc jak kelnerzy ustawiają na stoliku sztućce, napitki i koszyczek z pieczywem stwierdziła:
– Nie sądziłam, że aż na tak romantyczną kolację zostałam zaproszona. Zupełnie jakby dla jakiś zakochanych. Tylko baloników z serduszkami brakuje.
– Wiesz, Ninko, czasami i stary Bartus lubi sobie pójść na kolację z piękną, młodą dziewczyną, aby się trochę rozerwać… Ileż można się zagrywać w ćwiczeniówkach i zaharowywać w pracy? Czasami już nie wiem, czy ja tu jestem artystą od skrzypiec? czy rzępoleńcem od zarządzania?… Ale, co tam będziemy mówili o mnie. Jak tam, kochanie, twoje sprawy osobiste? Słyszałem, że Antoś bardzo troszczy się o ciebie i chyba nawet zabiega o serduszko?
– Tak, to prawda. Toni poprosił mnie o rękę.
– Toni, powiadasz? – udał zaskoczenie Bartus, – No tak, solidna firma. Od dawna z nim współpracujemy. Naprawdę dobry pracownik. Niedawno zaproponowaliśmy mu bardzo odpowiedzialne stanowisko, z wysokim uposażeniem, przy budowie nowego zagranicznego kompleksu. Tak i sobie myślę, że jeśli się kochacie – to nie masz co zwlekać z odpowiedzią, oczywiście, mam na myśli – pozytywną odpowiedzią…
– Niby nie mam… Tylko wszystko jakoś tak szybko się potoczyło, że aż tego nie ogarniam. A tu, jeszcze muszę za miesiąc lecieć do Warszawy, aby obronić pracę dyplomową. A potem, oczywiście, chciałbym wrócić i zatrudnić się tutaj na stałe. Byłoby to możliwe, Bartku?
– No nie wiem, nie wiem, – zaśmiał się Bartus, – będziesz musiała się jakoś wkupić w moje łaski… – I widząc nagle odmalowujący się niepokój w oczach dziewczyny natychmiast dopowiedział: – no oczywiście to był żart, Ninko. Bartus – to grzeczny chłopczyk. U mnie dla ciebie zawsze się znajdzie miejsce. Tylko wiesz… jestem żonaty. Więc nie licz na miejsce w moim apartamencie, a tylko tu, w biurze, w ciężkiej i odpowiedzialnej korporacyjnej pracy, – cały czas wesoło świergolił.
– Bartusie, przepraszam! – Dziewczyna poczuła, jak z torebki dobiegają wibracje telefonu. – Przepraszam, ale właśnie dzwoni Antek.
– Odbierz, oczywiście, nie krępuj się. Powiedz, że jesteś tu ze mną na kolacji i poproś, niech wpadnie do nas.
Dziewczyna kiwnęła ze zrozumieniem głową.
– Toni! Jestem w kawiarni, tej wiesz – niedaleko biura. Jest ze mną nasz szef. Chodź, wpadnij do nas, szef zaprasza i czeka! – Powiedziała dziewczyna cicho.
– No proszę, jak się chłopczyna o ciebie troszczy i jak tęskni. A ty się jeszcze zastanawiasz? Co z tego, że się krótko znacie? Twoja mama też nie potrzebowała długich miesięcy, aby przyjąć pierścionek zaręczynowy Janusza. Czasami ludzie już od pierwszego spotkania nabierają pewności, że to drugie jest tym, z kim będzie chciało się dzielić życie.
– Ale ja jeszcze na takie decyzje mam czas! I jeszcze chciałabym się na spokojnie zastanowić. Najpierw obronię dyplom, potem tu wrócę – i wtedy na pewno udzielę mu ostatecznej odpowiedzi.
– Popatrz, a oto toczy się druga połówka jabłuszka, – zażartował Bartus widząc zbliżającego się do ich stolika Toniego. – No proszę, jak się spieszy…, nie pozwoli starszemu koledze choć trochę się nacieszyć jego piękną narzeczoną.
– Dobry wieczór. Bon Appetit! – Z zawahaniem pozdrowił młody człowiek.
– Siadaj, przyjacielu, bez krępacji. Tutaj masz menu. – Cicho i z subtelnym niezadowoleniem zaproponował boss.
– Antku, dzwonił do mnie ojczym. W imieniu swoim i mojej mamy zaprasza nas na rodzinną uroczystość: to jest na pierwsze urodziny Leksia i Moni. Musimy się zastanowić czy jedziemy i w miarę szybko dać mu odpowiedź.
– A nad czym tu myśleć? – Włączył się do rozmowy Bartus. – Koniecznie powinniście jechać. Janusz obrazi się, jeśli nie będzie was, na tym jakże ważnym dla niego i Marinki święcie. – Surowo dopowiedział. – Nie radzę darcia z nim kotów.
– Ninuś, to jak, polecimy w gości do twego ojczyma? – Cicho spytał Toni.
– A chciałbyś? – Odpowiedziała mu pytająco z zawahaniem.
– Poznałbym twoją rodzinę. A potem, po zakończonych uroczystościach moglibyśmy na parę godzin wpaść także do moich rodziców.
