O koniach i kropkach

Koń (equus pospolitus), jaki jest każdy widzi. Więc Królestwo za konia!… Nawet na biegunach – przecież darowanemu (koniowi) w zęby się nie zagląda! Zresztą, niektórym wystarczy lustro – sami mają łeb jak koń! Może nawet pstry, – na którym łaska pańska jeździła. Znając się, jak łyse konie – konie mogliby razem kraść! A tymczasem – kombinują! – jak koń pod górę. Widocznie nie mają końskiego zdrowia, a za to koński rozum. Dam, więc im radę: wyrzućcie babę z wozu – a koniom będzie lżej! I zobaczycie! – pójdą konie po betonie tak, że i w sto koni nie dogoni… Konia jednak z rzędem temu, kto w tej końskiej sekwencji dopatrzy się KOŃsekwencji…

Witam po tej końskiej dawce humoru, przyznam, że trochę na pourlopowym luzie. Dzisiaj jednak felietonik niekoniecznie tylko o koniach, a o moim osobistym koniku, lub, jak kto woli o ukochanej kobiecie – Polszczyźnie, która, cytując za profesorem Miodkiem – „jak piękna hurysa – mami, czaruje, a z czasem przyprawia nieokrzesanych o wstyd: za brak ogłady i manier…”. Dzisiaj – słów kilka o ortografii. A właściwie… tylko o kropeczkach, które jak piegi na nosku – niektórym dodają, innym urody i krasy ujmują. Zatem ad rem, mości Panowie, czas zacząć… Czy pamiętacie późne lata osiemdziesiąte? Gdy jak grzyby po deszczu na szyldach pstrzyły się coraz to nowe neony spółek z dumnym dopiskiem „S.A.”? Jedne wzbogacały go o kropki – innym wystarczał klasyczny kanon. Co to za licho?! – biadoliłem. Czemu raz tak, raz siak? Czemu różnie pisują identyczny skrót? Mój wierny przyjaciel – słownik języka polskiego wątpliwości nie zostawiał za grosz: w skrótowcach, tj: wyrazach powstałych z pierwszych liter lub sylab wyrazów tworzących jakieś wyrażenie, kropek nie stawiać! Profesor Bralczyk, którego indagowałem na tę okoliczność na falach eteru – literalnie regułę potwierdził, nieco mniej wprawdzie ubolewał, ale i tak jak z mankietu posypał wzorcowymi przykładami, takimi jak: PKP, FSO, UJ, AC, OC, USA, PS (mimo łac. P.S.), PZMot, MKOl i tak dalej. Objawiona prawda okazała się więc ponura i przykra: ortografia nie była silną domeną menedżerów post-radzieckiej epoki. Dlatego w konsekwencji – dzisiaj, względem tych niecnych kropek mamy dowolność rodem z dzikiego Zachodu (czytaj: Wschodu). Usankcjonowane w statutach spółek prawa handlowego – rozłożyły reguły polskiej ortografii na obie łopatki. Na amen w pacierzu. Jedyne, co dobre dla nas to to, że nie musimy za innych wstydzić się kropek w neonie wielu sztandarowych spółek (patrz, np.: Telewizja Polska S.A.). Chcieli – to mają! To przecież efekt tej usankcjonowanej kulturowo normy, jak się okazało, tak samo dobrej – jak kolejne piegi na nosku pięknej, profesora Miodka, hurysy. A że nie każdy gustuje w urodzie gąski Balbinki i Agatki (pamiętam z dzieciństwa – miała mnóstwo piegów!) – to jego prywatna sprawa.

Póki co, wracam do koni i koników. Są dla naszej polskiej tradycji na pewno ważniejsze niż, jak się okazuje, grymaśna polska ortografia. Więc: na koń, mości panowie! Pora KOŃczyć, KONIEcznie – ze starymi nawykami. Podobno nadchodzi nam Nowe! Czwarta Rzeczpospolita. (Oby tylko bez dopisku S.A.)

30 września 2006

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *