Żył był sobie książę. Zwyczajny taki. Podobny do wielu innych księciów. Książę – i tyle. I żeby jeszcze choć czymś różnił się od od innych książąt. No niczym. By wszystkim było prościej, postanowił skromnie siebie nazwać: Księciem. Nie jakimś tam księciem suwerennego księstwa lub „Jego ekscelencją”, wspaniałym Ludwikiem czy Zygmuntem; po prostu: Księciem, i już.
Oj, nieszybko ta bajka będzie się rozwijać, tak jak i nieszybko potoczą się sprawy. Na razie dowiedz się, czytelniku, że nasz Książę spokojnie sobie przeskoczył z krainy bajek – prościutko do realnego świata, naszego świata. A w naszym świecie, jak w sam raz był świąteczny dzień. Wyglądał jak każdy inny dzień tygodnia, i dlatego wszyscy w domostwach lenili się, lub oglądali telewizyjne seriale, albo słuchali audycji o spieraniu się ludzi. Ogólnie rzecz biorąc, każdy był czymś zajęty. Dlaczego każdy? A dlatego, bo tu nikt nigdy nie widywał książąt, to i zajmował się swymi sprawami, a krótko mówiąc: czymś. Oczywiście, wielu słyszało o księciach na białym koniu. Niektóre z mieszkanek nawet w nich wierzyły. Ale żadnej nie dane było obserwować takiego gościa z bliska.
Niektórzy z mężczyzn, korzystając z tego faktu i pod płaszczykiem nieznajomości książęcych etykiet, próbowali się pod nich podszywać. Jednak na ogół bez jakiegoś specjalnego powodzenia. Ponieważ, jak powszechnie wiadomo, księciem nie bywa się dzień albo dwa. Księciem się bywa od urodzenia, całe życie. Wystarczyło więc trochę zaczekać i szydło samo wychodziło z worka.
Oj! Szydło dziś dwuznaczne słowo. Więc powiem inaczej: podszywający się pod Księcia przysłowiowy księżyc nigdy nie wyrastał na Księcia. To podszywającego się pod Księcia księżyca na księżyc wysyłano.
I oto nasz Książę jedzie sobie po krętej acz szerokiej ulicy, na przykład po Osiedlowej w Starych Babicach. Jedzie i cieszy się otaczającym światem. I choć mu mama opowiadała, że ten realny świat jest wielki, to że aż taki wielki – bardzo go naprawdę dziwiło.
Jedzie i patrzy na szeroki bulwar i rosnące przy bulwarze niesamowite drzewa. Patrzy na spacerujące poboczem eleganckie panie ukraszone niezwykłymi ozdobami. Niektóre z nich spacerują razem z pieskami. Niektóre piesków nie mają, ale z tego powodu ich talie wcale nie prezentowały się gorzej.
Modulowane dźwięki gitar mieszały się z dolatującymi to stąd, to zowąd cytatami mędrców: Wielkiego Jarosława albo mądrego Antoniego. Kolorowe sukienki przemykały przez kolorowe przydomowe kwietniki i nie było możliwym odróżnić, co jest kwiatem, co kobietą. Taki pastoralny obrazek powszechnego szczęścia i powszechnej równowagi fascynował. I jedno było przynajmniej jasne: świat jest piękny i wszystko w nim wspaniałe.
I nagle nad tym sielskim pejzażem rozległ się bijący po sercach i duszach okrzyk:
– Ludziska! Patrzcie!… Książę!!
Przez chwilę zapanowała cisza, na moment świat zamarł. Zastygł każdy listek każdego drzewa. Każdy płatek każdego kwiatka. Osypały się nagle przemykające przez klomby kolorowe sukienki i kwiaty. Wzniosłe myśli i cytaty rozlały się po ziemi w postaci opadu gradu i deszczu, ponieważ wypowiadające je usta pozamierały w niemym zachwycie. Chwilę później pustka swego zacnego miejsca ustąpiła ciszy.
I ta cisza została przerwana przez tętent setek obcasów, poszumem szybkich, gołych stóp i szelestem niewieścich kosmetyczek.
I oto nasz Książę otoczony został gęstym pierścieniem. Pierścieniem w pierścieniu.
„Boże, nigdy nie myślałem, że istnieje tak wiele pięknych kobiet! Skąd one się wzięły? Mama nigdy mi o nich nic nie opowiadała” – błysnęła w książęcej głowie znikąd przybyła myśl. „Jaki piękny!” – Błysnęła druga myśl, wiadomo skąd przybyła, w głowach otaczających go kobiet.
Jedna skromna nieskromnie ubrana kobieta o imieniu Justyna podeszła do księcia i zapytała:
– Kim jesteś, przystojniaczku?
– Jestem Księciem. Po prostu: Księciem. – Odpowiedział zakłopotany Książę.
Justyna podeszła do niego i, patrząc w głębokie oczy Księcia, nagle go uszczypnęła.
– Oj, oj! – Jęknął Książę.
– Dziewczyny! On jest prawdziwy! Prawdziwy!!
I Książę zaczął być przerzucany z rąk do rąk…
I koniec bajki, bo nie wiem, co te baby dalej z nim porobiły…..