– No, dobrze, młodzieżo. Wy tu sobie pogadajcie, a ja już uciekam. Dziękuję Ninko za towarzystwo. Było mi bardzo miło. Liczę kiedyś na repetkę. – Powiedział maestro, spojrzał jej prosto w oczy a następnie subtelnie pocałował w skroń dziewczyny, tuż za uszkiem. – Rachunek jest opłacony. Możecie sobie odpoczywać i świętować na koszt firmy.
I nadszedł w końcu dzień wylotu Niny i Toniego z Tajlandii. Lecą do Francji świętować pierwsze urodziny bliźniąt. W godzinach porannych Nina zaczęła pakować walizkę, wkładając do niej różne ciuchy, ale i szpargały, w tym: schowane dotąd w małej drewnianej szkatułce zamykanej na kluczyk. Toni stojący w pobliżu pomagał dziewczynie. Jego nieduży tobołek – stał obok, już spakowany i zamknięty.
– Czemu jesteś taka spięta i nerwowa? – Spytał „narzeczoną”. – Czasami mam wrażenie, jakbyś przede mną coś ukrywała… Przecież możesz mi zwierzyć się ze wszystkiego, możesz opowiedzieć o wszystkim, jestem od ciebie starszy, może będę potrafił w czymś doradzić?
„Znajdę trochę czasu po uroczystości i wreszcie pokażę to matce…” – rozmyślała dziewczyna wkładając kasetkę z nagraniami”
– Co?… A nie! Wydaje ci się. Jestem po prostu trochę zmęczona. A jeszcze przed nami długi lot. – w zadumaniu dodała cichym głosem.
– I coś mi się widzi, że znowu gdzieś „odlatujesz” z myślami? Hej, Nino! Co z tobą? Zmęczona?… Przecież każdego weekendu jeździmy, dokąd chcesz, i odpoczywamy. A może jesteś zdenerwowana z jakiegoś innego powodu? Ninko!! Czy ty przypadkiem nie jesteś w ciąży? Nino! Czemu milczysz?!
– Nie wiem, co ci odpowiedzieć?… – i cicho dodała, jakby do samej siebie: – a kłamać nie zamierzam. – Zaraz potem jednak wróciła do poprzedniego tonu: – Ale spokojnie, Antku! Nie jestem w żadnej ciąży.
– Ninko, no to jakie między nami mogłyby być sekrety, skoro praktycznie jesteśmy „młodą parą”, ty – moja narzeczona, ja – twój narzeczony i wkrótce wyznaczymy datę ślubu? Sprawiasz wrażenie…, a nawet wyraźnie postrzegam, jakbyś nie była „właścicielką” samej siebie.
– Nie spiesz mnie tak ciągle do tego wesela. Mówiłam ci, że nie jestem jeszcze gotowa do podjęcia decyzji i wyznaczenia daty ślubu. I nawet nie wiem, czy w ogóle chcę wychodzić za mąż. Kiedykolwiek.
Chłopak udał, że nie dosłyszał…
– Tak długo się zastanawiasz… A może nie jestem dla ciebie odpowiednią partią? Może myślisz o kimś innym? Zdążyłem już zauwazyc, jak szerokie masz w naszej korporacji kontakty i układy… Wszak nie każda ze stażystek jest przez szefa zapraszana na kolację…
– Nie pleć bzdur! Toni… Bartus – to przyjaciel rodziny mojej mamy. Dobrze o tym wiesz…
– Wiem, wiem…
– No, właśnie… przyjaciel? – I zastanowiła się przez chwilę, – nie jestem tego taka pewna. A raczej na pewno nie jestem…
Chłopak spojrzał pytająco na dziewczynę.
– Niedawno powiedziałam matce parę słów prawdy… Teraz jest na mnie za to wściekła. – ze smutkiem stwierdziła.
– O czym jej powiedziałaś?
– O moich podejrzeniach wobec kogoś, kto jest dla niej kimś bardzo ważnym, na którego przewinienia i przestępstwa nie mam jednak wiarygodnych, jej zdaniem, dowodów.
– Kurczę! No to jak mogłaś rzucać podejrzenia, na kogoś dla mamy ważnego, bez twardych dowodów?
– Oskarżyłam człowieka o wielkie wykroczenia, można by nawet powiedzieć: potworne przestępstwa… a ona, moja matka, nie uwierzyła mi i uznała, że te przestępstwa, te wszystkie potworności żyją tylko i zachodzą w mojej chorobliwej wyobraźni…
– A jakie masz dowody? I co to za potworności?
– Postaram się, aby przekonać ją i udowodnić o tym zbrodniarzu prawdę, – zapinając swoją walizkę i wprowadzając kod do szyfrowaego zamknięcia – niechętnie odpowiedziała dziewczyna.
– A kim jest ten „on”? To jakiś kuzyn? Kogo, Ninko, obwiniasz?
– Antku, odłóżmy, proszę, tę rozmowę na kiedyindziej. Nie chcę już dzisiaj dręczyć się przykrym rozpamiętywaniem. Chyba już pora, abyśmy ruszali na lotnisko. Udajemy się na uroczyste przyjęcie. Nie psujmy nastroju.
Janusz i Marina – lista rozdziałów