Gdy Twój głos usłyszałem raz pierwszy, drżenie mnie
ogarnęło. Serce stuknęło nieporadnie
i długo trwało, nim do spokoju wróciło.
Odtąd mogłem cię już słuchać słodko i miło.
Dziwne to! – myślę. Wszak nigdy Cię nie widziałem,
nie znam twarzy. Czy grzywkę masz nad nią na stałe?
– Nie wiem tego. Nie znam nawet dotyku Twych rąk,
koloru Twych oczu też nie znam, bo niby skąd?
Znam jednak już Twój głos, rozpoznałbym go pośród
miliona innych. Jest niczym tajemny ogród,
gdzie wśród nieznanych pnączy z dumą się unosi
Bluszcz narracyjny i inne różne cudności.
Przypomina mi brzmieniem dźwięk zimowych sani,
dzwoneczki, poświst grudniowego wiatru. Mami
ciepło, którym pulsuje. Tembr koi niczym w snach.
Twój głos… Ach! Ten Twój głos… W nim mieszka cały Twój świat!
Czasem świerka niczym chórek ptaków za oknem,
czasem zżyma się, gdy słowa są przeokropne,
czasem kolor rozkwitających róż go mości
i dźwięk harf intonuje w nim arie miłości.
Twój głos ma moc czarów, jak ptak w przestworzach bierze
mnie w podróż do chmur. A ja, przyznam się szczerze,
wstrzymując czas, leciałbym z nim przez gwiezdne mile,
nawet, by zgubić się z nim gdzieś w kosmosu pyle.
W Twoim głosie mogę się nurzać jak w jeziorze.
Pytasz, co ujrzałbym, patrząc znad tafli? Może
jak zrywasz dachy? Pokładasz w przystani drzewa?
Bo i takich emocji w Twym głosie potrzeba.
I są! Gdy już musisz, dmiesz nimi w mocne tony,
tak, że aż staje się odrobinę szalony.
Na szczęście tak bywa z nim bardzo, bardzo rzadko.
Dlatego Twój głos dla mego serca jest gratką.
Twój głos jest jak nektar, jak ambrozja, narkotyk.
Jak haust ozdrowieńczego powietrza, wody łyk,
której na próżno szukały spragnione usta.
Tu – znalazły. Twa studnia nigdy nie jest pusta.
Twój głos jest pełen pasji, czułości i ciepła.
Jest piękny sam w sobie, cokolwiek byś nie rzekła.
Niech oplata więc duszę jak poetycka nić.
A dziś tylko marzę, by go kiedyś utulić.