Siedemdziesięcioletni wdowiec, z dużymi na nosie okularami w złotych oprawkach, siedzi w autobusie i czyta najnowszy numer osiedlowej gazetki. Przed nim kilka przystanków, nie traci więc czasu i niestrudzenie zapoznaje się z lokalnymi aktualnościami.
Autobusem kiwnęło. Przystanek. Podniósłszy wzrok zauważył, że na przeciwko przysiadła się niewielkiej postury, w średnim wieku kobieta. Ubrana była w jaskrawożółtą bluzkę z długimi rękawami, na nogach – wysokie karmazynowe kozak…i. Na ustach w identycznym kolorze szminka.
„Taa… – pomyślał – ta czerwona, wyzywająca pomadka… Nie na jej wiek. Wygląda wulgarnie” – I westchnął z politowaniem.
Potem jednak, gdy jego wzrok zatrzymał się na jej małych brązowych oczach, mężczyzna znieruchomiał. Zamarł z wrażenia. Nigdy nie widział tak wyrazistych, głębokich, przenikliwych, iskrzących się oczu i… pełnych jakiegoś niepojętego, młodzieńczego błysku. One dosłownie promieniowały i szczęściem, i radością, i miłością… Wszystkim naraz. Patrząc w nie – tonął, rozpuszczał się w ich cudownie ciepłym blasku.
Tymczasem pulchne usta kobiety dotknął ledwie zauważalny uśmiech. Kobieta otworzyła tomik „Krótkich opowiadań o miłości” i lekko przymrużyła oczy… A wtedy, jego męska dusza, jego całe ciało zaintonowało melodią miłości. Czuł podniecenie, czuł jak rozbudzają się w nim pragnienia: słodkie, pożądliwe, których od dawna już nie żywił do żadnej kobiety, i myślał, że wraz z odejściem żony zostały na zawsze w nim wygaszone, wyczerpane… Że umarły.
W tej samej chwili po delikatnym kobiecym ciele przebiegł drobny dreszcz. Poczuła, jak licznymi drobnymi żmijkami rozlewało się po niej ciepło, rozlewało i wkradało wszędzie. Do wszystkich, nawet najbardziej skrytych miejsc. Miłą twarz kobiety zaczęły pokrywać ledwo zauważalne różowe plamki; puls emocjonalnie przyspieszył.
Okulary mężczyzny zaparowały. „Mój Boże! Jakie piękne oczy – westchnął. – To nie oczy, to górskie jeziora! Jakże chciałoby się zanurzyć w ich otchłani i nurzać się tam bez końca!”
Ciałem wdowca szarpnęło, jakby przeszedł przez nie silny prąd.
„Taką kobietę rzadko spotkasz… I gdybym ją spotkał trzydzieści, czterdzieści lat temu – za nic bym nie wypuścił… całe życie tonąłbym w jej oczach, rozpuszczał się! Całe życie nosiłbym ją na rękach, pielęgnował i balował, i kochał…
A teraz, co? – Życie minęło; w domu czekają tylko dzieci i wnuki” –- ze smutkiem skonstatował… I wciąż wpatrywał się w nieznaną twarz, starając się zapamiętać każdy szczegół: każdą zmarszczkę, pieprzyk, zgięcie…
Autobus nagle zwolnił, zatrzymał się. Przystanek. Kobieta energicznie wstała, schowała opowiadania do torebki i szybko skierowała się w stronę drzwi.
„Nie znikaj! – Zostaw przynajmniej swój obraz w mej pamięci… Będę długo go wspominał… i całą ciebie, i te twoje oczy!” – krzyknął w myślach. Nic nie pomogło. Kobieta wyszła, znikła z pola widzenia…
„No tak! Przeszła, jak sen, jak poranna mgła.” – Rozmyślał mężczyzna przecierając chusteczką zawilgocone okulary.